Listopad 1999 (numer 95)

 
Spis treści: 
60-ta rocznica powstania Armii Krajowej
Artykuł polemiczny
Kącik radnego
Byli pracownicy pegeerów łączą się
Dary dla Wasiółków
Od redakcji
Dyżury radnych powiatowych
Dzień Zmarłych
I Zjazd Powiatowy SLD
Jak się mieszka w 'Łobeziance'?
Już smarują, a moja chata z kraja...
Kolejny wyjazd
Komedia władzy
Kronika policyjna
Kto dba o estetykę miasta
'Łobeziak' w Internecie
Nie ma much
Nowy folder
Nowy parking
Pływaj razem z nami
Rozpaczliwy list
Słowo życia i szczęścia
Studenci w liceum
Szczyt cynizmu
Trochę statystyki
Tu 'Łobeziak' nr tel. 742 – 96. Słucham...?
W Urzędzie Stanu Cywilnego
Wyspa
Z żałobnej karty
Zapraszamy na partyjkę szachów
Zaproszenie do Klępnicy


60-ta rocznica powstania Armii Krajowej


Rok 1939 przeszedł do historii jako rok rozpętania drugiej wojny światowej. 23 sierpnia 1939 roku podpisano w Moskwie niemiecko-sowiecki układ o nieagresji zwany paktem Ribbentrop-Mołotow i podzielono między siebie Europę wschodnią. Przecięto Polskę na pół wzdłuż Sanu, Wisły, Narwi i Pisy. 1 września tegoż roku uderzył na Polskę niemiecki Wehrmacht, a 17 września zaatakowała nas armia sowiecka. Dwa wrogie, totalitarne państwa doprowadziły nasz kraj do upadku, a Polaków z góry skazały na wyniszczenie. Do dziś symbolami zła tamtych czasów są niemieckie obozy zagłady - Majdanek, Treblinka, Oświęcim i sowieckie deportacje na Sybir i zbrodnie w łagrach, masowe egzekucje w Katyniu, Miednoje, Kozielsku. Już 27 września po kapitulacji Warszawy tworzy się pierwsza konspiracyjna organizacja zbrojna „Służba Zwycięstwu Polski". To historyczne wydarzenie zapoczątkowało budowę Podziemnego Państwa Polskiego. W roku 1941 zmienia ta organizacja nazwę na „Związek Walki Zbrojnej", a w rok później na „Armię Krajową" i pod tą nazwą walczy ona aż do swojego rozwiązania w styczniu 1945 roku. Była to największa podziemna armia w okresie II wojny światowej. Liczyła ona ponad 350 tysięcy żołnierzy. We wrześniu 1998 roku sejm zadecydował, że dzień 27 września będzie Dniem Podziemnego Państwa Polskiego. Uchwalając ten Dzień Sejm Rzeczypospolitej Polskiej oddał hołd wszystkim uczestnikom walk o wolność i niepodległość w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu. Środowisko żołnierzy Armii Krajowej w Łobzie postanowiło w tym roku dzień ten uczcić mszą świętą. Msza odprawiona została 27 września w kościele parafialnym. Szef środowiska żołnierzy Armii Krajowej w Łobzie przywitał gości i poinformował o intencji tej mszy i poprosił księdza o jej odprawienie. Odprawił ja ksiądz Wojciech Puciato, łobzianin, syn żołnierza Armii Krajowej. Mszę rozpoczęto odśpiewaniem Bogurodzicy. Ksiądz Puciato wygłosił homilię poświęconą powstaniu i walkom Armii Krajowej. W odczytywaniu intencji mszalnych uczestniczyli żołnierze AK, koledzy Celina Rogalska, Franciszek Galas i Krzysztof Górny. Zaproszonymi gośćmi byli członkowie z naszej bratniej organizacji – Związku Sybiraków z pocztem sztandarowym. Za mszę podziękował księdzu i gościom prezes Związku Kombatantów w naszym mieście kol. Andrzej Kamiński. Żołnierze AK złożyli wiązankę kwiatów pod swoją tablicą pamiątkową w kościele. Potem wszyscy udali się do siedziby związku na skromne przyjęcie, które zostało poprzedzone przemówieniem szefa łobeskiego środowiska żołnierzy AK, który mówił o powstaniu i walkach AK, o okupacji i cierpieniach narodu polskiego, o powstaniu warszawskim i o jego tragedii, o wyzwoleniu naszego kraju i represjach stosowanych przez reżim stalinowski, o walkach niepodległościowych, jakie z nim toczyli „żołnierze wyklęci". Wspomniał on także o sfingowanych procesach sadowych i wyrokach skazujących na kary śmierci i długoletnie więzienie działaczy podziemia, żołnierzy i oficerów AK, o represjach, o mordach popełnianych przez rodzimy aparat bezpieczeństwa. Następnie przy kawie, ciastkach i lampce szampana były wspomnienia, śpiewy. Widać było na twarzach tych starych, schorowanych ludzi błyski wzruszenia, bo myślami wracali do młodzieńczych wspomnień. Były to często lata koszmarne, ale była to nasza młodość, a my ze swej młodości potrafimy wspominać i dobre chwile, mimo że było ich naprawdę bardzo mało.
Celina Rogalska i Krzysztof Górny

Artykuł polemiczny


(do tytułu „Chodząc po lasach" z „Łobeziaka" nr 94/1999) Motto: „Przestrzegaj zasady: Wypowiadaj się o tym, o czym najlepiej wiesz – inaczej nikt nie będzie cię słuchał lub będzie to robił z przymrużeniem oka." Należy się cieszyć, że rzeczywiście wiele miejsca poświęca redakcja „Łobeziaka" problemom lasów polskich. Tym większa satysfakcja, że robi to w piśmie osoba, która nie ma związku profesjonalnego z leśnictwem i zauważa, że w lasach jednak wiele pozytywnego się wydarzyło. Informacji poświęconych kwestii naszej przyrody jednak chyba ciągle za mało, dlatego po przeczytaniu artykułu „Chodząc po lasach" w poprzednim numerze „Łobeziaka" postanowiłem w kilku zdaniach odnieść się do „Rozmówcy" autora artykułu – p. W. Bajerowicza. Otóż rozmówca ten nazwał mnie niepoprawnym optymistą w kwestii problematyki leśnej, którą rzeczywiście dość często na łamach poczytnego „Łobeziaka" poruszam. Rzeczywiście to prawda, że nie opuszcza mnie w tych sprawach optymizm, gdyż powodów do niego jest wiele. Lasy Państwowe jako jedna z nielicznych organizacji polskich nie poddały się zawirowaniom politycznym. Założone w 1924 roku, przetrwały w niezmienionej strukturze okres przedwojenny, ustrój socjalistyczny i trwają w niej nadal. Myślę, że właśnie z tego powodu można być optymistą. Ciągłe narzekanie, co czyni „Rozmówca" nie uzdrowi sytuacji, której uzdrawiać wcale nie trzeba. Tylko perspektywa i wiara w to, co się robi, mogą doprowadzić do określonego celu. Malkontent niczego pozytywnego, co by mu sprawiało satysfakcję, ciągłym narzekaniem nie osiągnie. Czytając wspomniany artykuł utwierdziłem się co do prawdy, że Polacy na wszystkim się znają – są fachowcami z medycyny, rolnictwa, astronomii, leśnictwa, najlepszymi kierowcami itd. Cenię sobie rzeczową krytykę i ludzi krytykujących, ale z odpowiednią klasą. Pan oceniający gospodarkę leśną Nadleśnictwa Łobez stosuje zasadę, że jak nie wiem, co powiedzieć, to mówię, co mi ślina na język przyniesie tylko po to, aby pokazać, że jednak się na tym znam i udowodnić, że ci, którzy osiągają jakieś tam sukcesy, nie mają racji lub tylko po prostu bajdurzą. W ten sposób próbują za wszelką cenę zabłysnąć. Jest to przede wszystkim żenujące, krzywdzące dla tych ludzi, którzy po wojnie za głodowe wynagrodzenie ciężko pracowali, aby las był taki, jaki jest, czyli lepszy niż kiedykolwiek w dziejach naszego kraju. Pan „Rozmówca" niech sięgnie do historii, która, jako znawcy powinna mu być znajoma. Polska po roku 1945 miała zaledwie 21% lesistości i któż to uczynił, że dzisiaj dochodzimy do 30%? W okresie powojennym zalesiono ponad 1 milion 200 tys. ha zaniedbanej, przez nikogo niechcianej ziemi. Przecież tego nie wykonały krasnoludki. Jeśli zaś chodzi o szczegóły, to spróbuję je w skrócie przedstawić. Pan rozmówca podkreśla, że z naszymi lasami jest coraz gorzej, że wycina się całe ich połacie i to najstarszych, wiekowych drzewostanów. A w ogóle to wszystko w lasach woła o pomstę do nieba. Otóż chcę panu uprzejmie przypomnieć, że w polskich lasach obowiązują ekologiczne zasady prowadzenia gospodarki leśnej w myśl nowej i mądrej ustawy o lasach z 1991 roku. Nie przestrzeganie podanych w niej zasad powoduje ogromne sankcje służbowe rzeczywiście stosowane. Przestrzegania ustawy pilnują także bardzo liczne w Polsce organizacje ekologiczne. W naszym kraju według opracowań naukowych oraz profesjonalnych instytucji sporządzających plany urządzania lasu przyrasta każdego roku ponad 45 milionów m/3 drewna, gdy tymczasem pozyskuje się go (wycina się) około 20 milionów m/3 i jest to głównie drewno z cięć pielęgnacyjnych. W Nadleśnictwie Łobez na prawie 22 tys. ha powierzchni lasu każdego roku wycina się go zrębami zupełnymi około 80 ha i to nie do końca. Na wylesianych powierzchniach w drzewostanach, które osiągnęły swój fizjologiczny wiek życia pozostawia się kępy drzew celem uzyskania odnowienia naturalnego. Pozostały areał odnawia się sztucznie, wysadzając sadzonki najcenniejszych i najbardziej szlachetnych drzew i krzewów. Las staje się przez to bardziej odporny biologicznie na różnego rodzaju grzyby patogenne, szkodliwe owady i sam stawia zdecydowany opór wiatrom wygalającym. Duża różnorodność obecnych lasów powoduje, że produkcja drewna na pniu jest bardzo wysoka. Nadleśnictwo Łobez w 1945 roku posiadało zaledwie 9800 ha, dziś dochodzimy do 2200 ha. Ostatnio zalesiliśmy 1000 ha gruntów popegeerowskich. To wszystko zostało wykonane dzięki ogromnej pracy leśników i miejscowego społeczeństwa. W tych warunkach stawianie nam zarzutów o rabunkowej gospodarce to nie tylko nieporozumienie, panie rozmówco, ale kompletna bzdura i dyletantyzm. Nasza działalność gospodarcza prowadzona jest według stałych, twardych reguł i nie może być mowy o ich bezmyślnym łamaniu. Każda istota na tej ziemi ma określoną długość życia. Jeżeli fizjologiczna średnia długość życia człowieka wynosi 80 lat, to takie samo prawo biologiczne dotyczy również drzewa rosnącego w lesie. Fizjologiczny wiek dla sosny wynosi 100 lat, dębu 140, buka 100. To po tym okresie , kiedy las zbliża się do swojej biologicznej starości, procesy chorobotwórcze następują bardzo szybko, a tym samym dochodzi do błyskawicznego zamierania drzew. Myślę, że pan rozmówca jest właśnie w tym miejscu niepoprawnym optymistą licząc na to, że wszystko na Ziemi jest wieczne. Niestety obowiązuje tutaj sztywna i nielitościwa zasada biologiczna: „ktoś musi odejść, aby ktoś następny mógł przyjść". Jeśli zaś chodzi o rabunkową gospodarkę, to przytoczę prosty przykład: Jeżeli w ogródku posiejemy marchewkę i nie będziemy jej pielęgnować, przerywać, udostępniać pojedynczym roślinom przestrzeni życiowej, wody, światła, związków pokarmowych, to nie osiągniemy żadnego plonu. Tak samo jest w przypadku lasu! Na 1 ha powierzchni sadzi się przeciętnie dla przykładu 10 tys. sztuk sosny. Do wieku rębności - fizjologicznej starości zostaje z tego 200 – 300 sztuk. Co trzeba zrobić, żeby taka ilość pozostała i żeby drzewa osiągnęły pokaźne i pożądane wymiary? Otóż trzeba drzewostan wielokrotnie przerzedzać, usuwając egzemplarze zamierające i najgorszej jakości hodowlano-technicznej. Ot i cała filozofia. Dla zilustrowania przypadku odporności biologicznej posłużę się przykładem „wagonowym". Jeśli do wagonu kolejowego bez okien przystosowanego do przewozu np. 20 osób „załadujemy" ich np. 500, to czy będziemy mieli pewność, że wszyscy ludzie dojadą zdrowi i żywi do następnej stacji, odległej – powiedzmy – o 500 km? Chyba nie! Tak samo jest z lasem. Las przegęszczony, nie pielęgnowany jest bardzo podatny na inwazję różnego rodzaju szkodliwych grzybów i owadów. Trzymanie go bez odpowiedniej pielęgnacji spowoduje w konsekwencji jego zamarcie lub po prostu umrze on z braku wody i związków pokarmowych. A lasu nikt nie wzbogaca na razie nawozami. Panu „Rozmówcy" nie podobają się nasze drogi. A jak wyglądają inne, te publiczne? Mimo że nasze nie są asfaltowe, jakoś, a nawet dobrze sobie z nimi radzimy, a nawet, co słusznie zauważył p. Bajerowicz, z takiego stanu po cichu się cieszymy, gdyż w ten sposób ograniczany jest ruch samochodów osobowych po naszych lasach. Im mniej samochodów, tym lepiej dla przyrody i lasu. Ale pomimo tak złych dróg, ustawowych zakazów – popatrzmy, co się dzieje w soboty i niedziele. To woła o pomstę do nieba! Jeździ się jak się chce i gdzie się chce. Nawet po uprawach, po najmłodszych sadzonkach. Nie wspomnę o tonach śmieci wyrzucanych z samochodów, które później sprzątają dzieci w ramach Sprzątania Świata. Z grzybami jest tak, jak pisze p. Bajerowicz. Ledwo wyjrzą z ziemi, zostają wydarte z grzybnią. Wiele grzybów, nawet tych trujących, jest bezmyślnie niszczona, rozdeptywana. A przecież stanowią one składnik diety dzikich zwierząt. Zjadają je chętnie jelenie, a także dziki. Wiele na ten temat w „Łobeziaku" napisano i aż wstyd takie proste i znane prawdy przypominać. Pan „Rozmówca" powinien pojechać do lasów zachodniej, bogatej Europy na polowanie czy grzybobranie. Tam za wjazd do lasu poza parkingiem wali się bez apelacji mandat 500 DM, a za niszczenie grzybów i roślin są wysokie grzywny. Czytając wspomniany artykuł odniosłem wrażenie, że krytykant jest chyba myśliwym. Jeżeli tak, to czegoś tu nie rozumiem. Bo człowiek taki powinien się chociaż ogólnie orientować co do podstaw gospodarki leśnej. Zarzuca on nam, że jest mniej zwierzyny. Jednak to, co było 20 lat temu, już nie wróci. Zwierzyna ma się dobrze i jest jej tyle, ile powinno być. Łowiectwo to drogie hobby, chociaż jeszcze nie dziś. W przeszłości i tak było Eldorado, tylko „ktoś" wówczas nie płacił rolnikowi za wyrządzane szkody. Straty szły w miliardy, a pokrywały je Lasy Polskie. Z wiadomych względów nic się nie mówiło i nie pisało o szkodach powodowanych przez jelenie i sarny w uprawach leśnych, które niszczyły rocznie 4000 ha lasu. Tak nie mogło dalej trwać, bo Polski na to nie stać. W niemieckim nadleśnictwie w Bawarii dopuszcza się bytowanie kilku jeleni i kilkunastu saren. Bo tam, mimo że są tacy bogaci, na straty ich nie stać. Dlatego są bogaci. Jeszcze 10 – 15 lat temu nadmiar zwierzyny był mile widziany. Zdarzało się, że na indywidualnym polowaniu strzelało się po kilka sztuk, a to już nie było polowanie i nie miało nic wspólnego z etyką łowiecką. Jeśli rozmówca chce, a są dzisiaj takie możliwości, to niech wyhoduje w ogrodzeniu z 1000 jeleni i niech sobie strzela i 100 dziennie. Osobiście bardzo się cieszę, że koła łowieckie rozumieją problem i nasza współpraca od lat jest na wysokim poziome, za co składam podziękowania wszystkim zaangażowanym myśliwym. I na koniec chcę zapewnić pana Rozmówcę, że w Nadleśnictwie Łobez są ludzie, którzy dobrze organizują pracę, pilnują gospodarki leśnej, czego dowodem jest wysoka ocena wystawiona nam po pól roku trwającej kontroli przeprowadzonej przez inspekcję warszawską. Uzyskaliśmy ocenę bardzo dobrą z plusem, najlepszą spośród 35 nadleśnictw w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinie i jedną z najwyższych w kraju. Jest to zasługa wszystkich ciężko pracujących leśników łobeskich, a także przyjaznych lasom wielu obywateli. Natomiast prywatne firmy pozyskują drewno na całym świecie w jeszcze większym zakresie niż u nas. Natomiast nie po to prywatyzowałem pracę w nadleśnictwie, żeby dalej osinobusem wozić czasem jedną osobę do pracy w lesie. Jeśli Rozmówcy taką organizacją pracy tęskni, to spóźnił się już o kilkanaście albo jest bardzo bogaty i rozrzutny. Z poważaniem W. Rymszewicz – nadleśniczy łobeski P.S. Napisałem ten artykuł nie z powodów osobistych, ale nie mogę milczeć, gdy w złym świetle przedstawia się znakomitą kadrę moich współpracowników, leśniczych, którzy włożyli tyle serca i pracy w rozbudowę łobeskich lasów, że zazdrości nam ich ta „lepsza" zachodnia Europa. W. R.

Kącik radnego


Zdzisław Bogdanowicz – radny z okręgu wyborczego nr 1. „...zależy mi bardzo, by nasze miasto było coraz piękniejsze, nowocześniejsze, bogatsze". (z ulotki przedwyborczej) Będzie hala widowiskowo-sportowa Przygotowania do rozpoczęcia budowy hali sportowo-widowiskowej w Łobzie trwają już ponad rok. Zarząd Gminy i Miasta pod przewodnictwem Burmistrz H. Szymańskiej rozpatrywał wielokrotnie na swych posiedzeniach sprawę wdrożenia do wykonania inwestycji sportowej. Uznano, że społeczeństwo łobeskie liczy na powstanie takiego obiektu. Zwłaszcza młodzież szkolna w licznych dyskusjach, sondażach i ankietach wskazuje na potrzebę zbudowania hali. Istniejące w Łobzie sale gimnastyczne przyszkolne są małe, z ograniczonym zapleczem socjalnym, nie odpowiadające przepisom gier zespołowych, bez możliwości organizacji imprez z widzami. Zauważono, że Zespół Szkół w Łobzie liczący ponad 1000 uczniów nie ma bazy do zajęć sportowych, gdyż istniejąca mała sala gimnastyczna nie spełnia wymogów bezpieczeństwa i może być w każdej chwili zamknięta. A przecież ta szkoła ma ambicję być nowoczesną placówką oświatową w przyszłym powiecie łobeskim. Na posiedzeniu w dniu 6.07 br. Zarząd Gminy ustalił harmonogram prac związanych z budową hali sportowo-widowiskowej. Wybrano koordynatora tych prac – został nim inż. Czesław Skoworodko. Przeanalizowano szczegółowo lokalizację obiektu i uznano, ze najlepszym będzie teren położony pomiędzy stadionem, Osiedlem E. Orzeszkowej a Liceum Ogólnokształcącym. Przyjęto wstępnie parametry hali i niezbędne zaplecze: wymiary parkietu 44 m x 24 m, pojemność trybuny 500 osób, ho! Z kawiarenką, 4 szatnie z natryskami, toalety, magazyn sprzętu, gabinet lekarski, pokój instruktorów, siłownia z dodatkowymi urządzeniami dla osób niepełnosprawnych, szatnia dla widzów. Przed obiektem rozległy parking z zieleńcami. Czas realizacji 1999 (II półrocze) – 2002 r. Szacunkowo przyjęto koszt przedsięwzięcia na 2 miliony 700 tysięcy zł (27 miliardów starych złotych). Część tej kwoty, około 35%, musi wyasygnować gmina (rocznie 3 – 4 miliardy starych złotych), pozostałą część trzeba pozyskać z innych źródeł finansowania. Tak się składa, że istniejąca bogata instytucja Totalizator Sportowy z dochodów z gier liczbowych wspiera takie inwestycje w terenie. Łobez nigdy nie korzystał z tej fundacji, choć wielu mieszkańców odwiedza punkty ekspozytury Totalizatora Sportowego i zostawia w nich sporo pieniędzy. Liczymy na udział funduszy z Totalizatora Sportowego (decyduje Urząd Kultury Fizycznej i Sportu – ustawowo), z Fundacji Niemiecko-Polskiej, z Ministerstwa Edukacji Narodowej (ustawowo), Starostwa Powiatowego, z Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i innych. W celu wspomożenia działań Zarządu Gminy i Miasta zawiązano w Łobzie Komitet Inicjatywny Budowy Hali Sportowo-widowiskowej. Na zebraniu założycielskim w dniu 3.III.1998 (!) byli obecni i złożyli swój akces do współpracy: Marian Płóciennik, Zbigniew Grochowski, Tadeusz Jóźwiak, Marek Kubacki, Marek Strackiewicz, Tadeusz Szulc, Zdzisław Bogdanowicz, Zygmunt Draczyński, Marian Szyjka, Jerzy Sola, Witold Żemajtajtis, Piotr Dąbrowa, Dariusz Ledzion i Kazimierz Chojnacki. Może uda się społeczeństwu łobeskiemu wejść w XXI wiek poprzez nowoczesny i funkcjonalny obiekt sportowy.
Parking i chodnik
Wystosowałem dwa pisemne wnioski do Urzędu Gminy i Miasta w Łobzie w następujących sprawach:
1.O urządzenie przy ulicy Przemysłowej na placu przed budynkiem przyszłej Straży Pożarnej parkingu dla pojazdów mechanicznych. Ulica Przemysłowa ma stanowić dla miasta obwodnicę szybkiego ruchu. Stawiane na poboczach pojazdy będą przeszkodą i utrudnieniem w ruchu. Stąd wskazane miejsce na parking będzie świetnie służyć mieszkańcom tej ulicy, jak też pracownikom i interesantom znajdujących się tu wielu instytucji (zakład energetyczny, skup złomu, zakład usługowo-transportowy, firma krawiecka). Powyższy wniosek trafi do Starostwa w Stargardzie, gdyż ulica Przemysłowa jest drogą powiatową.
2.Przy ulicy Bema, na wysokości wjazdu do mieszalni pasz część chodnika o długości około 10 m jest całkowicie zniszczona. W tym miejscu brakuje twardej nawierzchni, a obniżony teren powoduje gromadzenie się wody. Przechodnie omijają chodnik wypełniony wodą, schodzą na jezdnię, stwarzając zagrożenie na suchej ulicy. Prośba o naprawienie zniszczonego chodnika. W związku z tym, że ulica Bema jest drogą wojewódzką – wniosek ten zostanie przekazany Urzędowi Wojewódzkiemu w Szczecinie.
Zdzisław Bogdanowicz

Byli pracownicy pegeerów łączą się


16 października br. odbył się w Barzkowicach I Zjazd Stowarzyszenia Byłych Pracowników PGR z województwa zachodniopomorskiego. Przewodniczył mu poseł na Sejm RP Stanisław Kopeć. W zjeździe uczestniczyło 105 delegatów. Oprócz posła Kopcia przyjechali na zjazd liczni goście, między innymi: prezes PSL-u J. Kalinowski, marszałek sejmiku wojewódzkiego M. Zychowicz, przedstawiciele wojewody, dyrektor Agencji Rolnej, starostowie i burmistrzowie. Zebrani zapoznali się ze statutem Stowarzyszenia, przyjęli plan działania na najbliższy rok oraz wybrali władze wojewódzkie i delegatów na zjazd krajowy. Między innymi delegatem na zjazd krajowy został Wiesław Ćwikła przedstawiciel Łobza. Prezesem został W. Mejna z Gryfina, zastępcami St. Pawłowski z Węgorzyna i K. Wójcik z Koszalina, sekretarzem J.Skrzypiński, członkami W. Ćwikła, A. Lenart, K. Łudzik i St. Ryżyk. Stanisław Pawłowski - Węgorzyno Dla przybliżenia czytelnikom tego, czym będzie się zajmowało Stowarzyszenie, przytaczamy fragment jego statutu dotyczący jego celów: 1/ reprezentowanie środowisk byłych pracowników Państwowych Gospodarstw Rolnych przed organami władzy państwowej i samorządowej, 2/ obrona interesów środowisk byłych pracowników PGR, 3/ aktywizacja byłych pracowników PGR, 4/ doradztwo i pomoc merytoryczna dla osób rozpoczynających działalność gospodarczą, 5/ integracja środowisk byłych pracowników PGR, szczególnie mieszkańców osiedli popegeerowskich w zakresie wzajemnego udzielania sobie pomocy, 6/ inspirowanie do czynnego uczestnictwa w życiu społecznym, a głównie w samorządach gminnych, 7/ dążenie do wprowadzenia nowych regulacji prawnych w zakresie wyrównywania strat poniesionych przez byłych pracowników PGR powstałych w związku z likwidacją sektora państwowego w rolnictwie m.in. poprzez: udostępnienie akcji lub udziałów prywatyzowanego majątku PGR na zasadach obowiązujących w innych działach gospodarki, tworzenie możliwości prawnych ułatwiających rozpoczęcie działalności gospodarczej „na własny rachunek" oraz preferencji dla inwestorów zatrudniających osoby wywodzące się ze środowiska byłych pracowników PGR, dążenie do tworzenia warunków prawnych i ekonomicznych, dających możliwość uzyskania nowego zawodu i przekwalifikowania się, przedsięwzięcie odpowiednich kroków mających na celu uwzględnienie w systemie emerytalni-rentowym specyficznej sytuacji środowisk byłych pracowników PGR, dążenie do tworzenia preferencyjnych kredytów na rozpoczęcie działalności gospodarczej „na własny rachunek", tworzenie preferencji tym, którzy chcą wykorzystać bazę popegeerowską i stworzyć zatrudnienie osobom wywodzącym się ze środowiska byłych pracowników PGR.

Dary dla Wasiółków


Nadal trwa zbiórka i dostawy darów dla wielodzietnej rodziny Elżbiety i Lecha Wasiółków (siedemnaścioro dzieci) zamieszkujących we wsi Stary Chwalim, 78-461 Ostrowąsy, woj. zachodniopomorskie. Piąta dostawa nastąpiła w dniu 16 września, a jej organizatorką była Maria Mołda z ul. Obrońców Stalingradu. Dary dostarczyło pięć łobeskich rodzin, bodaj najwięcej dała rodzina Mołdów (kanapotapczan, maszyna do szycia Łucznik, cztery okna oszklone do mieszkania, szafa, obuwie, odzież, bielizna, naczynia kuchenne). Darów było tak dużo, że ciężarowy star z ledwością je pomieścił. Bardzo się one Wasiółkom przydadzą przed nadchodzącą zimą. Czterem dzieciom z tej rodziny udało się dostać pracę, ale jest im nadal bardzo ciężko, bo ojciec Lech dostaje 560 zł renty, a matka nic. Dostawy darów dla tej rodziny będą kontynuowane. Nie wszyscy jednak tak pojmują działalność charytatywną dla biednych rodzin pegeerowskich. Na przykład reporterka koszalińskiego radia Liliana K. z wielkim zadęciem i propagandą zbierała pieniądze na zakup ciągnika dla tychże Wasiółków, ale kupiła za nie samochód osobowy dla swojej rodziny. Sprawą tą zajął się prokurator. RED.

Od redakcji


Kolejne spotkanie przedstawicieli 20 gmin walczących o swoje powiaty, jakie miało miejsce w naszym mieście w Domu Kultury 29 września br., jakie było, mógł zobaczyć i usłyszeć każdy, kto na nie przyszedł. To prawda, ze przygotowano je starannie. Przekonywująco zabrzmiało ekonomiczne opracowanie p. Rydzewskiej ze Szczecińskiej Akademii Rolniczej, która udowodniła, że powiat łobeski, gdyby powstał, znalazłby się na 230 miejscu pod względem wskaźników gospodarczych w Polsce (ze swoim budżetem i średnią dochodów na mieszkańca). Tymczasem stworzono 70 powiatów mających wskaźniki gorsze. Podobne wnioski mieli przedstawiciele pozostałych przyszłych powiatów. Reforma administracyjna, stwierdzano w dyskusji, była robiona z rażącym pominięciem woli mieszkańców poszczególnych regionów, z naruszeniem ich żywotnych interesów. Mimo że przedstawiciele 20 powiatów reprezentują tereny zamieszkane przez prawie milion Polaków – łobeski zjazd, niestety, został całkowicie zlekceważony przez przedstawicieli zaproszonych na niego przedstawicieli zarówno władz ministerialnych jak i wojewódzkich. Bo chyba za takiego nie można uznać radcę ministerialnego, który dosłownie wykręcał się od odpowiedzi na zadawane mu pytania; twierdził, że to nie on, że inni, że trzeba pisać odpowiednie uzasadnienia, a wtedy może coś się zrobi itd., a nawet delikatnie straszył, że niektóre istniejące już powiaty nie chcą być powiatami, bo im trudno. Wyraźnie widać było, że „obesłano" nim to zebranie w charakterze piorunochronu, na zasadzie – jedź pan, niech się wygadają, wyżalą, nic nie obiecuj, może im się sprzykrzy. Jedynym sojusznikiem naszego miasta okazał się poseł SLD Stanisław Kopeć, obecny na spotkaniu i deklarujący pomoc w kolejnych zabiegach naszych przedstawicieli o utworzenie powiatu łobeskiego, za co jest systematycznie opluwany przez kilku osobników. Zresztą wielokrotnie interpelował on w sejmie w naszej sprawie. Niestety zabrakło innych posłów, senatorów i ministrów z naszego województwa niby „znajomych", niby na „ty", którzy swego czasu składali tyle obietnic, o których jakoś zapomnieli, kiedy minęły wybory. Warto z goryczą przypomnieć, że to właśnie oni głosowali w sejmie (dysponujemy pełną listą tych „życzliwych"), żeby inicjatywę w sprawie reformy administracyjnej oddać rządowi (jedynie SLD był przeciw), no i ten rząd zarządził tak, jak jest, czyli dla nas fatalnie. I tym sposobem doznaliśmy historycznej krzywdy. Nie lepsze wrażenie odniosła łobeska delegacja, która bawiła kilka dni później w sejmowej komisji do spraw samorządowych. Tam też niczego konkretnego jej nie powiedziano, prócz tego, że trzeba ponownie wykonać całą masę papierkowej roboty, udowadniać to, co jest oczywiste i czekać z nadzieją, że „może jakieś 50%". Wygląda to wszystko na celowe mnożenie administracyjnych barier, żeby zainteresowanym odechciało się działania. Co będzie dalej? Uważamy, że jedyną rehabilitacją obecnych władz państwowych może być cofnięcie niedobrej decyzji w sprawie powiatu dla Łobza. Redakcja

Dyżury radnych powiatowych


Podaje się do wiadomości wszystkich zainteresowanych, że radni powiatowi będą pełnili dyżury w Urzędzie Miasta w Łobzie w sali 22 w godzinach 15`oo – 16.30`w dniach:
11.10. 1999r – Ewa Augustiańska-Szulc i Antoni Gutkowski
25.10.1999r. – Zofia Krupa i Jan Paszkiewicz
08.11.1999r. – Ewa Augustiańska-Szulc i Ryszard Sola
22.11.1999r. – Zofia Krupa i Antoni Gutkowski
13.12.1999r. – Jan Paszkiewicz i Ryszard Sola
20.12.1999r. – Zofia Krupa i Ewa Augustiańska-Szulc
(s).

Dzień Zmarłych


Jak co roku chodząc po łobeskim cmentarzu, odczytując skromne tabliczki i napisy na nagrobkach przypominam sobie coraz to nowych ludzi, których znałem, których już brak. Wtedy wraca fala wspomnień. Niektóre z tych osób pamiętam jak dzisiaj. Oto stają przede mną:
Dymitr Marian Dębicki ur. 8 grudnia 1928 roku. Pochodził z Kuropatnik, gdzie jako młody chłopiec współdział z AK. Po wojnie mieszkał w Sielsku. Był także długoletnim pracownikiem Wydziału Finansowego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej. Zmarł 1 stycznia 1998 roku.
Teodor Kmetyk ur. 8 lutego 1914 r. Pochodził prawdopodobnie z gór, z okolic Krościenka. W 1970 pełnił funkcję naczelnika Ochotniczej Straży Pożarnej w Przytoni. Zmarł 9 grudnia 1996 roku.
Klementyna Kubiakowska ur. 12 grudnia 1901 r. Pochodziła ze Skałatu na Podolu. Wywieziona do Północnego Kazachstanu. Udało się jej stamtąd wrócić. Zmarła 13 marca 1972 roku.
Rozalia Łepkowska żona burmistrza(żyła w latach 1902 – 1984). Była długoletnią kasjerką Narodowego Banku Polskiego.
Franciszek Osiecki ur. 28 października1912 r. Zmarł 15 października 1980 roku.
Michał Pawłowicz ur. 29 września 1899 r. Jeden z pierwszych inżynierów w Łobzie. Zmarł 11 grudnia 1971 roku.
Michał Piróg ur. 11 maja 1933 roku. Od roku 1969 radny Powiatowej Rady Narodowej. Zmarł 14 kwietnia 1998 r.
Jan Post ur. 27 stycznia 1917 r. Technik dentystyczny w łobeskim ZOZ-ie. Zmarł 29 stycznia 1985 roku.
Henryk Sierpiński ur. 29 listopada 1925 r. Długoletni pracownik przemysłu młynarskiego. Od 1952 księgowy, następnie główny księgowy Zespołu Młynów SOZM Łobez. Od roku 1960 kierownik łobeskiego młyna. Zmarł 9 lutego 1999 roku.
Janina Sternicka ur. 6 października1930 r. Żona wieloletniego współpracownika „Łobeziaka" p. Romana Sternickiego.
Ludwika Szymanowska zmarła w wieku 85 lat w dniu 21 września 1974 roku. Matka Eugeniusza, przez krótki czas sekretarza Prezydium MRN.
Barbara Twarowska ur. 10 lipca 1905 r. Przyjechała do Łobza z synem Konstantym razem z rodziną Jungów, prawdopodobnie z Narajowa. Zmarła 6 września 1973 roku.
Zwiedzając nasz cmentarz możemy zauważyć w kilku miejscach osobno położone mogiły dzieci. Niejednokrotnie żyły one niewiele dni czy lat. To szczególnie smutne i skłaniające do zadumy nad kruchością ludzkiego bytu miejsca. Tyle tu niespełnionych nadziei.
Zbigniew Harbuz

I Zjazd Powiatowy SLD


23 października 1999 roku odbył się w Stargardzie Szczecińskim I Powiatowy Zjazd Sojuszy Lewicy Demokratycznej z udziałem 80 delegatów reprezentujących poszczególne koła SLD w powiecie, posłów na Sejm RP z ramienia SLD – Stanisława Kopcia i Jacka Piechoty, przedstawicieli Sejmiku Samorządowego, burmistrzów i wójtów oraz licznych zaproszonych gości. Łobez reprezentowali wybrani wcześniej na zebraniu gminnego koła SLD delegaci: Ewa Augustiańska, Wojciech Bajerowicz, Wiesław Ćwikła, Jan Paszkiewicz, Ryszard Sola i Jan Szafran. Był to zjazd, który można nazwać historycznym, ponieważ otwiera on oficjalnie w powiecie stargardzkim działalność nowej partii politycznej, jaką jest założony dwa miesiące temu Sojusz Lewicy Demokratycznej. W tej chwili w powiecie stargardzkim jest 21 kół SLD i działają one już we wszystkich gminach powiatu. Nowa partia rozwija się bardzo szybko, w powiecie od chwili założenia wstąpiło do niej 400, głównie młodych osób. Znaczna ich część to ludzie, którzy mają lewicowe poglądy, a także i ci, co dotąd nie należeli do żadnej partii politycznej i którym nie odpowiada niedobry obecny sposób rozwiązywania problemów kraju, a głównie problemów gospodarczych, społecznych i kadrowych. Nowa partia ma własny program, którego celem jest nie negacja i krytykanctwo, ale pozytywna propozycja załatwiania spraw publicznych i ludzkich w taki sposób, jak to robią popularne i rządzące dobrze w zdecydowanej większości krajów Europy inne partie socjaldemokratyczne. Przeważają wśród jej członków nauczyciele, lekarze, służba zdrowia, pracownicy samorządowi i studenci, są też pracownicy najemni i przedsiębiorcy, 25% to kobiety. Do dnia 1 września br. w kraju wstąpiło do SLD 65 tysięcy osób i jest to proces nasilający się. Próby izolowania SLD, zastraszania i obrażania jego członków stały się dzisiaj z braku innych argumentów miarą prymitywizmu i na szczęście wręcz głupoty politycznej, którą większość Polaków zaczyna już rozpoznawać. Na wspomnianym I Zjeździe wyłoniono nowe władze powiatowe SLD. Przewodniczącym Rady Powiatu został Mirosław Bogdanowicz ze Stargardu( 34 lata, rzecznik prasowy Starosty). Z Łobza do 20-osobowej Rady Powiatu wybrano Jana Szafrana, do Komisji Rewizyjnej Ryszarda Solę, zaś delegatem na Zjazd Wojewódzki został Wiesław Ćwikła. W. Bajerowicz

Jak się mieszka w 'Łobeziance'?


Jak się mieszka i jak się żyje w Spółdzielni Mieszkaniowej „Łobezianka" potocznie nazywanej Osiedlem Suliszewickim? O to trzeba by spytać każdego jej mieszkańca oddzielnie – mówi prezes Spółdzielni p. Roman Więckowski, bo zależy to od jego osobistej kondycji materialnej. Nie da się ukryć, że osiedle to zamieszkują w większości byli pracownicy pegeerów, którym się przecież nie przelewa. Osiedle składa się - mało kto poza jego mieszkańcami o tym w Łobzie wie – z 13 budynków mieszkalnych, ma 261 lokali, które zamieszkuje 960 osób. Od stycznia br. wzbogaciła się Spółdzielnia o własną nowoczesną kotłownię gazową, całkowicie zautomatyzowaną. Zbudowana została ona za korzystny kredyt (7% rocznie) zaciągnięty w Banku Gospodarstwa Krajowego spłacany w ciągu 6 lat. Mieszkańcy nie wydali na ten cel ani złotówki, na dodatek opłaty za ciepło pozostały takie same, jak w roku ubiegłym. Jak to jest możliwe? Jest, bo eksploatacja nowej kotłowni jest tańsza i oszczędności z tego wynikające można przeznaczyć na spłatę kredytu, a także na utrzymanie starej ceny ciepła. W dawnej kotłowni węglowej zatrudnionych było aż sześciu palaczy. Udało się też ocieplić 9 ścian szczytowych. Tu trzeba zauważyć, że „Łobezianka" jest instytucją, która całą swoją działalność opiera na środkach własnych, nie ma żadnych dotacji ani możliwości „dorobienia", bo nie dysponuje np. lokalami użytkowymi do korzystnego wydzierżawienia. Mimo że praktycznie wszystkie te środki, które wpływają tytułem czynszów od lokatorów przeznaczane są na wydatki związane z utrzymaniem osiedla, to ciągle prowadzone są remonty bieżące. Obsługa Spółdzielni to łącznie 6 osób (2 osoby w administracji, konserwator, pracownik do spraw porządkowych i prezes), co chyba nie jest dużo i zmalało o połowę w porównaniu z rokiem ubiegłym, bo niestety trzeba było zwolnić wspomnianych wyżej palaczy. Mieszkania w osiedlowych budynkach są duże – od 50 do 80 m/2 i poza siedmioma wszystkie zostały przez lokatorów wykupione. Jedna trzecia mieszkańców otrzymuje dodatki mieszkaniowe. Niemniej tylko niewiele osób zalega z opłatami. Co ciekawe, najlepszymi płatnikami są renciści. Oni zawsze pierwsi regularnie wpłacają swoje należności. Niektórzy lokatorzy, których nie stać było na utrzymanie dużych mieszkań, zamienili się na mniejsze, często wrócili na wieś, a stamtąd inni przyszli na ich miejsce. „Łobezianka" to w tej chwili właściwie duża wspólnota mieszkaniowa. Warto zauważyć przy okazji, że suma opłat za mieszkanie w „Łobeziance" jest niższa niż w pozostałych łobeskich osiedlach. Mimo że koszty utrzymania budynków ciągle rosną, bo tzw. substancja mieszkaniowa się starzeje, w roku bieżącym nie było żadnych podwyżek opłat za wodę ani za ogrzewanie. Jak mieszkańcy dbają o tę już prywatną własność – pytam prezesa Więckowskiego, bo wiem, że wszyscy administratorzy takich blokowisk mają co do tego wątpliwości. Ja także – potwierdza prezes – część mieszkańców nie dorosła jeszcze do poszanowania wspólnych pomieszczeń (pralni, klatek schodowych) czy osiedlowej zieleni. Pomieszczenia te są często dewastowane, zieleń niszczona. Rok rocznie dosadza się, korzystając z życzliwości nadleśnictwa, nowe krzewy i drzewka, jednak ciągle jeszcze są one niszczone. Niemniej przed częścią bloków pojawiły się już bardzo zadbane przydomowe ogródki, a na wielu balkonach można podziwiać pielęgnowane z dużym nakładem środków i cierpliwości piękne kwiaty. Przy okazji – mówi prezes – warto wymienić przynajmniej kilku właścicieli ładnie zagospodarowanych balkonów, co robimy z przyjemnością. I tak w bloku 33 bogato ukwiecone balkony mają – J. Świca, J. Kołodziej, Gryciuk; w 32 – A. Brzozowska, w 29 – D. Żegota, Zb. Marczuk, w 23 – M. Idzik, K. Szylińska, w 25 – D. Widera, J. Misiun, T. Jóźwiak, w 27 – W. Korniluk, St. Kiryk, St. Radziusz. Można to, że nie wszystko jeszcze jest w porządku w otoczeniu osiedla usprawiedliwić, bo tak naprawdę nie zostało ono do końca zagospodarowane w momencie zakończenia jego budowy. Powstawało ono w szczerym polu. Oddawano je w pośpiechu, byle tylko ludziom dać mieszkania i nie zadbano o infrastrukturę. Kończyły się pieniądze. Trzeba by teraz utwardzić jeszcze kilka dróg, poprawić chodniki i krawężniki, założyć trawniki, a są to wszystko inwestycje kosztowne. Trochę pomogło to, że dla młodzieży zrobiono za osiedlem boisko do piłki nożnej i drugie do koszykówki i nie kopie ona już piłki pomiędzy blokami. Najważniejsze bieżące problemy do załatwienia? Jest ich kilka. Trzeba wykonać opomiarowanie indywidualne instalacji centralnego ogrzewania, ocieplić ściany zewnętrzne budynków i stropodachy. Można tym sposobem osiągnąć duże, sięgające 30%, oszczędności na cieple naprawdę duży komfort, o czym można się już w Łobzie przekonać na przykładzie budynków ocieplonych przez Spółdzielnię „Jutrzenkę". To jest, można tak powiedzieć, najbliższe marzenie. Rzecz w tym, że „Łobezianka" nie ma na ten cel innych funduszy poza skromnymi środkami własnymi. Więc może w przyszłym roku... Przydałoby się też, żeby władze miejskie spojrzały łaskawiej na „Łobeziankę" i jej mieszkańców, którzy w końcu stanowią 1/10 populacji Łobza. O co chodzi? O to, że do kasy miejskiej wpływa od wielu już lat ze spółdzielni podatek od nieruchomości z 16 tysięcy m/2. To są już spore sumy. „Łobezianka" wywiązuje się bardzo terminowo ze swoich zobowiązań. Tymczasem nic z tego nie wraca na osiedle. Jest tak, jakby jego lokatorzy nie byli mieszkańcami Łobza, jakby się chciało na nich zarobić, mimo że na ogół do zamożnych większości z nich zaliczyć nie można. A przydałoby się parę groszy, chociażby na wspomnianą infrastrukturę, na niewielkie inwestycje dla osiedlowej młodzieży czy też na oświetlenie zewnętrzne, które nie zostało spółdzielni przekazane na własność przez Agencję Własności Rolnej, ale która obciąża „Łobeziankę" kosztami za energię. To nie jest w porządku. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał W. Bajerowicz

Już smarują, a moja chata z kraja...


Ledwo dużym kosztem ocieplono i pięknie pomalowano na jasne kolory szare domy należące do Spółdzielni Mieszkaniowej „Jutrzenka", dzięki czemu trochę jaśniej i ładniej zrobiło się w naszym mieście, a już zaczęło się ich smarowanie przez niechlujów i pętaków. Właściwie należałoby tu użyć słów bardziej dosadnych na określenie tych typów, które upodobały sobie odnowione ściany bloków do bazgrania po nich. Lokatorów to denerwuje, co jest zrozumiałe, bo przecież też chcieliby mieszkać po ludzku. Jeden z nich nawet wie, jak oświadczył – kto smaruje po świeżych murach, bo to widział i nawet zwrócił się w tej sprawie do odpowiednich władz, żeby te ukarały niechlujów. Ale za nic nie powie, co to za jedni, a tym bardziej nie poświadczy tego. Nie chce się narażać – jak powiedział – jeszcze mu ktoś szyby powybija albo co. Od tego są władze, żeby robiły porządek i wyłapywały łobuzów. On się nie będzie narażał... Wcale nam się nie musi zdawać, ale ten obywatel musi mieszkać w osmarowanym domu. Nie powinien też się zdziwić, jak mu ktoś kiedyś pod drzwiami zrobi solidną kupę. Powinien wtedy otworzyć te drzwi i przeprosić winowajcę oraz zaproponować mu papier toaletowy. W.I.

Kolejny wyjazd


3 października 99 r. skorzystaliśmy z zaproszenia klubu osiedlowego z Koszalina i pojechaliśmy na turniej szachowy. Każdy uczestnik otrzymał dyplom, pięknie wydaną książkę do zapisu partii szachowych i kilka widokówek o tematyce szachowej. Oto szczęśliwcy: Patrycja Brona, Paulina Gałan, Kasia Gałan, Kasia Światłowska, Piotr Światłowski, Mateusz Sławek, Grzegorz Maduń, Marcin Zakrzewski, Jakub Zieniuk – wszyscy to członkowie UKS „Gambit" przy Szkole Podstawowej nr 1 w Łobzie. Opiekunki drużyny (K. Sola i M. Zieniuk) dziękują p. R. Perdkowi za przewiezienie drużyny na ten turniej. Krystyna Sola

Komedia władzy


Od dawna, właściwie od zawsze wiadomo, ze żaden utwór literacki, żadna powieść, dramat czy komedia i pośrednio film fabularny nie są w stanie wyrazić, opisać, oddać tego wszystkiego, co niesie z sobą codzienność. Bogactwo zdarzeń, ich dramatyzm czy komizm, w jakie obfituje życie, wyjątkowość każdego jednostkowego ludzkiego istnienia, jego niepowtarzalność powodują, że każde z nich jest samo w sobie materiałem na utwór literacki. Nawet wtedy tak jest, kiedy wydaje się ono niepozorne, gdzieś z marginesu, a jego nosicielem jest tak zwany szary człowiek. Co tu dopiero mówić, gdy rzecz dotyczy całej zbiorowości, jakkolwiek ją nazwiemy – społeczeństwem czy narodem. Nie, nie ma nic bardziej teatralnego niż życie. Tyle że jest ono na serio i z tej jego teatralności nie zdajemy sobie na ogół sprawy, bo sami w nim uczestniczymy. Aliści dzięki telewizji - która wprawdzie pokazuje prawdziwe życie, to jednak przez to, że obserwujemy je jakby w teatrze czy w kinie, że jesteśmy po jego „drugiej" stronie – możemy jego wyjątkowość zobaczyć. Cóż tu za bogactwo ludzkich losów i mimowolnych, nie uświadamianych sobie przez „aktorów" grających samych siebie, dramatów i komedii. Żaden zawodowy aktor nie wcieli się tak w swoją rolę, jak ją gra będący sobą polityk, zacietrzewiony poseł w sejmie, idący z widłami na policjanta demonstrant, trafiony gumową kulą reporter, strajkująca pielęgniarka, Andrzej Lepper czy każdy inny człowiek w każdej innej sytuacji życiowej. Właśnie na dniach rozgrywa się na naszych oczach na szkle telewizyjnego ekranu jeden z takich żywiołowych spektakli z gatunku „prawdziwa tragikomedia". Jest ona skonstruowana według zasad opisanych w teorii literatury i które musi znać i zastosować każdy dobry literat, jeśli chce by jego utwór odpowiednio oddziałał na publiczność. Nic w tym dziwnego, bo przecież to życie narzuca swoją dramaturgię literaturze i z jego obserwacji powstała teoria. Idzie Dziadkowi mianowicie o to, co obserwujemy jako rozgrywki rządowe w „łonie" obecnej koalicji. Jest to widowisko odsłaniające lepiej niż jakikolwiek utwór literacki istotę odwiecznego zjawiska walki o władzę. Warto zwrócić uwagę na to, że nie idzie w tym wszystkim o żadne ideały, o żadne programy, bo te mają charakter tak ogólnikowy, że nikt już w nie wierzy. Oto wiadomo, że społeczne poparcie dla koalicji dramatycznie spada. Coś trzeba robić, żeby się uratować. I tu zaczyna się klasyczna intryga. Ponieważ kłopoty piętrzą się coraz bardziej – jeden z partnerów (UW) zaczyna udowadniać społeczeństwu, że winę za nie ponosi ten drugi (AWS) i stawia mu publicznie warunki, od których spełnienia uzależnia rzucenie mu koła ratunkowego w postaci trwania w obecnej koalicji. Perfidia tego działania wynika ze słusznego przekonania, że partner jest tak łapczywy na władzę, tak boi się ją stracić, mimo że w tym towarzystwie jest silniejszy, że można na nim wymusić korzyści dla siebie. A korzyści te to znowu i nie przede wszystkim stanowiska dla kolegów partyjnych, ale to odzyskanie społecznego zaufania dla siebie, to przyszłość, to właśnie utrzymanie na bieżąco władzy, a także załapanie się w przyszłe układy i ratowanie własnej skóry. Oto patrz, narodzie, tylko my w tym towarzystwie jesteśmy porządni, my mamy dobre pomysły, to oni są winni, że tak nam trudno rządzić i coś dla ciebie dobrego zrobić. Weź to narodzie pod uwagę, patrz, z jakim towarzystwem musimy się zadawać. Jest to widowisko dramatyczne i śmieszne zarazem czyli tragikomiczne. Pasjonujące jest obserwowanie tej snutej przez obie strony intrygi - śmieszne jest to popisywanie się przez adwersarzy swoją siłą, to naprężanie wątłych już mięśni, to przeciąganie struny, to stopniowanie dramatycznego napięcia, to odwoływanie się do widowni, czyli do nas, byśmy byli tu sędziami. Z obu stron padają oskarżenia, obelgi, już już wydaje się, że przeciwnicy zaczną się naprawdę prać. Widz zatraca poczucie rzeczywistości, zaczyna się czuć jak w prawdziwym teatrze. Dziadek na przykład łapie się na tym, że włączając rano radio czy wieczorem telewizor natychmiast natrafi na kolejny odcinek tego zamieniającego się już w serial coraz mniej śmiesznego spektaklu. Jednak to niebezpieczne złudzenie. Ta komedia zamienia się w dramat rzeczywisty. W teatrze, w literaturze, w filmie fabularnym wszystko jest „na niby" niechby nawet było jak najbardziej tragiczne, bo nie daje skutków praktycznych - widzowi i czytelnikowi po wyjściu z teatru czy przeczytaniu książki zostaje co najwyżej refleksja, ma on jedynie możliwość pokiwania głową i zadumania się nad złożonością ludzkich losów. Poza tym autor sam podsuwa mu morał. A tutaj to już nie zabawa, tu nie ma powodu do śmiechu, bo nasi „aktorzy" są przecież serio, są konkretni i mają władzę. Tu naprawdę decydują się nasze, także pojedyncze losy, które, gdy się temu wszystkiemu na zimno przyjrzeć – zależą od kaprysu czy raczej interesu tych tam facetów, którzy na dodatek są utrzymywani za nasze pieniądze czy nawet skromne grosiki, które potrąca się nawet od kilkusetzłotowej emeryturki czy renty także jakiegoś łobeskiego mizeraka. Ile w ich zabiegach i podchodach prawdy i troski o tak zwany naród, ile partyjnego interesu? Bo komedia odgrywana gdzieś tam u góry przez obecne władze zamienia się na naszych oczach w praktyczną tragedię zwykłego człowieka. Dziadek

Kronika policyjna


Przestępstwa kryminalne i drogowe - 7.09 pracownik stacji paliw przy ul. Waryńskiego zgłosił kradzież agregatu gaśniczego wart. 1200 zł; 22.09 w godz. 1000– 1100 nieznany sprawca ukradł z budynku Urzędu Miasta rower Jubilat na szkodę Marty S; 23.09 o godz. 1400 na trasie Węgorzyno – Chociwel nieznany sprawca ukradł toyotę-wagon wykorzystując moment, kiedy Belg, właściciel pojazdu wyszedł na chwilę do lasu pozostawiając na poboczu drogi niezabezpieczony pojazd. Łupem złodzieja padł samochód, dokumenty i broń myśliwska. Szkoda wyniosła 308 tys. zł (nowych!). Właściciel wyznaczył wysoką nagrodę za wskazanie sprawcy; 24/25.09 z podwórza jednej z posesji w Zajezierzu skradziono rower górski Pacyfik wart. 1000 zł na szkodę Krzysztofa S; 26.09 w godz.100– 130 na parkingu obok rzeźni na ul. Niepodległości nieznany sprawca włamał się do malucha i ukradł z niego radio (wart. 250 zł) i dokumenty na szkodę mieszkańca Świdwina Daniela J.; 27.09 o godz. 10`oo kierowca ciągnika z doczepionym pięcioskibowym pługiem nie zachował należytej ostrożności na drodze publicznej i przygniótł Mieczysława A. I jego córkę Magdalenę; mężczyzna doznał urazu stawu biodrowego, a dziewczynka złamania nogi; 28/29.09 włamano się do sklepu spożywczego w Zajezierzu i skradziono artykuły spożywcze wart. 1400 zł na szkodę Krystyny W.; 30.9/2.10 nieznany sprawca włamał się do altanki na działce przy ul. Kilińskiego i ukradł buty gumowe wart. 40 zł; 4.10 ustaleni sprawcy, mieszkańcy naszej gminy o godz. 14`oo (w biały dzień!) dokonali rozboju na ulicy Kościelnej na Andrzeju K. zabierając mu z kieszeni marynarki 200 zł; 4.10 w godz. 19`oo – 21`oo w Łobzie na ul. Browarnej nieznany sprawca włamał się do vw golfa własności Artura M. i ukradł z niego radioodtwarzacz Panasonic wart. 300 zł; 5/6.10 złodziej wybił szybę w altance na działce wlasności Teresy S. przy ul. Wojska Polskiego i ukradł z niej telewizor kolorowy, radiomagnetofon, czajnik bezprzewodowy, budzik i samowar wart. 800 zł; 6/7.10 w godz. 20`oo – 8`oo na ul. Komuny Paryskiej nieznany sprawca ukradł aparat zapłonowy wart. 350 zł z fiata 126p własności Barbary K .; 9/10.10 na parkingu przy ul. Ogrodowej nieznany chuligan uszkodził reflektor, przednią szybę i lusterko boczne wart. 1000 zł w mercedesie vito własności Piotra P; 10/11.10 włamano się do sklepu Plus na ul. Niepodległości własności Bożeny K. Ukradziono odzież (garnitury, marynarki, spodnie), zegarki i wyroby jubilerskie wart. 50 tys. zł. Sprawcy zostali ustaleni; są nimi osobnicy wielokrotnie karani z terenu Białogardu – ich akcja była zorganizowana, brało w niej udział kilka osób; zastosowano wobec nich areszt tymczasowy; odzyskano na razie 1/10 skradzionych przedmiotów; 11/12.10 na stacji PKP nieznani sprawcy ukradli podzespoły, śruby wykonane z aluminium i stali szlachetnej i drabinę ze stojących tam platform kolejowych przewożących maszt antenowy do telefonii komórkowej na szkodę firmy przewozowej ze Szczecina. Policja odnotowała (były zgłoszenia) ponowne pojawienie się falsyfikatów banknotów o nominałach 50 i 100 zł. Najczęściej są one wprowadzane do sklepów przez fałszerzy, co ujawnia się, niestety, dopiero przy dokonywaniu przez sprzedawców wpłat do banków. Wtedy jest za późno na interwencję policyjną, bo trudno cokolwiek udowodnić. Policja doradza zatem ostrożność przy przyjmowaniu banknotów i natychmiastowe powiadamianie o podejrzanych pieniądzach. Policja sygnalizuje także, że w związku z zapisami obywateli do różnych funduszy emerytalnych mogą się pojawić w ich mieszkaniach osoby nie mające uprawnień do zawierania umów. W każdym przypadku należy sprawdzać ich dokumenty i tożsamość. Najlepiej jest dzwonić do odpowiedniej siedziby funduszu i upewnić się, czy nie mamy do czynienia z oszustem. Komisarz Wiktor Mazan

Kto dba o estetykę miasta


Cykl „Kto dba o estetykę naszego miasta" będziemy kontynuować w następnych numerach; w tym z powodu dużej ilości aktualnych materiałów robimy przerwę. Równocześnie zwracamy honor p. Eugeniuszowi Bąkowi – to on i jego Pani pięknie zagospodarowali otoczenie posesji na ulicy Rapackiego 18, a nie, jak podaliśmy, kto inny. Dziękujemy i przepraszamy. W ogóle prosimy Czytelników o uwagi na ten temat. Może coś ładnego, ciekawego i godnego pochwały pominęliśmy – wtedy się poprawimy. RED.

'Łobeziak' w Internecie


1. Od: Robi-Kom Do: dens@lobez.pl Pozdrowienia, 21 września 1999 22:33 Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór. Wpadłem na waszą gazetkę przypadkowo. Jestem świdwinianinem, rozrzuconym jak wielu łobziaków po kraju i świecie. Jest mi przykro z powodu pominięcia Łobza w strukturach powiatowych. Dla mnie Łobez zawsze będzie pięknym miastem, które nie musi udowadniać, że jest coś warte. Naprawdę! Wielu moich kolegów, absolwentów Technikum Mechaniczno-Rolniczego w Świdwinie rocznik 61, których serdecznie pozdrawiam, było z Łobza. Zawsze byli dumni z tego i na pewno jest tak do dzisiaj. Łobez...ach te dziewczyny!! Jest mi smutno, gdy czytam o waszych problemach, ale jest dobrze dopóki myślicie, że jest źle – to znaczy dopóki w Łobzie mieszkają ludzie, którzy się o niego martwią. Ponieważ nie spotkałem się z wieloma przyjaciółmi z Łobza, nie wiem też, czy pośród was mieszkają, chciałbym pozdrowić wszystkich mieszkańców Ziemi Łobeskiej, a szczególnie rodzinę Osieczków, gdziekolwiek przebywa. Pozdrowienia. Świdwinianin. Szkoda, że sympatyczny łobeski Świdwinianin nie podał swojego nazwiska. Prosimy o ujawnienie się. RED.

Nie ma much


Z niemałym zdziwieniem zauważyłem, że owad łażący w słoneczny październikowy po moim oknie to zwyczajna mucha, mucha domowa. Uświadomiłem sobie nagle, że to coś niezwykłego. Bo praktycznie w tym roku jakoś much nie było. Lato było przyjazne dla wszelkich owadów, a much nie było. Nie dokuczały, nie kręciły się stadami wokół lamp, nie zaglądały do talerzy i garnków. Przypomniałem sobie, że w roku ubiegłym jeden z czytelników zadzwonił do nas z podobnym spostrzeżeniem. Tłumaczyliśmy wtedy, że prawdopodobnie to niezwykłe zjawisko, bo natrętne muchy wrosły przecież w nasz domowy polski krajobraz jako jego nieodłączny element, wzięło się stąd, że znikło środowisko, w którym się one rozmnażały. Mianowicie gwałtownie zmalało zainteresowanie hodowlą zwierząt, nie ma nigdzie zalegającego przez okrągły rok obornika ani innych resztek organicznych, w których żerowały ich larwy. Poprawiła się higiena w środowisku. Ludzie zaopatrzyli się powszechnie w chłodziarki, w sklepach są lady chłodnicze i nieszczęsne owady nie mają nigdzie możliwości złożenia swoich jajek na przypadkowym kawałku mięsa czy sera nie mówiąc już o tzw. otwartych wygódkach czy padlinie. Także sprawniej uprzątane są wszelkie nieczystości komunalne. I to się w tym roku potwierdza. Rzeczywiście muchy przestały być problemem do tego stopnia, że w mieście pojawiają się tylko pojedyncze ich egzemplarze. Mniej jest także tak uciążliwych krwiopijców bąków-klepaków żerujących przede wszystkim na zwierzętach i przy okazji na nas. To optymistyczne zjawisko, bo muchy to także symbol biedy i zacofania. Wszakże pesymista może zauważyć, że mniej much to pośredni dowód kompletnego upadku hodowli zwierzęcej i pogłębiającego się kryzysu w rolnictwie i też będzie miał rację. Można podejść do tej sprawy z przymrużeniem oka, niemniej to pozornie błahe zjawisko, które zaszło jakby niepostrzeżenie, jest w dużym stopniu świadectwem naprawdę dużych zmian zachodzących wokół nas. I jaskółek jest coraz mniej. W.I.

Nowy folder


Ukazał się drukiem nowy folder „Łobez". Jest to właściwie wznowienie wydawnictwa z 1997 roku, które wcześniej zostało wyczerpane. Nowe wydawnictwo, chociaż skromne, stanowi pożyteczną formę promocji naszego miasta. Zawiera ono kilka zdjęć oraz plan centrum Łobza. Tekst został napisany w języku polskim i niemieckim. Dla orientacji turystów podano adresy i telefony placówek noclegowych, gastronomicznych, kulturalnych, stacji benzynowych i banków. Zleceniodawca czyli władze gminne nie dopilnowały jednak kilku szczegółów. Podano na przykład, że przy ulicy Waryńskiego 1 mieści się pogotowie i strzeżony parking. Natomiast pominięto strzeżony parking przy ulicy Niepodległości róg Konopnickiej. Internat Zespołu Szkół przeniesiono na ulicę Kopernika 42, gdy tymczasem ilość nieruchomości na tej ulicy nie sięga bodaj dwudziestu. Przy ulicy Bema zlokalizowany jest Bank Spółdzielczy pod numerem 3, a około 400 metrów dalej mieszcząca się przy tej ulicy stacja benzynowa ma numer 1. To przecież niemożliwe, żeby tak odległe od siebie nieruchomości miały sąsiadujące ze sobą numery. Ktoś to wszystko błędnie podał do druku albo też nie pokusił się o korektę. Także, o ile wiem, dworzec PKP ma osobny numer telefonu zaś placówka PKS też osobny, a nie jak podano – ten sam. Plan miasta opracowany przed dwoma laty stopniowo się dezaktualizuje i nie ujmuje ulic peryferyjnych. Chętnie widziałbym wydanie pełnego, nowego, bez usterek i bez reklam – planu miasta. Zbigniew Harbuz

Nowy parking


Pan Marian Kozioryński pracuje w Urzędzie gminy i Miasta na stanowisku inspektora ds. drogownictwa i bezpieczeństwa ruchu drogowego. Do jego kompetencji należy dbałość o wygląd łobeskich ulic i ich stan techniczny, a także o parkingi, chodniki i place. Łobez w ostatnim czasie wzbogacił się o parking przed stadionem miejskim przy ulicy Siewnej. Imprezy sportowe, zwłaszcza rozgrywki piłki nożnej skupiają w każdy weekend sporą rzeszę widzów zarówno miejscowych jak i przyjezdnych. Zatem oznakowane miejsc do parkowania dla samochodów , a także autokarów jest przy takich obiektach niezbędne. Pan Marian wykazał się dużą fachowością i pomysłowością oraz osobistym zaangażowaniem w realizacji zabudowy placu. Sam zaprojektował bardzo ciekawe rozwiązanie parkingu. Później nadzorował jego wykonanie. Główny plac o podłożu szutrowym może pomieścić około 40 samochodów, natomiast obok na specjalnym pasażu wyznaczono stanowiska dla 3 autokarów. Całość parkingu ograniczają nowiutkie chodniki z kolorowego polbruku. Także droga przed stadionem została skanalizowana, wbudowano kratkę ściekową i połączono z miejską kanalizacją burzową. Przez to zlikwidowano nieestetyczne i uciążliwe kałuże przed bramą stadionu. Pan Marian miał jeszcze jedno trudne zadanie do wykonania. Musiał zmieścić wydatki w zaplanowanej na ten cel kwocie zapisanej w budżecie miasta na rok bieżący, tj. w kwocie 18 tys. zł. Inwestycję zakończono bez przekroczenia tej sumy. Budowę prowadzono systemem gospodarczym, ponosząc wydatki tylko na materiały i wynajem koparek. Dokumentację techniczną wykonał nadzorujący prace – pan Kozioryński. Ten funkcjonalny i estetyczny parking przed stadionem miejskim będzie wzorową wizytówką łobeskiej pomysłowości i zaradności. Zdzisław Bogdanowicz

Pływaj razem z nami


W rankingu sportów pływanie zajmuje pierwsze miejsce ze względu na najbardziej wszechstronny wpływ na kształtowanie sylwetki człowieka. Woda wspaniale masuje skórę, orzeźwia ciało. W wodzie czujesz się lekki jak piórko, nie będziesz się skarżył na bóle mięśni. Niezależnie od pory dnia ten sport daje ogromne korzyści. Pływanie sprawia, że jesteś w formie przez cały dzień, „opłukuje cię" z nagromadzonych napięć. Spośród wielu stylów pływania żabka nie ma sobie równych. Zginanie i prostowanie nóg ćwiczy mięśnie po wewnętrznej stronie, które na co dzień rzadko pracują; z kolei odkładający się na zewnętrznej stronie ud tłuszczyk jest szybciej spalany. Odciążony w wodzie kręgosłup może się bardziej rozciągnąć i wyprostować. Ruchy ramion zmuszają mięśnie pleców do intensywnej pracy, przez co stają się one mocniejsze. Niezależnie od tego, jakim stylem pływasz, zawsze pracują intensywnie pośladki. Dzięki temu nabierają ładnego kształtu, stają się zwarte i bardziej sprężyste. Masaż wodny pobudza przepływ krwi w naczyniach krwionośnych. Rytmiczna praca zwiększa wydolność mięśnia sercowego. Pływanie wzmacnia mięśnie, które pozwalają nam trzymać się prosto. Nawet jeśli słabo pływasz, nie rezygnuj z treningu w wodzie. Gimnastyka wodna jest bardziej efektywna niż ta „na lądzie", bo przy każdym ruchu musisz pokonać opór wody, więc nie tylko trenujesz mięśnie, ale także spalasz kalorie. Ćwicząc w wodzie cały czas pracujesz na to, by mieć płaski brzuszek W wyjazdach na basen do Stargardu Szczecińskiego organizowanych przez szkoły łobeskie uczestniczą stali „pływacy". Pływanie dla nich to nie tylko sport, ale przede wszystkim terapia-relaks po tygodniu pracy, nauki. Zadbaj o zdrowie fizyczne i kondycję psychiczną dzieci i swoją. Pływaj z nami! Informacje w Szkole Podstawowej nr 2, tel.743-70, wieczorem 750-69. Koszt 10,50 zł. Wyjazd sprzed SP 2 w soboty 11,15 – powrót 16,00. Dwie godziny pływania.

Rozpaczliwy list


Z prośbą o opublikowanie otrzymaliśmy poniższy list, który zamieszczamy nie bez niechęci, bo nie chcielibyśmy być posądzeni o to, że wykorzystujemy tę dramatyczną publikację do tego, żeby mieć przyjemność w pokazaniu, z jakim niedołęstwem i lekceważeniem interesu zwykłych ludzi podeszły obecne władze państwowe do tzw. reformy służby zdrowia, która cofa ją do XIX wieku. Zupełnie nam nie do śmiechu, a nawet jesteśmy przerażeni, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że to dopiero początek prawdziwych nieszczęść, jakie czekają wielu naszych pracowników służby zdrowia nie tylko w Łobzie. Na razie fakty są niestety takie, jakie opisano w tym liście i też nie dotyczą one tylko Łobza. I chyba nie do starosty powinien być adresowany ten list. Prawdziwi decydenci są wyżej. Co nie znaczy, że w Łobzie zjawiska te przekroczyły wszelkie granice przyzwoitości. RED. „Do Starosty Powiatu Stargardzkiego Łobez, 20 października 1999 roku My, pracownicy Przychodni Rejonowej przy SPZOZ w Łobzie, prosimy o interwencję w związku z bezprawnym dysponowaniem przez p. dyrektora Włodzimierza Ciukę naszymi pieniędzmi na wynagrodzenia. Informujemy p. Starostę, że w chwili obecnej znajdujemy się w tragicznej sytuacji finansowej. Za wrzesień bieżącego roku otrzymaliśmy tylko 50% naszych wynagrodzeń (pielęgniarki 290 – 300 zł, lekarze 400 – 500 zł). Dyrektor nie informuje nas, kiedy nastąpi wyrównanie zaległych poborów i czy otrzymamy w ogóle wypłatę za październik. Od stycznia 1999 roku nie wypłacono nam premii ani 200 złotych jednorazowej podwyżki, na którą SPZZOZ otrzymał fundusze oraz dwóch rat miesięcznych trzynastki za rok 1999. Wstrzymane zostały nam również wypłaty nagród jubileuszowych przewidzianych regulaminem. Ponadto dyrektor zadysponował naszymi pieniędzmi z kasy zapomogowo-pożyczkowej bez zgody zarządu kasy. Od marca br. nie są odprowadzane składki na ZUS i PZU, mimo że potrąca się je z naszych poborów. Wszelkie próby porozumienia czy rozmów są ignorowane prze dyrektora. Od pół roku nie było żadnego zebrania załogi z udziałem dyrektora. W chwili obecnej nie widzimy przed sobą perspektyw zawodowych i osobistych. Nie jesteśmy na bieżąco informowani o sytuacji obecnej naszego zakładu i jego perspektywach rozwojowych. W związku z powyższym czujemy się ignorowani i lekceważeni. Wielu z nas już w tej chwili nie ma żadnych środków na codzienne utrzymanie. Zwracamy się do pana Starosty z prośbą o interwencję i pokładamy w panu cała naszą nadzieję. Z poważaniem Pracownicy Przychodni Rejonowej w Łobzie

Słowo życia i szczęścia


Tak nazwała Krew Agnieszka Mydło ze Szkoły nr 1 w wierszu napisanym na konkurs literacki z okazji 40-lecia powstania w Polsce honorowego krwiodawstwa. 2 października 1999 roku krwiodawcy zrzeszeni w klubie HDK przy Zarz. Rejonowym PCK w Łobzie obchodzili 25-lecie powstania swojego klubu. Była to piękna, rodzinna uroczystość. Oprócz jej bohaterów, krwiodawców, przyszli przedstawiciele władz wojewódzkich HDH i naszych. Samorządowych. O historii i osiągnięciach członków łobeskiego HDK, bo tylko takie były w jego dziejach, opowiedziała w swoim obszernym sprawozdaniu prezes Zarz. Rejonowego PCK, a równocześnie założycielka klubu, Maria Urban. W tym czasie łobescy krwiodawcy oddali wręcz niewyobrażalną ilość, 5938 litrów krwi, to jest prawie 6 ton, ratując życie tysiącom potrzebujących. W momencie powstania koło liczyło 36 członków, w latach 80-dziesiątych było ich 500. Pierwszym prezesem klubu był nie żyjący już Jan Talarek. Mieli oni wtedy szereg uprawnień i wielkie uznanie społeczne. Obecnie jest ich (na dzień 30.12.98 r.) 325. W związku z obecnymi przekształceniami służby zdrowia, zabraniem krwiodawcom ich przywilejów, a głównie z powodu niepojętej likwidacji punktu krwiodawstwa w Łobzie a także w Resku ilość oddawanej krwi gwałtownie maleje. Na przykład w roku 1997 oddano jej jeszcze 502,650 ml, w 1998 – 447,250, w pierwszym półroczu bieżącego roku już tylko 12 ml. Nasi krwiodawcy, aby spełnić tak zaszczytne i społeczne zadanie, jakim jest dar krwi, muszą dojeżdżać do Gryfic. A przecież w Łobzie mamy tak ofiarnych krwiodawców i rekordzistów jak: Franciszek Firsiow (46.300 ml krwi oddanej), Franciszek Dembiński (44.956 ml), Bogusław Trynkoś (41.700), Kazimierz Zduńczyk (40.700 ml) oraz kilkudziesięciu, którzy oddali powyżej 25 litrów. W klubie jest też 19 pań. Wśród nich najofiarniejsza jest Lucyna Kudaj (43.600 ml), a Janina Zieniuk (27.550 ml), Małgorzata Bachan, Elżbieta Modrzejewska (22.950 ml), Kazimiera Galczak (18 ml) czy Janina Szulczewska (17.180 ml). Członkowie łobeskiego klubu otrzymali na przestrzeni minionych lat wiele odznaczeń państwowych i organizacyjnych. M.in. Edward Gaweł i Roman Miksza mają odznaczenia Zasłużony dla Życia Narodu, Złote Krzyże Zasługi ma 22 dawców, 3 Srebrne i 4 Brązowe, Gryfa Pomorskiego 5, a organizacyjne różnych stopni 875. Na jubileuszowej uroczystości w dowód uznania za swój bezinteresowny dar krwi Odznaką „Zasłużony Honorowy Dawca Krwi" I stopnia zostali odznaczeni: Elżbieta Modrzejewska, Marek Stawicki, Lesław Sirecki i Andrzej Strzelczyk; Odznaką II stopnia: Ryszard Bartczak, Jan Kuta, Grzegorz Kuźniarkiewicz, Mirosław Matławski, Sławomir Matławski, Grzegorz Matuska, Czesław Wawrynowicz i Eugeniusz Wilk; Odznaką III stopnia: Jadwiga Zuzanna Chludzińska, Grzegorz Kuźniarkiewicz, Adam Krystosiak, Maciej Kraus, Jan Kuta, Bogumił Kołodziejak, Tomasz Kołodziejak, Marek Majchrzak, Sławomir Matławski, Mirosław Matławski, Krzysztof Nawrocki, Sebastian Styka, Henryk Styka, Kordian Wawrynowicz, Czesław Wawrynowicz i Zbigniew Witkowski. Dyplom Zarz. Głównego PCK otrzymała też Lucyna Kudaj, która została wyróżniona w konkursie literackim pt. „Wspólna sprawa wszystkich serc" zorganizowanym z okazji 40-lecia HDK. Roman Miksza Prezes Łobeskiego Klubu HDK

Studenci w liceum


W Liceum Ogólnokształcącym w Łobzie można spotkać studentów. Są to słuchacze IV roku Uniwersytetu Szczecińskiego skierowani do łobeskiej placówki celem odbycia praktyki nauczycielskiej. Praktyka trwa 4 tygodnie i obejmuje swym programem hospitacje lekcji i innych form życia szkoły, a przede wszystkim prowadzenie lekcji z przedmiotu kierunkowego. W łobeskim liceum praktykę odbywają: Agnieszka Brejnakowska – jez. polski (opiekun mgr Stanisława Orlińska); Tomasz Danielik – geografia (opiekun mgr Marcin Łukasik); Joanna Buchała – biologia (opiekun mgr Wiesława Wyszyńska); Marcin Ćwikła – wychowanie fizyczne (opiekun mgr Zdzisław Bogdanowicz); Paweł Sikora – wychowanie fizyczne (opiekun mgr Zdzisław Bogdanowicz). Warto zauważyć, że wszyscy ci studenci są mieszkańcami Łobza. Stąd o nowe, przyszłe kadry pedagogiczne nie należy się martwić. Zdzisław Bogdanowicz

Szczyt cynizmu


Od czasu do czasu pojawia się moda na tak zwane dowcipy seryjne. Były kiedyś kawały o Wąchocku, potem o babie u lekarza, jeszcze tu i ówdzie poniewierają się anegdoty o blondynkach. Ale chyba mało już kto pamięta zagadki z cyklu tak zwanych „szczytów". Były różne szczyty, na przykład zręczności, szybkości, bezczelności. Dla przypomnienia – na pytanie, czym jest szczyt bezczelności, odpowiedź brzmiała: narobić komuś pod drzwiami, potem zapukać i poprosić o papier toaletowy. To prawda – były to niewybredne historyjki, przeważnie wymyślone. Już dzisiejsze napisy na murach czyli grafitti mają często znacznie więcej wdzięku i są bardziej życiowe, co świadczy o tym, że poczucie humoru w narodzie nie ginie, że nie trzeba wcale wymyślaczy kawałów, żeby zauważyć, że chwilami jest śmiesznie a nawet tragicznie. A jednak na dniach miało miejsce prawdziwe zdarzenie, które mogłoby się znaleźć w serii „szczytów" jako wyjątkowo smakowity i dosadny przykład szczytu cynizmu, mogący na dodatek zmienić opinię o tym rodzaju kawałów, jako żartów wulgarnych i w końcu prymitywnych. Przy tej okazji jeszcze raz potwierdziła się stara prawda o tym, że najlepsze, najśmieszniejsze i najbardziej nieprawdopodobne figle płata samo życie, a potem spostrzegawczy kawalarze je tylko powtarzają. Bo czy ktokolwiek byłby w stanie wymyślić coś takiego, co wywinął kilka dni temu aktualny poseł na sejm RP niejaki G., czołowy działacz jednej z partii wchodzącej w skład obecnej koalicji rządzącej, powołującej się od rana do nocy i przy każdej innej okazji na „wartości'? Na dodatek i dla smaku całego zdarzenia świętobliwy ten człowiek mający zawsze pełne usta frazesów o ojczyźnie i szczęściu jej obywateli jest przewodniczącym jakiejś komisji sejmowej zajmującej się finansami państwa. Przypomnijmy – obywatel ten na co dzień jest właścicielem firmy zajmującej się doradztwem podatkowym. Tak zręcznie doradziła jego firma jednemu z bogatych przedsiębiorstw, że to nie wpłaciło do budżetu państwa 16 milionów nowych złotych, słownie: szesnastu milionów złotych! Czy jest to duża suma? Dla porównania roczny budżet naszego miasta wynosi około 10 milionów złotych. Czyli za tych 16 milionów Łobez mógłby funkcjonować przez półtora roku albo można by za nie postawić od fundamentów ze dwadzieścia ładnych domków jednorodzinnych, albo zbudować wielką halę sportową z pływalnią, albo kupić kilkadziesiąt autobusów do dowożenia dzieci do szkół, albo....Dla porównania roczne pobory prezydenta USA, najbogatszego państwa na świecie wynoszą w przeliczeniu na złotówki niecałe 1,2 miliona zł. Kiedy sprawa się „rypła", ów polityk, widzieliśmy to i słyszeliśmy wszyscy na własne oczy i uszy w telewizji, oświadczył, że nie widzi on w tym wszystkim nic nagannego ani nieetycznego, bo przecież nie jest posłem zawodowym i doradcą podatkowym wolno mu być. I niby prawda. Bo po to są obrońcy w sądzie, żeby nawet z pełną świadomością tego, że bronią największego złoczyńcy, uzyskać dla niego wyrok uniewinniający, jeśli oskarżycielom brakuje dowodów; po to są doradcy podatkowi, żeby pomóc firmie sporządzić takie zeznanie podatkowe, żeby mogła ona udowodnić fiskusowi, że nie tylko nie ma ona żadnych zysków, a nawet za chwilę zbankrutuje. Są to zawody legalne, a nawet społecznie potrzebne, bo tak czy owak bronią obywateli przed jednostronnym ferowaniem wyroków czy widzimisię poborców podatkowych. Rzecz to znana, że nawet wielcy gangsterzy i nie tylko, jak to było w przypadku naszego posła G., wynajmują i sowicie opłacają zręcznych doradców podatkowych, bo to się strasznie opłaca, a kiedy się takim bossom noga powinie – doradców podatkowych się nie sądzi za przekręty, jakie swoim szefom podpowiadali. No i poseł G. jest „czysty", taki spryciula! Czy jakikolwiek zdolny kawalarz byłby w stanie wymyślić podobną historię? Bo przecież jeśli spojrzeć na nią oczyma zwykłego człowieka, skromnego obywatela, któremu fiskus zabiera z listy płac co do pojedynczego grosza wyznaczone podatki, to jest to przykład piramidalnego szczytu cynizmu na skalę państwową, a na dodatek okrutna kpina ze zwykłej przyzwoitości, ze sprawiedliwości i to w majestacie prawa. Bo z jednej strony G. stoi niby na straży budżetu państwa, rozdysponowuje go, powołując się na narodowy interes, lamentując przy okazji nad biedakami, walcząc w ich interesie – z drugiej strony robi wszystko, żeby do tego budżetu wpłynęło mniej dużych pieniędzy. Kiedyś nazywało się to „siedzeniem okrakiem na barykadzie", dzisiaj nazywa się to „obrotnością", umiejętnością robienia pieniędzy, a na mój skromny gminny gust jest po prostu wyjątkowym łajdactwem, wykorzystywaniem publicznego stanowiska do bogacenia się kosztem ledwo wiążącej koniec z końcem szarej ludzkiej masy. Ile to ma wspólnego z etyką? Jeśli przyjąć, że ten rodzaj etyki ma teraz obowiązywać w naszym kraju, to nie sposób nie uwierzyć tym pesymistom, co twierdzą, że takiej korupcji, kumoterstwa i podwójnej moralności jeszcze u nas nie było. Doprawdy zdolni ludzie stoją dzisiaj na narodu czele. Nic, tylko się od nich uczyć. W. Bajerowicz

Trochę statystyki


Podajemy kilka aktualnych danych statystycznych dotyczących naszej dotyczących naszej gminy: Powierzchnia gminy wynosi 22768 ha, w tym użytki rolne zajmują 12604 ha, lasy i zadrzewienia 7519 ha, wody 452 ha, inne grunty (nieużytki, drogi) 2193 ha. Odnośnie użytków rolnych warto zauważyć, że spora ich część po upadku hodowli bydła, szczególnie tzw. użytki zielone czyli łąki, zamienia się zwolna w nieużytki, zarastają one bardzo szybko krzewami i degradującą je roślinnością, nie prowadzi się też na nich żadnych prac melioracyjnych. W gminie jest 29 miejscowości; mamy 21 sołectw. Mieszka w gminie 14818 osób, z tego w Łobzie 10961 osób, a na wsi 3857. Ilość mieszkańców w gminie zmniejsza się i to dość znacznie, bo dziesięć lat temu w Łobzie mieszkało 11400 osób, a w gminie było ich 15500. Spowodowane to jest znanymi przyczynami – trudnościami w znalezieniu pracy i emigracją z Łobza oraz malejącym przyrostem naturalnym. W roku ubiegłym (pisaliśmy o tym swego czasu) przyrost naturalny w gminie był „ujemny" i tendencja ta utrzymuje się od kilku lat, a nawet się pogłębia. W szkołach nie ma już tłoku, a dyrekcja SP 1 sygnalizuje, że w tych warunkach za kilka lat może mieć problemy z naborem do klasy pierwszej. Struktura wieku mieszkańców gminy przedstawia się następująco: od 0 do 18 lat mamy 4383 osób, w tym 2184 kobiety i 2199 mężczyzn; od 18 do 65 lat mamy 8879 osób, w tym 4382 kobiety i 4497 mężczyzn; powyżej 65 lat mamy 1556 osób, w tym 999 kobiet i 557 mężczyzn. Jak z tej statystyki widać, jesteśmy społeczeństwem stosunkowo młodym; widać też, że populacja mężczyzn w wieku starszym maleje, co jest prawidłowością w skali światowej. Mężczyźni umierają po prostu wcześniej. Bezrobotnych mamy w gminie 1402. Jaki to jest procent w stosunku do tzw. osób zawodowo czynnych, trudno obliczyć, ponieważ w grupie osób od 18 – 65 lat czyli tych zawodowo czynnych mamy duży odsetek uczniów, studentów, rencistów, inwalidów itp. Szacunkowo można przyjąć, że bezrobotnych jest w gminie ponad 25% (tak było w latach ubiegłych) i ich liczba nie spada, bo nowe miejsca pracy nie powstają u nas. Jest to procent bardzo wysoki. Podmiotów gospodarczych (różnego rodzaju warsztatów, zakładów, placówek handlowych itp. prowadzących rejestrowaną działalność gospodarczą) mamy w gminie 965. Gospodarstw rolnych jest 239, w tym o powierzchni do 5 ha – 100, od 5 do 15 ha – 71, od 16 do 50 ha 37, od 51 do 100 ha – 15 i 10 powyżej 100 ha. Jest też jedno gospodarstwo agroturystyczne (piszemy o nim osobno w artykule „Zaproszenie do Klępnicy"). Mamy w gminie 9 szkół, 12 kościołów i 3 parafie. ` (WI)

Tu „Łobeziak" nr tel. 742 – 96. Słucham...?


1.„Z uznaniem zauważyłem nowe wielkie żółte pojemnik na śmieci, które PUK ustawia przy niektórych posesjach oraz sprytny pojazd z hydraulicznym podnośnikiem do ich wywozu. Obsługuje to urządzenie jeden człowiek i jest to chyba duża oszczędność. Wszystko jest w porządku, kiedy pojemnik jest zabierany regularnie, gorzej, gdy ludzie nanoszą więcej śmieci. Wtedy po staremu wywalają je obok pojemnika, mimo że ten w głębi często nie jest jeszcze wypełniony i trzeba je potem szuflą zgarniać do niego. Nie da się ukryć, że w obyczajowości „śmieciowej" niewiele się zmieniło. Część naszych obywateli ciągle czuje coś w rodzaju nienawiści czy odrazy do swoich nieczystości i najchętniej wyrzucałaby je z okien na ulice. Zamiast się zatem chociaż trochę potrudzić, żeby wepchnąć swoje resztki głębiej do pojemnika – ciska je nadal po prostu z rozmachem obok urządzenia, które ma im poprawić higienę w otoczeniu. Doprawdy trudno jest sprzątać miasto. Nowe pojemniki, mimo widocznych zalet, mają jedną usterkę – klapa dużej i ciężkiej metalowej pokrywy podpierana jest cienkim, gnącym się drutem. Drut ten raz po raz prostuje ręką!! obsługujący śmietnik kierowca. Na nowy, intrygujący pojemnik włażą ciekawskie dzieci, bez przerwy też w nim grzebią one i „nurkowie". Kiedy ta klapa spadnie przypadkiem komuś na ręce czy na głowę, to zadziała jak gilotyna. Brr!!". Przechodzień
2.„To już nie plotka, to fakt. Dzwoniłem do was w październiku, że podobno emerytury wzrosną w nowym, 2000 roku o 0,3% ponad stopień inflacji. Już wiadomo, że taką właśnie sumę zapisano w projekcie budżetu państwa w przyszłym roku. I nie ma się co łudzić, to przejdzie, bo przecież „większość' rządzi i ona wie najlepiej, co jest słuszne i dobre dla narodu. Kolejny raz, niestety, jak szydło z worka wychodzi na jaw stara prawda, że najłatwiej jest państwu oszczędzać na najbiedniejszych i tych, co nie potrafią się bronić. Byłoby to jeszcze do zniesienia, gdyby nie to, że raz po raz dowiadujemy się o marnotrawieniu społecznych pieniędzy, o kominach płacowych, nadużyciach itp. historiach, w wyniku których duże pieniądze płyną do kieszeni cwaniaków i tych, co mają tzw. dojścia. Tymczasem nie ma nic prostszego niż ciachnąć po dochodach emeryta czy budżetowca – przecież wiadomo, ile każdy z nich zarabia, ile z góry można na nich „oszczędzić". Emeryt
3.„Otwarłam słoik skądinąd dobrej rozpuszczalnej kawy „Maxwell" i pod pokrywką znalazłam tajemniczą staniolową torebeczkę. Przyjrzałam się wtedy uważniej nalepce na słoiku, gdzie przeczytałam niby ekscytującą informację o tym, że w tej torebeczce mogą być duże pieniądze, że firma „Maxwell" włożyła w ogóle do swoich słoików 500.000 zł dla mnie. Ponieważ mam do każdej reklamy stosunek podejrzliwy, to znaczy zdaję sobie sprawę z tego, że chodzi w niej wyłącznie o to, żeby wyciągnąć ode mnie moje pieniądze – bez przekonania rozcięłam torebkę i znalazłam w niej potwierdzającą moją nieufność karteczkę z takim „dowcipnym" napisem: „Przecież i tak chciałeś napić się kawy". Prawdę mówiąc to szczęka mi opadła po wpływem tego dowcipasa. Bo oto nie dość, że kupiłam kawę firmy „Maxwell", to jeszcze jej producenci zakpili sobie ze mnie – oni mi zrobili łaskę z tego powodu, że kupiłam ich kawę! Mimo że kawa „Maxwell" nie jest zła – więcej jej nie kupię. Są granice robienia człowieka w konia". Klientka
4.„Byłem na wycieczce i za Świętoborcem za zakrętem w lewo, gdzie są dwa mosty na Brzeźniackiej Węgorzy (jeden stary, drugi nowy) w lesie natknąłem się na zupełnie zdrowe fundamenty i przepusty dawnego młyna oraz tamę spiętrzającą wodę tej cały rok pełnowodnej rzeki. Dowiedziałem się, że byli ludzie, którzy chcieli na tym miejscu uruchomić elektrownię wodną, ale nie mogli dostać od leśników zezwolenia na jej budowę. Dlaczego? Kilka takich elektrowni w naszej gminie na Redze zostało odbudowanych, a właściwie od nowa zbudowanych na starych fundamentach i z pożytkiem funkcjonują. Kto mi odpowie na to pytanie?" Jan K.
5.„Szkoda, że w naszym mieście nic się nie dba o miejscową tradycję techniczną. Wiele unikalnych maszyn i urządzeń znika na zawsze z naszego krajobrazu. Jest jeszcze u nas wiele pustych hal pod dachem, gdzie można było swego czasu schować dla przyszłych pokoleń pojedyncze egzemplarze starych maszyn parowych, ciuchci, unikalnych ciągników, maszyn rolniczych itp. Proces ten trwa ciągle. Potem ze wzruszeniem oglądamy takie wystawy. Może się jednak okazać, że nie będzie co oglądać. Szkoda. A może by tak w naszym mieście zacząć takie rzeczy gromadzić – byłaby z tego atrakcja turystyczna. Jan K.

W Urzędzie Stanu Cywilnego


We wrześniu i w październiku 1999 roku w łobeskim Urzędzie stanu Cywilnego zawarli lub zarejestrowali swoje związki małżeńskie:
18 września
Janusz Andrzej Skowronek i Marta Bogusławska
Piotr Brona i Iwona Ewa Kowalczuk
25 września
Stanisław Dębicki i Elżbieta Beata Głogowska
Eugeniusz Rakowski i Wioletta Łapińska
2 października
Rafał Zadrożny i Ewa Cupryś
9 października
Krzysztof Jasek i Aneta Malcer
16 października
Antoni Waldemar Wereda i Gertruda Bodnar.
(Ewa Stypułkowska )

Wyspa


Łobeski Środowiskowy Dom Samopomocy na osiedlu Suliszewickim otwarty w marcu ub. roku to swego rodzaju wyspa wśród instytucji wychowawczych w naszej gminie. Z zewnątrz tego nie widać, bo dom elewację ma „typową" czyli szarą. Jednak natychmiast od progu po wejściu do środka można zobaczyć, że jest tu, jak na nasze warunki, po prostu dostatnio. Wszystko jest tu nowe – od plastikowych drzwi i okien, lśniących posadzek, czyściutkich ścian, ładnych mebli, wyposażenia pracowni i kuchni, po schludne sanitariaty. Zupełnie żywiołowo i przyjaźnie witają mnie na napotkani korytarzu wychowankowie. W tej chwili w Domu w godzinach od 7.30 do 15.30 przebywa 31 pensjonariuszy, dziewcząt i chłopców niepełnosprawnych. Część z nich dochodzi z miasta, część dowożona jest przez wynajętego przewoźnika z Dalna, Suliszewic, Zagórzyc, Rożnowa, Bełczny i Trzeszczyny. Poddawani są oni różnym formom terapii zajęciowej i ruchowej polegającej na przygotowaniu ich do samodzielności w życiu codziennym, w domu i w społeczeństwie. Zajęcia prowadzone są przez wykwalifikowane osoby w siedmioosobowych grupach. Młodzież uczy się samoobsługi, wykonywania czynności domowych, używania narzędzi, nabywa nawyków higienicznych, umiejętności współdziałania w grupie, wspólnej zabawy, pisze, maluje, czyta, pomaga w utrzymaniu czystości. Co się zmieniło od ubiegłego roku – pytam kierowniczkę Domu p. Marię Cieniawską – od czasu uroczystego otwarcia placówki, czy obietnice wspierania Domu dawane wtedy przez prominentne władze wojewódzkie są spełniane? Tak – mówi p. kierownik. Tegoroczny budżet wynosi 302 tys. zł, mamy obietnicę, ze zostanie on w 2000 r. nawet zwiększony. Pieniędzy wystarcza na wyżywienie, utrzymanie budynku i płace. Udało się nam zakupić nowe wieloczynnościowe urządzenie typu Walker (11 funkcji) do rehabilitacji ruchowej. Na tę formę zajęć jest wielu chętnych spoza Domu i korzystają z niej. Mamy dużo sprzętu do rehabilitacji kończyn górnych. Dobrze jest wyposażona pracownia stolarska, jest instruktor-konserwator, który razem z wychowankami wykonuje drobne naprawy. Świetnie układa się współpraca ze środowiskiem. Na przykład nie ma problemów z materiałami do terapii zajęciowej (drewnem, włóczką, tkaninami). Gdzie się zwrócę o pomoc, spotykam się z życzliwością. Wspominam z wdzięcznością takich naszych dobroczyńców jak: nadleśnictwo łobeskie, przychodnię rejonową, zakłady stolarskie (panowie Dąbro i Błyszko), Stado Ogierów, kwiaciarnia p. Kamińskiego, piekarnia p. Moskal, p. Basowie, masarnia p. Wójcika. Mamy też dobrze wyposażoną, tak jak w domu, pracownię kulinarną, w której nasi wychowankowie uczą się obsługi sprzętu i przygotowywania potraw. Jest też pomoc międzynarodowa, nie po raz pierwszy zresztą. Ostatnio Dom dostał od amerykańskiej fundacji Joni and Friends chodziki, kule i 8 wózków. Tu warto wspomnieć, że założycielką tej ogólnoświatowej fundacji i akcji „Wózki dla świata" jest pani Joni Eareckson-Tada, która po skoku do wody od trzydziestu lat porusza się na wózku. Była ona niedawno w Polsce i swoją pomocą objęła także łobeski Dom. Łobzian zaproszono do polskiej siedziby tej instytucji we Wrocławiu. Zachwyciła nas organizacja tej pomocy. Na miejscu dano wózki konkretnym chorym, naprzód dopasowując je! do nich. Nie było czekania, sprzęt był przygotowany. Ujęła nas życzliwość Amerykanów. Ponieważ byliśmy z daleka, dlatego nas załatwiono pierwszych. Wózki są trzykrotnie lżejsze od krajowych, składają się jednym ruchem ręki. Nawet niepełnosprawne osoby mogą je łatwo podnosić i przenosić. Istnieje w tej chwili możliwość wypożyczenia kilku takich wózków potrzebującym osobom w Łobzie, które mogą się do nas zgłaszać w tej sprawie. Łobeski Dom jest domem otwartym. Zapraszam osoby, które zechciałyby się zaprzyjaźnić z naszym Domem na przykład jako wolontariusze. Kilka takich osób już mamy. Tyle p. kierownik. Od siebie dodam, że wrażenie, jakobym znalazł się na jakiejś wyspie z innego lepszego świata potęgował fakt, że nie usłyszałem tu tak typowych narzekań na los, na rzeczywistość, jakie towarzyszą spotkaniom w środowiskach ludzi pełnosprawnych. Ludzi w łobeskim Domu cieszy każdy drobiazg, każdy objaw życzliwości, ponieważ los ten nie był dla nich łaskawy. W. Bajerowicz

Z żałobnej karty


1. Rafał Sucharski 31.05.1980 – 11.09.1999
2. Natalia Brejnakowska 24.05.1919 – 17.09 – „ –
3. Józef Kulik 22.03.1952 – 19.09 – „ –
4. Edward Muller 17.11.1942 – 20.09 – „ –
5. Helena Ścibor 15.09.1931 – 26.09 – „ –
6. Aleksandra Dębowska 18.07.1999 – 27.09 – „ –
7.Janina Turkowska 10.10.1922 – 29.09 – „ –
8. Marianna Turbak 02.12.1928 – 04.10 – „ –
9. Przemysław Romejko 04.10.1999 – 08.10 – „ –
10. Józef Gulak 26.01.1941 – 14.10 – „ –
11. Władysław Marciniak 21.10.1940 – 14.10 – „ –

Zapraszamy na partyjkę szachów


W dniu 11 listopada br. z okazji Święta Niepodległości zostanie zorganizowany otwarty TURNIEJ SZACHOWY. Impreza odbędzie się w łobeskim Domu Kultury. Początek o godz.1100. Mile widziani są wszyscy amatorzy królewskiej gry. Szczegóły na afiszach na mieście. Z.Bogdanowicz

Zaproszenie do Klępnicy


Czy jeszcze pamiętamy, jak w czasach „ogólnego niedoboru", kiedy brakowało w kraju wszystkiego, próbowano załatać dziury w zaopatrzeniu uruchamiając tak zwaną „produkcję uboczną". Dochodziło na tym tle do absurdów, bo na przykład dowiadywaliśmy się z komunikatów radiowych, że fabryka lokomotyw zobowiązała się wykonać tysiąc pogrzebaczy, jakaś huta przebiła tę propozycję dwoma tysiącami szufelek, a wytwórnia samolotów zaoferowała się, że nasyci rynek dziurkaczami biurowymi. Dzisiaj też w czasach restrukturyzacji polskiej gospodarki, a szczególnie w związku z kłopotami, jakie przeżywa dewastowane rolnictwo, jak słowo-klucz pojawiło się pojęcie „agroturystyka". Skoro rolnikom źle się powodzi, mówią „znawcy problemu", bo takich u nas jest zawsze najwięcej, to niech zmieniają branże. Skoro narzekają, że dobijani są bezcłowym importem dotowanej zachodniej żywności, niskimi cenami skupu, wysokimi cenami paliwa i artykułów do produkcji rolnej, to niech się biorą za zbawczą agroturystykę. W podtekście słychać ukrytą pretensję do rolników, że nie potrafią wykorzystać nadarzającej się okazji do wychodzenia z impasu, w jaki zostali zapędzeni przez reformatorów naszej gospodarki. I jest tak, jakby za pomocą tego cudownego lekarstwa zwanego agroturystyką dało się szybko uzdrowić i wzbogacić polską wieś. A jak wygląda rzeczywistość? Niestety, celowo używam tu tego „niestety", bo ta rzeczywistość nie jest znowu taka różowa, przynajmniej w naszych okolicach. Do tego, żeby zorganizować takie gospodarstwo – mówią ci, co już próbują się agroturystyką zająć, potrzeba naprzód kilku podstawowych rzeczy – mianowicie atrakcyjnego środowiska, odpowiedniego budynku, pomysłu i gustu, obrotności i odwagi, żeby zacząć, niestety także pieniędzy, dużej pracy, reklamy, a potem i przede wszystkim także chętnych turystów i gości, którzy zechcą za pobyt na wiejskiej kwaterze zapłacić, bo przecież, bądźmy szczerzy, robi się coś takiego nie dla pokazu, a dla uzupełnienia nędznego rolniczego budżetu. Wiem, że mimo tych uwarunkowań, ludzie tę działalność rozpoczynają często ryzykując, bo na razie nasze państwo nie pieści rolniczych inicjatyw. Mimo to w kilku regionach Polski gospodarstwa agroturystyczne cieszą się popularnością i znam łobzian, którzy z ich ofert korzystali i mają przyjemne wspomnienia. Pisaliśmy swego czasu o jednym takim interesującym i funkcjonującym już gospodarstwie, które prowadzą w gminie węgorzyńskiej w Brzeźniaku Państwo Sakowie. Działa ono już od kilku lat. Jego właściciele przebudowali pod lasem nad rzeką i w pobliżu jeziora wiejską oborę na spory dom wypoczynkowy. I teraz trudno już stwierdzić, co tam jest atrakcyjniejsze – ich ośrodek czy tamtejsze naturalne środowisko. Te rzeczy się uzupełniają, jak już są. Nawiasem – p. Andrzej Sak jest prezesem Szczecińskiego Stowarzyszenia Agroturystycznego. Stowarzyszenie to ma swój punkt informacyjny w siedzibie PSL-u w Łobzie przy u. Niepodległości, czynny w poniedziałki. A co w naszej gminie? Okazuje się, że od trzech lat istnieje w Klępnicy nr 13 zarejestrowane w naszym Urzędzie Gminy gospodarstwo agroturystyczne, które prowadzi p. Zdzisław Nojszewski. I je chcemy dzisiaj zareklamować, bo jest tego warte. Okazuje się, że i nasze okolice mogą być też atrakcyjne i naprawdę są takie, o czym zawiadamiamy przede wszystkim osoby odwiedzające Internet i interesujące się Łobzem oraz szukające niekonwencjonalnych miejsc wypoczynku. Odnowiony i przebudowany wiejski domek wypoczynkowy p. Nojszewskiego położony jest w odległości 100 m od znanego powszechnie jeziora z wodą o I klasie czystości (są w nim raki) i przeznaczony jest wyłącznie dla gości. Są w nim dwa pokoje, kuchnia z trzonem tradycyjnym dla tych, co lubią sobie rozniecić prawdziwy ogień pod blachą (jest coraz więcej takich amatorów), żeby buzował jak za dawnych czasów, jest też kuchenka gazowa; jest łazienka i sanitariat. Otoczenie domu to piękny strzyżony trawnik, na nim krzewy ozdobne i kwiaty, a także takie urządzenia jak stacjonarny gril. Do dyspozycji gości są także (nieodpłatnie) łódź, ponton, rower wodny i rowery turystyczne. W jeziorze można skutecznie wędkować pod warunkiem, że ma się kartę wędkarską, ale tę można za parę groszy wykupić na kilka dni. Okolic Klępnicy nie trzeba specjalnie reklamować, są tu zaraz za miedzą duże lasy (z grzybami), łąki, polne drogi i tereny do całodniowych wędrówek pieszych i rowerowych, jest spokój, przestrzeń i nieskażone powietrze. Każdy może sobie zamówić pobyt w Klępnicy w gospodarstwie p. Nojszewskiego ( z odpowiednim wyprzedzeniem) na dowolny czas - na dzień, kilka dni lub dłużej i ustalić jego warunki, najlepiej kontaktując się telefonicznie lub listownie z p. Janem Woźniakiem w Łobzie 73 - 150, ul. H. Sawickiej 14, tel. (0923) 743 – 14 lub też bezpośrednio w Klępnicy z p. Z. Nojszewskim pod adresem: 73 – 150 Klępnica 13, gmina Łobez, woj. zachodniopomorskie. Jeśli zatem poszukujecie Państwo na kilka dni miejsca, żeby odetchnąć w nim w przyzwoitych warunkach od codziennych problemów i gwaru miejskiego – przyjeżdżajcie do Klępnicy. (WB)

Do Łobeziaka można pisać tutaj: