Grudzień 1999(numer 96)
Spis treści:
Od redakcji
Od czytelników 'Łobeziaka' w internecie
Życzenia
'Bratek'znaczy życzliwość
Cóż słychać w gospodarce?
Gratulujemy Panu Prorektorowi
II lokaty łobeskiej młodzieży
Kącik radnego
Klub Nauczyciela
Korupcja
Już smarują, a moja chata z kraja...
Malarstwo z koniem w tytule
Nagroda dla Karoliny
Kronika policyjna
Nie chcą płacić za sprzątanie
Nowi ławnicy
Podziękowanie
Poseł zdał relację
Przyjemne i pożyteczne
Szkolne gazety
Tego jeszcze nie było
Słowo życia i szczęścia
Żaden zgrzyt, przeciwnie...
Zamienił stryjek...
Zdążyć przed zimą. Z daleka od Łobza
szachy
Tu 'Łobeziak' nr tel. 742 – 96. Słucham...?
W Urzędzie Stanu Cywilnego
Wiadomości wędkarskie
Z żałobnej karty
Zawody na Brzeźniaku
Z kart historii
Kończy się kolejny rok. Podobno jest on niezwykły, tak jak niezwykły ma być następny, ten dwutysięczny, właśnie ze względu na to, że zaczyna trzecie tysiąclecie. Na czym ta jego wyjątkowość miałaby polegać, na razie nie widać ani z faktów, jakie zaistniały w odchodzącym starym roku, ani z tego, czego można się spodziewać po Nowym Roku. Chyba że za jakąś niezwykłość weźmie się to, że trzeba go będzie zapisywać okrągłą cyfrą 2000, z czego akurat nic nie wynika, bo bieżące życie idzie sobie normalnym mniej więcej trybem i jutro, miejmy nadzieję - też tak będzie.
O tym, czy coś było ostatnio wyjątkowe, znaczące, przełomowe zadecyduje jak zwykle opinia historii, spojrzenie na przeszłość z dalszej, jutrzejsze czy pojutrzejszej perspektywy, kiedy nasze, wydawałoby się, wielkie problemy, życzenia, poglądy czy działania zmaleją do właściwych proporcji w strumieniu dziejów, kiedy już nas najczęściej nie będzie.
Są przecież kręgi kulturowe na świecie, mające zasięg i historię starszą od naszej, europejskiej, nie mówiąc o polskiej czy łobeskiej, dla których ta okrągła data 2000 nic nie znaczy, bo umówiono się w ich obrębie liczyć czas według innej hierarchii wydarzeń historycznych czy religijnych dla nich akurat istotnych. Właściwie to czas jest względny. Czas istnienia naszej ludzkiej, ziemskiej cywilizacji w porównaniu z trwaniem kosmosu czy choćby naszej planety to przecież zaledwie epizod, krótszy niż kilkudniowe życie muszki owocowej w porównaniu z kilkuminutowym trwaniem jakiejś bakterii.
W związku z tym to tak naprawdę, chociaż to może zabrzmi trochę przykro dla niektórych, to ten mijający rok był bardzo zwykły w wymiarze krajowym, a w naszych łobeskich okolicach po prostu przeciętny, szary, jeden z wielu w ostatnich latach, bo przecież nadal postępowała degradacja miejscowego rolnictwa, bezrobocie utrzymywało się na tym samym poziomie, siła nabywcza naszych mieszkańców nie rosła, rósł za to niepokój i frustracja wśród pracowników służby zdrowia, nauczycieli i emerytów w związku z reformami i brakiem pieniędzy na wszystko, czego się tknąć.
Nie zanosi się też na to, by rok przyszły był przełomowy. Już samo wygrzebanie się z dołka gospodarczego, w którym się znaleźliśmy, nie będzie łatwe i potrwa co najmniej kilka lat, pod warunkiem, że się jest dużym optymistą i że sprawy potoczą się tak pomyślnie, jak planuje minister finansów Balcerowicz. Co do tego, że jakoś tam będziemy żyli, nie powinniśmy mieć wątpliwości, tylko co to będzie za życie - jak pytał kiedyś filozoficznie w piosence "Statek do Młocin" Jarema Stępowski. Mamy przed sobą projekt budżetu miasta na rok przyszły. Nie ma w nim rewelacji, nie różni się od ubiegłorocznego; trudno się ich było zresztą spodziewać - jest taki, na jaki gminę akurat stać. Ale o szczegółach na ten temat w następnym numerze.
Całe szczęście, że niektórzy ludzie, szczególnie młodzi łobzianie, nie popadają w kwękanie i czymś się interesują. W tym numerze na przykład informujemy o kilku wystawach plastycznych prezentujących ich dorobek.
Jeśli na dodatek nie sprawdzi się za kilka dni groźna prognoza o tym, że mogą zwariować nasze komputery, to rzeczywiście nic takiego się nie zdarzy, co mogłoby spowodować, że przełom wieków będziemy wspominać jak wydarzenie niezwykłe. Zatem do Siego Roku - byle nie był gorszy niż obecny.
Redakcja
Dzisiaj goście ze Szwecji, Japonii i USA
Od: Sandra Havedal, Sweden, 1999-10-27 21:50:57
Hi! I think you are really a great guy who have taken the hours to do a page about the worlds best town! I just go home from Lobez two days ago and I`ve had a wonderful time! Me and my family and some friends from Sweden and Belgium always goes down to Lobes for the Hubertus hunt in October and we stay at the stallion stables for five days. I love Lobes and would like to say hi to everyone living there! You are in heaven! /Sandra "Three times the winner".
(Cześć! Właśnie trzy dni temu wróciłam do domu z Łobza, gdzie bawiłam się wspaniale. Ja, moja rodzina i kilku przyjaciół ze Szwecji i z Belgii zjeżdżamy się do Łobza w październiku od pięciu lat na polowanie Hubertusowe i zatrzymujemy się w Stadzie Ogierów. Kocham Łobez i chcę pozdrowić wszystkich, którzy tam mieszkają. Jesteście w niebie!)
Sandra - trzykrotna zwyciężczyni.
Od: Taka, Japan, 1999-10-26 18:08:42
Hello. I took join in the work camp in 16 - 29 Aug 1999. I went to the "Kosmos" everyday. Many polish people are My dear friends. I would like to go to Lobez again. Because, I want to meet my friends.
Taka
(Witam. Brałem udział w obozie pracy w Łobzie w dniach 16 - 29 sierpnia. Codziennie chodziłem do "Kosmosu". Wielu Polaków jest moimi drogimi przyjaciółmi. Chciałbym ponownie przyjechać do Łobza, bo chcę spotkać moich przyjaciół.)
Chciałoby się na marginesie tych sympatycznych przesłań powiedzieć: "Cudze chwalicie, swego nie znacie itd.". Niemniej inne powiedzenie przestrzega: "Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma". I w jednym i w drugim przypadku jest trochę prawdy. Wakacyjne wspomnienia bywają na ogół przyjemne, Codzienność bywa bardziej szara. Jednak chyba zbyt często nie dostrzegamy tego, że nasz łobeski świat też może wyglądać ładnie. RED.
Od: Nina Muszyńska muszynsk@interserv.com
Do: dens@lobez.pl
Temat: Polonia łobeska, 24 sierpnia 1999 00:36
Panie Jerzy!
Zrobił Pan doskonałą robotę wprowadzając "Łobeziaka" do Internetu. Kiedyś mogłem go przeczytać tylko w czasie pobytu w Łobzie - prosiłem brata Zenka, przynosił mi kupkę gazet i zapoznawałem się z tym, co zdarzyło się w Łobzie podczas mojej ostatniej niebytności. Czytając numery z ostatniego roku byłem zaskoczony, jak dużo osób związanych z Łobzem przebywa za granicą. W związku z tym nasunął mi się pomysł, a właściwie dwa pomysły.
Pierwszy, to dobrze by było przygotować kronikę Polonii Łobeskiej (jak się powinno pisać łobeskiej czy łobezkiej?). Wyobrażam sobie, że osoby przebywające za granicą , a w jakiś sposób związane z Łobzem przysyłałyby informacje o sobie(tyle, ile uważają za stosowne) na adres "Łobeziaka" czy mój. Jeżeli nie będzie chętnych, ja mogę to wszystko opracować i wydać drukiem. Przypuszczam, że minimalna ilość informacji to nazwisko i e-mail, adres albo telefon, maksymalna - wszystko, czym dana osoba chciałaby się podzielić z czytelnikami kroniki.
Drugi pomysł to powołanie Fundacji Polonii Łobeskiej. Gdy się czyta "Łobeziak", to można zauważyć, że permanentnie brakuje u was pieniędzy na różną działalność. Wyobrażam sobie, że fundacja sponsorowałaby przede wszystkim wydarzenia związane z młodzieżą i sportem oraz promujące Łobez w Polsce i za granicą. Można by ustalić coroczne nagrody (np. dla najlepszego maturzysty LO, zorganizować uliczne kryterium kolarskie fundując pokaźną nagrodę czy ustalając nagrodę na zawodach hippicznych w Świętoborcu. Pomysłów może być setki, najpierw trzeba mieć pieniądze. Czy "Łobeziak" mógłby zapoznać czytelników z moją propozycją? Ja ze swej strony deklaruję wpłatę na rzecz fundacji w wysokości minimum 500 USD. Zachęcam wszystkich polonusów łobeskich do poparcia mojej inicjatywy i deklarowanie wpłat na konto "Łobeziaka". Jestem przekonany, że działalność fundacji spotkałaby się z gorącym poparciem mieszkańców i władz Łobza. Przypuszczam, że gdyby zadeklarowana suma doszła do około 10.000 USD, warto by zacząć działanie - opracowanie statutu fundacji, założenie konta bankowego, powołanie kapituły itp.
Serdecznie pozdrowienia dla wszystkich mieszkańców Łobza.
Paweł Muszyński
I my serdecznie dziękujemy za ten niezwykle miły, twórczy list z USA. Pan Paweł Muszyński jest tą osobą, której internetowy anonimowy list zamieściliśmy w październikowym 94 numerze naszego pisma. Pan Paweł pytał wtedy czy ktoś z naszych czytelników potrafi go zidentyfikować. Oczywiście natychmiast zrobił to p. Jerzy Machoński i nawiązał z nim kontakt prze e-mail. Panie Pawle, dziękujmy za wspaniałą inicjatywę. W Łobzie mamy kilku prawdziwych społeczników, którzy ją podejmą. Zaczynamy działać. W następnym numerze będą komunikaty na ten temat.
RED
Serdeczne życzenia wszystkiego dobrego z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku swoim życzliwym Czytelnikom i w ogóle każdemu, kto ten numer weźmie do ręki lub kliknie do niego w internecie - składa redakcja "Łobeziaka".
Z worka, jaki dźwiga na Gwiazdkę ten Mikołaj wyczarowany piórkiem pani Elżbiety Kamińskiej, można sobie wybrać to, co się komu marzy i czekać z nadzieją, że mu się spełni.
Na ostatniej, październikowej (29.10) sesji Rady Miejskiej radny Wiesław Ćwikła zgłosił fakt powstania klubu radnych o nazwie "Bratek". Statut Rady Miasta i Gminy dopuszcza funkcjonowanie w obrębie Rady takich organizacji pod warunkiem, że zrzeszą one minimum pięciu członków, co "Bratek" spełnił, ponieważ ma ich w tej chwili już siedmiu. Jednym z istotnych uprawnień klubu jest możliwość zgłaszania projektów uchwał dotyczących spraw miejscowych i dlatego właśnie powstał. Skąd taka nazwa? Bratek jest kwiatkiem symbolizującym w "mowie kwiatów" życzliwość, chęć do współpracy, podejmowanie wspólnych i pozytywnych działań dla środowiska łobeskiego. Akces do klubu zgłosili na razie radni: Wiesław Ćwikła, Elżbieta Kobiałka, Wojciech Bajerowicz, Andrzej Słaby, Andrzej Zdzieszyński, Maria Idzik i Krzysztof Galczak, ale, jak się orientujemy, sympatyków ma ten klub w Radzie więcej.
Redakcja
W środkach masowego przekazu i w wypowiedziach kierowanych do szerokiego kręgu odbiorców coraz częściej pojawiają się nowe określenia (najczęściej zapożyczone z języka angielskiego), które stały się symptomem transformacji czyli przekształcania się gospodarki realnego socjalizmu w gospodarkę rynkową. Praktycznie rzecz biorąc następuje u nas obecnie powrót do gospodarki kapitalistycznej okresu przedwojennego tylko już na wyższym poziomie. Najlepszym na to przykładem jest stosowany obecnie kodeks handlowy, którego zasadnicze sformułowania pochodzą z okresu międzywojennego. Powróćmy jednak do owych określeń, które na dobre zadomowiły się w naszym słownictwie, aby trochę przybliżyć ich treść tym, dla których są one jeszcze obce. Wspomnieć tu należy przede wszystkim o takich słowach jak: marketing, controlling, public relations, ankieta personalna "C.V.", Area Sales Menager itp.,
Słowem, które pojawiło się zaraz za powstanie gospodarki rynkowej i spotykamy się z nim dzisiaj na każdym kroku jest marketing. Pojawiło się ono na przełomie XIX i XX wieku wraz z rozwojem gospodarki kapitalistycznej. Aby przybliżyć jego sens, należy powrócić do minionego okresu w celu porównań zachowań rynkowych.
Czasy realnego socjalizmu kojarzą się z gospodarką centralnie sterowaną, każdym kłosem na wagę złota, przekraczaniem planów produkcyjnych. Ważna była ilość, a zbędna reklama i zabieganie o przychylność kupującego. Była też w historii naszej gospodarki często wspominana samotna butelka octu na sklepowej półce. W chwili obecnej nastąpiła i wciąż trwa rewolucja w gospodarce. Podstawą działalności gospodarczej czyli wszystkiego tego, co dzieje się w mniejszych i większych zakładach, jest działalność marketingowa. W dużym skrócie można ją określić tak: jest to badanie potrzeb klienta, aby w odpowiednim czasie, miejscu i w określony sposób dać mu produkt o najwyższej jakości, który zaspokoi jego potrzeby. Celowo pominąłem kwestię ceny, to znaczy jej wysokości, gdyż tą kwestią zajmiemy się w następnym odcinku spotkań z gospodarką. Jak z powyższego wynika - komórki marketingowe mają szereg bardzo poważnych zadań, które wykonują podstawowymi narzędziami marketingowymi. Grają one o nabywcę na wytwarzane przez swoją firmę wyroby. Jest to rywalizacja z konkurencją o lepszy pomysł na dobry interes, atrakcyjny produkt, korzystniejszą cenę, skuteczniejszą reklamę i dogodniejszy zakup. Bariera popytu (czyli to czy chcemy i możemy dany produkt kupić), jak również konkurencja wymuszają zbieganie o nabywców, o to, abyśmy byli w pełni zadowoleni z danego zakupu, choćby to miało dotyczyć pudełka zapałek.
W następnym artykule przybliżone zostaną podstawowe założenia marketingu, które bardzo interesująco podsumował prof. Tadeusz Sztucki (członek Polskiego Towarzystwa Marketingu): " Najgorszym sposobem uczenia się jest uczenie się na własnych błędach, lepszym - na cudzych, a jeszcze lepszym - na własnych i cudzych osiągnięciach."
Mirosław Sola
W nowym roku akademickim 1999/2000 Prorektorem Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, najważniejszej polskiej uczelni wojskowej i jednej z najlepszych i renomowanych uczelni wyższych w Polsce wybrany został prof. dr hab. pułkownik Piotr Sienkiewicz. Jest to funkcja równa etatowi generała dywizji. Serdecznie gratulujemy Panu Profesorowi z dalekiego Łobza tego zaszczytu tym bardziej, że jest Mu ciągle, mimo spływających na Niego zaszczytów i rozlicznych, na pewno ważniejszych prac i obowiązków - do małego Łobza blisko i życzliwie.
Redakcja "Łobeziaka"
1. W dniach 4 - 5.11 br. na stadionie KKS"Błękitni" w Stargardzie przeprowadzono mistrzostwa powiatu w piłce nożnej chłopców szkół średnich. Drużyna Zespołu Szkół w Łobzie pod opieką trenerska Mariusza Włodarza zajęła II miejsce. Szkoda, bo w finale w meczu z Zespołem Szkół ze Stargardu. Wynik w regulaminowym czasie brzmiał 0 : 0. O mistrzostwie zadecydowały rzuty karne, które nasi przegrali w stosunku 5 : 3. Wcześniej łobzianie wygrali 2 : 0 z Zesp. Szkół Tansportowych ze Stargardu i 1 : 0 z II LO Stargard.
2. Z II lokatą i pięknym pucharem wróciły licealistki z Łobza z turnieju koszykówki Wojewódzkiego Zrzeszania LZS zorganizowanego w Nowogardzie. Zespół naszego LO wygrał 28 : 17 z Zesp. Szkół Rolniczych w Płotach, z Zesp. Szkół z Reska 30 : 19, a przegrał 39 : 20 z Zesp. Szkół Rolniczych w Nowogardzie. Za ten wyczyn gratulacje należą się ambitnym dziewczętom z naszego liceum i ich nauczycielce wf mgr Bożenie Kordyl.
3. Młoda łobeska szachistka Kasia Woniak uzyskała dobry wynik sportowy na mistrzostwach makroregionu juniorów w szachach rozegranych w Kołobrzegu Zajęła w nich ona II miejsce i tym samym uzyskała awans do finałów krajowych. W lutym 2000 wystąpi w gronie 24 najlepszych szachistek Polski w kategorii juniorek. W nagrodę Kasia otrzymała piękny dyplom i piękny grawerowany medal w kolorze srebrnym.
Zdzisław Bogdanowicz
JProblemy Szkoły Podstawowej nr 2
Od 1 stycznia 1999 roku rozpoczęto w naszym kraju jedną z wielu nowych reform - reformę oświaty. Dzisiaj już wiadomo, że na terenie miasta i gminy łobeskiej dzieci swój obowiązek szkolny będą spełniały w 3 placówkach: Szkole Podstawowej nr 1, Szkole Podstawowej nr 2 i w Gimnazjum.
Szkoła Podstawowa nr 1 im. Marii Skłodowskiej-Curie zgłosiła do łobeskich radnych apel o modyfikację obowiązującej rejonizacji szkół podstawowych w Łobzie.
Rada tej szkoły pod przewodnictwem Ryszarda Bartczaka, a także rada pedagogiczna i dyrekcja szkoły stoi na stanowisku, że obecnie istniejące obwody szkolne spowodują regres w organizacji tej placówki, a także wpłyną ujemnie na pracę dydaktyczną i działalność wychowawczą. W piśmie skierowanym do radnych czytamy:
"... analiza urodzeń przeprowadzona przez nas wykazała, że za dwa lata w naszej szkole zaistnieje tylko 1 oddział klasy I. Natomiast w sąsiedniej Szkole Podstawowej nr 2 utworzone będą 4 lub 5 oddziałów klas I. Zmniejszona liczba oddziałów stworzy problemy z zatrudnieniem nauczycieli.
"..niepokojącym faktem jest również utrzymanie w obwodzie Szkoły nr 2 wszystkich wsi,"
"..pragniemy kreować nowy wizerunek szkoły i w myśl reformy stworzyć wszystkim uczniom równe szanse edukacyjne. Sztuczny i niezdrowy podział na dzieci "wiejskie" i "miejskie" nie przyczyni się do realizacji założeń reformy edukacyjnej".
Nad problemami związanymi z działalnością łobeskiej "Jedynki" zastanawiali się radni z Komisji Oświaty, Kultury, Sportu i Turystyki w dniu 15.11br. Osobiście jestem zdania, iż Szkoła Podstawowa nr 1, kierowana przez nowego dyrektora Tadeusza Sikorę nie może być kontynuatorką dawnej Zbiorczej Szkoły Gminnej z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Problemy dowożenia dzieci z terenu gminy, organizacja prawidłowego dowozu i odwozu uczniów z terenów wiejskich powinny być rozłożone równomiernie na 2 szkoły podstawowe. Rada Miasta w Łobzie powinna stworzyć nowe obwody szkolne. Tym samym zapewni się Szkole Podstawowej nr 1 taki dopływ dzieci, by prawidłowo można było wykorzystać bazę szkolną, a także zapewnić dobrze przygotowanej kadrze nauczycieli dalsze zatrudnienie.
Z uznaniem obserwuję aktywną postawę Rady Pedagogicznej i Rady Szkoły tak energicznie i mądrze walczących o nowy, lepszy wizerunek tej placówki w początkowym etapie reformy edukacyjnej. Oby te zabiegi wpłynęły na korzystniejsze zmiany w organizacji pracy "Jedynki".
Zdzisław Bogdanowicz - radny z okręgu wyborczego nr 1
Znani i sympatyczni gospodarze Klubu Nauczyciela w Łobzie - Sabina Bil (nauczycielka jęz. polskiego), Wincenty Nowik (matematyk) i Czesław Szawiel (historyk) są pełni inwencji i pomysłów w zagospodarowaniu czasu wolnego, zwłaszcza w dni weekendowe. Tym razem zapraszają społeczeństwo Łobza w dniu 15 grudnia br. (środa) na godzinę 18`00 na atrakcyjne spotkania z profesorem Uniwersytetu Szczecińskiego Andrzejem SULIKOWSKIM, który zapozna zebranych w sposób ciekawy, a zarazem naukowy z twórczością poetycką ks. Jana Twardowskiego. Warto chyba przeprosić w tym dniu codzienną sztampową TV i skorzystać z seansu intelektualnego na żywo w Klubie Nauczyciela.
Zdzisław Bogdanowicz
Gadka dziadka.
Wszędzie głośno o korupcji jako o groźnej chorobie zakłócającej prawidłowe funkcjonowanie każdego normalnego państwa demokratycznego. Podobno według Transparency International (jest taka organizacja przy ONZ-ecie zajmująca się badaniem zjawisk patologii gospodarczej i społecznej na świecie) nasz kraj, znajdujący się w 1998 roku na trzydziestym dziewiątym miejscu wśród innych państw świata w korupcyjnej statystyce, spadł w bieżącym roku na miejsce czterdzieste piąte. Jesteśmy zatem do tyłu. A swoją drogą ciekawe, jak ci faceci doszli do tej klasyfikacji, jak zmierzyli to, co podobno cichcem idzie z ręki do ręki, czego księgowi nie notują, a Urząd Skarbowy nie okłada podatkami. Ile jest tej lewizny, jaka jest jej skala, czego nie da się bez niej załatwić? Czy jest to statystyka robiona "po uważaniu" czyli wysłuchiwaniu tak zwanej opinii publicznej, czy też na podstawie ankiet, badań i raportów policji, wymiaru sprawiedliwości czy fiskusa? Jeśli robiono tę klasyfikację na podstawie potocznych sądów obywateli, to ci nie mają wątpliwości - u nas to, panie, każdy bierze w łapę; jeśli według oficjalnych dokumentów, to te, niestety, mówią prawdę, ale tylko o tym, co udało się udowodnić, a jest tego śmiesznie mało i nikt w tę prawdę nie wierzy. Każdy wierzy w niejaką Famę, a być może we własne negatywne doświadczenia. Bo czy w Polsce poza kilkudziesięcioma wyjątkami, a w takim na przykład Łobzie na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia, udowodniono komuś choć jedno przekupstwo i skazano go za branie czy dawanie łapówek? Tymczasem, gdy zapytać o to zjawisko pierwszego spotkanego na ulicy Polaka czy tu na miejscu łobzianina, ten jest gotów dać głowę (głowę oczywiście nieoficjalnie, teoretycznie), że jest go u nas pełno.
Korupcja to u nas słowo-klucz. I na ogół oficjalnie wiąże się ją z braniem czy dawaniem pieniędzy w zamian za korzyści poza tym wszystkim, co mieści się w granicach tak zwanego prawa, tym, co jest normowane odpowiednimi przepisami, ustawami, czy wreszcie taką czy inną etyką np. społeczną, religijną, zawodową lub ze zwykłą ludzką przyzwoitością.
Skąd zatem taka rozbieżność w ocenach tego zjawiska przez opinię publiczną i międzynarodową instytucję, ową Transparency International, a tym, co wymiar sprawiedliwości orzeka czy raczej może orzec wobec ludzi dopuszczających się tego przestępstwa? Dlaczego ludzie tak słabo reagują i tak słabo bronią się przed tym prawdziwym rakiem trawiący nasze społeczeństwo, kryminalnym zjawiskiem lokującym nasz kraj ciągle poza granicami cywilizacji europejskiej? Odpowiedzi są znane, jakiś łobeski Dziadek niczego nowego tu nie odkrywa. Jedną z wielu przyczyn tej zarazy jest swoista wspólnota interesów, jaka łączy dających i biorących. I nie zaczyna się ona wcale od wielkich pieniędzy, a od drobiazgów, od ugruntowanych jeszcze "za komuny" zależności nomenklaturowych, hierarchicznych układów, od partyjnych powiązań i zobowiązań przenikających całe społeczeństwo o góry do dołu, które mają dzisiaj wymiar i wagę nieporównanie większą. Kiedyś, w społeczeństwie niedoborów, dawały one śmieszące dzisiaj korzyści w postaci talonów na motocykl marki shl czy iż, pralki frania, bardzo rzadko trabanta czy wartburga, zakupienia kilograma kawy, kilku cytryn, tabliczki czekolady, pomarańczy czy tłustej szynki w konsumie, wcześniejszego przydziału m -2 czy 3 czy wyjazdu pociągiem przyjaźni do ZSRR i kupienia tam złotej obrączki czy zegarka pobieda, czasem wczasów w bratniej Czechosłowacji, częściej w Pogorzelicy albo służbowego awansu o kilka złotych lepszego niż płaca sprzątaczki. Dzisiaj w czasach bezrobocia, na razie pseudogospodarki rynkowej i politycznej solidarności to w "terenie" wkręcenie swojaka do "miejsca pracy", przyjęcia kilku przyczep żyta w skupie przed innymi w "ramach limitu", ograbienie likwidowanego pegeeru z maszyn i zwierząt, sprzedanie za bezcen swojakom ziemi i nieruchomości, ale też przekręty na olbrzymią skalę - obsadzenie lukratywnych posad facetami bez kwalifikacji, uzyskanie koncesji dających miliardowe zyski, potajemne przetargi "po uważaniu" bez konkurentów, kanty finansowe na skalę, które się nikomu w czasach komuny w ogóle nie śniły.
Kiedy się skończy ta zaraza? Dziadek jest umiarkowanym optymistą w tym względzie. Amerykańscy socjolodzy dawno zauważyli, że w kapitalizmie najtrudniej zdobyć pierwszy milion dolarów, najłatwiej go, jeśli nie ukraść, to zdobyć tak czy owak wbrew prawu, a już najczęściej kosztem milionów zwykłych ludzi, co właśnie obserwujemy dzisiaj - potem już można być uczciwym człowiekiem i następne miliony same legalnie już płyną do kasy. Można zatem mieć nadzieję, że i u nas taka "uczciwość" z czasem zatriumfuje, bo przecież zmierzamy do niej wzorem tych, co już ją osiągnęli.
Dziadek
Ledwo dużym kosztem ocieplono i pięknie pomalowano na jasne kolory szare domy należące do Spółdzielni Mieszkaniowej „Jutrzenka", dzięki czemu trochę jaśniej i ładniej zrobiło się w naszym mieście, a już zaczęło się ich smarowanie przez niechlujów i pętaków. Właściwie należałoby tu użyć słów bardziej dosadnych na określenie tych typów, które upodobały sobie odnowione ściany bloków do bazgrania po nich. Lokatorów to denerwuje, co jest zrozumiałe, bo przecież też chcieliby mieszkać po ludzku. Jeden z nich nawet wie, jak oświadczył – kto smaruje po świeżych murach, bo to widział i nawet zwrócił się w tej sprawie do odpowiednich władz, żeby te ukarały niechlujów. Ale za nic nie powie, co to za jedni, a tym bardziej nie poświadczy tego. Nie chce się narażać – jak powiedział – jeszcze mu ktoś szyby powybija albo co. Od tego są władze, żeby robiły porządek i wyłapywały łobuzów. On się nie będzie narażał...
Wcale nam się nie musi zdawać, ale ten obywatel musi mieszkać w osmarowanym domu. Nie powinien też się zdziwić, jak mu ktoś kiedyś pod drzwiami zrobi solidną kupę. Powinien wtedy otworzyć te drzwi i przeprosić winowajcę oraz zaproponować mu papier toaletowy. W.I.
Mieszkając w Łobzie, mając zdolności plastyczne można doskonale utrwalać na płótnie piękno przyrody oraz oczywiście ulubione przeze mnie konie. Nazywam się Joanna Semeniuk i właśnie to robię. Urzekające okolice Łobza, zabytkowe zabudowania Stada Ogierów, tworzące tajemniczą atmosferę tutejszego ośrodka jeździeckiego oraz piękne rumaki mogą natchnąć niejednego malarza do tworzenia. A że sama jeżdżę konno - kocham konie i wydaje mi się, że maluję ich "dusze".
Indywidualność konia najlepiej oddać można malując jego portret, w którym wyraźnie widać oko, wyrażające myśli zwierzęcia, zaś w większych obrazach dobrze eksponuje się nastrój chwili i ruch zwierzęcia. Właśnie ruch dla konia jest rzeczą niezbędną jak powietrze. Pozostawiony przez dłuższy czas w zamknięciu może się stać nieobliczalny, wpada w tak silny stres, że bywają przypadki, iż zdrowego fizycznie lecz skrzywionego psychicznie konia trzeba oddać na rzeź.
Przestrzeń, galop i swoboda to to, co koń lubi najbardziej.
Chciałabym zaprosić mieszkańców Łobza na wystawę moich obrazów do Biblioteki Miejskiej trwającą w dniach od 5 grudnia 1999r. do 5 stycznia 2000r. Mam nadzieję, że zainteresuje ona także tych, co z końmi nie mają na co dzień do czynienia, że przybliży wszystkim odwiedzającym naturę konia, z którym nasze miasto nierozerwalnie się kojarzy.
Joanna Semeniuk
Na zaproszenie p. Jolanty Kwaśniewskiej, która założyła fundację do popierania młodych talentów w dniu 14 października do Warszawy pojechała ze swoją opiekunką artystyczną p. Lidią Dzieżak uczennica Szkoły Podstawowej nr 3 Karolina Kotwicka, młoda i obiecująca łobeska plastyczka. Według relacji p. Lidii była to szczególnie przyjemna wyprawa, bo młodzież w pałacu prezydenckim została serdecznie przyjęta przez samą panią Prezydentową, która wręczała zaproszonym młodym talentom nagrody mające być zachętą do dalszej twórczości. Wśród nagrodzonych była także Karolina z Łobza. Cieszy nas to, bo mieliśmy okazję w numerze wrześniowym pisać o jej udanej łobeskiej wystawie, jaką miała ona w naszej Bibliotece Miejskiej. Gratulujemy Karolinie, a także jej opiekunce p. Lidii Dzieżak. /RED.
Przestępstwa kryminalne i drogowe
- 08.10.1999 Bernard K. usiłował ukraść fiata 126p na szkodę Andrzeja P., ale został ujęty;
- 10 - 11.10 na parkingu przy ul. Sawickiej nieznany sprawca włamał się do fiata 126p i ukradł radiomagnetofon, 4 kołpaki i świece zapłonowe wart. 139 zł na szkodę Beaty S.;
- 09 - 11.10 ustaleni nieletni sprawcy wrzucając kamienie przez lufcik do garażu przy ul. Siewnej uszkodzili nubirę własności Andrzeja W. na sumę 1000 zł; sprawa w sądzie dla nieletnich;
- 09 - 10.10 ustaleni sprawcy włamali się do ogrodnictwa OHP przy ul. Siewnej (wychowankowie tegoż OHP), wybili szybę w szklarni i dokonali zniszczenia sadzonek kwiatów i krzewów na sumę 300 zł;
- 16.10 w Dalnie w mieszkaniu Ireny K. powstał pożar, w wyniku którego spaliło się wyposażenie mieszkania wart.2700 zł; podejrzany o umyślne podpalenie mieszkania Henryk G. został tymczasowo aresztowany; Henryk G. miał wcześniej zatargi z prawem, oskarża się go także o pobicie;
- 17.10 na ul. Browarnej nieznany sprawca po wyłamaniu zamka we fiacie126p własności Jerzego Ł. uruchomił pojazd, wyjechał nim na ul. Bema, gdzie go porzucił;
- 16 -17.10 nieznany sprawca usiłował ukraść toyotę własności Mieczysława K., ale na szczęście nie udało mu się to, bo nie potrafił uruchomić silnika;
- 19 - 21.10 nieznany złodziej włamał się na cmentarzu do schowka pod ławką i ukradł z niego 20 zniczy wart. 100zł na szkodę Gustawy C.;
- 20 - 21.10 na ul. Podgórnej nieznany sprawca włamał się do domku w budowie i z piwnicy ukradł kinkiety, wiertarkę, przecinarkę i fax wart. 500 zł na szkodę Kazimierza K.;
- 23 - 24 w Świętoborcu nieznani sprawcy włamali się przez otwór wybity w ścianie do sklepu własności Krystyny K. i skradli papierosy, alkohol i artykuły spożywcze wart. 2634 zł; w kilka dni później w ten sam sposób włamali się ponownie do tego sklepu i dokonali jego spustoszenia w podobnych rozmiarach;
- 26 - 27.10 nieznany sprawca włamał się do kiosku Ruchu na ul. Kolejowej i ukradł z niego artykuły wart. 100 zł;
- 29.10 w nocy w Świętoborcu na terenie Stada Ogierów miał miejsce szczególnie zuchwały bandycki rozbój i kradzież; do domku kempingowego, w którym nocowało dwóch obywateli Belgii uczestniczący w dorocznym polowaniu na lisa, włamało się trzech niezidentyfikowanych bandytów, którzy grożąc metalowymi prętami sterroryzowali gości, zabrali im kluczyki od zaparkowanego pod domkiem landrovera wart. 150 tys. zł i odjechali nim; landrover typu Rangevarer jeep 40 miał numer rejestracyjny RKK 653; wyznaczono nagrodę za informacje mogące dotyczące sprawców i skradzionego pojazdu;
- 27.10 w godz.12`00 -12`30 w sklepie przy ul. Niepodległości nieznany kieszonkowiec ukradł Urszuli N. dowód osobisty, prawo jazdy, dowód rejestracyjny i pieniądze w kwocie 446 zł; w związku z tym kolejny raz policja ostrzega naszych obywateli przed noszeniem portmonetek, portfeli itp. w koszykach, otwartych torbach, bo łatwo stają się one łupem złodziei;
- 29 - 30.10 nieznany sprawca wybił szybę w altance na ogródkach działkowych przy ul. Wojska Polskiego i ukradł z niej butlę gazową wart. 70 zł na szkodę Józefa K.;
- 29 - 30 w nocy na ul. Orzeszkowej nieznany sprawca próbował uruchomić i ukraść fiata 126p własności Jadwigi S. z Przemysławia, ale spłoszony uciekł;
- 30.10 około godz. 23`30 na drodze Bełczna - Przemysław w bliżej nieokreślonych okolicznościach nieznany sprawca ukradł Przemysławowi B. rower i portfel z pieniędzmi;
- 02.11 Halina W. z Wysiedla powiadomiła łobeską Komendę Policji, że został otruty jej pies rasy rotweiler wart. 800 zł; prowadzone jest w tej sprawie dochodzenie;
- 04.11 na ul. Waryńskiego kierujący samochodem osobowym Henryk M. potrącił jadącego rowerem Wiesława U., który doznał bardzo ciężkich obrażeń; kierowca został tymczasowo aresztowany; dochodzenie w toku;
- 04.11 łobeska Komenda Policji została powiadomiona przez Irenę J. z Wiewiecka, że odkryła ona zwłoki Czesława M. w jego mieszkaniu; po przeprowadzeniu oględzin miejsca i zwłok denata ustalono, że jego zgon nastąpił w wyniku pobicia przez osoby trzecie; podjęto bezpośrednie działania i zatrzymano osoby podejrzane o dokonanie tego przestępstwa. Zebrany materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie 3 zatrzymanym mężczyznom (2 z Wiewiecka, 1 z Ińska) zarzutu dokonania zabójstwa; Sąd Rejonowy w Łobzie na wniosek prokuratora i policji zastosował wobec podejrzanych areszt tymczasowy na trzy miesiące; śledztwo w toku;
- 07 - 08.11 na ul. Sawickiej nieznani sprawcy włamali się do kotłowni pod sklepem "Danuśka", a następnie usiłowali włamać się do sklepu, jednak spłoszeni uciekli;
- 08.11 w godz. 14`45 - 15`20 z klatki schodowej w bloku przy ul. Ogrodowej skradziono rower górski wart. 300 zł na szkodę Marcina C.;
- 07 - 08.11 w Wysiedlu nieznany sprawca próbował się włamać do sklepu spożywczego Andrzeja K., ale nie zdołał pokonać zabezpieczeń;
- 05 - 06.11w Dalnie nieznany sprawca wyrwał kratę zabezpieczającą w sklepie Ireny K., otworzył okno i ukradł artykuły spożywcze na sumę 40 zł;
- 08 - 09.11 na placu 3 Marca nieznany złodziej wybił szybę wystawową w sklepie "17" i ukradł papierosy, czekoladę, zupy itp. wart 600zł na szkodę Andrzeja S;
- 16.11 o godz. 12`55 na ul. Bema 7 skradziono rower górski Saxy wart. 600 zł na szkodę Zofii W;
- swego czasu (15 października br.) włamano się do garażu Wojciecha S., skąd skradziono....kilof!; obecnie przy okazji innej sprawy ustalono, że włamania dokonał wtedy i ów kilof ukradł nieletni z Łobza.
Wiktor Mazan - komisarz
Z dniem 15 listopada br. wygasła umowa, jaką Wojewódzki Zarząd Dróg zawarł w ubiegłym roku z łobeskim Przedsiębiorstwem Usług Komunalnych (PUK) na sprzątanie i utrzymanie dróg wojewódzkich przebiegających przez nasze miasto. Według tej umowy ulice wojewódzkie: Waryńskiego, Niepodległości, Kościelna, Bema, Armii Krajowej, Obrońców Stalingradu, Rapackiego, Drawska, Szosa Świdwińska były dotąd sprzątane w całości przez PUK, to znaczy zamiatane przez cały rok, utrzymywane w zimie (posypywane piaskiem, odśnieżane), za co nasza miejscowa firma otrzymywała zapłatę. Podobno WZD będzie o te drogi dbał teraz sam. Jak to będzie wyglądało - do tej pory nie wiadomo. Niemniej właśnie od 15 listopada te drogi nie są sprzątane, bo PUK nie ma pieniędzy na ten cel. Jakie są skutki tego "nowatorstwa" już widać. Wspomniane ulice są po prostu brudne i jak tak dalej pójdzie ich wygląd się pogorszy. Nie można za ten stan winić naszego przedsiębiorstwa.
W ogóle sprawa utrzymania dróg w mieście to jedno wielkie nieporozumienie organizacyjne, bo przecież mamy w Łobzie jeszcze drogi powiatowe i gminne i ciągle wynikają z tego powodu spory kompetencyjne i wątpliwości finansowe, na czym miasto cierpi. Na przykład nie wiadomo do tej pory, kto ma sprzątać pasy zieleni przy drogach wojewódzkich. Dla świętego spokoju robi to PUK, chociaż nie należy to do niego. Przypomina się tu stare, wyszywane kiedyś na kuchennych makatkach hasło, ciągle jednak aktualne i co tu dużo gadać - mądre: "Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść". Najbardziej rozsądnym rozwiązaniem byłoby zlecenie tej roboty jednemu, oczywiście miejscowemu przedsiębiorstwu. W końcu byłoby wiadome, kto za co odpowiada, kogo chwalić, do kogo mieć pretensje. Czas największy, żeby ten w końcu prosty problem jednoznacznie rozwiązać, bo chcemy mieć czyste ulice. Miejmy nadzieję, że zanim ten grudniowy numer się ukaże, WZD w Szczecinie zawrze jednak kolejną umowę z PUK-iem. (WI)
Na XII sesji Rady Miejskiej w Łobzie (29.10 br.) jednym z punktów obrad były wybory nowych ławników do Sądu Rejonowego w Łobzie, Sadu Rejonowego w Stargardzie Szczecińskim do orzekania w sprawach pracy i do Kolegium do Spraw Wykroczeń przy naszym Sądzie Rejonowym na lata 2000 - 2003. Kandydatów zgłaszały związki zawodowe, zakłady pracy i Urząd Miasta. Warunkiem dopuszczenia kandydatów do wyborów była ich nieposzlakowana opinia w środowisku i ukończenie 24 lat. Chętnych do pełnienia tych zaszczytnych i potrzebnych funkcji było więcej, co dobrze świadczy o rosnącej aktywności społecznej naszych obywateli i za co należą się im słowa uznania.
Niemniej w wyniku tajnego głosowania radni wybrali:
- na ławników do Sądu Rejonowego w Łobzie: Jana Adamowa, Tadeusza Barańskiego, Włodzimierza Buczkowskiego, Wiesława Ćwikłę, Aleksandra Daszkiewicza, Alicję Draczyńską, Andrzeja Kamińskiego, Bożenę Karmasz, Józefa Koryzmę, Teresę Kowalewską, Danutę Ledzion, Krzysztofa Malinowskiego, Elżbietę Marcinkowską, Henrykę Markowską, Jerzego Mechlińskiego, Małgorzatę Olszewską, Janusza Podlisieckiego, Stanisława Siwieckiego, Jana Woźniaka i Małgorzatę Żaczek;
- na ławników do Sądu Rejonowego w Stargardzie Szczecińskim (orzekającym w sprawach pracy): Piotra Błażejowskiego, Ewę Ciechańską, Zdzisława Draczyńskiego, Jolantę Dzieżak, Elżbietę Kamińską, Jadwigę Pudełko, Ewę Sarnecką i Stanisławę Szydłowską;
- do Kolegium do Spraw Wykroczeń w Łobzie: Ryszarda Bartczaka, Mirosławę Borowską, Tadeusza Brzezińskiego, Witolda Bubacza, Czesława Burduna, Jolantę Chudyk, Zygmunta Draczyńskiego, Józefa Felicha, Wiesława Głuchowskiego, Łucję Grabską, Jana Junga, Ireneusza Kabata, Leszka Kalwinka, Teresę Kawkę, Elżbietę Kieżun, Sławomira Kotarskiego, Mariana Kozioryńskiego, Bożenę Król, Zofię Kużel, Wandę Kwiatkowską, Piotra Laszuka, Zofię Majchrowicz, Romana Muszyńskiego, Zbigniewa Pudełko, Iwonę Rudzką, Renatę Siarkiewicz, Aleksandra Skokowskiego, Ryszarda Solę, Zdzisława Szklarskiego, Andrzeja Tokarskiego, Lucynę Tymoszczuk, Teresę Wasilewską i Iwonę Wójcicką. RED.
Serdecznie dziękuję członkom łobeskiego oddziału Polskiego Związku Hodowców Gołębi za finansowe i moralne wsparcie, jakiego udzielali mi w czasie choroby mojego męża -
Halina Karkuszewska
Poseł Stanisław Kopeć (SLD) podsumował półmetek III kadencji Sejmu RP. Na specjalnie z tej okazji zwołanej konferencji prasowej w dniu 25 października w Stargardzie Szczecińskim przedstawił imponującą statystykę swojej aktywności w roli parlamentarzysty - członka dwóch komisji: Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, a także z zamiłowania i społecznie - uczestnika posiedzeń Komisji Kultury Fizycznej, a wcześniej także członka Komisji Nadzwyczajnej do Ustaw Kompetencyjnych.
W Sejmie Stanisław Kopeć zgłosił 19 interpelacji poselskich, 7 zapytań i 5 oświadczeń. Wystąpił 42 razy w debacie sejmowej podczas 180 dni obrad plenarnych Sejmu. Między innymi skutecznie interweniował w sprawie wstrzymanych przez rząd zasiłków na dożywianie w szkołach dzieci ze środowisk pegeerowskich.
Poza Sejmem poseł odbył 98 spotkań z wyborcami w województwie, 63 dyżury poselskie w Stargardzie i 45 w terenie. Interweniował 902 razy, głównie w sprawach pomocy społecznej.
Wśród swoich sukcesów wymienia między innymi realizację programu "Internet w każdej gminie",
wśród klęsk - przegraną walkę o oświatę rolniczą, którą obecnie znacznie ograniczono tak pod względem zasięgu jak i łożonych na nią pieniędzy.
"Jestem zdyscyplinowanym posłem - mówił St. Kopeć na konferencji - dlatego uczestniczyłem niemal we wszystkich posiedzeniach Sejmu i moich komisji. To mój obowiązek i tego oczekują ode mnie moi wyborcy".
Ze swej strony nie musimy posła Kopcia w jakiś szczególny sposób przedstawiać, bo jest on częstym gościem w Łobzie (co mu kilku miejscowych oszołomów ma za złe - tacy z nich lokalni patrioci!!) i naprawdę reprezentuje jego interesy. Dał tego praktyczny dowód w czasie zabiegów w obronie naszego powiatu czy pozyskiwania środków na remont szpitala w Resku.
Pamięć ludzka jest krótka, niestety wdzięczność także, dlatego więcej niż z przekąsem (bo o żalu nie ma co wspominać, demagodzy takiego czegoś oni odczuwają) pod adresem tych, co o tym raczyli łaskawie zapomnieć - przypominamy o najważniejszym, że to dzięki długim zabiegom właśnie posła Stanisława Kopcia, życzliwości byłego wojewody Marka Tałasiewicza i zdecydowanej interwencji minister budownictwa Barbary Blidy udało się burmistrzowi Janowi Szafranowi nie zwrócić w 1986 roku do ministerstwa finansów sumy 24 mld zł (dwudziestu czterech miliardów złotych!) pożyczki zaciągniętej przez poprzedników i wydanych niezgodnie z przeznaczeniem, czego zażądała kategorycznie Najwyższa Izba Kontroli. Niemniej burmistrzowi Szafranowi, jako przedstawicielowi aktualnego samorządu nie oszczędzono kary nagany z karencją na dwa lata.
Każdy, kto ma choć trochę poczucia przyzwoitości i sprawiedliwości, może sobie wyobrazić, jak wyglądałyby dzisiaj inwestycje komunalne i w ogóle Łobez bez tych 24 miliardów (drogi, chodniki, ciąg dalszy gazyfikacji, w tym wszystkich łobeskich szkół, uzbrojenie Osiedla Pomorskiego, uruchomiona po kilku latach wstrzymanej budowy oczyszczalnia i przepompownie ścieków, co wszystko już mamy, a także ). Bez wspomnianej oczyszczalni bylibyśmy dzisiaj skazani na całkowity brak perspektyw inwestycyjnych, o ile takie się pojawią. Pomagał także poseł w osobistych kontaktach Jana Szafrana i prezes łobeskiego Sądu p. Sławy Miszel z Ministerstwem Sprawiedliwości, które w roku 1996 na ich wniosek wydało zgodę i pieniądze na natychmiastowe otwarcie Wydziału Rodzinnego i Nieletnich oraz w przyszłości przeniesienie do Łobza Wydziału Ksiąg Wieczystych ze Stargardu, co jednak warunkowało ono od pieniędzy, których wtedy na taki cel nie miało. Po kolejnych wyborach w 1998r. nowy Zarząd Miasta dostał budżet miejski bez zadłużeń, sprawnie działające urządzenia komunalne, rozbudowany Sąd, łatwość administrowania oraz możliwość dalszego popisania się szeroką inicjatywą dla Łobza.
Pisaliśmy o tym wszystkim swego czasu, ale kto by tam zwracał uwagę na takie "drobiazgi". Ludzie u nas ciągle jeszcze są skłonni do dawania posłuchu demagogom twierdzącym, że wszystko, co w Łobzie dobrego zrobiono, to stało się na dniach. Można to od biedy zrozumieć, bo przy niedoborach i biedzie rzeczywiście najlepszy byłby w Łobzie od kilku lat cud i życie jak w USA. Na razie się na niego nie zanosi. Lepiej by było pójść po rozum do głowy i jeszcze z nim wrócić i mieć trochę poczucia przyzwoitości i wstydu. A w ogóle to także należałoby oddać szacunek wszystkim tym (postaramy się o to), co w przeszłości bez szumu, propagandy, wywiadów prasowych przy skromnych urzędniczych poborach (rezydencji sobie nie pobudowali, żyją z mizernych emerytur) robili to wszystko, z czego możemy dzisiaj korzystać. Przecież początek gazyfikacji i centralnego ocieplenia, budowa centralnego kolektora w Łobzie to Zbigniew Con i Roman Ciesiński, kontynuacja tych prac to Marek Romejko i tak dalej. Co dalej, to poczekamy i zobaczymy. (W.I)
Jak wynika z tytułu - miły, a także wartościowy miało charakter i przebieg spotkanie niemieckiej oraz polskiej młodzieży w Schwedt (Niemcy - Brandenburgia). Dzięki niezwykle sprawnej organizacji imprezy (to zasługa pani Grażyny Spaltenstein) wzięliśmy udział w realizacji jednego z elementów programu pt. "Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży". Przebywaliśmy w gościnnej miejscowości 6 i 7 listopada br. Opiekunka, Krystyna Sola, członkowie UKS "Gambit" przy szkole Podstawowej nr 1 w Łobzie: Kasia Gałan, Marlena Zwierzchowska, Paulina Gałan, Patrycja Brona, Marcin Zakrzewski, Jakub Zieniuk, Grzegorz Maduń, Mateusz Sławek i Piotr Światłowski - wszyscy już na granicy Krajnik - Schwedt zostaliśmy bardzo serdecznie przywitani przez panią G. Spaltenstein. Oprócz nas do ośrodka wypoczynkowego dotarły drużyny z Gryfina, Pałacu Młodzieży w Szczecinie i Angermunde. Wszyscy uczniowie po zakwaterowaniu wzięli udział w dwu indywidualnych rozgrywkach szachowych w sobotę (przed i po obiedzie), natomiast po kolacji dzieci zostały przewiezione na basen. Pani Spaltenstein zaskoczyła nas precyzyjnie i szczegółowo przygotowanym planem zajęć, toteż bez problemów wszyscy chętnie skorzystali z nowoczesnej pływalni i zjeżdżalni. Po powrocie okazało się, że polskie dzieci rozmawiają po niemiecku i opowiadają o swoich wrażeniach, a w ich notesach nie zabrakło adresów od Aleksandra, Andrei, Jeusa, Michaela, Feliksa, Torstena, Steffena, Tommiego.
W niedzielę niespodzianka. Po śniadaniu p. Grażyna zabrała wszystkich na autobusową przejażdżkę po Schwedt. Pięknie i rzeczowo opowiadała o mijanych miejscach, ich historii, biologii, geografii (z wplatanymi ciekawostkami). Przed obiadem dzieci rozegrały drużynowy turniej szachowy (nie były to punktowane zawody - liczył się udział). Po posiłku był jeszcze jeden uroczy moment. Od organizatorki spotkania zwycięzcy otrzymali nagrody i upominki. My podarowaliśmy p. Grażynie wykonany przez uczniów naszej szkoły rysunek naszego kościoła (oprawiony przez p. Żaczek). Od opiekuna drużyny z Angermunde otrzymaliśmy wszyscy słodkie i owocowe poczęstunki. P. K. Rudnicki z Gryfina przygotował dla uczniów pamiątkowe widokówki i drobne upominki.
Radościom i uśmiechom kres położyło rozstanie. Organizatorka odwiozła nas do granicy i w Krajniku pożegnała się z nami. Jesteśmy naprawdę pod wrażeniem tego, że można w ciągu dwóch dni bezstresowo, kulturalnie i w miłym towarzystwie spędzić czas i tak dużo się nauczyć.
Krystyna Sola
Uczniowie łobeskiego Liceum Ogólnokształcącego tworzą interesujące wydawnictwa szkolne. Od początku roku szkolnego drukowane są, a następnie kolportowane wśród uczniów i pracowników szkoły 3 miesięczniki:
- " Życie wokół nas" to gazetka o charakterze ekologicznym. Autorami poczytnych artykułów są uczniowie klas I i II. W październikowym numerze "Życia..." wiele miejsca zajęły artykuły Joanny Białek i Bartka Rajewskiego. Nad całością pracy redakcyjnej czuwa mgr Wiesława Wyszyńska, nauczycielka biologii.
- "Bio - LO - gia w szkole". Ten miesięcznik redaguje mgr Jolanta Abramowska wraz z liczną grupą młodzieży szczególnie lubiącą przyrodę i środowisko naturalne. Uczniowie przedstawiają w II numerze tej gazety między innymi wywiad z burmistrz Łobza Haliną Szymańską na temat sposobu ochrony środowiska naszego miasta i okolic oraz wywiad z Andrzejem Sędeckim , kierownikiem sławnej szkółki leśnej Nadleśnictwa Łobez. Obydwa wywiady są bardzo interesujące i pouczające, zaś pytania zadawali Kamil Fabisiak z Ib, Kamil Michalik i Monika Peter z Ie.
- "Szuler" to gazetka szkolna wydawana już od dwóch lat. Przedstawiamy aktualny skład redakcji: Katarzyna Andrzejewska, Anna Baran, Ola Gruza, Anna Safaryn, Dorota Tokarska, Anita Matulewicz, Anna Malicka i Magda Rokosz. W słowie wstępnym do czytelników młodzi redaktorzy napisali: "....oto pierwszy numer wznowionego "Szulera". Gazeta będzie się ukazywać raz w miesiącu. Postaramy się, aby poruszane przez nas tematy były ciekawe i urozmaicone. Redakcja otwarta jest na wszelkie propozycje zmian, wskazówko dotyczące nowego pisma. Opiekunką "Szulera" jest p. mgr Stanisława Orlińska, do której również można kierować swoje artykuły, opinie, uwagi.
Mamy nadzieję, iż ten numer "Szulera" oraz następne znajdą wielu czytelników. Miłej lektury..."
Zdzisław Bogdanowicz
Najciekawsze artykuły z gazetek szkolnych wydawanych w naszym Liceum Ogólnokształcącym postaram się publikować w kolejnych numerach "Łobeziaka". (Z. B.)
W sobotę 30 października br. wieczorową nastrojową porą w Klubie Nauczyciela wiceprezes Czesław Szawiel wygłosił do zgromadzonych przyjaciół i zaproszonych gości wielce tajemniczą mowę, obiecując im za chwilę niespodziankę. Znając poczucie humoru p. Czesława, a równocześnie jego solidność we wszystkim, do czego się zabierze, można się było spodziewać rzeczywiście czegoś niezwykłego. I nie zawiedliśmy się.
W sali wystawowej Domu Kultury czekała na nas pierwsza w Łobzie na taką skalę zbiorowa ekspozycja ośmiu miejscowych plastyków. Wystawili na niej swoje liczne prace wykonane różnymi technikami: Ewelina Czeberkus (studentka toruńskiej ASP), Mirosław Hussakowski (architekt), Katarzyna Lis, Katarzyna Chudyk (studentka IV roku architektury), Andrzej Gudański, Dariusz Bober, Lidia Lalak i sam szef - p. Czesław, który przygotował interesującą i nastrojową, jesienną scenografię imprezy.
Niezwykłość tego wydarzenia polegała przede wszystkim na tym, że udało się w jednym miejscu pokazać aż tyle osobowości, że ujawniło ono, iż w naszym środowisku mamy prawdziwy urodzaj na ludzi zajmujących się zawodowo bądź amatorsko i bezinteresownie twórczością plastyczną. Jest to zjawisko sympatyczne i optymistyczne zarazem w czasach, kiedy coraz częściej słychać głosy, że całe nasze życie, także to prywatne, komercjalizuje się i standaryzuje i coraz mniej ludzi skłonnych jest do spontanicznego zajmowania się czymś takim, jak chęć pokazania, że nasza rzeczywistość jest piękna, że widzą ją oni za każdym razem inaczej, samodzielnie, w całej jej kolorowej i plastycznej złożoności. Tajemnicą organizatorskich i towarzyskich umiejętności p. Czesława jest to, jak udało mu się te wszystkie niewątpliwe indywidualności i charaktery "oswoić" i namówić, by wzięły udział w tej naprawdę imponującej wystawie.
Kogo chwalić, kogo wyróżnić w tym zacnym zespole łobeskich plastyków? Wszystkich! Zawodowców za to, że nie krępowali się pokazać w towarzystwie amatorów, tych drugich za powagę, z jaką próbują wyrazić swoje własne widzenie świata i ludzi; w ogóle wszystkich za to, że im się po prostu chce robić coś ładnego i interesującego. To, co powiem, jest banalnym spostrzeżeniem, ale od tego momentu i od takich ludzi zaczyna się kultura, także w takim miasteczku jak Łobez.
Pan Czesław zapowiada kolejne wystawy, teraz już indywidualne, bo skądinąd wiemy, że środowisko łobeskich plastyków jest liczne i należy mu się popularyzacja.
Nasze możliwości zamieszczenia reprodukcji z wystawy są ograniczone, możemy je uzyskać tylko z formatów papieru nie większego niż A4, dlatego publikujemy dzisiaj tylko prace Mirosława Hussakowskiego, który wykonał kilkadziesiąt rysunków kościółków i innych zabytków architektonicznych z okolic Łobza i studyjne rysunki z natury Katarzyny Chudyk.
Wojciech Bajerowicz
Tak nazwała Krew Agnieszka Mydło ze Szkoły nr 1 w wierszu napisanym na konkurs literacki z okazji 40-lecia powstania w Polsce honorowego krwiodawstwa. 2 października 1999 roku krwiodawcy zrzeszeni w klubie HDK przy Zarz. Rejonowym PCK w Łobzie obchodzili 25-lecie powstania swojego klubu. Była to piękna, rodzinna uroczystość. Oprócz jej bohaterów, krwiodawców, przyszli przedstawiciele władz wojewódzkich HDH i naszych. Samorządowych. O historii i osiągnięciach członków łobeskiego HDK, bo tylko takie były w jego dziejach, opowiedziała w swoim obszernym sprawozdaniu prezes Zarz. Rejonowego PCK, a równocześnie założycielka klubu, Maria Urban. W tym czasie łobescy krwiodawcy oddali wręcz niewyobrażalną ilość, 5938 litrów krwi, to jest prawie 6 ton, ratując życie tysiącom potrzebujących. W momencie powstania koło liczyło 36 członków, w latach 80-dziesiątych było ich 500. Pierwszym prezesem klubu był nie żyjący już Jan Talarek. Mieli oni wtedy szereg uprawnień i wielkie uznanie społeczne. Obecnie jest ich (na dzień 30.12.98 r.) 325. W związku z obecnymi przekształceniami służby zdrowia, zabraniem krwiodawcom ich przywilejów, a głównie z powodu niepojętej likwidacji punktu krwiodawstwa w Łobzie a także w Resku ilość oddawanej krwi gwałtownie maleje. Na przykład w roku 1997 oddano jej jeszcze 502,650 ml, w 1998 – 447,250, w pierwszym półroczu bieżącego roku już tylko 12 ml. Nasi krwiodawcy, aby spełnić tak zaszczytne i społeczne zadanie, jakim jest dar krwi, muszą dojeżdżać do Gryfic. A przecież w Łobzie mamy tak ofiarnych krwiodawców i rekordzistów jak: Franciszek Firsiow (46.300 ml krwi oddanej), Franciszek Dembiński (44.956 ml), Bogusław Trynkoś (41.700), Kazimierz Zduńczyk (40.700 ml) oraz kilkudziesięciu, którzy oddali powyżej 25 litrów. W klubie jest też 19 pań. Wśród nich najofiarniejsza jest Lucyna Kudaj (43.600 ml), a Janina Zieniuk (27.550 ml), Małgorzata Bachan, Elżbieta Modrzejewska (22.950 ml), Kazimiera Galczak (18 ml) czy Janina Szulczewska (17.180 ml). Członkowie łobeskiego klubu otrzymali na przestrzeni minionych lat wiele odznaczeń państwowych i organizacyjnych. M.in. Edward Gaweł i Roman Miksza mają odznaczenia Zasłużony dla Życia Narodu, Złote Krzyże Zasługi ma 22 dawców, 3 Srebrne i 4 Brązowe, Gryfa Pomorskiego 5, a organizacyjne różnych stopni 875.
Na jubileuszowej uroczystości w dowód uznania za swój bezinteresowny dar krwi Odznaką „Zasłużony Honorowy Dawca Krwi" I stopnia zostali odznaczeni: Elżbieta Modrzejewska, Marek Stawicki, Lesław Sirecki i Andrzej Strzelczyk; Odznaką II stopnia: Ryszard Bartczak, Jan Kuta, Grzegorz Kuźniarkiewicz, Mirosław Matławski, Sławomir Matławski, Grzegorz Matuska, Czesław Wawrynowicz i Eugeniusz Wilk; Odznaką III stopnia: Jadwiga Zuzanna Chludzińska, Grzegorz Kuźniarkiewicz, Adam Krystosiak, Maciej Kraus, Jan Kuta, Bogumił Kołodziejak, Tomasz Kołodziejak, Marek Majchrzak, Sławomir Matławski, Mirosław Matławski, Krzysztof Nawrocki, Sebastian Styka, Henryk Styka, Kordian Wawrynowicz, Czesław Wawrynowicz i Zbigniew Witkowski.
Dyplom Zarz. Głównego PCK otrzymała też Lucyna Kudaj, która została wyróżniona w konkursie literackim pt. „Wspólna sprawa wszystkich serc" zorganizowanym z okazji 40-lecia HDK.
Roman Miksza
Prezes Łobeskiego Klubu HDK
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że nadejście jesieni to jedynie zapowiedź zimy. Tegoroczna była jakby za krótka, trochę kapryśna i zbyt mało było tej polskiej "złotej jesieni", tj. złocistej, mglistej i ciepłej (jak w filmach polskiej szkoły filmowej lub we wspomnieniach z dzieciństwa). A już po Wszystkich Świętych nastaje czas raczej mało przyjemny: dni są coraz krótsze, pełne słoty, wiatru i chłodu. Chciałoby się, żeby czas ten minął jak najszybciej, a tu pojawia się smutna świadomość tego, że w ogóle czasu pozostało już bardzo mało...
Oddalają się wspomnienia letnich dzionków, jeszcze tylko przyjdzie uporządkować wakacyjne fotografie. A jest ich bardzo wiele, bowiem dwutygodniowa wycieczka u schyłku lata sprawiła, że poznałem sporo interesujących miejsc. Myślę przede wszystkim o Katalonii z jej piękną stolicą Barceloną (piękne kamienice i oryginalna modernistyczna katedra Sagrada Familia według projektów A. Gaudiego - nadal niedokończona), muzeami Picassa i Daliego, no i plażami Costa Brava, gdzie ojczysty język było słychać niemal na każdym kroku. A w drodze powrotnej było zwiedzanie Monaco, Mediolanu (kolejna piękna katedra i genialna "Ostatnia wieczerza" Leonaro da Vinci), Salzburga (miasto Mozarta) i czeskiej Lipnicy (tu dokonał żywota J. Haszek, nie dokończywszy opisywania "Przygód dobrego wojaka Szwejka"). A potem już tylko powrót do kraju , gdzie wszystko zastaliśmy w najlepszym porządku, czyli waśnie, spory, jakieś afery i podobne atrakcje.
Nim się obejrzałem, minął październik i Wszystkich Świętych - dzień spędzony w Łobzie i Szczecinie. Znów smutne wspomnienia i refleksje. Pięknie napisał poeta ks. Jan Twardowski: "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". Dlatego tyle bolesnych wspomnień o tych, co odeszli, a których jakby nie zdążyło się wystarczająco intensywnie kochać. Tata, Tomek, teściowa, ciotki i wujowie, przyjaciele i koledzy - bliskich mogił przybywa i coraz więcej smutku. I nie pytajmy, komu bije dzwon.
Pisze Ionesco w "Dziennikach": "Żyjemy po to, aby umrzeć. Śmierć jest celem życia. I nie ma na to rady." Szekspir rozumuje odwrotnie: "Życie na tej ziemi, jakkolwiek ciężkie, smutne, opłakane, starość, choroba, nędza i więzienie jasnym są rajem w porównaniu ze śmiercią." "I nikomu nie został oszczędzony ostatni ból życia, choćby miał być wstępem do chwały czy też tylko pociechą spokoju" (J. Kurek: "Godzina X. Rzecz o umieraniu").
Może dlatego z trudem przychodzi mi akceptacja amerykańskiego święta Halloween, nawiązującego do celtyckich obrządków. Jest to dzień przebierańców, psikusów i żartów, zresztą wcale nie najzabawniejszych. Może to być dobre jako sceneria okrutnych thrillerów (jest cała seria takich filmów), lecz niekoniecznie pasuje do nastroju Wszystkich Świętych. A będąc tego dnia w Ł. Żałowałem, że nie zabrałem kamery, gdyż sceneria jesiennego łobeskiego cmentarza miała jak zwykle niezwykły urok.
Wydarzeniem tegorocznej jesieni była oczekiwana od dawna premiera filmowej adaptacji "Pana Tadeusza". Powstał naprawdę film "przecudnej urody", zgodnie z życzeniem reżysera, aktorzy zagrali mu pięknie (Seweryn, Linda, Olbrychski, Szapołowska), piękne zdjęcia wykonał Edelman, a scenografię Starski. Nie ma tu jednak, jak przed laty bywało, bolesnego rozdrapywania ran narodowych, czyli "polskie drogi" Andrzeja Wajdy zaprowadziły go w końcu do "kochajmy się". Może to i dobrze, lecz żal mi trochę, że Wajda nie nakręci już nigdy "Przedwiośnia" Żeromskiego, choć kilkakrotnie to planował w przeszłości. Ulegając urokowi filmowego "Pana Tadeusza" trudno mi jednak nie podzielać opinii mego ulubionego krytyka filmowego ("Najwyższy czas na sfilmowanie "Bogurodzicy" i "Jeszcze Polska nie zginęła". Zainteresowanie dla klasyków to są gesty rozpaczy naszego kina, które jest niezdolne, by pokazać współczesność narodową. To się odbywa zresztą z szantażem, bo któż wypowie się krytycznie o "Panu Tadeuszu", ukochanym poemacie narodowym? Nadaje się nieprawdopodobny rozgłos, a to przecież klęska twórczego kina, do którego trzeba mieć wspólczesne myślenie i widzieć, jak wygląda współczesny świat") oraz pewnego krytyka literackiego ("Jeszcze raz potwierdziła się reguła Greshama, ta o kiepskiej walucie wypierającej lepszą. I jak szyderstwo zabrzmiał cytat o trafianiu pod strzechy, które naiwnie przytaczano. Odwrotnie: te księgi proste już nigdy powszechnie czytane nie będą. Wyobraźni zbiorowej podsunięto konkretnych aktorów, a co się raz stało, już się nigdy z powrotem nie odstanie."). Sam Wajda jest odmiennego zdania: "Myślę, że "Pan Tadeusz" będzie tematem licznych sporów, ale sądzę, że wielu widzów będzie oglądać moją propozycję wielkodusznie. A może kiedyś sięgną oni po książkę, może przeczytają te piękne wiersze? To będzie moim największym sukcesem". Obawiam się jednak, że prędzej sięgną po kasetę wideo lub płytę DVD niż po książkę. Odtwórca roli Gerwazego, mój znakomity rówieśnik, Daniel Olbrychski bardzo trafnie zauważył: "Współcześni barbarzyńcy z okolic mego Drohiczyna mają teraz "wideło". A nawet dwa "wideła" dla Patryka i Isaury, bo przecież nikt już tam nie da dziewczynce na imię Zosia".
Coraz mniej dni do końca roku. Jeszcze czeka mnie podróż do Ameryki, urodziny siostrzyczki, a potem święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Wtedy przekonamy się też o skutkach tzw. efektu milenijnego (chodzi nie tylko o komputery). Potem kolejny rok 2000! A rok temu tuż przed Wigilią wyszedł z domu nasz mały, czarny kotek, "Półkatkiem" przez synów nazwany. I do dziś nie powrócił, zostawiając też jakąś pustkę w domu. Może teraz wróci, żeby zdążyć przed zimą...
Piotr Sienkiewicz
1. "Podaliście w październikowym numerze (94) w "Kronice policyjnej", że z okna na drugim piętrze na ul. Budowlanej wypadła pozostawiona bez opieki dziewczynka. Otóż dziewczynka nie była bez opieki, bo byliśmy wszyscy w domu. Mieszkamy na I piętrze. Dziecko, wychodząc się pobawić za naszą wiedzą na dwór, bo przecież nie można go więzić w domu, wychyliło się z okna w sieni na półpiętrze i z niego wypadło na podwórko. Przeżyliśmy to bardzo, ale był to po prostu przypadek, którego nie mogliśmy przewidzieć. Do szpitala zabrano je tylko na obserwację. Nic mu się nie stało". Ojciec
I całe szczęście, że tak się to zdarzenie zakończyło. Rzeczywiście trudno coś takiego przewidzieć, bo przecież nawet pośliznąwszy się na równym chodniku można złamać nogę, nie mówiąc o konsekwencjach jakiegoś upadku np. ze schodów czy zwykłego krzesła. Zwracamy honor rodzicom, byli w domu, nie winimy ich. Co możemy zrobić? Prostujemy, że to nie było drugie piętro i bardzo się cieszymy, że dziecku nie stała się żadna krzywda. RED.
2. "Z przyjemnością w dniu 17 listopada oglądałem fragment posiedzenia sejmu RP. Poruszano w tym dniu wniesiony pod obrady projekt ustawy pod tytułem "Ustawa o zachowaniu strategicznych zasobów naturalnych kraju" zgłoszony do sejmu przez grupę posłów. Bardzo mi się podobała jednomyślność posłów zarówno koalicji jak i opozycji w tej sprawie i za tym projektem, bo między innymi przewiduje on, że takie dobra naturalne kraju jak lasy, kopaliny energetyczne, wody podziemne oraz cieki wodne i zbiorniki podstawowe w tym polska część akwenu morza Bałtyckiego nie będą prywatyzowane. Okazuje się, że można dla dobra Polaków i kraju działać wspólnie i przeciwstawić się oszołomom, których ciągle u nas nie brakuje." Obywatel
I my mamy przyjemność, bo agitowaliśmy w tej sprawie we wrześniowym numerze "Łobeziaka" i zbieraliśmy podpisy pod tym projektem, który z inicjatywy dyrektora Rejonowej Dyrekcji Lasów Państwowych w Pile Jana Podraskiego był upowszechniany w Polsce. Drukowaliśmy nawet ten mądry tekst. Zebrano w krótkim czasie 180 tysięcy podpisów, co dało możliwość podjęcia inicjatywy ustawodawczej. Projekt przejdzie jak pewnie żaden inny do tej pory, co świadczy, że z rozumem rodaków nie jest jeszcze tak źle. Chociaż licho nie śpi. Przecież były próby rozwalenia Lasów Państwowych i cichcem próbowano je kilkakrotnie rozdać, a potem wyrąbać. Mało to zniszczono ludzi i majątku rozwalając od ręki pegeery i te dobre i te złe, jak leci. Kto za to poniósł odpowiedzialność? RED.
3. Dowiadujemy się z radia i telewizji, trochę z niedowierzaniem, że w całej Polsce dosłownie szaleje zima. My pod tym względem w Łobzie, co notujemy jako kronikarską ciekawostkę, mamy dotąd pogodę w normie. Była długa i ciepła jesień, można powiedzieć - złota polska jesień, teraz (piszemy to 20 listopada) jest w miarę ciepło, w dzień są nawet temperatury plusowe. Drogi są czarne, jest sucho, krótko mówiąc - przyjemnie. Jest tak, jakbyśmy żyli w jakiejś oazie normalności. Byle się to wszystko nie rozregulowało i od jutra nie zaczęła się znowu jakaś anomalia. Gdyby przyszła jakaś fala ciepła - niech sobie, ale jakieś zaspy, nieprzejezdne drogi...Wolimy to jako temat w telewizji niż zetknięcie się z tym osobiste. RED.
4. "Dla poprawienia nastroju w czasach, kiedy tyle wkoło patologii, kiedy nawet nasza łobeska kronika kryminalna przynosi doniesienia o kradzieżach i rozbojach w naszych zdawałoby się dosyć spokojnych okolicach, podam autentyczne zdarzenie akurat odwrotne, którego uczestnikiem był mój znajomy, profesor wyższej uczelni. Wracał on wieczorem przez park i nagle potrącił go mocno jakiś mijający osobnik. Profesor pomny na ostrzeżenia sprawdził kieszenie i stwierdził brak portfela. Ponieważ był człowiekiem krewkim i odważnym, błyskawicznie dogonił oddalającego się potencjalnego kieszonkowca, gwałtownie złapał go za kark i podsuwając mu pięść pod nos, zażądał zwrotu portfela, co tamten ulegle i bez sprzeciwu zrobił. Na rozstanie profesor dał złodziejowi kopa i zadowolony z siebie poszedł do domu, gdzie natychmiast pochwalił się żonie swoim dzielnym czynem. Przecież ty zapomniałeś zabrać dzisiaj swojego portfela, patrz, od rana leży na biurku - ostudziła jego opowieść małżonka. Faktycznie - profesor odebrał w parku Bogu ducha winnemu wystraszonemu przechodniowi jego własność. Były przeprosiny w gazecie i jakoś tam ukojono żal domniemanego i sponiewieranego "kieszonkowca". Łobzianin ze Szczecina
5. "Jestem zwykłym, terenowym zjadaczem chleba, który będzie płacił nadal 19% podatku, a bogaci o kilka procent mniej. Nie jestem z tego zadowolony, a nawet głęboko rozżalony, ponieważ nawet twórcy nowego system podatkowego czyli rządząca koalicja nie ukrywają, że chodzi o to żeby bogatsi byli szybciej bogatsi. Podobno w ten sposób zrezygnują z części swoich dochodów, bo uzyskane z obniżonych podatków oszczędności przeznaczą na tworzenie nowych miejsc pracy. Nie jestem żadnym ekonomistą, jednak przysłuchując się tym wszystkim optymistycznym obietnicom nie zauważyłem, by ktokolwiek, nawet krytyczna opozycja, zwrócił uwagę na taki czynnik wzrostu gospodarczego i likwidacji bezrobocia jak popyt. Jak mianowicie ma się zmniejszać owo bezrobocie, kiedy popyt na towary zostanie ograniczony, między innymi przez podrożenia kredytów, środków produkcji (np. paliw), wzrost cen w ogóle, likwidację preferencji dla budownictwa. Po co przedsiębiorcy będą mieli tworzyć nowe miejsca pracy? Żeby w swoich zakładach produkować jakiś absolut psu na budę potrzebny komukolwiek albo chociażby węgiel na hałdy, zboże na magazyn. Przecież to jest sprzeczne z zasadami gospodarki rynkowej, w której tego, co się nie opłaca, co nie znajduje nabywców - po prostu się nie wytwarza. Pewnie za kilkanaście lat trochę się w Polsce poprawi zwykłym ludziom. Niemniej stanie się tak dzięki nędzy i wymuszonej ofiarności większości społeczeństwa, milionów tych biednych ludzi. To jest prawidłowość kapitalizmu, którą zaczynamy dopiero odkrywać, to w ogóle jest prawidłowość wszystkich dotychczasowych rewolucji i przemian w dziejach ludzkości. Biedne masy ludzkie spragnione poprawy swojego losu ciągle od nowa dawały się podpuścić do rewolucji, do solidarności, a potem ich ofiarność dawała naprzód korzyści jednostkom, potem, później, resztki dostawały się pozostałym. W przyszły roku rzeczywiście bogaci będą w naszym kraju wyraźnie bogatsi i z każdym nowym rokiem bogatsi, biedni pozostaną, jak dobrze pójdzie, przez kilka lat na tym samym poziomie - przynajmniej jawnie i bez ogródek sugerują to rządowe i koalicyjne ustalenia podatkowe. To jest działanie planowe i konsekwentnie wykonywane. Ktoś w końcu musi zapłacić koszty transformacji, za darmo umarło. Ale za kilkanaście lat będzie być może także tym biednym lepiej." Podatnik 19%
6. "Nie jestem zwolennikiem kar fizycznych, ale tym dwu starszym paniom-badaczkom, porwanym w lipcu przez opryszków w Czeczenii, gdy szczęśliwie uda się je sprowadzić do domu, spuściłbym lanie. Po kiego grzyba tam się pchały, kiedy wiadomo było, co się tam wyprawia. Też pora i miejsce na wycieczkę! Pewnie po powrocie zrobi się z nich bohaterki. Od pół roku masa ludzi z wielkim nakładem środków finansowych i sił, które można by wykorzystać na coś naprawdę pożytecznego, zajmuje się tą sprawą przy okazji udowadniając swoją bezradność, gadulstwo i pospolitą skłonność do podsycania sensacji oraz to, żeChyba że właśnie o to ostatnie chodzi".
Stanisław R.
W łobeskim Urzędzie Stanu Cywilnego w październiku 1999 roku zarejestrowali lub zawarli związki małżeńskie:
23 października:
- Robert Koster i Jakatierina Krawczenko
- Aleksander Bas i Monika Szpyra
30 października :
- Krystian Skarzyński i Jowita Sadowska
- Mirosław Kasprzak i Marlena Świątek
/Grażyna Załucka-Blachura
Od wielu lat, właściwie od zawsze, w naszej Bibliotece Miejskiej jej życzliwy dyrektor Eugeniusz Szymoniak organizuje monograficzne wystawy plastyczne umożliwiające publiczne zaistnienie miejscowym plastykom-amatorom. W tym roku obejrzeliśmy już ekspozycje Gudańskiego i K. Kotwickiej. Jest to dla nich niezmiernie ważne, ponieważ to publiczność i uznanie z jej strony weryfikuje ich twórczość i daje im poczucie własnej wartości i sensu nieraz bardzo trudnego życia. Potwierdziła to kolejna wystawa prezentująca na początku listopada br. prace Władysław Edwarda Gałki pod tytułem "Zgrzyt", który o sobie tak mówi w pięknie ilustrowanym skrzydełku informacyjnym do niej:
" Urodziłem się 11.021959 roku w Dobrej Nowogardzkiej. Mieszkałem, wzrastałem, uczyłem się i pracowałem tu - na Ziemi Pomorskiej. Edukację oficjalną zakończyłem w roku 1976 na zasadniczej szkole budowlanej w Świnoujściu. Od lat dziesięciu jestem chorym rencistą. To brzmi jak wyrok, jednak moje obrazy i rzeźby wyrok o nieuchronnej degrengoladzie trzymają w zawieszeniu.
Sztuka: obraz, rzeźba - i nie tylko to - jest według mądrych ludzi oswajaniem miejsca, przestrzeni, a ja całkowicie się z tym zgadzam. Wychodzę z tak skrajnej pozycji i myślę, że nie ma znaczenia, co dzieło przedstawia. Ważniejsze jest to, że dzieło zaistniało...A że słychać zgrzyt?! No cóż, bywa i tak."
Przedstawiając W. E. Gałkę na tym samym skrzydełku dyr. Szymoniak zacytował Anwara es-Sadata, który w swojej "Autobiografii" pisanej w celi nr 54 Centralnego Więzienia w Kairze zanotował:
"Ten, kto nie zmienia podstawowej natury i biegu swoich myśli, nigdy nie będzie miał wpływu na swoje losy, i w związku z tym nigdy nie osiągnie doskonałości".
I to jest bodaj najtrafniejsza recenzja, jaką można napisać po obejrzeniu wystawy Gałki - właśnie to robi on poprzez swoją barwną i bogatą twórczość - nie poddaje się losowi, wychodzi mu naprzeciw. Dlatego na karb jego skromności można złożyć nazwanie przez niego tej wystawy "Zgrzytem". Żaden to zgrzyt, przeciwnie - spora porcja optymizmu.
W. Bajerowicz
Zakończenie sezonu wędkarskiego
Tradycją koła "Karaś", ostatnią imprezą zamykającą sezon wędkarski, są zawody spławikowe dla aktywu oraz sponsorów koła. Tego roku odbyło to się 17 października nad jeziorem Ginawa. Zawody te są formą skromnego podziękowania za całoroczną pracę tym wszystkim. Którzy zwykle są gdzieś w tle, niewidoczni, a dzięki którym każde wydarzenie w naszym kole może się odbyć. Prezes Jerzy Rakocy otwierając imprezę w szczególnie gorący sposób podziękował za życzliwą hojność sponsorom.
A byli nimi w tym roku: Roman Miksza, Roman Jaskowski, Zygmunt Tokarski, Edward Witczak, Jarosław Górski, Ewa Marszałek, Włodzimierz Wróblewski, Central-Soya, Andrzej i Krystyna Słaby, Józef Gromysz, Mirosław Hussakowski, Irena Kwaśniak, Danuta Trabszo, Jerzy Gancarczyk, Nina Szubina, Waldemar Winiarski, Jan Pobiarżyn, Danuta Zarzeczna, Marek Wieczorek, Dariusz Knysz i Stanisław Muszalski.
Na serdeczne podziękowania zasłużyli też niestrudzeni organizatorzy wszystkich naszych imprez. Do najba5rdziej aktywnych należeli: Jerzy Rakocy, Wiesław Kwak wraz z grupą kucharzy, Józef Czepura, Stanisław Michalski, Adam Ilewicz, bracia Karkuszewscy, Jerzy Szydłowski, Jan Wolanicki, Jan Cyculak, Antoni Karluk, Edward Hryniewiecki z orkiestrą i wielu, wielu innych.
Andrzej Marszałek porowadzący sekcję sportową "Karasia"w krótkich słowach przedstawił osiągnięcia drużyny spławikowej, które w tym roku były naprawdę imponujące. Przypomnę chociażby 9 miejsce w Mistrzostwach Polski Ewy Marszałek czy też Mistrzostwo Okręgu juniorek Kamili Cyculak. A o wyczynach Marcina Grzyśki nie wspomnę, bo są one powszechnie znane. Marcin otrzymał też od sekcji (z okazji zakończenia kariery w kat. juniorów) piękną pamiątkową statuetkę. Z kolei Roman Miksza, prezes łobeskich krwiodawców, wręczył prezesowi Rakocemu kryształową plakietkę ufundowaną dla Zarządu "Karasia" przez Zarząd Wojewódzki PCK za coroczne organizowanie zawodów wędkarskich dla krwiodawców. Zarząd koła został też uhonorowany przez "Głos Szczeciński" dyplomem przyznanym przez redakcję za propagowanie rekreacji na świeżym powietrzu. Wyróżnienie wręczył red. Jerzy Gancarczyk. Po części oficjalnej przystąpiono do zawodów. Startowało 24 zawodników. Po trzygodzinnych zmaganiach wyłoniono zwycięzców: I miejsce zajął Stanisław Trabszo, II - Henryk Piłat, III - Marcin Grzyska, IV - Antoni Karluk, V - Ewa Marszałek, VI - Jan Cyculak.
Pierwsze trzy miejsca były wyróżnione pucharami i dyplomami, a wszyscy uczestnicy zawodów otrzymali nagrody rzeczowe. Największą rybę złowił Jerzy Rakocy i tym sposobem zdobył puchar ufundowany przez p. Irenę Kwaśniak. Na zakończenie nieco zziębniętym wędkarzom podano gorącą grochówkę ugotowaną w kuchni polowej zakupionej przez Zarząd od wojska z demobilu. Dla rozgrzewki przygrywała "Wędkarska kapela" Edka Hryniewieckiego, podłączając instrumenty do agregatu zakupionego jeszcze latem. A całe towarzystwo rozwoziła nyska "Marysia", jak do tej pory największy zakup poczyniony z pieniędzy koła.
Podsumowując należałoby uznać, ze ten rok był dla naszego koła dosyć łaskawy i oczekujemy, aby następny nie był gorszy. Czego sobie i wszystkim wędkarzom życzy - Andrzej Marszałek
1. Marian Maśnik 22.07.1934 - 26.10.1999
2. Władysława Megger 09.11.1920 - 27.10 - " -
3. Andrzej Cepelka 30.11.1969 - 23.10 - " -
4. Bohdan Burchardt 09.10.1905 - 05.11 - " -
5. Irena Łożyńska 30.03.1947 - 06.11 - " -
6. Genowefa Talarek 04.08.1921 - 08.11 - " -
7.Stanisław Pawlak 07.05.1911 - 13.11 - " -
8. Michalina Grzybowska 14.12.1905 - 12.11 - " -
(WB)
W piękną słoneczną niedzielę 24.10 br. nad Brzeźniacką Węgorzą odbyły się I zawody Wędkarskie o puchar Kanału Brzeźniackiego. Zawody te są godne szczególnej uwagi z tego względu, że była to pierwsza impreza zorganizowana na zasadzie komercyjnej. Polegało to na tym, że były one w całości sfinansowane z wpisowego od zawodników. Wpisowe było ustalone na 20 zł. Jak na łobeskie warunki była to suma dość wysoka, ale bywalcy zawodów organizowanych przez inne koła w naszym Okręgu wiedzą, że wpisowe na tego typu zawodach, sięgające sumy 40 zł, wcale nie jest niczym nadzwyczajnym. Ilość zawodników, którzy stanęli na starcie (20), świadczy o tym, że formuła zawodów sprawdziła się i jest warta kontynuacji.
Głównym inicjatorem i organizatorem imprezy, a także sędzią głównym był Adam Ilewicz, jeden z najzagorzalszych popularyzatorów sportu wędkarskiego w naszym kole. To dzięki między innymi jego pracy drużyna sportowa "Karasia" od kilku lat osiąga znaczące sukcesy w naszym Okręgu, a nawet dalej. Patronat nad zawodami objął zarząd Koła, który ufundował piękny puchar. Jak przystało na imprezę komercyjną, to i nagrody były całkiem komercyjne. Zwycięzca oprócz pucharu i dyplomu zgarnął niezłą sumkę 140 złotych. Drugie miejsce było premiowane 80 złotymi, a trzecie 60-oma. Tak wysokie nagrody dodały zawodom dreszczyku emocji.
Zawody rozpoczęły się o godz. 8 i trwały trzy godziny. Wyniki były następujące: I miejsce Jan Wolanicki, II - Marcin Grzyśka, III -Jerzy Rakocy, IV - Stanisław Trabszo, V - Jan Cyculak, VI - Jarosław Orzechowski, VII - Łukasz Kowalewski.
Pierwsze miejsce Janka Wolanickiego dobitnie świadczy, że stary Mistrz jest jeszcze ciągle w wyśmienitej formie i sprawi jeszcze niejednego psikusa młodzieży. Marcin Grzyśka swoim drugim miejscem ustalił swoją pozycję w kole i dał znak, że w przyszłym sezonie będziemy mieli j4eszcze jednego świetnego zawodnika w kategorii seniorów. Prezes Rakocy pokazał, że z wędką radzi sobie tak samo dobrze, jak z problemami organizacyjnym koła. Ale sprawcą największej niespodzianki był Łukasz Kowalewski, który po zaciętej walce zdobył siódme miejsce Zasłużył on sobie na słowa pochwały dlatego, że był najmłodszym zawodnikiem i nie bał się wystąpić w konkurencji obsadzonej przez samych zacnych wędkarzy i wielu z nich zostawił w pobitym polu. Godna pochwały była też organizacja imprezy. Adam Ilewicz przy pomocy niezawodnych braci Karkuszewskich przeprowadził ją w sposób wręcz wzorowy. Po zawodach wszyscy uczestnicy w doskonałych humorach zasiedli przy ognisku piekąc smakowite kiełbaski i popijając je piwem albo colą (w zalezności od wieku). Gratulujemy panu Adamowi znakomitej imprezy i oczekujemy następnej równie udanej w przyszłym roku. Aż mnie korci, żeby powiedzieć: "Jeszcze wędkarstwo nie zginęło, póki Adam żyje!"
Andrzej Marszałek
Historia nauczycielką życia, mówi stare łacińskie przysłowie. Mamy grudzień 1999 roku. Zbliżający się koniec roku sprzyja refleksji i podsumowaniom. W tym artykule proponuję Państwu spojrzenie na czas sprzed pół wieku. Nie ośmielę się niczego podsumowywać, przekaże jedynie odrobinę wiedzy zgromadzonej w archiwach. Byłeś, szanowny Czytelniku kiedykolwiek w archiwum? Dla mnie były to pierwsze kontakty z "najlepszym" źródłem dla historyka. Pożółkłe karty pachną w nigdzie indziej niespotykany sposób. Wcale nie brzydko. Znam profesora, który jest zdania, że nie wyobraża sobie piękniej pachnącej dziewczyny.
Podstawowy problem to odczytać. Nie wspominając o interpretacji opasłych tomów - oddzielić to, co ważne, od makulatury. Strony akt to "dwie strony medalu", co brzmi jak "masło maślane", jednakże oddaje sens rzeczy. Oto przede mną stare akta łobeskich władz miejskich od roku 1945 poczynając, które gromadzone są w Stargardzkim Archiwum Państwowym - tam dokonuje się ich archiwizacji dla potomności. Mam napisać pracę o roboczym temacie: "Charakterystyka "repatriantów" (tak się wtedy nazywali) łobeskich w latach 1945 - 48". Pisz o ludziach, historia ma duszę - to marzenie młodego historyka. Proszę mi wierzyć, niewiele tego odkrywa się w martwej literze, jaką jest dokument. Przecież najważniejszy jest człowiek, nie daty, nie fakty, ale człowiek ze swoimi lękami, marzeniami, problemami codziennymi. Jak wyglądał tamten dzień? Zapytajmy o także, każdy z nas, swoich rodziców, dziadków, to bardzo ważne, to jest prawdziwa historia, która uczy. Jeśli ktoś z Państwa chciałby się z tą swoją wiedzą - serdecznie zapraszam, z przyjemnością posłucham każdej opowieści.
Lata powojenne to po prostu czas wielkiej biedy, brakuje wtedy wszystkiego...dachu nad głową, wody pitnej, mąki cukru, kaszy, opału (idzie przecież zima). W maju 1945 roku rozpoczyna pracę pełnomocnik rządu na obwód Ławiczka (dzisiejsze Resko) Leopold Płachecki na obszarze kontrolowanym 119052 km/2 obejmującym ową Ławiczkę, Węgorzyno, Płoty oraz Łobez. Pierwsi osadnicy są w Łobzie już w czerwcu, pierwszy transport wysiedleńców zaś w lipcu tegoż roku. Co zastali? Pozwolę sobie przytoczyć fragment wspomnienia jednego z nich jadącego wtedy po raz pierwszy do Łobza z książki "Z nad Ziemi Odrzańskiej": "...w przedziale zastałem dość rozmownych współpasażerów, którzy udawali się do różnych większych miast m.in. do Białogardu i Koszalina. Namawiali oni mnie, abym nie wysiadał w jakiejś małej "dziurze", lecz udał się razem z nimi. Postanowiłem sobie, że jeżeli z okna wagonu ujrzę rumowisko, to nie wysiądę, tylko pojadę dalej. Ale kiedy na horyzoncie pojawił się Łobez w postaci zespołu pięknych will, z ogrodami skąpanymi w blasku czerwcowego słońca, prysły wszelkie wątpliwości i wysiadłem. Jednak zaraz na wstępie doznałem rozczarowania: całe centrum miasteczka wraz z dworcem leżało w gruzach..." Proponuję spojrzeć przez okno pociągu - i dzisiaj widok ocalałych wtedy ulic, np. Waryńskiego, Niepodległości, Segala czy po drugiej stronie - Węgorzyńskiej - budzi pozytywne wrażenia.
Jednakże co w aktach...?
Z danych statystycznych wynika, że ówcześni handlowcy najczęściej zajmowali się "branżą spożywczą i restauracyjną". 21 sierpnia wyznaczono miejski plac targowy "za rzeźnią"; dzień targowy - środa; jeżeli wypada święto, to we wtorek. Oto ciekawostka (chyba na czasie) - 10 grudnia 1945 roku wpłynął do władz miejskich wniosek wniesiony przez kupców łobeskich o zniesienie przerw obiadowych. Skala wprawdzie większa, ale dziś podobny problem rozpatrują nasi parlamentarzyści spierając się zawzięcie o "niedziele pracujące". W tym samym dniu poproszono o zarządzenia likwidujące działalność domokrążców i straganiarzy. Oto kolejne podanie do władz miasta, aby "zlikwidowano" przekupki (26 lipca 1946). Przedmiotem sporu są przekupki ograniczające dochody osób mających swoje sklepy przy Rynku, "...które (przekupki) uchylają się od kontroli sanitarnej, nie poddają się oględzinom i szczepieniom ochronnym...", poza tym są prawdziwym "ciężarem dla kraju", nie wykupują świadectw przemysłowych, nawet uchylają się od pożyczek na odbudowę kraju, nie zachowują elementarnych zasad higieny - odpowiednie oświadczenie podpisał ówczesny lekarz.
Ceny? "...mają tendencję zniżkowe, odczuwa się brak jarzyn, tłuszczów, mięsa i mydła.." - tak donosi sprawozdanie sporządzone wiosną 1948 roku. Wcześniejsze lata to czas ogromnej inflacji i bardzo wysokich cen. Podstawowymi produktami dysponowały odpowiednie organy władz miasta, one też wykazują brak mąki, cukru i mydła. Aby ograniczyć spożycie cukru Rada Ministrów w marcu 1946 roku wydała zarządzenie zakazujące obrotu słodyczami we wtorki, środy, czwartki i piątki. Zarządzenie dotyczyło zarówno cukierników prywatnych jak i zakładów państwowych, nawet jeśli był to towar suchy w opakowaniu fabrycznym. Sprzedawano zaś herbatniki, suchary, ciasta piernikowe.
Kolejny przykład - meldunek tygodniowy w sprawie akcji przesiedleńczej: "...wiele majątków, magazynów, młynów znajduje się w posiadaniu armii radzieckiej, która wszelkiej pomocy, a zwłaszcza w dziedzinie aprowizacji odmawia...", "...co komitet osiedleńczy zrobił dla usprawnienia akcji? Wszelkie wysiłki nie osiągnęły pożądanego skutku. Powód? Jak wyżej...". Data: 6 listopada 1945 rok.
Osobnego wyjaśnienia wymagają określenia "repatrianci", "ziemie odzyskane". Dziś w historiografii nie używa się tych pojęć. Te znane do niedawna z podręczników terminy zastąpiono: repatriantów - wysiedleńcami, ziemie odzyskane - ziemiami uzyskanymi. (cdn.)
Ania Solarewicz
Do Łobeziaka można pisać tutaj: