Nadal skandal
Premier Buzek pytany, co z czterema wprowadzonymi od 1999 roku reformami, odpowiada gładko i z uśmiechem przymusowego optymisty, że w rym roku, to znaczy dwutysięcznym zaczniemy "konsumować" ich dobroczynne skutki. Publiczność zaś we wiarygodnych ankietach ocenia np. reformę służby zdrowia na minus niedostateczny, pozostałe na plus niedostateczny. Pozostawmy na razie te pozostałe na przyszłość, zatrzymajmy się na chwilę przy tej pierwszej, bodaj najważniejszej i najboleśniejszej. Kto ma rację? Obserwując to, co się wyprawia właśnie w służbie zdrowia, można stwierdzić, czego wcale nie trzeba udowadniać, bo jest to odczuwalne na każdym kroku, że bałagan i związane z nią dolegliwości, jeśli nie nieszczęścia dla pracowników służby zdrowia, a przede wszystkim dla pacjentów, szczególnie dla tych biednych, a tych jest w naszej gminie najwięcej, dopiero się zaczynają. Włóżmy bowiem między bajki to, że teraz to nastąpi w lecznictwie era równości, że wszyscy nareszcie będą traktowani jednakowo, a serdeczna Kasa Chorych zaopiekuje się jak jakiś wszystko widzący Anioł Stróż każdym cierpiącym. Dowodów na to, że będzie akurat długo inaczej, nie trzeba szukać gdzieś tam daleko "w tym kraju", bo dostarcza ich aż nadto nasza tutejsza gminna rzeczywistość. W praktykę opieki zdrowotnej zaczynają bowiem na razie wchodzić surowe prawa ekonomii nic z tzw. "sercem" nie mające wspólnego. Odnoszę, słuchając radosnych zapewnień przedstawicieli władz, że ludzie ci tak naprawdę nie wiedzą albo raczej nie chcą wiedzieć tego, co się dzieje tu na dole, na jakie kłopoty narażeni są w tej chwili szeregowi obywatele wtedy, kiedy odważą się chorować. Trzeba głośno powiedzieć w tym miejscu, że tak samo trudno będzie w przyszłości leczyć się bez pieniędzy, jak dawniej zresztą, jak zawsze. Oczywiście relacje pacjent - lekarz, pacjent - szpital staną się może bardziej "czyste", na pewno mniej będzie posądzeń o łapówki, ale też ludzie szybko powinni się pozbyć złudzeń, że w ciągu najbliższych, daj Boże, kilku czy nawet kilkunastu lat Kasy Chorych będą dysponowały takimi pieniędzmi, by w znaczący sposób podstawowa opieka zdrowotna się poprawiła. Jeśli zapragną tego wszystkiego, czego im nie zagwarantuje Kasa Chorych - kosztownych lekarstw, skierowań do specjalistów, dodatkowych badań, specjalnych sanatoriów, zabiegów itp. "luksusów", to będą musieli za to płacić oficjalnie z własnej kieszeni, nawet za pogotowie, jeśli je wezwą bez skierowania od lekarza podstawowej opieki zdrowotnej.
Przejdźmy do szczegółów. Już wiemy z grubsza, jak będzie działała podstawowa opieka zdrowotna (POZ) w naszej gminie. Wyjaśniono nam to na spotkaniu Komisji Zdrowia w dniu 17 grudnia 1999r. z dyr. ZOZ-u dr. Ciuką i na spotkaniu w dniu 20.12 1999r. zainteresowanych reformą służby zdrowia w gminie tj. władzami ościennych gminy z Węgorzyna, Reska, Radowa i Łobza (burmistrz H. Szymańska i przew. Rady Miasta M. Płóciennik), na których terenie działa obecny ZOZ - z wicestarostą ze Stargardu R. Brodzińskim.
Otóż we wszystkich wspomnianych miejscowościach (gminach) od 1 stycznia 2000 r. odpowiedzialność za utworzenie POZ-ów spada na władze gminne (a raczej zostaje on na nie zwalona). Wszystkie ośrodki zdrowia zostają przekazane władzom gminnym, które muszą się postarać, by w tych ośrodkach zafunkcjonowała podstawowa opieka zdrowotna czyli lekarze pierwszego kontaktu, z którymi Kasa Chorych zawiera kontrakty na tę podstawową opiekę. W Łobzie taki POZ tworzy 6 lekarzy i 12 pielęgniarek, którzy są zobowiązani do całodobowej opieki nad wszystkimi zarejestrowanymi w POZ (Kasie Chorych) mieszkańcami gminy. Oprócz tego będą działać tak jak w tej chwili, zawierający osobne kontrakty z Kasą Chorych specjaliści (rentgenolog, chirurg, neurolog, laboratorium itp.), do których kierowani będą pacjenci przez lekarzy POZ.
A teraz, żeby nie było złudzeń i żebyśmy nie wierzyli w to, co nam nieodpowiedzialnie plotą przedstawiciele obecnego Ministerstwa Zdrowia (m.in. uśmiechnięta wiceminister Knysok w telewizji), że w tym roku to już będzie wspaniale - na jednego zarejestrowanego (ubezpieczonego) Szczecińska Kasa Chorych przeznaczyła w roku 2000 - 58 zł, podczas gdy w 1999r. było tego 62 zł na głowę potencjalnego mieszkańca - pacjenta. NA ROK! NA CAŁY ROK!
Za te pieniądze POZ musi się utrzymać, to znaczy między innymi opłacić ewentualny czynsz za dzierżawienie przychodni, jeśli gmina nie zastosuje wobec niego ulg względnie nie odda doktorom budynku w po prostu w użyczenie, opłacić koszty utrzymania przychodni (energia, ogrzewanie, sprzątanie, środki czystości itp.), zakupić podstawowe szczepionki dla dzieci, leki potrzebne do doraźnej pomocy, utrzymać w sprawności sprzęt ewentualni kupić nowy (pod tym względem POZ łobeski jest wyposażony po prostu nędznie), zapłacić rachunki za kierowanie chorych do specjalistów i do laboratorium, i wreszcie na końcu mieć parę groszy na wynagrodzenia dla lekarzy i pielęgniarek oraz na świadczenia społeczne takie jak np. ubezpieczenia . Z pobieżnych obliczeń wynika, że lekarz będzie miał nawet mniej niż 5 zł za całodobową opiekę nad pacjentem czyli oczywiście mniej niż w roku1999.
Czy jest możliwe, żeby ten interes w ogóle działał? Bo to, co wynika z tych danych - budzi przerażenie. Może się utrzyma - mówią zainteresowani czyli lekarze, którzy utworzyli POZ, ale kosztem olbrzymich wyrzeczeń i wręcz strasznych oszczędności. Nie będzie zakupów nowego sprzętu, lekarstw, ograniczone zostaną skierowania do specjalistów i na badania pomocnicze, będą dalsze zwolnienia pracowników (w POZ-ie nie będzie żadnego pracownika administracyjnego). W całym ZOZ-ie zwolnionych będziew styczniu br. kolejnych 45 pracowników. Dla ilustracji tego problemu - w styczniu 1999 r. w ZOZ-ie łobeskim (dawny powiat) zatrudnionych było (ze szpitalem) 353 osób, w styczniu 2000 r. pozostanie ich po wspomnianych zwolnieniach - 204. W tych warunkach można sobie wyobrazić, czego mogą się spodziewać pacjenci i co są warte zapewnienia władz o cudzie, jaki ich czeka.
Oczywiście już w tej chwil ludzie-pacjenci, którzy dostają się w tryby tej wymyślonej "dla ich dobra" instytucji zaczynają się oburzać, że nie są traktowani jak ludzie, że spotykają się z coraz większą mitręgą i trudnościami w dotarciu do lekarzy, do specjalistów. Na ogół swoje niezadowolenie kierują przeciw tym, co są pod ręką, przeciw służbie zdrowia. Władze centralne wymyśliwszy reformę służby zdrowia postąpiły w tym względzie z perfidią iście szatańską - utworzyły między sobą a rozwścieczonymi pacjentami bufor w postaci pozbawionych środków działania lekarzy i pielęgniarek, na których można zwalać winę za swoją nieodpowiedzialność, za bałagan, jaki się wytworzył. Tymczasem ich wina w tych warunkach polega na tym, że w ogóle istnieją i że nędza, dosłownie nędza, przymus ekonomiczny i zwykła ludzka uczciwość pobudza ich jeszcze do działania. Nie wiadomo, czy POZ upora się z tym wszystkim i czy starczy mu pieniędzy na całoroczną działalność, jeśli nie, to świadczenia trzeba będzie jeszcze bardziej ograniczyć. To nie żart, ale mówi się, że coraz więcej do roboty w Polsce będą mieli różnego rodzaju szamani i uzdrowiciele. Całe szczęście, że opinia publiczna zaczyna zwolna rozumieć tę cyniczną grę. Jakby tego było mało, wiadomo już, że POZ nie będzie w stanie uporać się z utrzymaniem dzisiejszego Ośrodka Zdrowia i nosi się z zamiarem przeniesienia swojej działalności do skrzydła, gdzie dzisiaj mieści się przychodnia dziecięca. Co z resztą budynku? W części będą działali lekarze-specjaliści, ale całego gmina nie będzie w stanie utrzymać. Jak będzie działał POZ? Otóż podobno prawie tak, jak do tej pory. Teoretycznie cudownie. Chorzy będą mieli podobno zapewnioną całodobową opiekę lekarską. Kolejna bieda to ta, że z dniem 1 stycznia 2000r. przestaje działać całodobowe ambulatorium w pogotowiu, że w ogóle w Łobzie pozostanie tylko jedna karetka reanimacyjna i druga transportowa. Pogotowie nie będzie wyjeżdżać na wezwanie pacjenta, tylko na wezwanie lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, który stwierdzi, sam dojechawszy własnym pojazdem do chorego, czy jej przyjazd jest potrzebny dla ratowania życia. Jeśli pacjent sam wezwie karetkę, to będzie musiał za jej kurs zapłacić.
Twórcy obecnej reformy służby zdrowia wcale nie musieli jej wymyślać, tacy genialni to oni nie są i nie powinni uważać się za geniuszy, chociaż bardzo by chcieli. Według podobnych zasad działa społeczna służba zdrowia np. w Niemczech i robi to dobrze ku zadowoleniu ludzi. Jest jednak zasadnicza różnica między nami a nimi - w Niemczech nakłady na Kasy Chorych są relatywnie dziesięciokrotnie wyższe niż w Polsce i ich system kształtował się przez 150 lat. Nasza reforma została wprowadzona bez pieniędzy przez teoretyków niejako "z góry", którzy założyli, że to wszystko musi zadziałać, że jakoś to będzie, że musi być (podobnie jak tow. Lenin wprowadził kolektywizację i nacjonalizację przemysłu - nas to też dotknęło ze skutkiem strasznym), bo jest to sprawa prestiżu politycznego. W końcu koszty całej tej imprezy spadły i spadają na barki najbiedniejszych obywateli, bo ci zamożniejsi jakoś sobie poradzą. Jest jeszcze jedna strona tej afery - mianowicie zabrali się do niej nie fachowcy, ale partacze z politycznego nadania, co raz po raz wychodzi na jaw przy okazji marnotrawienia czy pospolitego szarpania "do siebie" skromnych funduszy przeznaczanych na służbę zdrowia w budżecie państwa. Można w to uwierzyć, że rzeczywiście tych pieniędzy nie ma wiele, że więcej ich nie można dać, ale przy okazji duża ich część ginie po drodze w labiryncie różnych pączkujących na poczekaniu instytucji, rad nadzorczych, dyrekcji, komitetów doradczych i monitorujących, prezesów itp. organizmów pasożytniczych, które za swoją pozorną działalność biorą horendalne wynagrodzenia. Ta reforma na dodatek i z tych powodów nie ma społecznego wsparcia, wszyscy - i pacjenci i służba zdrowia uważają ją za rosnące zagrożenie, którego końca nie widać.
Co będzie dalej? Pewnie się to wszystko za wiele lat jakoś ułoży tak czy inaczej. Tylko jakim kosztem i czyją męką?
Wojciech Bajerowicz
Oświadczenie
Z przykrością dowiedziałem się, że w "Wiadomościach Łobeskich" obwiniono mnie jakobym nie zdyscyplinował powiatowych radnych SLD, aby na sesji Rady Powiatu Stargardzkiego w dniu 08.12.1999r. głosowali za odtworzeniem powiatu w Łobzie, mimo że wcześniej obiecywałem, że zrobię wszystko, by powiat w Łobzie powstał. Podobno to ich głosy "przeciw" zadecydowały o nie poparciu wniosku samorządu łobeskiego o zgodę na odłączenie Łobza od Stargardu.
Oświadczam, że "dyscyplinować" radnych nie miałem prawa i nie ośmieliłbym się tego próbować. Czasy stawiania ludzi na baczność i zmuszanie ich do podnoszenia rąk na rozkaz dawno i na szczęście się skończyły. Statut SLD przewiduje dyscyplinę partyjną tylko w głosowaniach nad budżetem, absolutorium i powołaniem zarządu. Radny z Węgorzyna, Ińska, Stargardu, Chociwla czy Kobylanki miał prawo, a nawet obowiązek głosować przeciw wnioskowi, jeśli żądała tego jego społeczność. Radni z Łobza głosowali za swoim powiatem. To nie tylko głosy radnych SLD zdecydowały o wynikach głosowania, bo część z nich głosowała "za". Przeciw byli także radni z innych ugrupowań, a radni UW wstrzymali się od głosu. Źle się stało, że na tak ważnej dla Łobza sesji nie zjawili się i nie przedstawili swoich argumentów burmistrz H. Szymańska i przew. rady z Łobza M. Płóciennik. Być może ich argumenty by przeważyły i głosowanie miałoby inny przebieg.
Oświadczam, że zdania na temat konieczności powołania powiatu w Łobzie nie zmieniłem i nadal będę jej orędownikiem i obrońcą wszędzie, gdzie to tylko będzie możliwe. Natomiast nie rozumiem postawy nie podpisanego obywatela Łobza, który próbuje mi takie działania obrzydzić. Nie tak zjednuje się sojuszników.
Stanisław Kopeć - poseł na Sejm RP
Budżet gminy w 2000 roku
Opłaty, podatki i budżet gminy w 2000 roku
18 grudnia 1999 r. miała miejsce sesja Rady Miejskiej , na której zapadły decyzje na temat tego, jakie obciążenia (opłaty za wodę i ścieki, czynsze), podatki itp. świadczenia, które ma prawo wyznaczyć Rada Miejska na wniosek Zarządu Miasta i Gminy zapłacimy w roku 2000 oraz jaki w ogóle będzie budżet gminy czyli jakimi pieniędzmi będzie Zarząd dysponował, by miasto i gmina w bieżącym roku mniej więcej prawidłowo funkcjonowały. Dodajmy, że oprócz dochodów własnych gmina otrzymuje również dotacje państwowe stanowiące około 60% wpływów do budżetu.
Wydatki, na jakie może sobie pozwolić gmina, nie kształtują się według najpobożniejszych życzeń czy marzeń, ale według tego, jakie dochody można czerpać z tych określonych źródeł; muszą się one bilansować. Powiedzmy sobie z góry - te dochody są bardziej niż skromne i takie, jakie są. Nic tu się nie da wyczarować. Problem polega na tym, jak te środki podzielić. I niestety trzeba tak kroić, na ile wystarcza materiału. I temu właśnie były poświęcone dyskusje na posiedzeniach komisji Rady i na samej sesji budżetowej. Nie były to rozmowy optymistyczne, bo toczyły się głównie na temat: komu zabrać, by komu innemu dodać w warunkach, kiedy wszyscy uważali, że mają za mało i mieli rację.
Ale do rzeczy. W 2000 roku planuje się w Łobzie osiągnąć dochody w kwocie 13 milionów 795 tys. zł (w zaokrągleniu), zaś wydatki na sumę 13 mil. 596 tys. zł; różnica to rezerwa budżetowa. Dla porównania w roku 1999 po stronie dochodów gmina miała 13 mil. 363 tys. zł, po stronie wydatków - 13 mil. 113 tys. zł. Jak z tego widać, tegoroczny budżet jest relatywnie biedniejszy, bo trzeba wziąć pod uwagę inflację oraz obciążenie gminy nowymi zadaniami, wynikającymi z reformy oświaty, a szczególnie zwalenie na gminę organizacji podstawowej opieki zdrowotnej.
W Łobzie nie ma skąd czerpać dodatkowych dochodów - dochody własne gminy są na tym samym poziomie co ubiegłoroczne. Ta tendencja utrzymuje się, co z całą bezwzględnością ilustrują przytoczone powyżej liczby. Nie przybywa w gminie nowych podmiotów gospodarczych, rolnictwo jest w regresie, mniejsze są wpływy z podatków i opłat od osób fizycznych. Szczególnie bolesny jest fakt, że praktycznie nie rośnie także subwencja z Ministerstwa Finansów, stanowiąca w końcu około 60% gminnych dochodów. I tak w roku 1999 wynosiła ona 7 mil. 247 tys. zł, zaś w roku bieżącym wyniesie 7 mil. 301 tys. zł; czyli jest ona wyższa od ubiegłorocznej zaledwie o 54 tys. zł. Przecież jest to relatywnie znacznie mniej niż w roku ubiegłym. Z tej subwencji 4 mil. 630 tys. zł jest przeznaczonych na utrzymanie gminnej oświaty (w roku 1999 było tego 4 mil. 516 tys. zł. Nic też dziwnego, że obecny na sesji radny powiatowy A. Gutkowski (dyr. nowo otwartego gimnazjum) mówił z oburzeniem o tym, że takie potraktowanie szkolnictwa w budżecie państwa w trakcie przeprowadzanej obecnie reformy oświaty to dalsza degradacja majątku szkół, to całkowity brak możliwości przeprowadzania ich modernizacji i podstawowych remontów. Dodajmy, że subwencja oświatowa jest tak ,,sprytnie" obliczona, że wystarcza jej od biedy zaledwie na płace i pochodne, a na wydatki rzeczowe jest w niej tylko 5% pieniędzy. Praktycznie troska o stan majątku szkolnego została zwalona na gminę; tymczasem wiadomo, że ta, taka uboga jak łobeska, nie jest w stanie wydatnie wspomóc swoich szkół w takim stopniu, żeby można w nich było przeprowadzić niezbędne remonty czy modernizacyjne inwestycje na miarę czasu i wymagań wspaniałych programów ministerialnych. Z góry można przewidzieć, że w przyszłości nastąpi nie tyle zakładane przez reformę wyrównanie różnic w kształceniu młodzieży także z małych ośrodków, ale raczej te różnice się pogłębią. Już teraz wiadomo, że szkoły w ośrodkach zamożniejszych władze miejscowe, a także prywatni darczyńcy, zasilają dodatkowymi funduszami pozwalającymi im funkcjonować lepiej niż innym placówkom. Doprawdy trzeba mieć pecha, żeby się urodzić w Łobzie i okolicach i teraz chodzić do szkoły.
Nie podajemy tu szczegółów dotyczących poszczególnych pozycji w wydatkach. Są one mniej więcej takie same jak w roku ubiegłym. Więcej jest o 500 tys. zł na działalność administracyjną, m. in. na remont dachu na budynku Urzędu. Było w 1999 1.578 mil. zł - jest 2.067 mil. zł, 40 tys. zł. na utrzymanie Rady (było w 1999 r. 50 tys. zł - jest 90 tys. zł), o 40 tys. zł na promocję gminy (było w 1999r. 37 tys. zł.- jest 88 tys. zł). Zakwestionowali taki podział pieniędzy radni W. Bajerowicz i E. Kobiałka zwracając uwagę na konieczność zabezpieczenia choćby niedużych sum na wsparcie oświaty, a przede wszystkim rysujących się przed gminą kłopotów związanych z koniecznością przejęcia przez nią od 1 stycznia podstawowej opieki zdrowotnej, bo na ten cel w budżecie przewidziano zaledwie 10 tys. zł , to jest tyle , ile było w roku ubiegłym. Zdaje się, że świadomość zagrożeń wynikających z tej ,,reformy" chyba jeszcze do radnych nie dotarła. Wspomnianych dwoje radnych wstrzymało się od głosu, pozostali głosowali za przyjęciem budżetu w formie zaproponowanej przez Zarząd. Trudno się dziwić, że dyskusja budżetowa była mizerna, była ona na miarę środków, którymi będzie dysponowała gmina w 2000 roku. Jak tu można nalać z próżnego?
Osobna sprawa to uchwalone przez Radę opłaty (bo należy to do jej kompetencji), takie jak opłata za wodę i ścieki, wywóz śmieci oraz czynsze, które w budżet nie wchodzą, a zasilają działalność Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych, Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji oraz ZGM. Są to opłaty, które bodaj najbardziej obchodzą mieszkańców, bo odczuwają ich dolegliwość co miesiąc, płacąc wystawiane im przez te instytucje rachunki. Wspomniane zakłady przedstawiły Radzie swoje kalkulacje, z których wynikało, że ze względu na rosnące koszty (wzrost cen energii elektrycznej, paliw itp., konieczność prowadzenia kosztownych remontów, podjęcie prób ocieplenia budynków komunalnych) muszą one podnieść ceny świadczonych przez siebie usług. I tak: czynsze rosną o 25% (3 radnych przeciw, 1 wstrzymał się), wywóz śmieci o 15% (1 przeciw), woda i ścieki odpowiednio o 23,6% i 21,7% (2 przeciw, 3 wstrzymało się). Czy podwyżki te musiały być aż tak duże?
Jeśli dodać do tego wzrost cen energii elektrycznej, gazu, nieznaną jeszcze podwyżkę cen za ciepło, to można stwierdzić, że życie codzienne w naszym mieście dla większej części jego mieszkańców będzie znacznie droższe, a w związku z tym trudniejsze niż w roku ubiegłym, ponieważ zapowiadany wzrost płac, emerytur i rent nie zrównoważy tych podwyżek. Wszystko to nie wymaga chyba komentarza. Będziemy żyli biedniej i nie ma się z czego cieszyć.
REDAKCJA
Życzenia
Od: Tadeusz
Temat: Życzenia
Data: 20 grudnia 1999 20:54
Zdrowych i Wesołych Świąt i wszelkiej pomyślności w Nowym - 2000 - Roku
oraz pozytywnych efektów w walce o sprawiedliwość dziejową w postaci
przywrócenia powiatu
wszystkim jego mieszkańcom, zespołowi redakcyjnemu "Łobeziaka" i jego
czytelnikom
Tadeusz Smugała
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy
Kolejny Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej tuż, tuż!!!
9 stycznia 2000 roku odbędzie się VIII Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Organizatorem tegorocznej imprezy po raz kolejny jest Zespół Szkół i. T. Kościuszki w Łobzie. Opiekę nad sztabem objęli Kazimierz Chojnacki - wicedyrektor i nauczyciel Marcin Łukasik. Bardzo nam już pomógł dyrektor Domu Kultury Dariusz Ledzion udostępniając salę i inne niezbędne urządzenia. Do organizowania tej wielkiej charytatywnej imprezy włączyli się także: Liga Obrony Kraju i liczni sponsorzy. Sztab WOŚP zaplanował w tym dniu wiele ciekawych atrakcji. Rano na ulice miasta wymaszeruje stu wolontariuszy, którzy zbierać będą od życzliwych ludzi pieniądze. Równolegle przy fontannie odbędzie się aukcja różnych interesujących przedmiotów, występy łobeskiej orkiestry oraz wiele innych ciekawostek. . Uwieńczeniem całej imprezy będzie koncert rockowy w Domu Kultury.
LICZYMY NA HOJNOŚĆ SPONSORÓW ORAZ LUDZI O WIELKICH SERCACH
Mamy nadzieję, że tegoroczna kwesta będzie bogatsza zarówno finansowo jak i rozrywkowo.
ZAPRASZAMY SERDECZNIE - organizatorzy
Wcześniejszych wpłat można dokonywać na konto : Liceum Ogólnokształcące w Łobzie, PKO BP Drawsko Pomorskie, Ekspozytura w Łobzie,
numer konta : 10202847-65328-270-1
z dopiskiem: Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy
Więcej informacji o Wielkiej Orkiestrze znajdziesz na oficjalnej stronie
WOSP
takżeWOSP w Łobzie
Życzenia z Niemiec
Z Niemiec, ze Związku Ojczyźnianego Łobzian (Heimatgemeinschaft der Labeser), z którym od pierwszych numerów "Łobeziaka" utrzymujemy dobrosąsiedzkie i osobiste kontakty, dostaliśmy takie oto sympatyczne życzenia noworoczne, z prośbą o ich zamieszczenie:
"Heimatgemeinschaft der Labeser życzy wszystkim swoim polskim przyjaciołom zdrowego i pełnego osiągnięć Nowego Roku.
Powiązana z wami przyjaźnią i wspomnieniami o ziemi rodzinnej -
Hildegerd Muller, przewodnicząca Związku"
Życzenia z Łobza
I my ze swej strony życzymy pani Hildchen, jej bliskim i członkom Heimatgemeinschaft der Labeser wszystkiego najlepszego w Nowym 2000 roku, przede wszystkim zdrowia, a potem kolejnych przyjacielskich wizyt w Łobzie, gdzie jak zwykle powitamy ich serdecznie i gościnnie pamiętając, że nasze miasto to także ich dawna ziemia rodzinna.
Za Redakcję "Łobeziaka" - Wojciech Bajerowicz
Przed końcem roku. Z daleka od Łobza
Jeszcze w listopadzie odbyłem kolejną, dość niezwykłą, podróż tym razem do Alabamy. W stolicy tego stanu Montgomery, w 1861r. przedstawiciele zbuntowanych stanów Południa utworzyli związek, który przeszedł do historii jako Konfederacja. Dało to początek trwającej cztery lata wojnie domowej, pełnej zawziętych i krwawych walk, (zarówno po stronie Unii, jak i konfederacji zginęło po około 400 tysięcy ludzi). W Montgomery zwiedziłem siedzibę przywódcy Konfederacji Jeffersona Davisa, a także miejsce, z którego poprowadził swój ostatni marsz na Waszyngton, w imię praw czarnych obywateli USA, dr Martin Luter King. Obecnie walka o zrównanie w prawach ludności murzyńskiej jest już tylko historią. Zresztą pełen szacunku stosunek do historii, tej sięgającej czasów walki z Indianami i wojny secesyjnej, ale też czasów najnowszych, widoczny jest na każdym kroku. Nie służy to bynajmniej jakiemuś "rozdrapywaniu ran", martyrologicznym wspomnieniom, wzajemnym wypominaniom czy podtrzymywaniu jakichkolwiek podziałów. Jest w tym jakaś racjonalna podstawa, jak w wielu innych kwestiach, z jakimi zetknąłem się w Ameryce, gdzie przebywałem właśnie po raz czwarty. W niektórych przypadkach, jak choćby tzw. molestowania seksualnego czy równości praw, dostrzec można pewną przesadę w porównaniu z europejskimi standardami, ale w tym także wyraża się amerykańska specyfika. Imponowało mi natomiast traktowanie programu wizyty, zaplanowanej w najdrobniejszych szczegółach i realizowanego z dokładnością "co do minuty". Bardzo sympatyczni i bezpośredni gospodarze wszelkie obowiązki traktują bardzo serio i z niezwykłą dyscypliną. Wyraża się w tym ich bardzo poważny stosunek do pracy, czasu własnego i czasu innych, np. gości. Celem mojej wizyty był Uniwersytet Sił Powietrznych, znajdujący się w bazie Maxwell nieopodal Montgomery. Jest to ogromna uczelnia, kształcąca również przedstawicieli armii z kilkudziesięciu krajów, w tym oczywiście i z Polski, świetnie zorganizowana i wyposażona. Zapoznałem się z programami i organizacją kształcenia we wszystkich ośrodkach, tworzących tę uczelnię, zawsze przyjmowany z szacunkiem i serdecznością. Jako zastępca komendanta Akademii Obrony Narodowej do spraw dydaktycznych otrzymałem wiedzę interesującą i imponującą, którą rad bym wykorzystać w swojej uczelni.
W drodze powrotnej zatrzymałem się w Memphis, zbyt jednak krótko, by zwiedzić np. Graceland - muzeum E. Presleya. Za to kilka godzin spędziłem, oczekując na samolot, w Amsterdamie, gdzie wcześniej w czerwcu przebywałem kilka dni. Dzięki temu mogłem swobodnie spacerować po tym pięknym mieście, słynącym kiedyś z handlu i fabryk diamentów, a dziś również z braku wielu zakazów (na ogół wiadomo czego dotyczących) Pomimo tego czułem się tam znacznie bezpieczniej niż w Warszawie, zaś ludzie, choć w większości protestanci, sprawiali wrażenie pogodnych i zadowolonych, jakby pozbawieni agresji i chamstwa, co staje się u nas czymś coraz trudniejszym do zniesienia.
3 grudnia w Ł. obchodziliśmy okrągłą rocznicę urodzin mojej ukochanej siostrzyczki. Rodowitej Łobezianki. A potem już tylko przygotowania do Świąt i przedostatniego w tym wieku Sylwestra, w trakcie których piszę ten tekst - ostatni w 1999 roku. Z kolei w Nowy Rok może się już okazać, jakim stopniu byliśmy przygotowani do zabezpieczenia się skutkami komputerowego problemu milenijnego. (Y2K). W krajach rozwiniętych już dwa lata wcześniej podjęto kompleksowe prace przeznaczając nań znaczne środki. Świat w coraz większym stopniu uzależnia się od sprawności systemów informatycznych stosowanych niemal we wszystkich dziedzinach życia. Pisałem o tym na początku mijającej dekady w książce pt. "Przestępcze oblicze komputerów", piszę o tym także w "Społeczeństwie informacyjnym" (m.in. o "wojnie cybernetycznej'). Jeszcze tylko jeden rok i wiek XX przejdzie do historii. Ale ten rok trzeba najpierw sensownie i godziwie przeżyć, by godnie wejść w następne stulecie (i tysiąclecie), by godnie wejść w następne stulecie (i tysiąclecie). Jaki to będzie rok? Jedno jest pewne, że kłopotów, z jakimi będziemy się borykać, z pewnością nie ubędzie. Od dawna głoszone są przeróżne podsumowania mijającego wieku, często bardzo interesujące, a zatem może warto pokusić się i o własne. Ale na to mam sporo czasu w 2000 roku. Za kilka dni Święta, o których tak napisano: "Mimo towarzyszącego mu jarmarcznego zgiełku i zabiegania, Boże Narodzenie, bardziej niż pozostałe główne święta, fascynuje tak wielu również stojących z daleka od Kościoła! Skąd to się bierze? Niech nikt nie mówi, że to tylko wspomnienia beztroskiego dziecnstwa, do którego my, dorośli chętnie wracamy myślą w twardych realiach codziennego życia A może jest akurat odwrotnie? Boże Narodzenie fascynuje, ponieważ wszyscy, mniej czy bardziej wyraźnie czujemy, że narodzenie tego Dziecka jest w jakiś sposób związane z tęsknotami i nadziejami, których i dziś nie zapomnieliśmy."
Piotr Sienkiewicz
Strach
/gadka dziadka/
Wbrew temu, co się mówi o triumfach demokracji, o tym, że nareszcie mamy wolność, bo niby każdy może w ramach obowiązującego prawa robić to, co mu się podoba - ludzie się u nas boją bardziej niż kiedykolwiek. I nie jest to ten strach, który psychologia nazywa uczuciem elementarnym, podstawowym i w zasadzie w końcu pozytywnym, bo ostrzegającym człowieka przed zewnętrznymi zagrożeniami, uczuciem zmuszającym go do ciągłej czujności, ważenia każdej decyzji, przewidywania za i przeciw, wymyślania i wyobrażania sobie możliwych niebezpieczeństw, psychicznego zbrojenie się przeciw nim, a w rezultacie do tworzenia w sobie motywacji do działania, do obrony, do zwycięstwa.
Dziadkowi idzie o strach inny, ten, który pojawił w ostatnich latach pod wpływem okoliczności i zagrożeń, jakie zaistniały w wyniku zachodzących u nas przemian politycznych, a przede wszystkim gospodarczych. Jesteśmy tak jakby wolni, jednak boimy się nieporównanie bardziej niż w czasach tak zwanej "małej stabilizacji". Ten nowy strach wynika z konieczności stawienia czoła rzeczywistości, która się ciągle zmienia i która z wolnością ma związek tylko teoretyczny.
Teraz to wszyscy wolni ludzie, jak zauważył znany z formułowania złotych myśli Lech Wałęsa, mogą brać swoje sprawy w swoje ręce. Rzecz w tym, że tych "spraw" jest za mało jak na prawie czterdzieści milionów Polaków. I tylko dla niektórych, to znaczy dla około górnych 250 tysięcy twórczych, jak to obliczyli teoretycy reformy podatkowej, starczy ich na tyle, żeby mogli się oni naprawdę twórczo bać czyli tak kombinować, by ich świadome działanie, ich decyzje przynosiły im samym zyski i dobre samopoczucie, by jeszcze coś tam z ich stołu skapnęło reszcie narodu w postaci tak zwanych miejsc pracy, jakiejś tam opieki socjalnej czy nadziei na to, że jutro będzie lepiej.
I niestety, ci "wszyscy", ta reszta w związku z tym musi uczestniczyć w tym, co niekiedy nazywa się brutalnie "wyścigiem szczurów" czyli żywiołową ucieczką do przodu, bez oglądania się, bez skrupułów, na siłę, często po grzbietach słabnących lub mniej odpornych konkurentów lub po prostu tych, co są niepotrzebni, jakichś tam emerytów, bezrobotnych. To nie margines - na przykład w roku bieżącym tych ostatnich może być według prognoz pesymistów 20%, według optymistów - "nieco" mniej. A swoją drogą to cudowny mechanizm ta wolna konkurencja. Nikt nikogo nie pilnuje, nie potrzeba żadnych nakazów, ideologii, duchowych przywódców, a cały interes kręci się mniej więcej prawidłowo i jest wyjątkowo wydajny. Bicz utraty pracy, przynajmniej w naszych polskich i łobeskich warunkach, w wolnym i demokratycznym kraju jest skuteczniejszy w motywowaniu ludzi do roboty niż jakakolwiek fizyczna przemoc w przeszłości. Gdy dodać do tego nadzieję, że w tych nowych warunkach każdy "wolny" człowiek może zostać milionerem jak jakiś znany z imienia i nazwiska gwiazdor, prezes, gangster czy polityk - to jest o czym marzyć i ...właśnie bać się, że ten miraż może się nie spełnić, a potem robić wszystko, żeby się spełnił. Masa ludzka daje się na tę nadzieję co jakiś czas nabrać. Bodaj pisał już coś na ten temat Dziadek. Niejaki Napoleon Bonaparte szykując swoich wolnych Francuzów do krwawych bitew przekonywał ich, że każdy z nich nosi buławę marszałkowską w tornistrze i pokazywał im dla przykładu towarzyszącego mu marszałka Neya, który rzeczywiście zaczynał jako zwykły żołnierz. No i przykład skutkował, Francuzi podbili całą Europę. Ironia czy może perfidia losu w tym, że żadnemu z tych, co po drodze polegli i z tych, co przeżyli, nie udało się powtórzyć kariery marszałka Neya. W słynnych i wymarzonych USA funkcjonuje do dzisiaj mit pucybuta, który potem został milionerem, jako przykład, że w tym cudownym kraju każdy ma równe szanse. Niestety nie wiadomo, jak się ten pojedynczy facet, ten Ney amerykańskiego kapitalizmu nazywał i kiedy to było. Wiadomo natomiast na pewno, że to nie był żaden z tych milionów Polaków, którzy tam wyemigrowali ani z kilku milionów Indian, których tam w XVIII i XIX wieku delikatnie mówiąc - eksterminowano. Dzięki czemu zresztą i naszym emigrantom i pucybutom było tam rzeczywiście łatwiej. A Kościuszko, a Pułaski? Tylko bez przesady - byli to zawodowi wojskowi, którzy akurat w tym czasie byli bezrobotni i pojechali do Ameryki, gdzie bardzo się tamtejszym farmerom przydali w wojnie z zawodową armią angielską. Kościuszko zresztą został nagrodzony przez rząd USA bardzo dużymi obszarami ziemi. Pułaski już nie, bo poległ.
W Polsce przeżywamy właśnie czas załamania się rozbudzonej kilkanaście lat temu nadziei na to, że wszystko dobre jest możliwe. I wielu ludzi się tego najzwyczajniej boi, bo na własnej skórze przekonują się oni, że wcale tak nie jest. Boją się swoich szefów, boją się zagłosować jawnie, godzą się na upokorzenia, na płace, na warunki pracy, na omijanie przepisów, tłamszą w sobie gorzki strach, po kątach narzekają i pomstują na zwierzchników i aktualne władze. Nie jest to strach mobilizujący, ale wynikający z przekonania, że w tej chwili nic się nie da zrobić w ich konkretnych przypadkach, że nie są oni panami własnego losu, a raczej jego popychadłami i nie zostaje im nic innego prócz wegetacji, życia z dnia na dzień. Wiele profesjonalnych sondaży opinii publicznej wykazuje, nie szczędzi nam tych wyników prasa i telewizja, że nastroje większości rodaków nie są pogodne, szczególnie na wsi i w takich małych miastach jak nasze. Ubocznym, moralnym skutkiem tego zjawiska jest rozrost lizusostwa, uległości i dwulicowości oraz pesymizm, a wcale nie ubocznym, a nawet rosnącym, rozpaczliwe, a częściej brutalne szukanie drogi na skróty. Wzrost przestępczości, kradzieże, rozboje, mafie, prostytucja wynikają przecież z chęci szybkiego poprawienia sobie bytu, posiadania tego wszystkiego, na co mogą sobie pozwolić tylko niektórzy, skoro takie możliwości się pojawiły; przede wszystkim pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy.... Wzrost narkomanii, szukanie alternatywnych ideologii wobec tych, do których się przymusza, upadek autorytetów, nihilizm, pesymizm - to przejawy rozpaczy i niewiary w to, że coś można w ogóle poprawić. Socjologia dawno opisała tę prawidłowość, że im mniejsza możliwość powszechnej samorealizacji się ludzi, im większa nierówność, tym więcej właśnie takich negatywnych zjawisk. Wszystko to jest zresztą wpisane w ten system i, przyznajmy się szczerze, zostało przez ludzi zaakceptowane w pierwszej chwili, oczekiwali nagle cudu.
Tu Dziadek zawstydził się, bo pomyślał, że powinien wziąć poprawkę na swój zaawansowany wiek (w końcu ma się tę osiemdziesiątkę na karku) i naturalną w tym stanie skłonność do marudzenia. Nie wypada w końcu tak czarno wszystkiego widzieć, przecież jutro będzie lepiej, za pięć lat, jak dobrze pójdzie, przyjmą nas do tej wymarzonej Europy. Wybaczcie jednak staremu, to trochę z zazdrości. Wy, młodzi, macie szansę, wam pewnie będzie lepiej, ale Dziadek....
Dziadek
Światowid po awansie
Po zakończeniu w lecie br. serii rozgrywek piłkarskich tzw. IV ligi wojewódzkiej łobeski klub sportowy "Światowid" zajął w niej pierwsze miejsce i awansował do wyższej IV ligi poprzednio zwanej makroregionalną.
Od sierpnia 1999 roku łobeska drużyna znalazła się wśród renomowanych, o długoletnich tradycjach i znakomitych klubów takich jak: "Arkonia" Szczecin, "Gwardia" Koszalin, "Błękitni" Stargard Szczeciński czy "Energetyk" Gryfino. Nawiasem - "Światowidowi" długoletniej tradycji też nie można odmówić.
W połowie listopada zakończyła się jesienna runda rozgrywek i nowicjusz, jakim jest zespół "Światowida" okazał się drużyną dobrą i dla pozostałych równorzędną. Wśród 18 drużyn swojej grupy Łobez uplasował się na 6 miejscu i poza sobą pozostawił szereg znanych klubów. Na 17 rozegranych spotkań odniósł 8 zwycięstw, 4 razy zremisował i 5 razy przegrał. Na swoim stadionie wygrał 5 razy i raz przegrał. Natomiast na wyjeździe wygrał 3 razy i przegrał 4.
Nasi zawodnicy celnie skierowali do bramek przeciwników 33 piłki, jednocześnie stracili 30 goli. Pod względem strzelonych bramek drużyna zajęła 5 miejsce, a pod względem utraconych dopiero 10 miejsce. Dla "Światowida bramki uzyskali: Piotr Grochulski - 9 i Wojciech Kędzierski - 8; pozostali w granicach 3 -1 goli. Jedna bramka była samobójcza. Najwyższe zwycięstwo odniesiono nad "Gryfem" Polanów 8 : 0. Z kolei "Światowid" wysoko przegrał na wyjeździe w Koszalinie z tamtejszą "Gwardią" oraz w Stargardzie Szczecińskim z "Błękitnymi" 0 : 5.
Rozgrywki zostaną wznowione 11 - 12 marca 2000 roku. Pierwsze dwa mecze "Światowid" rozegra na wyjeździe. Rozgrywki juniorów rozpoczną się 1 - 2 kwietnia, zaś trampkarzy 29 - 30 kwietnia.
Zbigniew Harbuz
Reforma w Zespole Szkół
Zanim nawiążemy do tytułu, trzeba wspomnieć o rzeczy szczególnie ważnej w życiu takiej placówki jak każda szkoła - o jej obliczu i wynikach decyduje, bardziej niż to bywa w innych instytucjach np. produkcyjnych czy administracyjnych - szef, dyrektor. Jak wiadomo, obowiązki te przez dwa lata, od września 1997 roku w naszym Zespole Szkół (liceum i szkoła zawodowa) im. T. Kościuszki, powierzono pani mgr Jolancie Manowiec. Obecnie, w wyniku wygranego przez nią konkursu została ona mianowana dyrektorem Zespołu na ustawowy okres pięciu lat. Tak się zdarzyło, nasza wina, że nie złożyliśmy p. Manowiec wcześniej gratulacji z okazji tego awansu, nadrabiamy to jednak w tej chwili - życząc jej, by kierowana przez nią dotąd placówka miała nadal dobre wyniki w nauczaniu i wychowaniu, a jej uczniowie lokowali się dobrze na wyższych uczelniach i po latach wspominali szkołę z szacunkiem.
Pani Jolanta Manowiec urodziła się w Resku; szkołę podstawową ukończyła w Siedlicach, liceum w Resku, a studia na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu na wydziale filologii polskiej. Podyplomowe studia z filologii polskiej odbywała na Uniwersytecie Szczecińskim, a także w Gdańsku, gdzie studiowała wiedzę o teatrze, filmie i telewizji. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego w Szkole Podstawowej nr 3 w Łobzie, pełniąc równocześnie funkcję wizytatorki kuratorium z tego przedmiotu. Obecnie podjęła kolejne studia podyplomowe w dziedzinie "menadżer oświaty".
A teraz do tematu. Jak pracuje się pani dyrektor w "nowych" warunkach, kiedy Zespół w wyniku reformy administracyjnej kraju znalazł się w strukturach powiatowych?
Podległość się zmieniła - mówi p. dyrektor. To prawda, że mamy teraz bliżej do władz, częściej gościmy ich przedstawicieli, ale finansów szkoły w wyraźny sposób to nie poprawiło, bo subwencja na Zespół (płace) z Ministerstwa Oświaty jest taka sama. O tyle jest lepiej, że opał, energia i inne wydatki rzeczowe pokrywane są z budżetu starostwa. Dawniej trzeba było zabiegać o to wszystko w kuratorium i było tego mniej. A zabiegać jest o co. Potrzebny jest remont dachu na budynku liceum, na gwałt potrzebne jest ogrodzenie tej szkoły. Dokumentacja na te została swego czasu złożona jeszcze w kuratorium, a później także w starostwie, ale na razie pieniędzy nie ma. Całe szczęście, że szkoła ma pomoc od miejscowych dobroczyńców, głównie rodziców, których warto wymienić, bo dzięki nim wiele spraw udało się załatwić i zrobić. I tak np. wsparli nas bezinteresownie: W. Figurski - finansowo, E. Drozda i R. Jaskowski kupili farby, A. Gawryluk zrobił kosztorys na ogrodzenie, B. Idzik wykonał kosztorys na remont dachu, J. Praczyk pomógł urządzić salę do aerobiku, K. Dzieżak wywoził gruz po remontach, Central-Soyia fundowała nagrody dla absolwentów, H. Żabińska i Cz. Skoworodko robili kosztorysy i nadzorowali różne roboty, A. Chruściel dostarczył stoliki z Nowamylu, H. Musiał jeździł z młodzieżą na imprezy, R. Sola i R. Kubiak użyczali sprzętu budowlanego, p. Iskra woził piasek. Płaci za wynajem pomieszczeń szkoła zaoczna, za co można było wymienić centralę telefoniczną, kupić komputery, drukarkę i program komputerowy dla księgowości. Także od Urzędu Gminy w Łobzie szkoła dostała 5 tys. zł.
Sporo zrobiliśmy od 1998 roku - mówi p. dyrektor - mimo chronicznego braku środków. Udało się np. wymienić 2 kotły w internacie (centralnego ogrzewania i parowy do kuchni), wyremontować tamże kilka pokoi, wszystkie natryski i brodziki wyłożyć kafelkami, w szkole zawodowej wyremontowano 2 toalety, przystosowano strych do zajęć z wf, poszerzono korytarz, urządzono dyżurkę, w liceum usunięto z piwnicy kotłownię (budynek jest ogrzewany prze ZEC), urządzono pomieszczenie do prowadzenia kursów zawodowych (remonty zrobiła za darmo Akademia Kształcenia Zawodowego), wyposażono cztery pracownie w meble.
Wygląda na to, że głównym naszym zajęciem jest troszczenie się o sprawy gospodarcze. Tak nie jest, chociaż jest to, niestety, przykra konieczność, która oby jak najprędzej się skończyła. Przede wszystkim uczymy. Nasz Zespół to duży organizm - w liceum mamy 22 klasy i 660 uczniów, w szkole zawodowej w 12 klasach 310 uczniów, zaś w Ochotniczym Hufcu Pracy108. Zatrudniamy 51 nauczycieli i 20 pracowników niepedagogicznych. W internacie mamy 64 osoby.
W szkole dzieje się bardzo dużo. Wprowadziliśmy wewnątrzszkolny system oceniana uczniów. Staramy się upowszechniać aktywne metody nauczania, a w związku z tym 8 nauczycieli kontynuuje studia podyplomowe, mimo że wymagają one z ich strony dużych wyrzeczeń, ponieważ większość kosztów z nimi związanych muszą ponosić oni sami. Wykorzystując dobrze wyposażoną pracownię komputerową otwarliśmy klasę z innowacją pedagogiczną (matematyczno-informatyczną), w której jest 6 godzin matematyki i 2 godziny informatyki; będziemy na nowo tworzyć klasy sprofilowane, które wcześniej zostały zlikwidowane; zatrudniamy nauczyciela z Wielkiej Brytanii, który ma z młodzieżą zajęcia konwersacyjne. Nauczyciele prowadzą bezpłatnie zajęcia pozalekcyjne, zajęcia z wf nawet ksiądz. Mamy różne kółka zainteresowań np. biologiczne, ekologiczne, artystyczne, teatralne. Nie ma na ich prowadzenie pieniędzy w subwencji oświatowej. Bardzo liczymy na starostwo, że wesprze nas w tym kierunku, chcielibyśmy, żeby nasi uczniowie mogli startować na uczelnie wyższe z takimi samymi szansami, jakie ma młodzież z większych i zamożniejszych ośrodków. Oczywiście odczuwamy te wszystkie bolączki, przede wszystkim finansowe, jakie nękają szkolnictwo w Polsce i nie jest nam łatwo. Niemniej robimy to, co do nas należy, a chyba nawet więcej. Jeśli coś w naszym kraju szwankuje, to na pewno nie praca nauczycieli.
Rozmawiał W. Bajerowicz
PCK dziękuje
Zarząd Rejonowy Polskiego Czerwonego Krzyża w Łobzie za pośrednictwem waszego pisma pragnie serdecznie podziękować wszystkim dobrodziejom, którzy w 1999 roku pomagali nam wykonać zadania statutowe.
Dziękujemy zatem tym wszystkim mieszkańcom Łobza, Reska, Wegorzyna i Radowa Małego, którzy wrzucali do naszych puszek kwestarskich przysłowiowy "grosz" oraz tym, którzy wpłacali składki wspierające - Zarządom Gmin Łobza, Radowa, Reska i Węgorzyna, Nadleśnictwom w Łobzie i w Resku, Spółdzielni Mieszkaniowej "Jutrzenka", Zesp. Szkół w Radowie, dyrektorom firm: Swedwod w Resku, Centrali Nasiennej w Łobzie, Przedsiębiorstwa Wod.-Kan. w Łobzie, piekarni GS w Łobzie (R. Dubicki), G. Moskal (piekarnia), W. Wasilewskiemu z Węgorzyna (piekarnia), H. Dubickiej (sklep), D.Bas (sklep), H. Malczak (sklep), hurtowni "Smakosz", W. Winiarskiemu (hurtownia), dyr. D. Ledzionowi z ŁDK za wypożyczanie sali na imprezy, kapeli ŁDK za występy charytatywne, H. Wójcki z LOK-u za udostępnienie za darmo pomieszczeń na magazyn darów, Mosiądzowi za udostępnianie sali kina "Rega" na imprezy i młodzieżowemu zespołowi "Korozja" z jego liderem A. Idzikowskim.
Szczególne podziękowania składamy honorowym dawcom krwi oraz ich prezesom z klubów HDK działających przy PCK - R. Mikszy i A. Nowickiemu z Łobza, J. Oleszkiewicz z Reska, W. Malatyńskiemu z Radowa Małego, W. Sakwie i H. Jankowskiemu ze Starogardu Łobeskiego i D. Malatyńskiej z Radowa Wielkiego. Wielu z nich jak np. Lucyna Kudaj, Elżbieta Modrzejewska, Małgorzata Nowak (z Węgorzyna), Anna Pytlewska i Eugeniusz Budak z Reska, Jerzy Czubak, Czesław Jędrzejczyk, Kazimierz Michalski, Hieronim Fajfer, i Zbigniew Karluk nie tylko że bezinteresownie oddaje krew ratującą cudze życie i zdrowie, ale jeszcze działa społecznie w Stowarzyszeniu i zawsze można liczyć na ich pomoc. Dziękujemy też sponsorom, którzy pomogli nam zorganizować jubileusz 25-lecia powstania klubu HDK w Łobzie.
PCK skupia w swych kołach szkolnych także młodzież szkół podstawowych i średnich, których opiekunami są nauczyciele i pielęgniarki szkolne. W 1999 roku młodzież ta brała udział we wszystkich akcjach humanitarnych, konkursach, zbiórkach itp. (pisaliśmy już o tym wcześniej). Dziękujemy za to młodzieży i jej opiekunom: T. Kamińskiej z LO Łobez, T. Romanowskiej z SP 2 Łobzie, E. Górny z SP 1 w Łobzie, M. Rasińskiej z SP 2 w Łobzie, S. Głuchowskie z SP w Bełcznie, B. Meger z SP w Resku, D. Bławździewicz i J. Kulik z SP w Radowie Małym, J. Soli z SP w Siedlicach, A. Słodkiej z OHP w Łobzie, K. Morawskiej z SP w Węgorzynie, D. Kacprzak z SP w Runowie oraz dyrektorom tych szkół za tworzenie dobrej atmosfery do działania kół PCK.
W roku 1999 wiele osób przekazywało nam odzież, obuwie, meble itp., byli to: W. Kierczuk, Z. Sieluk, K. Janiszewska, J. Roralewska, B. Kubiakowska, Z. Majchrowicz, D. Szurek, S. Zienkiewicz, W. Kojda, B. i C. Jędrzejczykowie, D. Dubicka. Serdeczne dzięki!
Dziękujemy też gorąco M. i W. Pokomedom (sklep na ul. Sikorskiego), którzy zawsze dobrowolnie kwestują dla PCK.
Dziękujemy też tym wszystkim, którzy w grudniu 99 r. włączyli się w akcję "Pomocna dłoń", której celem jest przygotowanie paczek świątecznych dla rodzin najbardziej potrzebujących, a Janinie Tlock i Marii Daniel za pomoc w zjednywaniu ludzi wrażliwych na biedę ludzką.
WRAŻLIWOŚĆ OFIARODAWCÓW POMAGA NAM WSPOMAGAĆ INNYCH I ZA TEN GEST DOBROCI I ZA SERCE BARDZO DZIĘKUJEMY!!
Z okazji Nowego 2000 roku składamy wszystkim ludziom dobrej woli życzenia zdrowia i wszelkiej pomyślności.
Prezes ZR PCK - Aleksander Skokowski
Kierownik ZR PCK - Maria Urban
Wsparcie dla Ośrodka w Zajezierzu
Podobnie jak całe szkolnictwo podstawowe i średnie, także ośrodki wychowawcze i opiekuńcze takie jak np. domy dziecka czy funkcjonujący w naszej gminie Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Zajezierzu zostały obecnie w wyniku reformy administracyjnej podporządkowane starostwom. Fakt ten spowodował, że ludzie w nich pracujący mieli szereg obaw co do tego, jak ułoży się im praca i życie w nowych warunkach. Było to tym bardziej uzasadnione, że na przykład taki Ośrodek w Zajezierzu od momentu swojego powstania zawsze był w strukturach wojewódzkich i wszyscy w nim przywykli do takiego stanu rzeczy. Teraz Zajezierze podlega starostwu w Stargardzie Szczecińskim i jest jego zakładem budżetowym.
- Czy w tych nowych okolicznościach, które miały przynieść znaczną poprawę sytuacji materialnej placówek oświatowych, coś się zmieniło - pytam dyrektor Ośrodka panią Irenę Wójcicką
- bo skądinąd wiem, że w takich np. łobeskich szkołach poza tym, że zmieniło się ich administracyjne podporządkowanie, na razie z ministerstwa dodatkowych środków finansowych nie przybyło, a niebogata gmina niewiele może im sama pomóc. Powiat też nie dysponuje rezerwami na wsparcie przekazanych mu placówek wychowawczych, w których panuje po prostu bieda.
- Dostaliśmy pieniądze według ministerialnego algorytmu na podstawowe potrzeby, to znaczy na wyżywienie wychowanków, na ogrzewanie, na wydatki rzeczowe, na płace dla personelu. Nie jest tego więcej niż w roku ubiegłym i mogę powiedzieć, że od biedy musi wystarczyć - mówi pani dyrektor - np. na całodzienne wyżywienie wychowanka mamy 7 zł. Podstawowe produkty kupujemy na miejscu trochę taniej. Jednak Ośrodek funkcjonuje, jak wiadomo, w budynku zabytkowym, który wymaga ciągłych remontów, a właściwie wymagałby remontu kapitalnego. Na ten cel w subwencja oświatowa nie rezerwuje żadnych pieniędzy.
- Wobec tego może się zdarzyć tak, że budynek pójdzie zwolna w ruinę?
- Aż tak źle nie jest - mówi p. dyrektor - w roku 1999 dostaliśmy ze starostwa dodatkowe wsparcie w sumie 120 tysięcy złotych (wnioskowaliśmy o 200 tysięcy). Za tę sumę mogliśmy przebudować kotłownię z kosztownej węglowej na olejową i przy okazji ograniczyć zatrudnienie (trzech palaczy mniej). Niemniej nie starczyło pieniędzy na wymianę całej instalacji centralnego ogrzewania, która po prostu "nie pasuje" do nowej kotłowni - jest niewydajna, przestarzała i bardzo ogranicza efekt finansowy modernizacji. Także na gwałt trzeba by wyremontować naszą łaźnię ogólną, która jest w fatalnym stanie. To byłyby inwestycje najważniejsze w tej chwili. O mniejszych kłopotach nie wspominam, bo zdaję sobie sprawę z tego, że na wszystko nie dostanę funduszy, bo kolejka do oświatowej kasy w starostwie jest mocna. Liczymy jednak bardzo na to, że władze powiatowe w bieżącym roku, mimo że działamy w głębokim terenie i nie bardzo nas z daleka widać, ponownie w 2000 roku znajdą dla nas trochę dodatkowych pieniędzy.
- Czy w związku z ograniczaniem działalności różnych ośrodków wychowawczych w kraju, a nawet ich likwidacją nie ma takich zakusów wobec spełniającego przecież od kilkudziesięciu lat ważną i sprawdzoną rolę wychowawczą Ośrodka w Zajezierzu? Wiem na przykład, że w powiecie stargardzkim likwiduje się ostatnio dwa domy dziecka.
- Nie, bo nie da się nas zastąpić w funkcjach wychowawczych, jakie spełniamy i dla naszych wychowanków jesteśmy jedyną przystanią, gdzie mogą w znośnych warunkach kontynuować naukę i ukończyć szkołę podstawową oraz gimnazjum. Do Ośrodka przyjmujemy dzieci z całego województwa, kierowane do nas przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie, przez sądy i poradnie pedagogiczno-psychologiczne. Są to dzieci z rodzin, którym sądy ograniczyły władzę rodzicielską (22 wychowanków ma okresowy zakaz wyjazdów do domów rodzinnych), często opóźnione w rozwoju, wymagające pomocy psychologa, pedagoga i logopedy, a w ogóle życzliwości i systematycznej całodziennej opieki. Czuwa nad nimi 14 etatowych i 6 dochodzących (pedagog, psycholog, nauczyciel muzyki, ksiądz, logopeda) nauczycieli i wychowawców. Mamy w internacie 64 miejsca, a w tej chwili w Ośrodku jest 45 uczniów uczęszczających do szkoły podstawowej i gimnazjum w Ośrodku oraz 10 dzieci z likwidowanych domów dziecka dowożonych do Łobza mikrobusem do szkół podstawowych i gimnazjum. Nawiasem - Ośrodek utrzymuje te dzieci "na kredyt", bo nie spłynęły za nimi na razie pieniądze na ich utrzymanie. W szkołach łobeskich bardzo życzliwie przyjęto naszych wychowanków, dyrekcje starają się dla nich o podręczniki, w razie potrzeby dowożą swoimi autobusami.
- Życzę pani, współpracownikom i wychowankom w Nowym Roku 2000 wszystkiego dobrego, przede wszystkim tego, co w tej chwili oprócz zdrowia jest Ośrodkowi w Zajezierzu najbardziej potrzebne
- dalszego wsparcia ze starostwa, a może i z gminy....
Rozmawiał - W. Bajerowicz
Wspaniała niespodzianka
Miło mi poinformować Czytelników "Łobeziaka", że 6 grudnia 1999 r. pojechałam do Warszawy (dzięki finansowemu wsparciu ze strony dyrektora Szkoły Podstawowej nr 1 Tadeusza Sikory), aby z Polskiego Związku Szachowego przywieźć tablicę demonstracyjną, zegary szachowe, szachownice z kompletami figur, kodeksy szachowe nieodpłatnie przekazane na własność UKS-owi "Gambit" przy SP 1 w Łobzie. Jest to przepiękny prezent zważywszy, że ciągle brakowało nam sprzętu. Teraz mamy go wystarczającą ilość, aby prowadzić dalej koło szachowe ku obopólnej radości opiekunek K. Soli i M. Zieniuk oraz naszych młodych szachistów.
I Szachowa Gimnazjada za nami
Finał rozgrywek odbył się 26.11.99 r. w Gryfinie w pięknym Centrum Wodnym "Laguna". W Gimnazjadzie prawo startu mieli także ósmoklasiści, co skwapliwie wykorzystałyśmy (opiekunki drużyny Szkoły Podstawowej nr 1 - K. Sola i M. Zieniuk) i oto skład drużyny: Marcin Zakrzewski, Grzegorz Maduń, Kasia Gałan, Marlena Zwierzchowska. Po zaciętych bojach na deskach zajęli oni II miejsce (10,5 pkt), przegrali tylko o 0,5 pkt z drużyną z Dobrej Nowogardzkiej (11 pkt). III miejsce wywalczyli uczniowie z Dolic (9 pkt), IV Gryfino (6 pkt), V Bierzwnica (3 pkt). Gratulujemy swym podopiecznym kulturalnej gry i wicemistrzostwa w wojewódzkich rozgrywkach. Panu R. Perdkowi dziękujemy za przewiezienie drużyny.
Najlepsi w rejonie
1 grudnia 99 r. w Łobeskim Domu Kultury (dziękujemy p. Ledzionowi za udostępnienie sali) uczniowie rozegrali rejonowy turniej szachowy drużyn szkół podstawowych. Miła, towarzyska atmosfera towarzyszyła uczestnikom przez cały czas trwania gier. Oto wyniki:
I miejsce drużyna ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Łobzie w składzie: 1 szachownica - Mateusz Sławek (3 pkt) , 2 szachownica - Piotr Światłowski (3 pkt), 3 szachownica - Patrycja Brona (1,5 pkt), 4 szachownica - Paulina Gałan (1,5 pkt); II miejsce - ekipa ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Łobzie: 1 szachownica - Jarosław Żłobicki (2 pkt), 2 szachownica - Kacper Rutkowski (1 pkt), 3 szachownica - Martyna Zieniuk (3 pkt), 4 szachownica - Iwona Jaruzel (3 pkt); III miejsce - zespół z Dobrej Nowogardzkiej : 1 szachownica - Paweł Król (1 pkt), 2 szachownica - Krzysztof Łojek ( 2 pkt), 3 szachownica - Małgosia Zygiel (1,5 pkt), 4 szachownica - Ania Szkup. Te trzy zespoły zakwalifikowały się do rozgrywek wojewódzkich. IV miejsce zajęli uczniowie z Bierzwnicy: 1 szachownica - Paweł Budyńczuk, 2 szachownica - Marci Wodzarewicz, 3 szachownica - Marlena Ebertowska, 4 szachownica - Aneta Giluk (1,5 pkt). Gratulujemy wszystkim zawodnikom pięknej sportowej postawy. Turniej przygotowały, przeprowadziły i sędziowały - Krystyna Sola i Małgorzata Zieniuk (opiekunki drużyny SP 1 Łobez).
Krystyna Sola
Turniej szachowy z okazji Święta Niepodległości
Z okazji Dnia Niepodległości 11 listopada zorganizowano w Łobzie II turniej szachowy pod patronatem "Gminy Pomorskiej". Okazało się znów, że imprezy szachowe w naszym mieści posiadają swoją renomę i chętnie zgłaszają się do nich liczni amatorzy gry przy stolikach. Tym razem w Łobeskim Domu Kultury do turnieju przystąpiło aż 59 zawodników z 24 miejscowości z całego naszego województwa. Zgodnie z regulaminem rozegrano 9 rund w czasie 30 minut na partię.
Wyniki turnieju
Klasyfikacja generalna (open): I miejsce Dariusz Bojarski (Szczecin) 300 zł nagrody, II Marcin Sibik (Dobrzany) 200 zł nagrody, III Waldemar Wójcik (Stargard) 100 zł nagrody, IV Kazimierz Merklejn (Szczecin), V Gabriel Bieńkowski (Łobez), VI Krzysztof Nadkierniczny (Węgorzyno),
Klasyfikacja kobiet - junorek: I miejsce Joanna Górecka (Choszczno), II Katarzyna Woniak (Łobez), III Małgorzata Bojarska (Szczecin), IV Anna Tomczyk (Stargard), V Joanna Wolniak (Łobez), VI Agnieszka Woniak (Łobez).
Klasyfikacja szkół podstawowych: Joanna Górecka (Choszczno, II Anna Tomczyk (Stargard), III Krzysztof Łojek (Dobra Now.), IV Piotr Światłowski (Łobez), V Piotr Woźniak (Choszczno), Andrzej Cichorski (Choszczno).
Klasyfikacja juniorów: I Dariusz Bojarski (Szczecin), II Kazimierz Merklejn (Szczecin), III Jakub Zieniuk (Łobez), IV Tomasz Tomczyk (Stargard), V Katarzyna Woniak (Łobez), VI Małgorzata Bojarska (Szczecin). Zawodnicy od I do III miejsca dostali nagrody rzeczowe. Nagrodzono również najstarszego uczestnika turnieju - Józefa Musiała (77 lat) oraz najmłodszą szachistkę (9 lat) - uczennicę II klasy SP nr 2 Martynę Zieniuk. Organizatorami tej udanej imprezy byli działacze sportu szachowego z klubów UKS "Gambit" i MKS "Olimp", fundatorami nagród i dyplomów - firma "Central Soya, "Gmina Pomorska" i Urząd Gminy i Miasta w Łobzie.
Zdzisław Bogdanowicz
Byli pracownicy PGR-ów łączą się
Związek Byłych Pracowników Państwowych Gospodarstw Rolnych (Oddział Zachodniopomorski) z siedzibą w Gryfinie, 74 - 101, ul. 11 listopada 16/d pok. 209, tel/fax 091 4162469 powiadamia, że:
20 listopada br. w Gryfinie odbyło się posiedzenie Zarządu i Komisji Rewizyjnej Oddziału Zachodniopomorskiego Stowarzyszenia. Do Stowarzyszenia wstąpiło już przeszło 3000 członków z naszego województwa i ciągle napływają nowe deklaracje.
Na posiedzeniu podsumowano dotychczasową działalność Stowarzyszenia i omówiono kierunki działalności na najbliższy, kilkumiesięczny okres. Za najpilniejsze zadania Stowarzyszenia o zasięgu krajowym uznano:
· Wspieranie działań legislacyjnych Zarządu Krajowego Stowarzyszenia i grupy posłów, którzy wnieśli do sejmu RP (26.06.99) projekt ustawy sejmowej zakładającej przydział nieodpłatnych akcji byłym pracownikom PGR-ów.
· Rozważenie możliwości wysunięcia do sejmu własnego obywatelskiego projektu ustawy zakładającej wyrównanie poniesionych strat przez byłych pracowników PGR w procesie prywatyzacji PGR-ów.
Zaplanowano najbliższe działania Stowarzyszenia o zasięgu lokalnym - wojewódzkim, z których najważniejsze to:
· Uruchomienie biura Oddziału Stowarzyszenia w Gryfinie.
· Organizacja powiatowych Oddziałów Stowarzyszenia w całym województwie.
· Rozpatrzenie zgodności z prawem faktu zabrania emerytom i rencistom dożywotnich świadczeń w naturze (mleko i działka) oraz zbadania zasadności uznawania przedawnienia roszczeń w tym zakresie przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa w Szczecinie.
· Nawiązanie współpracy z oddziałem AWRSP w Szczecinie w zakresie realizacji ustawowego obowiązku wspierania działaań mających na celu udzielenie pomocy byłym pracownikom PGR, w tym zaproponowanie konkretnych rozwiązań własnych w tej dziedzinie.
· Nawiązanie współpracy z Powiatowymi Biurami Pracy w celu likwidacji bezrobocia w środowiskach popegeerowskich.
Wszelkich informacji o bieżącej działalności Stowarzyszenia udzielają: Waldemar Mejna (prezes), tel. 091 415 15 28 lub 091 416 24 69 oraz Józef Wójcik (zastępca) tel. 094 316 12 05. Po powstaniu oddziałów powiatowych podane zostaną ich adresy.
Poseł na Sejm RP - Stanisław Kopeć Waldemar Mejna - prezes
Nasz komentarz:
Chyba już największy i ostatni czas, żeby byli pegeerowcy, najwięksi poszkodowani w wyniku transformacji w Polsce upomnieli się o swoje. Są oni przecież największą grupą społeczną, która w wyniku obecnych zmian gospodarczych została odprawiona z przysłowiowym kwitkiem. Nie dano im z prywatyzowanego majątku narodowego nic poza bezrobociem i oskarżeniami o bierność i nieumiejętność znalezienia się w nowej rzeczywistości. Rozdrapano i sprzedano ruchomy majątek pegeerów, sprzedaje się bez ich udziału ziemię, na której przez kilkadziesiąt lat pracowali, ich kosztem działają dzisiaj całe instytucje i dobrze zarabiające zastępy urzędników. Nie zostawiono im nic, z czym mogliby zacząć jakąkolwiek działalność, czego nie skąpi się dzisiaj grupom społecznym, których rząd się boi. RED.
Dziękuję w imieniu krwiodawców
W dniach od 22 - 26 listopada odbywały się ogólnopolskie obchody honorowego krwiodawstwa, w tym roku obchodziliśmy również 25-lecie powstania klubu Honorowych Dawców Krwi przy Zarządzie Rejonowym PCK w Łobzie. Z tej okazji spotykaliśmy się, organizując nasze okolicznościowe imprezy, z wielką życzliwością i pomocą ze strony łobeskiego środowiska. Bardzo pomogli nam wędkarze z klubu PZW "Karaś", za co im z tego miejsca serdecznie dziękuję, w urządzeniu okręgowych zawodów wędkarskich dla naszych członków z całego województwa, które świetnie się udały i sprawiły wiele przyjemności krwiodawcom. Dziękuję również naszym sponsorom - Central-Soyi, Urzędowi Miasta i Gminy oraz przede wszystkim kolegom-krwiodawcom z naszego miasta za pomoc, z jaką się z ich strony Zarząd łobeskiego klubu HDK spotyka na co dzień. Z okazji tych rocznic i Nowego 2000 Roku składam im wszystkim najlepsze życzenia wszelkiej pomyślności i proszę o dalszą pomoc w pielęgnowaniu szlachetnej i tak bardzo niezbędnej społeczeństwu działalności, jaką jest honorowe krwiodawstwo.
Prezes klubu HDK w Łobzie - Roman Miksza
Kronika policyjna
Przestępstwa kryminalne
13-14.11. - do szkoły w Bełcznie włamali się nieznani sprawcy i ukradli wózek z lalką;
19.11 w godz. 11`40 - 12`00 - w Przychodni w poradni "K" nieznany sprawca wykorzystując nieobecność pielęgniarki ukradł jej portfel z pieniędzmi (800 zł) i dokumentami;
20.11 ok. godz. 24`00 - po włamaniu do kiosku Ruchu na ul. Kolejowej skradziono z niego art. spożywcze, papierosy i napoje wart. 300 zł. W wyniku działań policji ujęto następnego dnia dwóch nieletnich złodziei, mieszkańców Łobza, część towaru odzyskano, a sprawców skierowano do sądu dla nieletnich;
19-20.11 - na parkingu przy ul. Ogrodowej ustalony nieletni sprawca-recydywista usiłował włamać się do seata Ibiza własn. Piotra P.; uszkodził zamki pojazdu, ale do samochodu nie wszedł;
19.11 - do szkółki leśnej na ul. Drawskiej nieznany sprawca usiłował włamać się do warsztatu wyłamując skobel, ale został spłoszony przez pracowników;
19.11 - w przychodni rejonowej w poczekalni rtg nieznany sprawca ukradł pacjentce Marcie K. złoty łańcuszek wart. 800 zł, który pozostawiła ona na widocznym miejscu;
25.11 - w kwiaciarni "Jubilat" przy ul. Kościelnej nieznany sprawca ukradł właścicielce wykorzystując jej nieuwagę torebkę, 750 zł i dokumenty; torebka i dokumenty się znalazły, pieniądze nie;
26.11 - na drodze Łobez - Zajezierze kierująca hyundaiem Lantra Barbara CH. z Drawska zjechała na śliskiej jezdni na pobocze drogi, uderzyła w drzewo i poniosła śmierć na miejscu;
27.11 - na drodze Łobez - Węgorzyno kierujący volkswagenem Golfem Zenon N. nie dostosował szybkości do warunków jazdy (śliska jezdnia) i zderzył się z audi, prowadzonym przez księdza z Recza; ksiądz doznał obrażeń;
27.11 - na drodze Węgorzyno - Ińsko kierujący ciągnikiem Dariusz K. ze Szczecina zjechał na pobocze drogi, uderzył w drzewo i poniósł śmierć na miejscu;
27.11 - w godz.18`30 - 20`15 ustaleni sprawcy po wybiciu szyby weszli do elektrowni wodnej przy ul. Bocznej i ukradli wiertarkę, pilarkę, wyrzynarkę i telefon wart. 9 tys. zł na szkodę Rafała K., mienie odzyskano; z jednym ze sprawców będzie kłopot, jeśli znajdzie się w więzieniu - jest chory;
28.11 - w godz. 1`00 - 3`00 w restauracji "Kosmos" z kieszeni kurtki powieszonej na krześle nieznany złodziej ukradł fiata 126p własn. Mirosława Sz. z Łobza, przejechał się samochodem, a następnie porzucił go; ustalono, że jest to ten sam sprawca, który wcześniej włamywał się do seata Ibiza;
25-26.12 - nieznany sprawca włamał się do szkoły Podstawowej nr 2 i ukradł przedmioty wart. 3000 zł na szkodę Pomorskiej Akademii Kształcenia Zawodowego w Szczecinie;
26-27.11 - ze stacji paliw na ul. Waryńskiego ponownie skradziono agregat gaśniczy typu AP25 wart 1200 zł;
28.11 - w Łobzie w parku przy ul. Niepodległości pobity został Sławomir P.; dochodzenie w toku; sprawca ustalony;
26-27.11 na ul. Siewnej nieznany sprawca ukradł 2 dywany wart. 1000 zł rozwieszone na drucie do suszenia;
30.11 - w Łobzie na ul. Słonecznej złodziej po wybiciu szyby w domu mieszkalnym własn. Barbary M. wszedł do środka i ukradł biżuterię, 10 monet okolicznościowych, 200 DM; szkody wyniosły 3200 zł; do włamania przyznał się ujęty w Świdwinie nieletni Kamil S. z tego miasta, który podobnych przestępstw dokonał też w Świdwinie;
26.11 - 1.12 - z działki przy ul. Wojska Polskiego skradziono zbiornik aluminiowy wart. 30 zł.; sprawców ustalono;
01.12 - Właścicielka sklepu "Nina" Grażyna Sz. powiadomiła policję, bo zorientowała się, że ma do czynienia z oszustami próbującym kupić w systemie ratalnym telewizor za pomocą fałszywego dowodu osobistego i takiegoż zaświadczenia o zarobkach; w wyniku podjętych czynności zatrzymano dwóch mieszkańców Węgorzyna, przy których znaleziono fałszywe dokumenty, a także ustalono, że obaj dokonali podobnych oszustw w sklepie Romana J. na Bocznej i w sklepie firmy Stihl oraz w Świdwinie; obu oszustów zatrzymano, a sąd zarządził wobec nich 3 miesiące aresztu zapobiegawczego;
04.12 - w czasie nocnej kontroli drogowej w Łobzie wykryto w polonezie z łódzką rejestracją 99 litrów spirytusu przewożonego bez znaków akcyzy wart. 8700 zł; postępowanie w toku;
05.12 - w okolicy baru "U Pawlaka" na ul. Obr. Stalingradu w wyniku rozboju z pobiciem Jerzego B. z Łobza sprawcy zrabowali mu zegarek; ustalono ich i zatrzymano; są to Arkadiusz T. i Marek M. z Łobza; prokuratura zarządziła wobec nich 3 miesiące aresztu zapobiegawczego;
03.12 - o godz. 14`50 w Łobzie ze sklepu "Pardaf" przy ul. Niepodległości skradziono 3 maskotki;
02-03.12 - w nocy nieznany sprawca poprzecinał 4 opony we fiacie 126p na szkodę Pawła K; straty 260 zł;
04-05.12 - w Klępnicy nieznany sprawca ukradł lusterka boczne i wycieraczki z fiata 126p wart 330 zł na szkodę Leonarda K. z tej miejscowości;
01-03.12 - w Łobzie w domu nr 11 przy ul. Budowlanej po włamaniu się do piwnicy złodziej ukradł dwa rowery górskie marki Romet i Colorado wart. 1200 zł na szkodę Krzysztofa M.;
07.12 - między godz. 15`30 - 17`00 z rejestracji w poradni dziecięcej w Łobzie z nie zamkniętej szafki ukradziono torebkę własn. Krystyny T. z dokumentami i 10 czekami NBP; tego samego dnia na poczcie kobieta o nieustalonej, niestety, tożsamości próbowała pobrać na te czeki gotówkę; pracownice nie wypłaciły nieznanej osobie pieniędzy, bo znały Krystynę T., popełniły jednak błąd, nie zawiadamiając szybko policji; sprawczyni ulotniła się, porzucając ukradzione czeki i dowód;
07-08.12 na ul. Kraszewskiego nieznany sprawca po ukręceniu kłódki w drzwiach pomieszczenia gospodarczego własn. Michała T. ukradł pilarkę Stihl wart. 1070 zł.
Wiktor Mazan - komisarz
Nasz komentarz: Z przedstawianych przez komisarza W. Mazana materiałów mogłoby wynikać, że przestępczość, szczególnie ta drobna, ale też bardzo dokuczliwa, rośnie u nas. I jest to prawda. Nasi policjanci mają naprawdę dużo roboty. Prosimy jednak zwrócić uwagę na to, że przestępcy u nas nie mają lekko, bo większość zdarzeń jest wykrywana, a przestępcy karani. W innych, większych i ludniejszych ośrodkach wykrywalność jest znacznie mniejsza. Prosimy się też nie dziwić, że podajemy przypadki kradzieży (może brzmi to humorystycznie) np. używanych gumiaków, dziecinnego wózka z lalką czy kilofa, który znajduje się po kilku miesiącach. Ale są to też zjawiska obyczajowe i też przestępstwa. Naszym zdaniem - każdy złodziej jest złodziejem i przy sprzyjającej okazji ukradnie kawał Polski, co się przecież zdarza) i dlatego warto go wszędzie piętnować. RED.
Finlandia kraj ciekawy lecz mało znany
Finlandia to bardzo ciekawy kraj, lecz mało odwiedzany przez Polaków, dlatego niewiele o niej wiemy. Wolimy podróżować po Francji, Włoszech, krajach alpejskich. Na wczasy wybieramy się do "ciepłych krajów", na Majorkę, wyspy Bahama, aby zażywać kąpieli w ciepłej wodzie i korzystać z pełnego słońca (jeśli mamy na to środki). Skandynawia jako kraj urlopowy nie cieszy się u nas uznaniem. Przyznam, że jest to błąd. Północ Europy jest równie piękna i atrakcyjna i to z wielu względów.
Na początku września zorganizowano nam, tzn. leśnikom - nadleśniczym i pracownikom Szczecińskiej Dyrekcji Lasów Państwowych odpłatny (nic za darmo) wyjazd służbowy, tym razem do mało znanej Finlandii w celu zapoznania się z gospodarką leśną tego kraju, jednego z największych eksporterów drewna i jego przetworów (papier, celuloza).
Aby się tam dostać, trzeba było pokonać promem morze. Przyznam szczerze, że przez pamięć ostatnich katastrof na Bałtyku miałem pewne opory. Dałem się jednak w końcu przekonać i teraz nie żałuję. Na przełomie sierpnia i września ruszyliśmy na noc ze Świnoujścia do Ystad niewielkim promem "Silesia". Rano była Szwecja. Dalej przedniej marki autokarem do Sztokholmu. Po drodze ze szwedzkich wzgórz mogliśmy podziwiać panoramę Kopenhagi za cieśniną Sund.
Niezapomniany widok. Wieczorem byliśmy w Sztokholmie. Następny etap to Finlandia - port w Turku. Ładujemy się na fiński prom Viking Line "Isabella". "Isabella" to istne pływające miasto , zabierające na pokład 2500 pasażerów i 400 samochodów różnych marek, miasto z licznymi sklepami, salami restauracyjnymi, kawiarniami, dyskotekami i dość ciasnymi miejscami noclegowymi. Wszystko to jest usytuowane na 12 piętrach. Mieliśmy szczęście, bo podczas naszej nocnej żeglugi trafiliśmy na wybory miss Szwecji zorganizowane na "Isabelli". Doprawdy panny były ładne, chociaż Polki ładniejsze. Rano jesteśmy po ciężkiej nocy w Turku - pierwszej stolicy Finlandii. To liczące 165 tys. mieszkańców miasto zostało założone w XI wieku za panowania Szwedów i było stolicą do 1812 roku, kiedy Finlandię zabrali Szwedom Rosjanie. Turku to port z ośrodkami przemysłu stoczniowego, maszynowego, metalowego i włókienniczego. Godna uwagi jest w nim katedra i zamek książąt szwedzkich z XIII wieku kilkakrotnie przebudowywany w stylu romańsko-gotyckim, obie budowle proste lecz bardzo ciekawe. Najciekawszą ekspozycją w zamku, a zarazem mrożącą krew w żyłach było przedstawienie na fotografiach, a także na naturalnych eksponatach całego życia człowieka od narodzin do jego śmieci. Tłumaczono nam ten naturalizm tym, że tubylcy zawsze żyli blisko z naturą i jej prawami. Byt i historia Finów splecione są z przyrodą - żyją wśród lasów, jezior, oryginalnych i tajemniczych krajobrazów. Ciekawostką jest również i to, że po upadku ZSRR zachowane zostały w tym kraju i są pielęgnowane pomniki wodza rewolucji rosyjskiej Wł. Lenina. Nikt ich nie usuwa. Tłumaczy się to tym, że kraj ten w czasie, gdy należał do Rosji (1807 - 1917, wcześniej zawsze do Szwecji) cieszył się dużą autonomią, a po II wojnie światowej Związek Radziecki też się do niego nie wtrącał, mimo że walczył on po stronie Niemiec i raczej z Finami z korzyścią dla nich handlował. Miejscowi tłumaczyli nam, że jest to historia na ulicy i nie należy jej poprawiać. Fakty są takie, jakie były.
Po zwiedzeniu Turku pojechaliśmy autokarem do Kuru, miejscowości położonej wśród lasów i bardzo licznych tutaj jezior. Kuru to maleńkie miasteczko (1000 mieszkańców), jak na nasze wyobrażenia, według miejscowych jednak duże. Tu na kilkanaście dni zamieszkaliśmy w małych, drewnianych domkach, które do 1950 roku były domostwami i gospodarstwami wiejskich Finów. W latach 1950 - 70 nastąpił masowy odpływ ludności wiejskie do miast (lata koniunktury gospodarczej). Te maleńkie domki, których w Finlandii jest ponad 400 tysięcy nie zostały zdewastowane i służą do dzisiaj głównie do wypoczynku sobotnio-niedzielnego. Każdy z nich jest wyposażony w podstawowe meble i urządzenia i przede wszystkim w saunę.
Nasze wspólne spotkania z Finami zaczynały się od wkładów prowadzonych w szkole leśnej w Kuru, następnie mieliśmy pokazy dotyczące problemów gospodarki leśnej. Finlandia jest krajem o powierzchni wynoszącej 337 tys. km/2, a więc większym od Polski z 4,7 mil. ludnością, głównie Finami, nadto Szwedami i Lapończykami. Właściwa nazwa kraju to Suomi (Finlandia to nazwa szwedzka). Ponad jedna dziesiąta ludności (500 tys.) mieszka w stolicy - Helsinkach. Helsinki są miastem młodym, liczącym ledwo 190 lat. Większymi miastami są jeszcze Turku, Tampere, Espoo. Kraj w 67% pokrywają lasy, a prawie 20% zajmują torfowiska, bagna i jeziora, których jest tutaj ponad 180 tysięcy. Dotychczasowe statystyki podawały, że jezior jest w Finlandii 55 tysięcy, jednak ostatnia inwentaryzacja wykazała, że jest ich zdecydowanie więcej, właśnie 180 tysięcy. Inwentaryzację przeprowadzono pod wpływem wiadomości o powszechnym liczeniu jezior w Szwecji, gdzie stwierdzono ich ponad 150 tysięcy i, jak powiadają Finowie - Szwedzi ujmowali w swoim spisie nawet "kałuże". Tu dodajmy, że Finowie chcieli pokazać, że i pod względem ilości jezior są lepsi od sąsiadów (trwa między nimi cicha konkurencja w wielu dziedzinach), którzy przez wiele stuleci dominowali nad Finami. Wyszło, że SUOMI JEST LEPSZA. Ale jak tam naprawdę jest, to tylko oni sami wiedzą.
Jak już wspomniałem, zakwaterowano nas w miasteczku, a żywiono w stołówce Wyższej Szkoły Leśnej w Kuru. Żywiliśmy się razem z Finami, w związku z tym miałem okazję poznać ten fragment ich życia. Ich jadłospis jest bardzo skromny, oparty głównie na mięsie i przetworach z łosia i renifera. Śniadanie to przede wszystkim czarny chleb (bardzo płaski wypiek), także biały, ale słodzony, do tego masło, sery, dżem i trochę wędliny rodzimej produkcji - przeważnie z łosia i renifera; ponadto surówki i warzywa z bardzo słodkimi sosami. Kto nie miał ochoty na kawę czy herbatę, mógł sobie popijać mleko lub maślankę (ta była najlepsza). Na obiad dostawaliśmy tzw. "zupę z wody" - duże ziemniaki prawie w mundurkach + woda wzmocniona mielonką z łosia lub renifera. Drugie danie składało się z makaronu z sosem i mielonką... również z renifera lub z łosia; do tego surówki na słodko z kapusty, marchwi, jabłek. Kolacja podobna do śniadania. W ciągu 10 dni pobytu w Kuru tylko raz podano nam słowiański kotlet schabowy... ale również z łosia. Finom kotlet bardzo smakował, przyznam, że i nam także. Po kilku dniach przyzwyczailiśmy się do tego wyżywienia i nawet przypadło nam ono do gustu.
Finowie to ciężko pracujący naród związany bardzo mocno z tradycją. Trudno powiedzieć czy to dawne wpływy Rosji czy później Związku Radzieckiego, ale jak podają przewodniki turystyczne i jak mówią sami Finowie - co drugi mężczyzna, dorosły obywatel tego kraju jest alkoholikiem. Napisano w informatorze turystycznym, że co drugi Fin wyjeżdża w piątek na weekend nie dlatego, żeby wypocząć w sobotę i niedzielę, ale żeby zgodnie z narodową tradycją upić się. Jest to dla Finlandii najważniejszy, ciężki problem. Alkoholik jest tam traktowany jak ciężko chory człowiek i jest objęty szczególną opieką państwa. Drugim istotnym problemem jest w tym kraju bardzo niski przyrost naturalny. Społeczeństwo jest mocno podstarzałe i nie zapowiada się zmiana trendu w tym kierunku. Bardzo poważnym problemem są tam ciągle skutki kryzysu gospodarczego, jaki powstał w Finlandii po upadku Związku Radzieckiego. Gospodarka Finlandii przed 1990 r. oparta była głównie o rynek radziecki, gdzie eksportowano na korzystnych warunkach wysoko przetworzone produkty przemysłu drzewnego i papierniczego i maszyny za ropę naftową, gaz i inne surowce. W wyniku tego kryzysu powstało w kraju ogromne bezrobocie sięgające kilkudziesięciu procent zatrudnionych. W tej chwili apogeum kryzysu Finlandia ma już za sobą i należy do najszybciej rozwijających się krajów europejskich. Po utracie rynku wschodniego podjęto w tym kraju wielki wysiłek w zmodernizowaniu i przeorientowaniu przemysłu na inne rynki. Zrobiono to w ten sposób, czym Finowie się szczycą, że skutki kryzysu poniósł i ponosi proporcjonalnie równo każdy obywatel - od premiera A. Lipponena do sprzątaczki. Finlandia jest krajem europejskim o najmniejszych dysproporcjach w stopie życiowej obywateli. Różnice te sięgają 10 - 12%; w USA wynoszą 50%, w Niemczech 25 - 30%, we Francji 18 - 20%. Polska, jak podają statystyki, jest jednym z trzech krajów w Europie o największych dysproporcjach pod tym względem. Średnie wynagrodzenie Fina wynosi około 6000 marek fińskich miesięcznie brutto, co w przeliczeniu na złotówki daje około 3000 zł. Bardzo mocno rozwinięta, jak zresztą w całej Skandynawii, jest opieka medyczna (lecznictwo jest bezpłatne) i edukacja; w szkołach podstawowe pomoce i podręczniki są rozdawane uczniom bezpłatnie. Skąd oni mają na to pieniądze? Pomimo że Finowie w porównaniu z większością Polaków żyją sobie dostatnio, jak sami mówią, to twierdzą, że nie mogą sobie pozwolić na drogie wycieczki, na imponujące domy i mieszkania. Z cenami bywa u nich bardzo różnie. Wiele przedmiotów w porównaniu z podobnymi w Polsce jest bardzo drogich. Zwykła koszulka trykotowa z byle jakim nadrukiem kosztuje w przeliczeniu 100 zł. Drobne produkty przemysłowe są nieco tańsze niż u nas. Natomiast bardzo drogie, o wiele droższe są wyroby z drewna, odzież, ubrania. No i droga jest żywność, tak samo zresztą jak w całej Europie Zachodniej, co mogłem stwierdzić bywając tam wielokrotnie.
Jak się pracuje w Finlandii? Na przykład, bo to mnie jako leśnika interesowało szczególnie, aby utrzymać się na przyzwoitym poziomie 4-osobowa rodzina robotnika leśnego (lub zespół ludzi) przy zakupie na raty odpowiedniej technologii do pracy w lesie musi mieć między innymi maszynę zrywającą marki Harvester i zrywającą typu Timber Jack za 1 milion dolarów (ręcznie się nie pracuje). Dla zamortyzowania tego wydatku, co następuje po 8 - 10 latach, rodzina fińska lub zespół pracuje na dwie zmiany, także w nocy ścinając i zrywając drzewa. Ich zdaniem sprzęt musi pracować bez przestojów, bo inaczej wiele rodzin (pojedynczego człowieka nie stać oczywiście na zakup takiego sprzętu) traci pracę, popada w długi i bankructwo. W związku z tym wydajność pracy w leśnictwie jest w Finlandii 20 razy wyższa niż w Polsce. Ale, jak już wspomniałem, Finowie czasem odpoczywają, i jak głosi także polska piosenka: "Sobota i niedziela zawsze będzie dla nas" oraz robią to na swój sposób.
O wielu innych moich "fińskich" spostrzeżeniach postaram się napisać w kolejnym numerze.
W. Rymszewicz
Integracja - szkoła dla ucznia
Co roku rodzi się w Polsce dwanaście tysięcy dzieci niepełnosprawnych. Co czterdziesta matka styka się z tym problemem. Choć w tym roku obchodzimy dziesięciolecie integracji w Polsce, ciągle jeszcze daleko nam do udzielenia niezbędnego wsparcia terapeutycznego, wychowawczego i edukacyjnego każdej potrzebującej rodzinie. Dziecko niepełnosprawne i jego rodzice winni mieć możliwość podjęcia decyzji co do miejsca i formy edukacji.
Łobeska "Jedynka" zabiega o tworzenie nowych klas integracyjnych. Dlaczego? By uczniowie o różnych potrzebach edukacyjnych mieli korzystne warunki dla rozwoju emocjonalnego, społecznego i edukacyjnego. Nauka w klasie integracyjnej służy wszystkim dzieciom, to znaczy wychodzi od specyficznych możliwości i indywidualizuje pracę, ponieważ na większości przedmiotów pracuje po dwóch pedagogów. Zaletą integracji są przede wszystkim zajęcia rewalidacji indywidualnej. Pojęcie rewalidacji może być wielu osobom obce. Oznacza ono oddziaływanie zmierzające do przywrócenia sprawności fizycznej lub psychicznej poprzez systematyczne ćwiczenia np. z zakresu percepcji wzrokowej, słuchowej i ruchowej.
Otoczenie dziecka opieką powinno iść dwutorowo: z jednej strony - w ramach realizowania procesu dydaktycznego w klasie, z drugiej - w ramach specjalistycznych zajęć pozalekcyjnych. Na nich realizowane są najogólniej mówiąc, zadania z zakresu:
- wyrównywania niedoborów i zaburzeń rozwojowych;
- doprowadzenie dziecka do posługiwania się mową czytaną i pisaną oraz wyrównywanie innych trudności w nauce szkolnej;
- kształtowanie sfery społeczno-emocjonalnej ucznia.
Aby dziecko osiągnęło sukces muszą wystąpić trzy współpracujące ze sobą czynniki:
- nauczyciel systematycznie prowadzący ćwiczenia;
- środowisko szkolne rówieśnicze;
- środowisko domowe.
Znaczenie i rola rodziny w całokształcie rozwoju dziecka niepełnosprawnego jest kwestią bezsporną. Od rodziców wymaga się dużej kultury pedagogicznej, wyrażającej się akceptacją dziecka, odpowiedzialnością za jego rozwój, umiejętnością zaspakajania jego potrzeb. Konieczne jest to, aby rodzice zrozumieli, że obok potrzeb występujących u wszystkich dzieci, ma ono dodatkowe, specyficzne potrzeby, które należy zaspokoić.
Istnienie zróżnicowanych potrzeb edukacyjnych dostrzegają prawodawcy, podkreślając w różnych komunikatach Ministerstwa Edukacji Narodowej konieczność rozszerzenia integracyjnych form kształcenia od przedszkola, poprzez szkołę podstawową, gimnazjum i szkołę ponadgimnazjalną.
Nadal aktualna jest wypowiedź ministra edukacji W. Książka: "Integracja musi rozpocząć się w naszych głowach, sercach, duszach. Reszta jest już legislacją. I ta reszta, niestety ubolewamy nad tym, jest znaczną przeszkodą utrudniającą płynne tworzenie klas integracyjnych. Niezbędne jest, choć długo oczekiwane, doskonalenie przepisów prawa dotyczących organizacji kształcenia integracyjnego. Jest ono kosztowniejsze niż szkolnictwo tradycyjne - ogólnodostępne, ale tańsze od szkolnictwa specjalnego. Należy przeznaczyć dla tej formy kształcenia środki finansowe na poziomie zapewniającym jego realizację.
Apelujemy zatem do władz naszej gminy o wsparcie funkcjonowania klas integracyjnych w Łobzie.
E. Dynowska, D. Ligęza
Łobescy dzielnicowi
Dzielnicowy jest ważnym ogniwem w strukturze organizacyjnej policji. Do jego podstawowych zadań należy prowadzenie rozpoznania przydzielonego mu rejonu służbowego pod względem osobowym, terenowym, zjawisk i zdarzeń mogących mieć wpływ na stan porządku i bezpieczeństwa publicznego. Swoją wiedzą dzieli się nie tylko z innymi służbami policji. W oparciu o posiadane informacje podejmuje niezbędne przedsięwzięcia zmierzające do zapobiegania popełnianiu przestępstw i wykroczeń. Między innymi na spotkaniach organizowanych przez samorządy, szkoły lub inne organizacje informuje mieszkańców swojej dzielnicy o występujących zagrożeniach i udziela instrukcji o sposobach zabezpieczania się, zachowania w określonych sytuacjach oraz organizowania się w celu poprawy bezpieczeństwa. W ostatnich miesiącach 1999 roku dzielnicowi odbyli spotkania między innymi z mieszkańcami wsi Bełczna i Grabowo, na których zostały poruszone tematy istotne zarówno dla policji, jak i dla lokalnych społeczności. W najbliższym czasie odbędą się podobne spotkania w większych wioskach oraz podjęte zostaną rozmowy z Radą Osiedla w celu zorganizowania punktu spotkań dzielnicowych z mieszkańcami z terenu Łobza. Będziemy się starali, aby każdy dzielnicowy przynajmniej raz w miesiącu był w lokalu przyjęć obywateli. Podczas takich spotkań on z jednej strony przekaże informacje istotne dla mieszkańców, dotyczące ich bezpieczeństwa oraz porządku publicznego, a z drugiej strony będzie miał możliwość zorientowania się w problemach nurtujących osoby mieszkające na jego terenie. Również wspólnie, w razie takiej potrzeby, będą mogli podjąć działania zmierzające do poprawy bezpieczeństwa lub zlikwidowania niepożądanych zjawisk.
W klubie AA "Fral" przy ul. Niepodległości w czwartki o godz. 17-tej działa punkt konsultacyjny dla osób potrzebujących pomocy w związku z uzależnieniem lub przemocą w rodzinie. Dzielnicowi z KP Łobez również raz w miesiącu dyżurują w klubie.
Do zadań dzielnicowych należy również bieżące kontrolowanie w rejonie obowiązujących przepisów administracyjno-porządkowych i stosowanie odpowiednich środków administracyjnych. Między innymi w październiku 1999r. wspólnie z zast. komendanta powiatowego Straży Pożarnej ze Stargardu Szczecińskiego została przeprowadzona kontrola zabezpieczenia p.poż punktów sprzedaży butli z gazem. Tylko nieliczne skontrolowane spełniały dość rygorystyczne wymogi określone w przepisach prawnych. Podczas przeprowadzonej kontroli osobom prowadzącym takie punkty zostały udzielone tylko pouczenia i zobowiązano je do usunięcia stwierdzonych niezgodności. W najbliższym czasie dzielnicowi z łobeskiej KP dokonają powtórnej kontroli i w stosunku do osób, które nie podporządkowały się wydanym ustnie zaleceniom zostaną wyciągnięte surowsze konsekwencje. W stosunku do jednego punktu magazynowania butli z gazem na terenie Łobza, wobec nie spełniania żadnych wymogów przepisów p.poż. i stwarzania realnego zagrożenia dla mieszkańców okolicznych posesji zast. kom. Powiatowego Straży Pożarnej zapowiedział wszczęcie procedury administracyjnej i wydanie decyzji o zamknięciu tego punktu.
Wiem, że większość czytelników "Łobeziaka" chciałaby osobiście poznać dzielnicowego, porozmawiać z nim spokojnie w domu o lokalnych problemach lub o zwykłych codziennych sprawach. Również dla mnie taka sytuacja , że dzielnicowy ma czas na każdego mieszkańca swojej dzielnicy byłaby najbardziej satysfakcjonująca. Na dzień dzisiejszy dzielnicowy obsługuje rejon służbowy obejmujący około 4 tys. mieszkańców. Stara się on dotrzeć do wszystkich rodzin ze swojej dzielnicy. Jeżeli nie mieliście Państwo okazji zaznajomić się ze swoim dzielnicowym, to poniższa ich prezentacja umożliwi zorientowanie się, kto jest Waszym dzielnicowym.
REFERAT DZIELNICOWYCH KP W ŁOBZIE
St. sierż. LESZEK ZAWADA- dzielnicowy Rejonu I
Rejon obejmuje ulice: Niepodległości (od skrzyżowania z Ogrodową do pl. 3-go Marca), Wybickiego, Ogrodową, Siewną, Komuny Paryskiej" Przyrzeczną, Krótką, Murarską, pl. 3-go Marca, Kościuszki (od skrzyżowania z Wybickiego do skrzyżowania z Obrońców Stalingradu), Mickiewicza, Spokojną (od skrzyżowania z Siewną do skrzyżowania z Mickiewicza), Obrońców Stalingradu (od placu 3-go Marca do mostu na Redze), Browarną, Kościelną (prawa strona patrząc w kierunku Bema), Boczną, Łobzówek, Bema (od skrzyżowania z Kościelną do Bocznej), Okopową (od skrzyżowania z Mickiewicza do Ogrodowej oraz wsie: Bonin, Budziszcze, Rożnowo, Zagórzyce, Zajezierze i Wysiedle.
Posterunkowy RADOSŁAW MATULEWICZ - dzielnicowy Rejonu II
Rejon obejmuje ulice: Niepodległości (od skrzyżowania z Ogrodową do Waryńskiego),Waryńskiego, Świetoborzec, Segala (od skrzyżowania z Niepodległości do Regi), Kościuszki (od skrzyżowania z Segala, do skrzyżowania z Wybickiego), Kwiatową, Spokojną (od skrzyżowania z Siewną w kierunku Unimia), Orzeszkowej , Zieloną, Konopnickiej" Chopina, Kopernika, Słowackiego, Wojska Polskiego, Sienkiewicza, Sikorskiego, Cichą, Słoneczną oraz wsie: Dalno, Meszne, Zachełmie, Karwowo, Unimie, Dobieszewo.
St. posterunkowy KRZYSZTOF ŻEGOTA - dzielnicowy Rejonu III
Rejon obejmuje ulice: Kościelną (lewa strona patrząc w kierunku Bema), Szkolną, Budowlaną, Głowackiego, Okopową (od skrzyżowania z Mickiewicza do skrzyżowania z Bema), Północną, Spokojną (od skrzyżowania z Mickiewicza do skrzyżowania z Bema), Bema (od skrzyżowania z Kościelną w kierunku Reska), Przemysłową, Rolną, Nowe Osiedle, Armii Krajowej, Kilińskiego, XXX-lecia, Przedmiejską, Pomorską, Kamienną, Przechodnią, Chrobrego, Mieszka I, Krzywoustego, Czcibora, Warcisława, Bogusława, Racibora, Jagiellonki, Łokietka oraz wsie: Bełczna, Klępnica, Przyborze, Trzeszczyna, Łobżany, Worowo, Prusinowo, Poradz.
St. posterunkowy JACEK KAMIŃSKI - dzielnicowy Rejonu IV tu zdjęcie Kamińskiego
Rejon obejmuje ulice: Obrońców Stalingradu (od skrzyżowania z Kraszewskiego do Regi), Rapackiego, Szosę Świdwińską, Sawickiej, Wojcelską, Dubois, Krasickiego, Drawską, Magazynową, Kolejową, Kraszewskiego, Rzeczną, Segala (od skrzyżowania z Kraszewskiego do Regi), Podgórną, Strumykową, Węgorzyńską, Odnogę Węgorzyńską, Łąkową oraz wsie Niegrzebia, Suliszewice, Grabowo, Polakowo, Byszewo, Rynowo, Tarnowo, Zakrzyce.
Komendant Komisariatu Policji w Łobzie
, Nadkom. mgr Robert Rzeźnik
Łobeskie wędrowniczki
Kolejny raz i jak zwykle tylko sobie znanymi czarodziejskimi sposobami, ale myślę, że przede wszystkim tym, co się nazywa po prostu urokiem osobistym, zdołał "zwabić" niezmordowany w pomysłach pan Czesław Szawiel ciekawych ludzi do Klubu Nauczycielskiego. Tym razem zachęcił licznych, bo aż dwudziestu pięciu łobeskich globtroterów, a może raczej wędrowników, do tego, by pochwalili się swoimi trofeami z ciekawych wypraw po Polsce i świecie. Okazało się, że łobzianie są ruchliwym ludkiem i ze swoich podróży przywożą wiele fotografii, na których utrwalili odkrywane przez siebie światy; mają też oni wiele widokówek z miejsc, jakie ich zachwyciły. Na zew pana Czesława przynieśli oni te eksponaty do Klubu i tak powstała interesująca wystawa pod tytułem "Travel Foto - Ekskursja Foto", którą mogliśmy podziwiać w sali ŁDK w dniu 18 listopada 1999 roku. A dowody swoich fascynacji prezentowali: Marek Woniak - Alpy, Kartagina; Mariola Majborska, Zbigniew Harbuz - Polska; Lidia Lalak - Izrael, Dania, Paryż; Henryk Musiał - Kaukaz; Ludwik Cwynar - Włochy, Austria, Paryż; Teresa Cwynar - Watykan, Polska; Lidia Dzieżak - Polska; Stanisław Kwak - Niemcy; Krystyna Słaba - Włochy; Andrzej Słaby - Hiszpania; Iwona Druh - Dania, Zakopane, Agnieszka Kwak - Majorka; Marcin Post - Austria, Wenecja, Polska; Kazimierz Chojnacki - Polska, Henryka Lach - Polska, Sabina Bil - Polska, Danuta Petelczyc - Polska; Marek Kubacki - Azja, Afryka, Lwów; Agnieszka Andrusz - Polska; Wincenty Nowik - Hiszpania, Francja; Zygmunt Draczyński - Anglia; Wiesław Pokomeda - Polska; Marian Łukasik - Bornholm (wyprawa rowerowa); Marzena Kamińska - Niemcy, Tunezja, Polska, Mariola Majborska - "A może by do Westfalii".
Inicjatywy pana Czesława i jego przyjaciół, takie jak ta wystawa i jego wcześniejsze szczęśliwe i zrealizowane pomysły oraz inne zapowiadane w przyszłości, to nie tylko prezentacja określonych eksponatów, to także utrwalająca się na naszych oczach bardzo piękna łobeska tradycja kulturalna i towarzyska. Na każdą taką odświętną imprezę przychodzi tłum interesujących i inteligentnych ludzi, przeważnie młodych, dla których jest to okazja i pretekst do spotkania się, rozmów i wymiany poglądów na tematy wykraczające jednak bardzo ponad poziom dyskusji o przewadze smaku kaszanki nad pasztetówką. I to jest właśnie budujące i dobrze rokujące na przyszłość - taki pozytywny snobizm i tęsknota za życiem barwnym.
Wojciech Bajerowicz
Marketing - sposób myślenia, system działania
Genezę powstania i sens rynkowy marketingu przedstawiłem w artykule zamieszczonym w poprzednim numerze "Łobeziaka". Dla przypomnienia: marketingowy sposób myślenia i system działania oparty jest na niezbędności badania potrzeb klienta i wymagań rynku, aby w odpowiednim czasie , miejscu i w określony sposób dać mu, czyli kupującemu, produkt o jak najwyższej jakości, który zaspokoi jego potrzeby.
W czasach gospodarki realnego socjalizmu mieliśmy do czynienia z tak zwaną "gospodarką niedoborów". Występowała wtedy stała przewaga popytu nad podażą. Wpływało to na brak zainteresowania we wprowadzaniu innowacyjności produktu, opakowania i podnoszenia jakości towarów. Wszyscy bazowali na "zdobywaniu" tzw. deficytowych produktów za pomocą przydziałów, rozdzielników i różnego rodzaju uprawnień do uprzywilejowanych zakupów. W przedsiębiorstwach występowały ciągłe braki jednych surowców, materiałów , maszyn i urządzeń oraz nadmierne zapasy innych środków produkcji, kupowanych i gromadzonych na przyszłość "na wszelki wypadek" w przekonaniu, zresztą słusznym w takiej gospodarce, że mogą one być jutro niedostępne. Powodowało to chaos w zaopatrzeniu i w zbycie. Normalnym zjawiskiem stały się długie kolejki przed sklepami w oczekiwaniu na pojawienie się możliwości zakupu, poza rynkowe metody zdobywania towarów za pomocą znajomości, protekcji, wzajemnej wymiany świadczeń, przekupstwa, wymiany towaru za towar, a także czarny rynek i spekulacyjne ceny. Doprowadziło to do wyeliminowania pozbawionych prawi naturalnych funkcji przedsiębiorstw, które zamiast badać rynek i dostosowywać swą produkcję i sprzedaż do potrzeb, możliwości i wymagań nabywców, mogły egzystować wykonując skrupularnie centralne plany i dyrektywy organów nadrzędnych. Przedsiębiorstwa nie były zmuszone do zabiegania o uzyskanie wysokiej ekonomicznej efektywności. Zakończenie tego okresu i uzyskanie od początku lat dziewięćdziesiątych warunków i możliwości powrotu do gospodarki rynkowej jest otwarciem procesu kształtowania się nowej świadomości i zasadniczej zmiany postaw, reguł i metod gospodarowania. W lukę powstałą w miejscu interwencjonizmu państwowego wpasowuje się obecnie marketing wraz z całą strategią działalności podmiotów gospodarczych.
Podstawą nowoczesnej koncepcji i praktycznej działalności marketingowej jest satysfakcja nabywców. Powodzenie firmy zależy od zapewnienia tej satysfakcji wszystkim klientom. Marketing jest to system osiągania sukcesów na rynku dzięki orientacji na nabywców dzięki ciągłemu badaniu i poznawaniu ich potrzeb, wytwarzanie produktów najlepiej zaspokajających istniejące i pobudzone potrzeby oraz dostarczenie produktów nabywcom we właściwym czasie, właściwych miejscach i po odpowiednich cenach.
Instrumenty rynkowe tworzące marketing obejmują:
- produkt
- cenę produktu
- kanały dystrybucji
- promocję produktu
Na bazie tych ogniw funkcjonować powinien dział marketingu, aby wytwarzać takie produkty, które zapewnią wysoką satysfakcję nabywcom oraz dochody pracownikom i zyski przedsiębiorstwu. Uzyskanie informacji o rynku, nabywcach, ich potrzebach i wymaganiach oraz o konkurentach jest pierwszym krokiem prowadzącym do określenia strategii działania i oceny pracy firmy. Wykonuje się to praktycznie przy pomocy ankiet zawierających podstawowe i precyzyjne pytania dotyczące tych zagadnień. Odpowiedzi na nie pozwalają na uzyskanie opinii o funkcjonowaniu firmy i wytwarzanych przez nią produktach i na ciągłe doskonalenie się jej dla lepszego funkcjonowania na rynku. Bardzo ważna jest również wewnętrzna analiza przedsiębiorstwa i jego miejsca na rynku. Wykonuje się ją poprzez analizę SWOT - tj. badanie i nazwanie słabych oraz mocnych stron firmy i przyporządkowanie do nich szans i zagrożeń w bliższej i dalszej przyszłości.
W związku z Nowym Rokiem pozwolę sobie na złożenie wszystkim moim Czytelnikom wszelkiej pomyślności, a prowadzącym działalność gospodarczą dodatkowo przewagi szans nad zagrożeniami.
Mirosław Sola
Niewidomi na spotkaniu opłatkowym
W dniu 9 grudnia 1999 roku miało miejsce w Domu Kultury tradycyjne wigilijne spotkanie opłatkowe niewidomych zrzeszonych w łobeskim oddziale Polskiego Związku Niewidomych. Jest to co roku uroczystość wzruszająca, bo ludzie dotknięci wadami wzroku mają mało okazji do wspólnych spotkań i towarzyskich kontaktów, a odczuwają ich potrzebę bardziej niż ci wszyscy, którym życie oszczędziło tego często dramatycznego losu. W swoim gronie mogą podzielić się swoimi problemami i znaleźć życzliwych słuchaczy i zrozumienie. Spotkanie poprowadził i witał zebranych i gości przewodniczący oddziału Jan Wielgus z Węgorzyna. W uroczystości uczestniczyli między innymi burmistrz Łobza H. Szymańska, ks. I bardzo serdecznie witany opiekun koła ze Szczecina Sylwester Maćkowiak, dawny łobzianin, który przed czterdziestu laty założył łobeski oddział.
Następnie łamano się opłatkiem i składano sobie najlepsze świąteczne i noworoczne życzenia. Był tradycyjny barszcz z pasztecikami, kawa, ciasto i słodycze. Śpiewano kolędy, a przewodniczący J. Wielgus recytował swoje okolicznościowe wiersze. Z podziwem obejrzałem też rzecz niezwykłą - wystawę kolorowych pejzaży wiceprzewodniczącej koła Romy Kosińskiej z Reska. Wielu niewidomych - powiedziała mi pani Roma - rozświetla sobie codzienność podejmując różnorodną działalność artystyczną, znajdując w niej sens życia. Inni słuchają radia, słuchają książek kasetowych, których jednak jest ciągle za mało. Na przykład w styczniu na cztery dni p. Roma jedzie do Kielc, gdzie w Centrum Kultury Niewidomych spotkają się niewidomi muzycy, rzeźbiarze, poeci i malarze. Spotkanie ma temat: "Barwa i kształt dotyku". Ona sama, co mogłem zobaczyć, maluje. Jak to robi? Trochę jeszcze widzi, musi podchodzić bardzo blisko kartonu, reszta to ten piękny świat, który pamięta z przeszłości, kiedy nie miała kłopotów ze wzrokiem. Duża wystawę miała już p. Roma wcześniej we wspomnianym Centrum. Prezes Wielgus jest poetą, Andrzej Kabulski z Węgorzyna też pisuje wiersze. Grupa łobeska jest bardzo ze sobą zżyta. W związku z reformą administracyjną próbowano klub łobeski podzielić między Gryfice i Stargard, ale jego członkowie nie zgodzili się na to i nadal są razem. Mają swój lokal w łobeskim RUM-ie, gdzie co czwartek w godzinach od 11`00 do 13`00 dyżurują członkowie zarządu i służą pomocą wszystkim potrzebującym. Czy mają pomoc ze strony władz samorządowych? W Łobzie i w Węgorzynie traktowani są życzliwie - po parę groszy znalazło się dla nich w budżetach tych gmin, w Łobzie będą mogli bezpłatnie skorzystać z gminnego autobusu, dostali też radiomagnetofon. Światła nie ma - mówi pani Roma - ale są życzliwi ludzie. Natomiast w Resku jest gorzej, bo zapomniano o nich w budżecie na rok 2000.
W. Bajerowicz
Tu „Łobeziak" nr tel. 742 – 96. Słucham...?
1. Zwrócił nam uwagę czytelnik, że pod koniec listopada i na początku grudnia znikły gdzieś z naszego miejskiego krajobrazu poza pojedynczymi egzemplarzami kawki i gawrony. Poszperaliśmy po odpowiedniej literaturze i co się okazało - gawrony odlatują od nas na zimę do cieplejszych krajów; nasze akurat przeważnie do Francji. W ich miejsce zalatują do nas na zimę gawrony ze Skandynawii i z Rosji. Większość kawek też odlatuje, zimują tylko pojedyncze, pewnie bardziej odważne ich egzemplarze. Proszę bardzo - jesteśmy zimą też atrakcyjnym krajem dla wielu uciekinierów z północy. RED.
2. "Napisaliście w poprzednim numerze, że 70% zabierają poza gminne instytucje służby zdrowia i biurokraci z 7,5% tego, co na służbę zdrowia przeznacza się z budżetu państwa. Jakie tam 70% - zabierają 90%. Do gminy na podstawową opiekę zdrowotną z Kasy Chorych docierają w związku z tym 64 złote na ubezpieczonego człowieka, na gminnego łebka. 64 złote! Za to mamy być cały rok leczeni! Na dodatek są to pieniądze limitowane - to znaczy, że jeśli określony lekarz mający kontrakt z Kasą Chorych wyczerpał przyznaną sobie sumę, to nie może już przyjmować zarejestrowanych u siebie pacjentów, którzy muszą się leczyć prywatnie. To sobie nawet trudno wyobrazić. To trzeba przeżyć, najlepiej nie chorując." Pracownica ZOZ-u
3. "Nawiązując do tego, co w poprzednim numerze pisał Dziadek o polskiej korupcji, słyszałem, że na przykład w takiej Szwecji można się zaopatrzyć w informatory podające ile, za co i komu trzeba dać w Polsce w łapę, żeby coś załatwić szybciej czy poza normalnym trybem postępowania. Nawet jeśli to jest anegdota, to jest ona dla nas poniżająca, niestety. Natomiast wiem z własnej praktyki, ostrzegali mnie przed tym nasi zmotoryzowani, kiedy wybierałem się samochodem do Danii, żeby w przypadku jakiegokolwiek wykroczenia drogowego nie próbować rozmów z tamtejszymi policjantami mających na celu "złagodzenie" sprawy. Zawsze kończy się to aresztem i utratą prawa jazdy. Niby co kraj, to obyczaj. Tyle, że wspomniana przez was Transparency International podaje, że w Danii praktycznie korupcji nie ma. Wstyd mi tego, ale może ta publiczna spowiedź mi ulży, bo dwa lata temu w Szczecina, wobec alternatywy - punkty czy mandat za wykroczenie drogowe - pokornie zauważyłem po wyjęciu portfela, że nie chciałbym ani jednego, ani drugiego. To trzecie było o połowę tańsze niż mandat, który powinienem był zapłacić. Musiałem wyglądać wiarygodnie, nie na "kapusia" - transakcja odbyła się szybko i bez słów. W środku Szczecina na ruchliwej Sikorskiego! Kierowca
4. "Tyle się obecnie mówi o kominach zarobkowych, o sitwach partyjnych, które sobie poustalały za fikcyjną pracę olbrzymie diety, a ja przy okazji myślę o moim ZUS-ie i o jego rosnących długach, bałaganie, jaki tam panował i nadal panuje. Trochę do myślenia dała nam w tej sprawie ostatnia komedia, jaką odegrał w tym interesie jego nowy prezes Gajek. Nikt w to przecież nie uwierzył, że próba jego ucieczki z tego bałaganu była spowodowana jego chorobą. Ale mnie wkurzyła inna sprawa - przecież od dwóch lat siedziała w ZUS-ie rada nadzorcza złożona ze swojaków, której zadaniem była systematyczna kontrola tej instytucji i której członkowie brali olbrzymie diety (bodaj po kilka tysięcy złotych za jedno posiedzenie). Kiedy na naszych oczach w telewizji zapytano prezesa tej rady, co robiła ona do tej pory, to odpowiedział on - ano zbieraliśmy się okresowo. Czy ta rada nadal tam siedzi i przeżera pieniądze emerytów i rencistów? Czy tylko za to, że się należy do "słusznej" opcji, można tak pasożytować za społeczne pieniądze. Gdzie tu jakieś ideały i zwykła przyzwoitość? Emeryt
5. "Napisaliście w poprzednim numerze w artykule "Od redakcji", że od Nowego Roku zaczyna się trzecie tysiąclecie. Nieprawda. Trzecie tysiąclecie zaczyna się dopiero od 1 stycznia 2001 roku czyli za rok! Obliczyć to można prosto - przecież 31 grudnia 1999 roku mija 1999 lat od daty narodzin Chrystusa i braknie jeszcze roku do dwóch tysięcy lat. Sprostujcie tę nieścisłość. Czytelnik
Prostujemy. Rzeczywiście, nasz czytelnik ma rację. Co z tego jednak, kiedy ludzie tak się zafascynowali tą okrągłą datą 2000, my zresztą też, że wszystkie uroczystości i jubileusze zaczynają już od 1 stycznia 2000 roku. Obecny Nowy Rok był tego najlepszym przykładem - co to się wyprawiało w Sylwestra, wszyscy chcieli być już w tym nowym tysiącleciu! Nawet Papież otwarł z tej okazji symboliczne drzwi do bazyliki św. Piotra już podczas tegorocznej Pasterki. Jakoś tam sobie historia w końcu z tą chronologią poradzi. RED.
W Urzędzie Stanu Cywilnego
W dniu 27 listopada w łobeskim Urzędzie Stanu Cywilnego zawarli związek małżeński Tomasz Łęcki i Joanna Teodorowicz. (G. Z. - B.)
Wiadomości wędkarskie
Jesienne wędkowanie
Jak się okazało, prawdziwym miłośnikom wędkarstwa niestraszne kaprysy jesiennej pogody i wbrew wszelkim przeciwnościom zawsze znajdą oni okazję do "pomoczenia kija w wodzie". Zarząd "Karasia" zafundował swoim wędkarzom autokarową wyprawę wędkarską do Kamienia Pomorskiego. Wyjazd zaplanowano na 1ada na godzinę 5`30. Mimo iście zimowej aury i sporych opadów śniegu tego dnia autokar wyruszył z placu 3 Marca wypełniony do ostatniego miejsca. Nikt z organizatorów chyba nie spodziewał , że zainteresowanie wędkarzy tym wyjazdem będzie tak wielkie. Limit 40 miejsc został wyczerpany na długo przed terminem wyjazdu. Zapisy trwały dosłownie tylko kilka godzin. Celem wyprawy było popularne wśród naszych wędkarzy łowisko na Świńcu w okolicy mostu drogowego w kierunku na Dziwnów. Ryby brały tego dnia dość kapryśnie. Jednak mimo tego po kilku godzinach połowów wielu naszych wędkarzy mogło pochwalić się niezłą ilością złowionych płoci. Tak więc wyjazd zakończył się pełnym sukcesem. Był to sukces wędkarzy, bo mogli się spotkać w swoim gronie, ale i sukces organizacyjny Zarządu Koła, który udowodnił, że interesuje się swoimi członkami przez cały rok i że został powołany nie tylko do zbierania składek od wędkarzy. Gratulując doskonałego pomysłu na "wędkarską niedzielę", mamy nadzieję, że była to pierwsza z wielu następnych tak samo udanych imprez.
OPŁATY PZW NA ROK 2000
Z końcem bieżącego roku Zarząd Okręgu PZW w Szczecinie ustalił stawki opłat, jakie mają obowiązywać w nowym, dwutysięcznym roku. Oto niektóre z nich:
- składka członkowska normalna - 40 zł
- składka okręgowa nizinna normalna - 50 zł
- składka okręgowa górska normalna - 60 zł
- dopłata do łodzi - 20 zł
- wpisowe - 30 zł
- opłata egzaminacyjna 30 zł
Opłaty ulgowe przysługują członkom PZW odznaczonym złotą, srebrną i brązową odznaką PZW, młodzieży uczącej się, a będącej w wieku 16 - 24 lat, żołnierzom służby zasadniczej oraz wszystkim wędkarzom, którzy ukończyli 70 lat życia. Opłaty te są niższe od normalnych o około 40 - 50%. Składki wniesione w kole "Karaś" upoważniają do wędkowania na wodach do tego udostępnionych w okręgach: koszalińskim, Słupskim, pilskim, legnickim, zielonogórskim oraz szczecińskim. Wszystkie opłaty winny być wpłacone w terminie do 30 kwietnia. Każdy, kto opłaci składki po tym terminie, będzie zobowiązany do wniesienia dodatkowego wpisowego. Opłaty można uiścić u skarbnika koła kol. Ewy Marszałek już od 20.12. 1999 r. w sklepie wędkarskim przy ul. Kościelnej codziennie od poniedziałku do piątku w godz. od 10`oo do 18`oo.
WYMIARY I OKRESY OCHRONNE
Uchwałą Prezydium Zarządu Okręgu PZW w Szczecinie z listopada 1998 roku na wodach użytkowanych przez nas obowiązuje okres ochronny dla:
- szczupaka - od 1 stycznia do 30 kwietnia
- sandacza - od 1 marca do 31 maja
Decyzją Zarządu Okręgu przywrócono też wymiary ochronne dla płoci i okonia. Od 1 stycznia 2000 roku na kanale Świniec (Kamień Pomorski) obowiązuje wymiar dla płoci - 15 cm oraz dla okonia 17 cm. Na wszystkich pozostałych wodach Okręgu Szczecińskiego wymiaru płoci i okonia ustalono na 15 cm. Dodatkowo wprowadzono stały zakaz spiningowania na rzece Świniec w okresach od 1 stycznia do 30 kwietnia każdego roku.
Andrzej Marszałek
Z żałobnej karty
1. Michał Krystosiak 20.01.1948 - 15.11.1999
2. Mieczysław Chochoł 04.04.1926 - 23.11.1999
3.Joanna Malec 15.12.1929 - 28.11.1999
4.Filip Nowak 11.11.1999 - 25.11.1999
5. Marian Karpiński 16.09.1939 - 10.12.1999
(WB)
Do Łobeziaka można pisać tutaj: