Od redakcji
Ten numer jest rolniczo-leśny. Tak się stało, że sprawy związane z rolnictwem zdominowały nasze gminne życie gospodarcze, bo dopiero teraz wychodzą na jaw skutki zmian, jakie w ostatnich latach przeszło nasze rolnictwo. Nie nam oceniać, zresztą czas jest na to jeszcze za krótki, czy najlepszy był ten sposób jego "reformowania", a właściwie programowe, z góry założone pozostawienie go samemu sobie, co od kilku lat obserwujemy. Zdajemy sobie sprawę z tego, że zmiany w nim były konieczne, że pracowało ono, szczególnie to państwowe, nie wydajnie, bez ekonomicznego rachunku. I u nas kukurydza wyrastała przecież na dwa metry na piątej a nawet szóstej klasie ziemi po wrzuceniu w nią ponad 300 kg nawozu droższego niż to, co na nim wyrosło. Niemniej w tej chwili nasza gmina i ludzie ją zamieszkujący jak wiele podobnych, w których przeważało państwowe rolnictwo, stali się ofiarami tych przemian. To już widać i nie jest to żadne nasze odkrycie. Każdy wie, że bezrobocie, ruina wiejskiego majątku, zubożenie nie tylko rolników, upadek zakładów obsługujących rolnictwo, to są skutki tych zmian. Pewnie ci, co zaplanowali rozwalenie starych struktur aż takich kosztów społecznych tego wszystkiego nie przewidywali, trudno podejrzewać ich bowiem o okrucieństwo - niestety wyszło, jak to z każdą rewolucją bywa, że ofiar jest sporo. Jest co jeść, sklepy są pełne, nawet człowieka można za pieniądze kupić, a przecież nieszczęść i płaczu jest dużo. I nie wszyscy znowu na tych zmianach stracili - powstało także na naszym terenie kilka zupełnie przyzwoitych synekur, jeśli się ktoś w porę zabrał z odpowiednio słusznym towarzystwem. Podobno, mówią optymiści, jutro będzie lepiej.
Jednak jest jeszcze coś, czego się nie zauważa, a co składa się na mizerię gminy jako organizmu gospodarczego - przez wszystkie te lata gmina i miasto praktycznie nie miały grosza z rabunkowej prywatyzacji majątku, który był na jej terenie. Był on zbywany, wydzierżawiany, oddawany często w pacht rolnikom z przysłowiowej Marszałkowskiej albo też cwaniakom czy jak kto woli swojakom, a pieniądze odpływały w siną dal. I gmina zostawała i nadal zostaje z malejącymi wpływami z podatku rolnego, bez podatków od ledwo zipiących zakładów obsługujących rolnictwo, ale za to ze stosami podań od ubożejących rolników zabiegających o jego umorzenie, odroczenie czy obniżenie. No i z nieustającymi pretensjami i złością z ich strony, że się dla nich i dla wsi nic nie robi, a powinno się im tu, na miejscu, pomóc. A przecież gmina biedniała i biednieje razem z nimi nadal!
Czy coś się pod tym względem zmieni po okresie zimowych rolniczych wystąpień? Raczej nie. Mieliśmy 10 kwietnia br. sesję Rady Miejskiej poświęconą rolnictwu. Sprawozdanie z niej zamieszczamy w tym numerze. Nie przyniosła ona jednak żadnych wniosków, bo nie mogła. Gmina nie jest miejscem, gdzie można rozwiązywać globalne, państwowe problemy. Ludzie związani z rolnictwem w naszej gminie pogadali sobie na sesji, wylali z siebie znowu falę goryczy, trochę zadziałał wentyl bezpieczeństwa, bo pewnie to chodziło. Ale przedstawiciele agend rządowych, obecni na niej nie powiedzieli im nic poza tym, że gospodarka rynkowa będzie się umacniała, że na litość nie mają co liczyć, że cen na swoje produkty nie będą dyktować, a wcale nie domyśle zabrzmiało to tak - jak wam się nie podoba, to nie musicie się swoją rolą przejmować, oddawajcie zabawki. Tak to przynajmniej sucho i bez emocji sformułowała urzędniczka reprezentująca Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa.
Czy wyjdzie z tego nieszczęście, czy świat się zaraz zawali. Nie. Można jednak przewidywać, że jakiś czas będzie jeszcze gorzej rolnikom, że nie wszyscy przetrwają. Pytanie tylko - jak długo jeszcze potrwa ta skądinąd okrutna terapia i czy do naszej małej społeczności gminnej wrócą kiedyś chociaż w części te pieniądze, te środki, które traci ona na leczenie gospodarki narodowej, które się jej sprząta sprzed nosa?
Przy okazji i z okazji 1 Maja, Światowego Święta Ludzi Pracy Najemnej i wszystkich tych, którzy wierzą, że mimo wszystko może on być sprawiedliwszy i mniej drapieżny niż to ma miejsce dzisiaj, składamy wyrazy nadziei. Może jutro będzie lepiej.
Redakcja
Nekrolog
Z żalem zawiadamiamy naszych czytelników, że w dniu 17.04 1999 roku zmarła Pani Bożena Krysińska. Pani Bożena urodziła się w Kutnie 25.09.1951 roku. W roku 1988 rozpoczęła pracę jako referentka w Urzędzie Miasta i Gminy w Łobzie. Ostatnio pełniła funkcję zastępcy kierownika Urzędu Stanu Cywilnego. Na tym stanowisku połączyła węzłem małżeńskim wiele setek łobzian. Organizowała liczne sympatyczne i lubiane spotkania z jubilatami stanu małżeńskiego. Współpracowała życzliwie z naszym pismem, prowadząc w nim od pierwszych jego numerów stałą notatkę pod tytułem "W Urzędzie Stanu Cywilnego". Składamy serdeczne wyrazy współczucia Rodzinie i Bliskim Zmarłej. Cześć Jej Pamięci!
Redakcja "Łobeziaka"
Sygnały z internetu
Od: James Orwin
12-03-99
Pozdrowienia z dalekiej Kanady przesyłają Lidia i Franek Marjuszyczowie. Jest nam bardzo miło czytać miesięcznik naszego rodzinnego miasta. Dzięki wam mamy najświeższe wiadomości. Jest świetnym pomysłem przeyłanie tego na internet. Mój e-mail jest : Frank_Kic28@hotmail.com
Tu 'Łobeziak' nr 742 - 96. Słucham.....?
1. "Dajecie ludziom jeszcze jakąś nadzieję na to w poprzednim numerze "Łobeziaka", że szpital w Resku da się ocalić, że możliwa jest jakaś łaskawość kasy chorych, wojewody czy rządu, że uda się coś wyciągnąć z budżetu powiatowego na ten cel albo coś wyprotestować, wybłagać czy uzyskać drogą politycznych "powiązań". A ja w dniu 8 kwietnia br. słuchałem w I programie Radia przed godziną ósmą wypowiedzi premiera Balcerowicza (bardzo często daje on rano w tym programie aktualną wykładnię polityki finansowej rządu), który wręcz powiedział, że w Polsce jest za dużo szpitali, że niektóre trzeba zlikwidować, że trzeba przerwać ich remonty (zaraz pomyślałem o Resku), a skupić się na tych, które już działają. W związku z tym, że ustał dopływ dotacji na zakończenie remontu reskowskiego szpitala - mam obawę, że szpital w Resku po prostu po cichu już spisano na straty, a cała obecna polityka władz będzie szła w kierunku udowodnienia, że jest on nierentowny i w związku z tym niepotrzebny. Pacjent
2. Większość naszych czytelników odczytała jako prima aprilisowe żarty nasze informacje z poprzedniego numeru o słoniach w Suliszewicach i o chęci zjednoczenia się Świdwina z Łobzem w jeden powiat z siedzibą w Łobzie. Takie mieliśmy rzeczywiście intencję w obu tych przypadkach. Niemniej znaleźli się też ludzie, którzy zadzwonili do nas z uwagami, że nie odbierają tych wiadomości jako śmieszne czy ironiczne. Np. pan Z. K. stwierdził, że już w tej chwili wiele powiatów w Polsce ma wątpliwości, czy potrafi się utrzymać z tych finansów, jakimi będzie rozporządzać i że nasz pomysł w związku z tym nie jest wcale głupi - byle tylko Świdwin się zgodził. W sprawie słoni natomiast odezwał się czytelnik przedstawiający się jako "Historyk", który uświadomił nas, że udane próby aklimatyzacji i praktycznego wykorzystania tych wielkich zwierząt w Europie miały miejsce już ponad 2 tysiące lat temu, kiedy to kartagiński wódz Hannibal zaatakował Rzym, wkraczając zimą do Italii od północy poprzez Alpy, czego nikt się nie spodziewał, jako że ów Hannibal był Afrykaninem. Tenże wódz prowadził ze sobą kilkadziesiąt bojowych słoni, których użył w walkach jako swoistych czołgów. Robiły one duże wrażenie i spustoszenie, bo Rzymianie zetknęli się z nimi po raz pierwszy. Dlaczego zatem - powiedział nam "Historyk" i pochwalił nas za popularyzację problemu - nie sprawdzić słoni w naszym klimacie i w warunkach pokojowych. Zamiast hasła "do broni" jakże bardziej ludzko będzie brzmiało zawołanie "rodacy, do słoni". Mogą być z tego same korzyści. Dodał jeszcze, że słonie nie mnożą się tak błyskawicznie, jak zawleczone kiedyś do Australii króliki, które omal nie zjadły swego czasu tego kontynentu i żadna katastrofa ekologiczna nam nie zagrozi. No i jak tu żartować w czasach, kiedy wszystko jest możliwe? RED.
3. "Byłem akurat w ośrodku zdrowia w dniu 12 kwietnia br., kiedy przywieziono tam poturbowaną kobietę ze stłuczki samochodowej na placu 3 Marca. Kobieta strasznie się "wydarła" na lekarza ogólnego (z Kasy Chorych) z tego powodu, że naprzód musiała przyjść do niego po skierowanie do chirurga, a ją wszystko bolało i szybko był jej potrzebny chirurg. Czas uciekał. Zapytałem doktora, czy to nie głupio zostało teraz porobione z tą reformą, przecież ludzie przez to mają dodatkową mitręgę i cierpienia? Doktor odpowiedział, że wcale nie głupio, ale wszystko zostało dokładnie pop...olone w tej reformie. Durnie tam u góry tak skomplikowały ludziom życie, że ci tracą cierpliwość i nerwy i wywierają złość na tych, co są najbliżej. Jednego z drugim ministra - gabinetowego teoretyka powinno się postawić sam na sam z nieszczęśliwymi ludźmi chociaż na kilka dni, ale durnie mają to do siebie, że im najtrudniej zrozumieć, że są durniami szczególnie wtedy, gdy wydaje się im, że są nietykalni i mają monopol na rozum". Pacjent
4. Notujemy (14.04.1999r.) wyjątkowo wczesną, ciepłą i wilgotną wiosnę w tym roku. Bardzo nam się to podoba. Jest ona bodaj o dobre dwa tygodnie wcześniejsza niż zwykle, niż tzw. "średnia". W pierwszych dniach kwietnia zakwitły w ogródkach narcyzy i tulipany, co na ogół ma miejsce pod koniec tego miesiąca, zazieleniły się trawniki i drzewa, kwitną śliwy, działkowicze sadzą wczesne ziemniaki i chwalą się, że "wylazła" im już rzodkiewka w gruncie oraz robią sobie apetyt na chrupiący chleb z masłem z tą nowalijką. Klimat się zmienił na szczęście czy co? Niestety, nic bardziej złudnego. Skóra nam cierpnie na samą myśl o tym, odpukać, gdy jutro czy pojutrze zacznie padać spóźniony śnieg. I sprawdziło się - co dopisujemy wieczorem tegoż 14.04 - zrobiło się nagle zimno i zaczął prószyć śnieg. Prognozy na następne dni zapowiadają powrót chłodów i deszczów. I kolejny raz wygląda na to, że "średnia" jednak będzie i do końca miesiąca trochę pomarzniemy. RED.
5. "Przyznam się, że z zazdrością przyglądam się, jak już od wczesnej wiosny Spółdzielnia "Jutrzenka" zabiera się do ocieplania kolejnych swoich bloków mieszkalnych. Teraz izolują blok z księgarnią. Rozmawiałem z lokatorami ocieplonych w ubiegłym roku bloków - mówią, że to "niebo a ziemia" w porównaniu z tym, w czym żyli do tej pory. Kiedy my, mieszkańcy domów komunalnych, doczekamy się takiego dobrodziejstwa? Widać, że można to zrobić, tyle że niewielka stąd dla nas pociecha". Lokator bloku komunalnego
6. "Roznosiłem po sklepach afisze zapraszające łobzian na zawody i pokazy konne, jakie urządzaliśmy dla młodzieży w gospodarstwie Stefana Mazura w Boninie. Prosiłem o możliwość wywieszenia ich w witrynach sklepów. Spotykałem się z życzliwością. Najprzyjemniej zaskoczył mnie jednak p. Roman Jaskowski ze sklepu na ul.Bocznej (artykuły AGD), który przeczytał afisz, sięgnął bez słowa do kasy, wyciągnął określoną sumę pieniędzy i kazał mi za nie kupić puchar dla dzieci. Co tu więcej gadać!". Mikołaj Kondratowicz
Do powiatu przez Brzeziny
Kiedy wczesnym rankiem bieżącego roku wraz z naszą burmistrz H. Szymańską wyruszyliśmy do Brzezin koło Łodzi, byłem przekonany, ze walka o powiat nabiera nowej wartości.
Brzeziny, obok Łobza, Morąga i Leska należały do miast najostrzej protestujących i walczących o przywrócenie statusu miasta powiatowego. Gdy mijaliśmy rogatki Łobza, wróciły mi w pamięci obrazy blokowania przejazdu kolejowego, wieców na placu 3 Marca i długich nocnych rozmów w "Cafe Domino. Poczułem satysfakcję, że upór i determinacja mieszkańców Łobza doprowadziła do naszej popularności w koalicji miast walczących o powiat. Brzeziny, miasto o wielkich tradycjach historycznych, szczególnie sławne w okresie odrodzenia, kiedy działał w nim wybitny pisarz Grzegorz Paweł, potem konkurujące z Łodzią, zresztą starsze od niej, miasto rodzinne znanego aktora Zbigniewa Zamachowskiego - przywitało nas niezwykle gościnnie.
W holu Urzędu Miasta witała nas miejscowa orkiestra dęta, chór oraz burmistrz Brzezin Marek Kłopocki. Opiekę nad delegatami miast sprawował Społeczny Komitet Protestacyjny Brzezin, a szczególnie jego przedstawiciel Roman Sasin. W mieście czuło się jeszcze atmosferę niedawnego protestu. Przed Urzędem miasta jak i w oknach domów powiewały czarne flagi.
Prezentacją poszczególnych miast rozpoczęły się obrady. Obok siebie zasiadły delegacje następujących miast walczących o powiat: Leska, Bystrzycy Kłodzkiej, Nowej Rudy, Wschowy, Pionek, Morąga, Sztumy, Biskupca i Łobza. Mimo zaproszenia do Brzezin nie przyjechał wiceminister Stępień; w zamian przysłał dyrektora Departamentu Warakomskiego. Obrady rejestrowane były przez miejscowe media oraz Radio i Telewizję z Łodzi.
W wypowiedziach wszystkich delegatów przeważała opinia, że mimo protestów Rząd RP nie wywiązuje się z zapowiadanych czynności na rzecz rewizji podziału administracyjnego kraju. Brak jest przede wszystkim wiadomości o mającym się ukazać rozporządzeniu Rady Ministrów w tej sprawie.
Odpowiedzi przedstawiciela Rządu RP były bardzo enigmatyczne, poza zgodzeniem się z delegatami, że Rząd popełnił błąd. Upewnił on nas jednak, że uchwały podjęte przez Rady Gmin Łobza, Reska, Węgorzyna i Radowa Małego w 1993 roku w sprawie utworzenia powiatu i ich akcesu do niego są ważne, a jedynie potrzebne będą ich aktualne potwierdzenia przez obecne Rady. Ponadto odnowić należy analizę gospodarczą i społeczną przyszłego powiatu.
Z wypowiedzi przedstawicieli Rządu, Sejmiku Samorządowego i władz powiatowych Łodzi wynikało, że są oni zaskoczeni aktywnością miast walczących o powiat. Nie ukrywali, że liczyli na powolne wyciszenie się emocji i pogodzenie się z losem przez lokalne społeczności. O tym , że jest inaczej, mogli się przekonać na spotkaniu z mieszkańcami Brzezin, jakie odbyło się w godzinach popołudniowych. Brzezinianie zapowiedzieli dalszą walkę i nieustępliwość w sprawie uznania ich miasta za siedzibę powiatu. Uważają, że zostali oszukani przez Rząd RP. Chcą sami decydować o przyszłości swojej ziemi, chcą kontynuować historyczne tradycje Brzezin. Na zakończenie obrad delegacje miast walczących o swoje powiaty złożyły podpisy pod oświadczeniem, w którym, między innymi, zażądano przyspieszenie wydania wspomnianego rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie rewizji mapy administracyjnej kraju, doprowadzenia do spotkania z ministrem Spraw Wewnętrzych i Administracji RP. Ustalono, że następne spotkanie odbędzie się w Bystrzycy Kłodzkiej w dniu 26.03. 1999 roku.
Kontynuując działania na rzecz utworzenia powiatu w naszym mieście 25.03 br. pojechaliśmy do Bystrzycy Kłodzkiej. Tym razem w skład naszej delegacji weszli: członek Zarządu Miasta Edward Stecko, pracownik Urzędu Miasta Marian Kozioryński i niżej podpisany,
W drodze do Bystrzycy nurtował nas niepokój, czy przyjadą wszystkie delegacje, czy przyjedzie zaproszony minister Tomaszewski, czy nasza walka o powiat nabierze rozpędu.
Podobnie jak w Brzezinach w gościnnej Bystrzycy przywitali nas miejscowy burmistrz Mieczysław Kamiński i życzliwi mieszkańcy miasta. Przy dźwiękach strażackiej orkiestry dętej weszliśmy do Urzędu Miasta, gdzie w sali konferencyjnej rozpoczęły się rozmowy z udziałem posłów i senatorów Ziemi Dolnośląskiej oraz władz samorządowych. Niestety ponownie zabrakło, który przysłał w zastępstwie jednego z dyrektorów Departamentu Marka Maciejaka.
Okazało się, że moje obawy o frekwencje delegatów były niepotrzebne. Przyjechali wszyscy, a nawet dołączyły nowe delegacje z Węgorzewa, Sulechowa i Nowogardu. W sumie pojawili się delegaci z 13 miast, które postanowiły wspólnie walczyć o utworzenie powiatów. Wystąpienia przedstawicieli gmin nacechowane były troską o rozwój swoich społeczności. Sygnalizowano likwidację instytucji tzw. powiatotwórczych, kłopoty związane ze szkołami, służbą zdrowia i rolnictwem. Przedstawiciel ministra poinformował nas, że rozporządzenie ministra w sprawie tworzenia powiatów ukaże się w kwietniu br., natomiast wszelkie dokumenty powstałe w trakcie spotkania "Miast walczących o powiat w Bystrzycy" natychmiast przekaże ministrowi Tomaszewskiemu.
Obecni na spotkaniu posłowie i senatorowie zobowiązali się do zorganizowania wspólnego spotkania przedstawicieli "Miast walczących o powiat" z komisjami Sejmu i Senatu do spraw samorządu.
W godzinach popołudniowych spotkaliśmy się z mieszkańcami Bystrzycy i okolicznych gmin. W zadawanych nam pytaniach pojawiła się krytyka "rządzących" odpowiedzialnych za reformy, a zarzuty dotyczyły głównie ograniczania działalności i kompetencji instytucji powiatotwórczych. Poparto inicjatywę kontynuowania spotkań "Miast walczących o powiat", gdyż jest to słuszna metoda zmuszająca Rząd RP do rozmów ze społecznościami lokalnymi.
Wieczorem, po pożegnalnej kolacji rozmawialiśmy z przedstawicielami Nowogardu, który dołączył w Bystrzycy do grupy "Miast walczących o powiat". Uznaliśmy wspólnie, że nie ma i nie może być jakiegokolwiek konfliktu w sprawie powiatu między naszymi miastami. Miasto Łobez jak i Nowogard były powiatami i każde z nich musi walczyć o status miasta powiatowego.
Zakończyło się kolejne spotkanie. Wracaliśmy do Łobza przekonani, że w trudnej walce o "naszą małą ojczyznę" nie jesteśmy sami, że wcześniej czy później wygramy. O tym, że idziemy słuszną drogą niech świadczy fakt, że w Bystrzycy Kłodzkiej zgłosiły chęć wstąpienia do grupy "Miast walczących o powiat kolejne miasta - Trzcianka, Drezdenko, Miastko, Gołdap, Ustrzyki Dolne i Szprotawa. Decyzje w tej sprawie podejmiemy na kolejnym spotkaniu naszej grupy w dniu 23.04.1999 r. w Lesku.
Marek Romejko
Ciąg dalszy rolniczych protestów
Natychmiast po podjęciu przez Radę Miejską na sesji "rolniczej" w dniu 10 kwietnia br. decyzji o przesunięciu na dalszy termin dyskusji na temat wystąpienia do Wojewody Zachodniopomorskiego w sprawie przesunięcia naszej gminy z pierwszej strefy podatku rolnego do możliwie najniższej (II, III ewentualnie nawet IV), o co w swej petycji zwrócił się do Zarządu Miasta Komitet Protestacyjny łobeskich rolników - uczestniczący w sesji sołtysi, rolnicy indywidualni i dzierżawcy opuścili gremialnie salę obrad.
Z pytaniem o to, dlaczego tak się stało, czy dalszy ciąg sesji ich już nie interesował, czy była to jakaś manifestacja - zwróciłem się do p. Juliana Sierpińskiego, rolnika, przedstawiciela naszej gminy w szczecińskiej Izbie Rolniczej i przewodniczącego Zespołu Doradczego do Spraw Rolnych i Obszarów Wiejskich przy Wojewodzie.
Oczywiście - powiedział mi pan Julian - była to przede wszystkim grzeczna forma protestu zarówno przeciw tej decyzji, jak i chęć pokazania, że nie warto jest brać udziału w posiedzeniach Rady, która jest nieczuła na kłopoty rolników i biorąc pod uwagę perspektywę czasową - działa także na niekorzyść gminy.
Poczułem się, jako radny, urażony takim posądzeniem, ponieważ wiem, że świadczenia na rzecz wsi zawarowane w budżecie gminy procentowo nie są wcale mniejsze niż w mieście (dowożenie dzieci do szkół, oświetlenie wsi, straż pożarna, wodociągi itp.) zaś jej podatkowe obciążenia (chodzi o podatek rolny) - mniejsze. Wieś łobeska więcej dostaje z budżetu gminnego niż do niego wpłaca. Obciążenia podatkowe mieszkańców miasta są większe. Przejście tylko do II strefy podatku rolnego i w związku z tym obniżenie go spowoduje (skarbnik miasta przedstawiła na sesji taką kalkulację), że w roku przyszłym zmniejszy się dochód gminy o 150.000 zł. Miasto po prostu o taką sumę zbiednieje. Dlatego poprosiłem p. Sierpińskiego o jego argumentację.
"Na oko" to prawda - stwierdził on - jednak dochody mieszkańców wsi są już o 40% niższe od dochodów mieszkańców miast i ciągle spadają. Większość rolników w naszej gminie żyje na pograniczu biedy, ledwo wiąże koniec z końcem, porzuca ziemię i może przestać płacić podatek w ogóle. Niektórzy z nich jeszcze nie dostali zapłaty za zeszłoroczne plony. Tak czy owak wspomniane pieniądze mogą się w kasie gminnej nie znaleźć, kiedy rolnictwo i towarzyszący mu miejscowy przemysł (krochmalnia) i instytucje skupowe ograniczą swoją działalność lub po prostu upadną. Ważniejsze jest jednak to, że znalezienie się w niższej strefie podatkowej daje możliwość uznania gminy za gospodarczo zagrożoną i uzyskanie zapowiadanych właśnie na przyszły rok subwencji dla rolnictwa z Unii Europejskiej dla Polski dla takich właśnie gmin. Fundusze te będą duże, znacznie większe niż korzyści, jakie łobeska Rada Gminy spodziewa się uzyskać z przyszłorocznego podatku rolnego z naszej wsi. Termin składania wniosków do wojewody w tej sprawie wkrótce upływa, a ten dysponuje tylko sumą 1,5% upustu z podatku rolnego, na jaki może sobie pozwolić w stosunku do gmin szczecińskich, które złożą wspomniane wnioski. W naszym województwie w tych warunkach na przekwalifikowanie do niższej strefy podatkowej może liczyć jedna, najwyżej dwie gminy. Kto będzie pierwszy, kto uzasadni, że ma gorsze warunki, ten wygra. Z Łobza taki wniosek dotąd nie poszedł. Biedę trzeba dzisiaj udowadniać, pokazywać ją. Więc o czym tu mówić, kiedy łobeska Rada wyraźnie dla swoich rolników nie ma serca i przedkłada doraźną korzyść nad próby perspektywicznego rozwoju rolnictwa, a przynajmniej ratowania go wtedy, kiedy nadarza się po temu okazja. Już wkrótce przekonamy się o tym, jaka to szkoda, kiedy sąsiednie gminy rolnicze z byłego województwa koszalińskiego (znajdujące się wszystkie w III lub IV strefie podatkowej) zaczną korzystać z unijnego wsparcia, a my będziemy znowu mądrzy po szkodzie. W tych dniach bawił - powiedział z żalem p. Julian - w Koszalinie, telewizja to relacjonowała, wysoki komisarz unijny do spraw rolnictwa i zapewniał, że już w przyszłym roku tamtejsze biedne gminy mogą liczyć na wsparcie finansowe ze strony Unii, oczywiście na wsparcie inwestycyjne, na przebudowę infrastruktury wsi. Przecież u nas chodzi o to samo!
Co w związku z tym zamierzacie robić?
- Nie nasza to szkoda - stwierdził p. SIERPIŃSKI - że dalsze starania będziemy musieli podjąć na własną rękę.
Rozmawiał - W.Bajerowicz
Golić czy strzyc
Natychmiast, gdy zabrano się w Łobzie do tegorocznego wiosennego cięcia drzew w śródmieściu, rozdzwoniły się do nas telefony od oburzonych mieszkańców, którzy żądali od "Łobeziaka"" interwencji u odpowiednich władz i w ogóle napiętnowania naszych niszczycieli przyrody. - Golą miasto z zieleni, a wy milczycie, robi się u nas pustynia, strasznie wyglądają te kikuty ogolonych drzew, komu one przeszkadzały, obśmieją nas w cywilizowanym świecie, komuś potrzebne jest drewno na opał, czy nie ma na co wydawać gminnych pieniędzy - takie i inne głosy odzywały się w słuchawce przez kilka dni. Zrozumiałe, że ci, którym ta ścinka się podobała, a wiemy, że takich osób też jest w Łobzie sporo, są usatysfakcjonowani. Bo to nareszcie przestaną jesienią walać się liście na ulicach, przepłoszone zostaną uciążliwe kawki z drzew, w ogóle będzie w mieście jaśniej. To na ich życzenie i przynudzanie, jak się dowiedzieliśmy, obcięto wreszcie nieszczęsne lipy, kasztanowce i klony oraz przy okazji sporo pomnikowych jesionów i olch na "wyspie" koło nadleśnictwa, bo rzekomo zacieniały ogródki działkowe. Także młode zdrowe topole przy parkingu na Bocznej chroniące cieniem miejscowy parking nie zaznały litości.
Powiemy od razu, że nie jesteśmy zwolennikami golenia drzew nie dlatego, że odbiło nam na punkcie ekologii, ale dlatego, że naprawdę kiepsko wyglądają te okaleczone rośliny i że jest to przeciw naturze i zwykłej estetyce. Czegoś takiego w kulturalnym świecie już się nie robi. Jeśli już drzewa zawadzały i za bardzo właziły mieszkańcom do okien oraz zagrażały chodnikom i kanalizacji, to trzeba je było ściąć do końca, a na ich miejsce posadzić coś mniej kłopotliwego rosnącego wolniej albo też nie sadzić nic, bo rzeczywiście nie wszędzie w mieście jest to możliwe.
A w ogóle z tym szacunkiem dla zieleni w naszym mieście nie jest najlepiej. Nie dość, że w skromnym budżecie miasta nie można było sobie pozwolić na zbyt duże sumy na pielęgnację zieleni, to jeszcze ciągle mentalność sporej części naszych mieszkańców jest ciągle na poziomie tego prymitywnego faceta z piosenki Grześkowiaka, co to "żywemu nie przepuści' i co się pod bucior nawinie, to zadepcze. Przykładem, nie jedynym, jest ten skwerek na placu 3 Marca, odgradzający parking, który został rozsądnie obsadzony i mógłby być jakimś żywym akcentem na tym smutnym betonowym placu zamkniętym od słońca od południa ohydnym brudnym blokiem. Co z tego, kiedy jest on systematycznie zadeptywany przez publiczność, a szczególnie kierowców skracających sobie, nieprzepisowo zresztą, drogę na drugą stronę jezdni. Szkoda im kilku kroków na obejście tego skrawka zieleni, która nie potrafi ich ukąsić w łydki w swojej obronie. Postawić by tam zasieki z drutu kolczastego, czy co.
Młoda zieleń bardzo trudno zadomawia się w naszym mieście mimo wysiłków czynionych szczególnie przez spółdzielców z "Jutrzenki". Mało co pozostaje z nowych nasadzeń. Drzewka, krzewy, byliny są systematycznie i bezlitośnie łamane, wyrywane, kradzione, usychają obsikiwane przez psy. Sam, w kilku akcjach zazieleniania miasta zasadziłem na promenadzie nad Regą ze dwieście drzewek - nie ocalało z nich żadne. Nadal brzeg rzeki od strony Kraszewskiego jest obskurny, goły. Po likwidacji w tym miejscu ogródków działkowych i wyrąbaniu drzew osłaniających całą biedną zabudowę na zboczu - mamy tam najbrzydszą widokówkę naszego miasta i to w samym jego środku.
Co zatem robić, gdy mamy do rozwiązania problem golenia czy strzyżenia zieleni w naszym mieście? Naprzód się zastanowić i uzmysłowić sobie, że drzewu do wyrośnięcia potrzeba nieraz dłuższego życia niż człowiekowi, potem uzbroić się w cierpliwość i robić wszystko, żeby nasze otoczenie nie zamieniło się w betonową pustynię.
W. Bajerowicz
Gorzkie żale przybywajcie
O tym, że historia nie jest żadną nauczycielką życia, Dziadek nie wątpił nigdy, czemu kilkakrotnie dawał wyraz na tych łamach. Bowiem ludzie, społeczeństwa, władze, partie polityczne pod presją codzienności wybierają na bieżąco takie rozwiązania problemów życiowych, jakie są dla nich akurat wygodne, możliwe do przeprowadzenia czy, ich zdaniem, słuszne. Historia zaś jest tylko opisem faktów, które miały miejsce, a wysnuwanie z niej wniosków na temat "co by było, gdyby" na przykład Stefan Batory nie zmarł nagle po trzech zwycięskich wyprawach na Moskwę, którą chciał rozbić i zhołdować, czego większość szlachty nie rozumiała i sabotowała, bo jeszcze jej było dobrze. Od tego czasu Polacy zaczęli dostawać od Rosji w skórę i sami zostali w końcu przez nią zhołdowani i rozebrani. To samo można by powtórzyć, pytając, co by to było, gdyby Jan III Sobieski nie pomógł się Austriakom wybronić przed Turkami pod Wiedniem, którzy od tej pory stracili rozpęd i zaczęli tracić Bałkany. Ich miejsce zajęła ocalona Austria tak skutecznie, że razem z Rosją zabrała się do demolowania Polski. A Turcja tak czy owak się rozpadła.
Obaj nasi królowie kierowali się w owym czasie swoimi uwarunkowaniami, które dla nich były wtedy widać ważniejsze. Nic nie wiedzieli przecież o tym, jacy my dzisiaj będziemy mądrzy, inne konsekwencje przewidywali. Ba, gdyby przewidzieli, ba, gdyby nie umierali....To nie paradoks, ale gdyby przewidzieli, to i tak byłoby inaczej i znowu cała historia byłaby na nic.
Po co Dziadek wali z takiej grubej historycznej rury w naszym miasteczku, co ma to wszystko do naszych małych gminnych spraw? Ma zupełnie to samo. Bo oto na różnych spotkaniach gminnych, między innymi na ostatniej sesji Rady Miejskiej, wraca temat rozwalonych swego czasu pegeerów, niszczejących obiektów po nich, rozkradzionego lub sprzedanego za bezcen mienia po nich, wyrżniętych stad dobrego bydła, trzody, owiec, niespodziewanej nędzy robotników rolnych, upadku całej infrastruktury (zlewni, mleczarń, gorzelni, warsztatów remontowych, ośrodków postępu rolniczego), degradującej się ziemi, ugorów, zarastających nie koszonych łąk, coraz bardziej wyboistych dróg, zagrożonej krochmalni, niskiej siły nabywczej miejscowego społeczeństwa i w ogóle wszystkiego najgorszego.
Wszędzie słychać gorzkie żale za jakoby lepszą przeszłością. I oczywiście powszechne "gdybanie", że gdyby niby inaczej tym wszystkim w swoim czasie pokierować, to byłoby dzisiaj cudownie. A przecież minęło niewiele ponad dziesięć lat od czasu, kiedy witano rozwalanie pegeerów jako początek nowej świetlanej ery w rolnictwie. Pamięć jest krótka, ale najwięcej optymizmu wykazywali w tym względzie właśnie rolnicy indywidualni i wszyscy ci, co liczyli, że po prywatyzacji przejmą cały ten majątek, zaczną lepiej gospodarować i sprzedadzą wygłodzonemu przez komunę społeczeństwu na pniu wszystko, co się urodzi i po cenach, jakie nareszcie sami podyktują. I sami pracownicy pegeerów też brali sprawy w "swoje ręce" podpuszczani przez, pożal się Boże, domorosłych agitatorów, też wyrzucali nomenklaturowych dyrektorów i zaczynali od podwyższania sobie poborów. Przez prasę, radio i telewizję szły zachęty, strajkowano, okupowano pegeery, żeby skończyć nareszcie z DOTOWANIEM nierentownego państwowego rolnictwa. To nie było działanie przypadkowe, to był program. Ci, co go wprowadzali, mieli społeczne poparcie, mieli teoretyczną wizję, może i dobre nawet, intencje.
I wyszło z tego to, co akurat wyszło, jak to w życiu bywa. Zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażano czyli tak, jak jest. Na razie tak naprawdę nikt dokładnie nie wie, co z tym wszystkim zrobić, bo wyszło źle - ruina, bezradność, kociokwik oraz gorzkie żale. Obrzydliwe jest jednak to, że twórcy tego programu nie chcą się teraz do tego przyznać, co nie rokuje dobrze na przyszłość. Nadal pchają się do "naprawiania", podczas gdy powinni ponieść za spapranie sprawy odpowiedzialność. Nie rokuje to dobrze dla przyszłości rolnictwa i z całą pewnością poniesiemy z tego powodu, jako społeczeństwo, kolejne koszty, a te, co każdy gołym okiem widzi - są olbrzymie.
Historia już, zaledwie po dziesięciu latach, pokazuje, że rzeczywistość nie układa się według jej ocen, a według splotu okoliczności, które miały miejsce wcześniej. Inna sprawa to ta (czyżby to była nasza nieszczęsna narodowa specyfika), że wprowadzanie w naszym kraju reform, choćby najbardziej słusznych" zawsze wiąże się z nadużyciami, bałaganem i straszliwym marnotrawstwem.
Jak już jesteśmy przy historii, to wspomnijmy przez analogię, że podjęte u schyłku istnienia Polski szlacheckiej przez Komisję Edukacji Narodowej wielkie i piękne dzieło zbudowania nowoczesnego systemu oświatowego, który miał ratować naszą zagrożoną narodową tożsamość, też zostało w dużej mierze zmarnowane, mimo że były na tę reformę znaczne środki (inaczej niż na dzisiejszą). Uzyskano je po kasacie zakonu jezuitów i przejęciu ich wielkiego majątku. Ale środki te w dużej mierze zmarnotrawiono, mówiąc dosadniej - rozkradziono.
Jedno jest pewne - gorzkie żale są bez sensu. Przeżytych kształtów - jak zauważył kiedyś pewien poeta - żaden cud nie wróci do istnienia, a przyszłości nie da się zaprogramować idealnie. To, co rozwalono, jest nie do odbudowania. Betonowe ruiny po pegeerach będą pewnie jeszcze przez setki lat przypominać, że skończyła się kolejna niepraktyczna już epoka, tak jak ruiny rycerskich zamków przypominają, że feudalizm jednak upadł, bo dławił ludzi. Pozostaje nadzieja, że to, co się wyłoni z dzisiejszego bałaganu, będzie mimo wszystko trochę lepsze. W końcu jakoś tam żyjemy i jest nas nawet więcej. Boli jednak to, że ciągle obracamy się na poziomie "jakoś", skąd do "jakości" jest jednak bardzo daleko.
DZIADEK
Informacja o aktualnej sytuacji w rolnictwie w gminie łobeskiej
Ogólna powierzchnia gminy i miasta Łobez wynosi - 22.786 hektarów, zaś użytki rolne 12.604 ha czyli 55,3 % tej powierzchni;
w tym:
- grunty orne 10.718 ha
- sady - 59 ha
- łąki - 745 ha
- pastwiska - 1.082 ha.
Oprócz tego: lasy i grunty leśne: 7.359 ha (32,3%) i pozostałe grunty: 2.805 ha (12,4%).
Struktura wielkości gospodarstw
Powierzchnia ha Liczba gospodarstw % ilości
1 - 2 50 20,9
2 - 5 50 20,9
5 - 10 33 13,8
10 - 15 44 18,4
16 - 100 52 21,7
Powyżej 100 ha 10 4,1
W 1998 r. na ogólną powierzchnię 10.718 ha gruntów rolnych rolnicy uprawiali tylko 8.060 ha to jest 75% tych gruntów, pozostałych gruntów o niskich klasach bonitacyjnych nie uprawiano.
Średnie plony w 1998 r. wynosiły:
- zbóż - 29,8 q/ha
- rzepaku - 19,0 q/ha
- ziemniaków - 300 q/ha.
Osiągnięcie tak wysokich plonów spowodowało kłopoty z ich sprzedażą, bo ceny były poniżej opłacalności. Niektóre firmy skupowe do dnia dzisiejszego nie wypłaciły rolnikom za odstawione zboże. Szacuje się, że rolnicy mają jeszcze w magazynach około 30% niesprzedanego zboża. Rolnicy nie mieli też możliwości przerobienia tego zboża na paszę dla zwierząt z powodu załamania się popytu na żywiec wieprzowy, wołowy i mleko. Np. cena żywca wieprzowego w porównaniu do I półrocza 11998 r. spadła z 3.60 zł/kg do 2.20 zł/kg, co spowodowało katastrofę.
Z uwagi na to, że polityka rządu w zakresie rolnictwa jest prowadzona niewłaściwie, że w dalszym ciągu spada w zastraszającym tempie opłacalność produkcji rolnej - następuje dalsze zubożenie rolników. Istnieje zagrożenie, że w bieżącej kampanii ziemniaczanej będą trudności ze sprzedaniem ziemniaków do w Krochmalni z uwagi na kryzysową sytuację w tym zakładzie (duże zapasy mączki na składzie i brak popytu na nią).
Nie notuje się natomiast "kryzysu" w cenach środków do produkcji rolnej. W dalszym ciągu rosną ceny maszyn rolniczych, nawozów mineralnych, środków ochrony roślin i oleju napędowego. Kalkulację opłacalności produkcji roślinnej jak i zwierzęcej dla naszego regionu przedstawia w tym numerze Regionalne Centrum Doradztwa Rolnictwa i Obszarów Wiejskich w Barzkowicach. Analizując powyższe fakty, można mieć uzasadnione obawy, że około 35% gruntów na naszym terenie nie zostanie obsiana.
Gmina Łobez, jak wiadomo, jest typową gminą rolniczą i znaczną część jej dochodów pochodzi z podatku rolnego. Pomimo to Rada Gminy uchwałą nr VI/53 z dnia 06.03.1999 r. wprowadziła z dniem 01.01. 1999 r. ulgi w podatku rolnym. Pisaliśmy o tym wcześniej, niemniej przypominamy ten fakt. I tak:
- ulgę w wysokości 10% wymiaru podatku rolnego za 1999 rok otrzymują rolnicy, którzy terminowo dokonują wpłaty z tytułu podatku rolnego wynikającego z decyzji płatniczych;
- ulgę w wysokości 20% wymiaru podatku rolnego za rok 1999 otrzymują rolnicy, którzy jednorazowo wpłacą podatek w terminie pierwszej raty ustawowej wynikającej z decyzji płatniczej.
Natomiast Zarząd Gminy w 1998 r. umorzył na ogólną kwotę wymiaru podatku 376.585,00 zł kwotę w wysokości 14.763,00 zł to jest 3,93% oraz odroczył płatność podatku rolnego w wysokości 224.295,00 zł to jest 60% wymiaru podatku , a te odroczenia sięgały niejednokrotnie okresu 12 miesięcy.
Aktualnie przygotowuje się materiały oraz wniosek do Wojewody Zachodniopomorskiego o zmianę okręgu podatkowego z I na niższy, co może skutkować zmniejszeniem podatku rolnego nawet o kilkanaście procent.
Przewodnicząca Zarządu - Halina Szymańska
Jak jechać na skrzyżowaniu do Reska?
To pytanie zadałem w poprzednim numerze w związku z wieloma wątpliwościami, jakie w tej kwestii mają nie tylko kierowcy tzw. niedzielni, ale i ci co używają swoich pojazdów na co dzień, którzy na tym skrzyżowaniu przy dawnej stacji benzynowej, gdzie drogi rozwidlają się na Nowogard i na Resko - jadą z Łobza na Nowogard. Pytanie brzmiało - jak sygnalizować swój zamiar wjazdu w tę podporządkowaną drogę z głównej prowadzącej na Resko? Zasięgnąłem zatem opinii w naszej policji. Odpowiedział mi sam komendant Zenon Atras, że sygnału świetlnego nie wolno tam używać, jechać prosto na Nowogard, oczywiście dając pierwszeństwo pojazdom nadjeżdżającym od strony Reska. Ci, co nadjeżdżają za nami, nie powinni mieć o to do nas pretensji, bo na łuku jezdni nie mają tam prawa i tak nas wyprzedzać, a ci, co skręcają z drogi nowogardzkiej na Resko mają obowiązek zaczekać i nas przepuścić. Użycie kierunkowskazu "w lewo" w tym miejscu jest sygnałem dla nadjeżdżających z przeciwka, że mamy zamiar skręcić w stronę Kilińskiego. Jest tam jednak jeszcze inna wątpliwość - dlaczego szosa z Nowogardu, w końcu ważniejsza i bardziej ruchliwa, jest w tym miejscu podporządkowana w stosunku do uliczki prowadzącej od Kilińskiego? Wszystko to nie jest przekonywujące i przydałoby się tam nowoczesne rozwiązanie w postaci ronda, jakie już mamy przy poczcie. Całe szczęście, że jest tam wszędzie, to znaczy przy byłej stacji benzynowej, dobra widoczność, jest gdzie "uciec" i ludzie na wszelki wypadek jeżdżą tam wyjątkowo ostrożnie, to znaczy często nie znają dobrze przepisów, co też nie jest dobre. Co na to drogowcy, czy nie można tego inaczej rozwiązać?
A tak prywatnie, to przegrałem zakład o "napoleona" na temat prawidłowej jazdy na tym skrzyżowaniu.
Jubileusz 80-lecia PCK i Millenium
Rok 1999 jest dla naszego Stowarzyszenia bardzo ważny. Obchodzimy w nim zarówno osiemdziesięciolecie powstania naszej organizacji, jak również aktywnie włączymy się w zaproponowane przez Federację Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca obchody Millenium. Powiązanie tych dwóch uroczystości daje nam okazję do pokazania naszych działań społeczeństwu i zapoznanie go czerwonokrzyskimi ideami.
Najważniejsza część obchodów przypada na dni od 27.04 do 08.05, wtedy również rozpoczynają się międzynarodowe obchody Roku Millenijnego. Zarząd Rejonowy PCK w Łobzie chce więc nadać temu wydarzeniu odpowiednią rangę. W programie obchodów 80-lecia PCK zaplanowano, że :
W dniu 8 maja o godz. 12 rozpocznie się Marsz Czerwonokrzyski . W Marszu wezmą działacze, sympatycy i członkowie PCK. Zbiórka uczestników pod Pomnikiem Wdzięczności, gdzie zostaną złożone kwiaty. Następnie odbędzie się przemarsz do kina "Rega" na uroczystą akademię . Podczas uroczystości zostaną wręczone działaczom PCK i zasłużonym dawcom krwi PCK odznaczenia i wyróżnienia. Przedstawiony też będzie dorobek organizacji w pracy dla potrzebujących jej pomocy, zadania obecnie wykonywane przez PCK oraz plany na najbliższą przyszłość. Po części oficjalnej odbędzie się olimpiada szkolnych kół PCK na temat wiedzy czerwonokrzyskiej, można będzie zapoznać się z wystawą prac plastycznych wykonanych przez dzieci i młodzież PCK i obejrzeć na plakatach "Historię pewnej idei" oraz wysłuchać narracji na ten temat. W dniach od 27 kwietnia do 8 maja br. przeprowadzone będą zbiórki pieniędzy do puszek PCK z przeznaczeniem dla dzieci z rodzin najuboższych - uczestników obozów wypoczynkowych organizowanych przez PCK. 30 kwietnia o godzinie 15`oo będzie przy fontannie łobeskiej występ kapeli ŁDK, podczas którego zostanie przeprowadzona zbiórka pieniędzy i darów rzeczowych dla Kosowian. Dla upamiętnienia Jubileuszu zaplanowano także posadzenie 80 drzewek. W dniach 22-23 maja uczennice liceum łobeskiego wezmą udział w Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Czerwonokrzyskiej w Krajence z własnym kompozycjami.
Wszystkich ludzi dobrej woli prosimy o wspieranie naszych akcji, za co z góry serdecznie dziękujemy!
Maria Urban
Jubileusz stulecia....i co dalej?
W bieżącym roku łobeska Krochmalnia obchodzić będzie jubileusz 100 lat istnienia. Z tej okazji przypomnijmy w telegraficznym skrócie historię tego zasłużonego dla miejscowego rolnictwa, miasta i jego mieszkańców zakładu.
W 1898 roku miejscowi rolnicy i inne osoby związane z rolnictwem na czele ze starostą powiatu łobeskiego podjęli decyzję o wykupieniu zamkniętej w 1864 rok cukrowni przy Szosie Świdwińskiej. Cukrownia świetnie nadawała się do adaptacji na nowy zakład - krochmalnię, bowiem powiat rozporządzał nadwyżkami ziemniaków. W szybkim czasie zakupiono odpowiednie wyposażenie i zaczęto wytwarzać krochmal. Początkowo wydajność krochmalni była niewielka, a produkowano w niej tylko krochmal "mokry", ponieważ nie dysponowano suszarnią. Mokry produkt wysyłano koleją do dalszego przerobu w głąb Niemiec. Fabryka była ciągle modernizowana i rozbudowywana w takim stopniu, że w końcu 1934 roku uznano ją za najlepszy, wzorowy zakład na Pomorzu. W tym czasie produkowano w niej już suszony krochmal i płatki ziemniaczane znane w Niemczech i całej Europie pod marką "Elephant" (słoń). W 1939 roku, tuż przed wybuchem II wojny światowej w Krochmalni świętowano 40-lecie jej istnienia.
Jak wynika z przekazów byłych mieszkańców Łobza zamieszczanych w wydawanej przez nich gazecie "Labeser Heimatbriefe", byli oni bardzo dumni ze swojej krochmalni, która dawała im pracę i zadowolenie, a okolicznym rolnikom możliwość korzystnego sprzedania swoich ziemniaków. Dzięki krochmalni bliższe i dalsze okolice Łobza i sąsiednich powiatów stały się prawdziwy zagłębiem ziemniaczany. W latach wojny zakład prowadził przerób nadwyżek ziemniaków i nadal produkował krochmal.
Działania wojenne na szczęście nie spowodowały zniszczenia krochmalni i dzięki temu już w roku 1947 ruszyła w nim pierwsza polska kampania ziemniaczana na tak zwanych ziemiach odzyskanych. Zakład od tej pory był systematycznie modernizowany, zwiększyła się znacznie jego wydajność, powstały w nim nowe obiekty i oddziały produkcyjne, wymieniano w nim maszyny i urządzenia technologiczne.
W połowie roku 1970-tego połączono krochmalnie w Drawsku, Nowogardzie i Łobzie w jeden organizm o nazwie Szczecińskie Przedsiębiorstwo Przemysłu Ziemniaczanego z siedzibą w Nowogardzie. Lata 70-te i początek 80-tych były najlepszym okresem dla krochmalni. Produkcja szła pełną parą we wszystkich trzech zakładach, skrobia i inne produkty krochmalowe sprzedawały się bardzo dobrze, a osiągane za nie ceny zarówno na rynku krajowym jak i światowym (tak, eksportowano łobeski krochmal na cały świat) były bardzo korzystne. Dzięki zyskom zakłady Przedsiębiorstwa były modernizowane i rozbudowywane, a duża część środków przeznaczana była na budownictwo mieszkaniowe i zakładowe obiekty wypoczynkowe. Mało kto już pewnie pamięta, że pierwsze w Łobzie nowe domy po wojnie budowała Krochmalnia (te trzy przy Obrońców Stalingradu). W zakładzie łobeskim największe inwestycje wykonano przed rokiem 1990. Unowocześniono wtedy technologię produkcji mączki ziemniaczanej, zbudowano kotłownię , uruchomiono oddział produkcji maltodekstryn i preparatów krochmalowych, zbudowano magazyn wyrobów gotowych, zbudowano prototypową mechaniczno-biologiczną oczyszczalnię ścieków transportowo-myjących (z mycia i rozładunku ziemniaków)
Ciężkie czasy dla przedsiębiorstwa nastały od 1988 roku. Początek lat 90-tych pamiętamy jako czasy galopującej inflacji, początek "wolnego rynku", recesji w przemysłach, które odbierały nasz krochmal i preparaty krochmalowe. Upadały pegeery, spółdzielnie, wiele przedsiębiorstw państwowych, a nasz krochmalnia cały czas próbuje przetrwać ten zły czas zaciskając coraz bardziej pasa.
Najbardziej niepokojący i niszczący jest nas jest nieuczciwy import skrobi i wyrobów skrobiowych z krajów Unii Europejskiej i CEFTA. Brak dostatecznych barier celnych i uszczelnienia granic powoduje, że dziesiątki tysięcy ton taniej, bo dotowanej skrobi wpływa na nasz rynek. Takiej nieuczciwej konkurencji nie wytrzymuje cały polski przemysł ziemniaczany.
Wobec braku zbytu na mączkę ziemniaczaną Szczecińskie Przedsiębiorstwo Przemysłu Ziemniaczanego "Nowamyl" zamknęło i obecnie likwiduje krochmalnię w Drawsku i taki sam los jest już przesądzony wobec Zakładu w Nowogardzie. Obecny właściciel 87,5% akcji "Nowamylu" - Wielkopolskie Przedsiębiorstwo Przemysłu Ziemniaczanego w Luboniu postawiło na Zakład Łobzie. Aktualnie przygotowujemy się do nowej kampanii ziemniaczanej. Prowadzona jest kontraktacja ziemniaków. Pomimo niższej niż w ubiegłym roku ceny za 1 kg skrobi zainteresowanie dostawą surowca do Krochmalni jest duże. Planujemy skupienie 40 - 50 tys. ton ziemniaków. Mamy nadzieję, że umowy są korzystne dla obu stron.
Jubileuszowy rok jest dla nas i dla plantatorów bardzo trudny. Zarząd "Nowamylu" i Stowarzyszenie Producentów ziemniaka "Plantator" czynią starania o utrzymanie i zwiększenie produkcji i liczą w tym względzie na zrozumienie władz samorządowych - gminnych, wojewódzkich i państwowych. Ważne będzie dla nas ujęcie zwiększenia uprawy ziemniaka i przetwórstwa ziemniaka i skrobi w opracowywanej "Strategii rozwoju województwa zachodniopomorskiego". Wiemy, że w tej chwili uprawa ziemniaka i produkcja skrobi zwiększana jest w Holandii, Danii i innych krajach Unii Europejskiej, skąd płynie do nas konkurencyjny i nieuczciwy import skrobi i pochodnych do Polski. Dlaczego zatem nie rozwijać produkcji ziemniaka w województwie zachodniopomorskim, gdzie jest wszystko - dobre warunki do uprawy tej rośliny, tradycja, tania i wykwalifikowana siła robocza, zakład o mocy produkcyjnej na 200 tys. ton surowca? Dlaczego importować i być otwartym rynkiem zbytu dla zamożnej Unii Europejskiej i nie dawać szansy polskim rolnikom i przemysłowi na rozwój?
Czas pokaże, która z tych tendencji zwycięży. Na pytanie, czy do Unii Europejskiej wejdziemy między innymi z przemysłem ziemniaczanym, czy tylko z ze smutnymi wspomnieniami, że był taki przemysł w Łobzie jest z naszej strony odpowiedź jednoznaczna. Czy rozumieją to najważniejsi nasi decydenci gospodarczy?
Elżbieta Kobiałka - Zastępca dyrektora Zakładu w Łobzie
Kierownicy i dyrektorzy łobeskiej biblioteki
Kierownicy i dyrektorzy łobeskiej biblioteki
(na przestrzeni dziejów)
Biblioteka odegrała wielką rolę w integrowaniu naszego polskiego łobeskiego społeczeństwa od jego początków zaraz po wojnie, kiedy książka była podstawowym źródłem kultury i wiedzy. Dlatego z pełną świadomością i bez przymrużenia oka daliśmy tej notatce podtytuł "na przestrzeni dziejów". Pięćdziesiąt lat istnienia tej szacownej placówki, jej Złoty Jubileusz, daje już bowiem prawo do historycznych ocen i zasług, które są jej udziałem. To już są dzieje. Oczywiście na jej osiągnięcia składała się praca ludzi w niej zatrudnionych. Jak piekarze chleb powszedni, tak oni podawali ludziom polskie słowo i strawę duchową i robią to nadal, mimo że wyrosła im zaborcza konkurencja w postaci innych przekaźników wiedzy i informacji takich jak chociażby telewizja.
Wspomnijmy zatem tych ludzi, którzy w mijającym pięćdziesięcioleciu kierowali tą placówką w Łobzie. Dodajmy, że łobeska Biblioteka sześciokrotnie zmieniała nazwę w tym czasie, co jednak nie miało wpływu na jej merytoryczną działalność - zawsze czekali w niej na czytelników życzliwi bibliotekarze ze swoimi skarbami-książkami, których nie żałowali chętnym. A oto kierownicy Biblioteki (tej samej, ale o innej nazwie) w porządku chronologicznym (w nawiasach daty pełnienia przez nich funkcji):
W Powiatowej Bibliotece Publicznej: Rozalia Czepul (16.08.46 - 31.01.51), Bernard Getz (01.02.51 - 03.07.52), Zdzisława Dziura (01.08.52 - 26.09.55);
W Miejskiej Bibliotece Publicznej: Ilja Mołczanow (01.09.48 - 31.10.54);
W Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej: Zdzisława Dziura (27.09.95 - ?), Janina Tyrk (55 - 31.07.56), Janina Krysztofiak (01.08.56 - 31.08.58), Helena Jurewicz (10.04.59 - 31.07.63), Zofia Hołowicka ( 01.09.64 - do przekształcenia);
W Łobeskiej Bibliotece Publicznej: Zofia Hołowicka (20.07.76 - do przekształcenia);
W Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej Oddział w Łobzie: Zofia Hołowicka (10.12.75 - 26.11.92), Eugeniusz Szymoniak (01.07.92 - do przekształcenia);
W Miejskiej Bibliotece Publicznej: Eugeniusz Szymoniak (27.11.92 - nadal).
Nie wolno również zapomnieć, że obok Biblioteki łobeskiej działa do dzisiaj jej filia w Bełcznie, natomiast przestały, notujemy to z żalem, istnieć filie w Zajezierzu (likwidacja w 1994 r.) i w Suliszewicach (likwidacja w 1995 r.). I te biblioteki spełniały kiedyś ważną kulturotwórczą rolę na wsi, a wiejscy bibliotekarze byli pionierami czytelnictwa.
W filii w Bełcznie w latach 1949 - 99 kierownikami byli: Janina Tyrk (1949 - 54), Dagmara Richter (1954 - 57), Janina Tyrk (1957 - 59), Zofia Kłyż (1959 - 61), Halina Nowaszczuk (1961 - 66), Eugenia Dokudowiec (1966 - 73), Anna Maria Buczak (1973 - 77), Mirosława Pawelec (1977 - nadal).
W filii w Zajezierzu w latach 1953 - 94 kierownikami byli: Gustaw Matwis (1952 - 1953), Stanisława Suchto (1953 - 55), Regina Samszur (1955 - 57), Stanisław Wójcicki (1957 - 58), Leon Zdanowicz (1958), Stefania Buczak (1960 - 77), Maria Sekuła (1977 - 83), Teresa Wolanicka ( 1983 - 86), Elżbieta Pelczar ( 1986 - 87), Renata Klimko (1987 - 92) i Ewa Łyczkowska (1992 - 94).
W filii w Suliszewicach w latach 1986 - 97 kierowniczką była Jolanta Rokosz aż do zlikwidowania biblioteki w dniu 31.08.95r.
Opracował E. Szymoniak
Las coraz bliżej Łobza
Dawno nie było lasu w "Łobeziaku". To niedopatrzenie z naszej strony, bo przecież las to w tej chwili bodaj najważniejsza i na szczęście, tak przynajmniej dotąd było, zdrowa dziedzina gospodarki w naszej gminie. Las zajmuje już 32% powierzchni gminy, co zbliża nas do standardów europejskich pod względem lesistości i cieszy, bo dobrze rokuje na przyszłość. Takie dane mamy z roku ubiegłego. Czy jednak w czasie, kiedy zewsząd słychać narzekania na pogarszające się wyniki w różnych dziedzinach polskiej gospodarki, w pańskiej branży, odpukać, nic się nie psuje w tym 1999 roku - pytam Wiesława Rymszewicza, szefa łobeskiego nadleśnictwa.
Nie tylko się nie psuje, a jest lepiej - mówi nadleśniczy - bo są wielkie zadania przed leśnikami, są na ich wykonanie pieniądze, którymi można zapłacić chętnym do pracy ludziom, a tych u nas nie brakuje. W lasach pracujemy w tej chwili z perspektywą na co najmniej sto lat do przodu, bo pozytywne skutki naszej działalności ujawnią się w pełni dopiero wtedy. Bez nadużywania patosu, ale nadrabiamy w tej chwili te szkody, które lasom polskim, a pośrednio całej polskiej przyrodzie i gospodarce wyrządzano przez ostatnich, bagatela, kilkaset lat tnąc las bez miłosierdzia i rozsądku.
Przykłady? Proszę bardzo. W roku bieżącym zalesiamy w naszym nadleśnictwie 500 ha gruntów porolnych nie licząc odnowień. Wysadzimy 6 milionów sztuk sadzonek. "Uderzenie" idzie głównie na Łobez. Dosłownie las zbliża się do naszego miasta. Każdy może to zobaczyć wyszedłszy na spacer polną drogą na przykład w kierunku Łobżan, gdzie w tej chwili na ugorach sadzi się kilkadziesiąt hektarów nowego lasu.
Czy to nie jest rabunek ziemi uprawnej, którą na tę setkę lat wyłącza się z produkcji? Skądże, to jest ratunek dla ziemi o niskiej klasie. Ugory degradują ziemię, las ją użyźnia, jest swoistym magazynem ziemi uprawnej, zawsze można ją odzyskać zmineralizowaną, wzbogaconą o próchnicę. Las zresztą zaczyna przynosić korzyści finansowe i społeczne już od pierwszych lat po posadzeniu. W roku przyszłym planujemy zalesić dalszych 600 ha. Zatem nie nudzimy się dzisiaj i w przyszłości też nam to nie grozi. Nasz tegoroczny budżet wynosi 116 milionów złotych i bodaj nie jest mniejszy niż cały budżet gminy łobeskiej. Nasze zadania tegoroczne są pięciokrotnie wyższe niż tzw. średnia ważona dla przeciętnego nadleśnictwa w naszej szczecińskiej dyrekcji Lasów Państwowych.
W ostatnich latach przeszliśmy gruntowną reorganizację. Zatrudnienie w nadleśnictwie spadło z 300 do 70 osób (łącznie z pracownikami fizycznymi), sprywatyzowano transport, prace uprawowe, pielęgnacyjne, pozyskanie drewna; w łobeskim biurze firmy pracuje w tej chwili zaledwie 12 osób. Natomiast w ogóle w przedsiębiorstwach, którym nadleśnictwo zleca prace w lesie zatrudnionych jest ciągle od 700 do 1000 osób w zależności od sezonu, głównie przy zalesieniach. Jesteśmy wielkim pracodawcą. Praca w lesie, nawet sezonowa, jest ratunkiem dla biednych miejscowych ludzi szczególnie ze środowisk popegeerowskich. Niemniej podaż robotników jest ciągle ogromna. Szacuję, że ciągle poszukuje pracy kolejnych 1000 osób. Ludzie zaczęli sobie pracę cenić. Dawniej organizowaliśmy różne akcje, żeby uporać się z zalesieniami, namawialiśmy szkoły i organizacje społeczne do brania w nich udziału, fundowaliśmy nagrody itp. zachęty. W tej chwili nasi pracownicy (głównie kobiety), protestują przeciwko zatrudnianiu dzieci, organizowaniu tzw. dni ekologicznych, bo jest to dla nich konkurencja.
Czy we wszystkich nadleśnictwach przyjęto taki zakres prac jak w Łobzie? Nie! Moglibyśmy spokojnie robić znacznie mniej. Ani mi, ani moim współpracownikom nikt tak dużych zadań nie narzucał - mówi nadleśniczy Rymszewicz - ale skoro mamy pieniądze, wolną ziemię i chętnych do pracy ludzi, to dlaczego tej szansy nie wykorzystać. To był nasz łobeski wybór. W mentalność każdego prawdziwego leśnika jest wpisany pewnik, że pracuje on dla przyszłości, że ostatecznych wyników swojego działania nie dożyje, nie zobaczy, tym bardziej stara się więc o to, by pozostawić po sobie taki las, taki pomnik, który będzie budził podziw jakichś tam wnuków czy prawnuków.
Zatem wszystko idzie nareszcie jak po maśle? Ależ skąd! Zagrożenia dla racjonalnej gospodarki leśnej, dla przyszłości coraz lepiej zagospodarowywanych i zwiększających powierzchnię lasów są większe niż kiedykolwiek, ciągle ze strony szukających popularności polityków. Po okresie burzy, po ogólnokrajowych protestach przeciwko planowanej prywatyzacji lasów państwowych, po przycichnięciu oszołomów propagujących rozdawnictwo tego majątku narodowego, znowu odżyły idiotyczne pomysły prywatyzacji lasów. A przecież las to nie tylko drewno, nie tylko doraźne szybkie pieniądze, które można uzyskać po jego wyrąbaniu. Las spełnia przecież wiele funkcji, kto wie czy w przyszłości nie ważniejszych niż jego handlowa, dzisiejsza wartość, co tak podnieca tych, co by go chcieli szybko dostać w zachłanne ręce i spieniężyć. Las spełnia przecież funkcje glebochronne, wodochronne, rekreacyjne, turystyczne, reguluje i łagodzi klimat, tworzy przyjazne dla człowieka środowisko, daje pożytki z runa leśnego, zapewnia trwałą pracę dla wielu ludzi. Jego sprywatyzowanie to koniec racjonalnej w skali kraju gospodarki leśnej, to natychmiastowe zawalenie się planów podniesienia lesistości Polski, to rabunkowy, koniunkturalny wyrąb lasów, to brak ich kompleksowej ochrony przed szkodnikami. Przerobiono te negatywne doświadczenia w bogatych krajach kapitalistycznych, gdzie państwo wykupuje zdewastowane lasy od prywatnych właścicieli, których nie stać na ich odnowienie i pielęgnację. Próbki tej "optymistycznej" polityki mamy u nas, ale jakoś oszołomów one nie przekonują. Oto w prywatyzacyjnym zapale wydzierżawiono ogromne obszary ziemi pegeerowskiej, które zostały zdewastowane, wyjałowione i są obecnie porzucane przez dzierżawców. Ziemie te Agencja Własności Rolnej przekazuje obecnie Lasom Państwowym. Koło się zamyka.
Lasy powinny być dobrem społecznym. Przykład: Byli u nas Francuzi. Ich wrażenia - ale u was dobrze, każdy może wejść do lasu. U nas na każdym kroku tablice "prywatne", a lasy wyglądają znacznie gorzej. Znają ten problem nasi wędkarze-amatorzy. Wystarczy, że ktoś wykupi lub wydzierżawi u nas jakąś wodę, też zaraz pojawiają się zakazy. A jaka w tych akwenach jest gospodarka - lepiej nie mówić. Nasze wody jałowieją. Warszawscy, stołeczni politycy są za prywatyzacją lasów. Dla nich względy społeczne jakby nie istnieją, a przecież dla każdego miejscowego społeczeństwa to klęska. Na razie lasy państwowe są w dobrej kondycji. Przyrasta ich miąższość, grubieją . Tnie się w nich obecnie 60 - 65 % rocznych przyrostów masy drewna i uzyskuje się drewno głównie z cięć pielęgnacyjnych (przerzedzania drzewostanów). Tymczasem Niemcy tną 100% swoich przyrostów, Skandynawowie ponad 100%, Szwajcarzy 95%. Tyle że lesistość tych krajów jest znacznie wyższa ( w Skandynawii np. 60% wobec 28% polskiej) i mogą sobie na to pozwolić bez obawy naruszenia równowagi biologicznej . Leśnicy polscy pracują, jak z tego widać, dla przyszłości, dla pomyślności przyszłych pokoleń, ale nie potrafią się ze swoimi sprawami przebić z powodu krótkowzroczności decydentów.
To nie jedyny kłopot w tym na pierwszy rzut oka idealnym polskim lesie. Polskie drewno ma konkurentów. Bardzo tanio eksportuje swoje drewno na Zachód w wielkich ilościach Rosja rozporządzająca ciągle olbrzymimi zasobami tego surowca. Czy robi to w rabunkowy sposób, ratując swój budżet, gołocąc bez opamiętania swoje lasy - nie ma dla nas znaczenia, fatalne jest natomiast to, że rosyjskie drewno jest w tej chwili tanie. Na dodatek importuje się do nas duże ilości taniego drewna dębowego z USA. W związku z tym kurczy się polski eksport. Pozornie to dobrze dla polskich lasów, bo "grubieją" na pniu, jednak polskie drewno nie drożeje, tymczasem leśnikom są potrzebne na gwałt środki na pielęgnację lasów, które nie są w porę przecinane. Upadają także nasze przedsiębiorstwa paleciarskie.
Mimo to lasy polskie finansują się same. Na 17 Dyrekcji Lasów Państwowych cztery są wysoko towarowe (Szczecin, Szczecinek, Piła i Olsztyn). Te wspomagają pozostałe. Ta właśnie zasada powoduje, że lasy się trzymają i można w nich prowadzić racjonalną gospodarkę. Działa Fundusz Leśny, który wspiera słabszych. Tu jeszcze raz warto wrócić do argumentów przemawiających za nie prywatyzowaniem polskich lasów, bo gdy to nastąpi, dojdzie do gospodarki rabunkowej. Przykładem tego, na razie w małej skali, są lasy prywatne w Polsce Centralnej i Południowej, których produkcyjność jest niska, stan zagospodarowania zły, przyszłość żadna, bo się je tnie na doraźne potrzeby.
Osobną sprawą spędzającą (dosłownie) sen z oczu leśnikom, jest brak szacunku części naszego społeczeństwa do tego wielkiego wspólnego dobra, jakim jest las. Niektórzy ludzie traktują go jak coś, z czym mogą robić, co im się podoba. Głupota ludzka w tym względzie jest nieograniczona. Przykład: leśnicy i strażacy łobescy nie mieli w tym roku Świąt Wielkanocnych, bo gasili liczne pożary łąk i ściernisk bezpośrednio zagrażające lasom, bo palił się las za Zagórzycami, płonęły odłogi przy Prusinowie. Co będzie dalej, gdy będzie bardziej ciepło i sucho? Pożary mają tendencję zwyżkową. Łobuzów, zwykłych przestępców i durniów nie ubywa. Już w tym roku 5 osób spaliło się na ścierniskach w Polsce. Na tłumienie pożarów i wyrównywanie strat wynikłych z ludzkiej głupoty i beztroski idą ogromne sumy, które można by przeznaczyć na inne, pożyteczne cele, a tak idą one z dymem.
Zastanawiamy się - mówi nadleśniczy - czy nie ograniczyć dojazdu do jezior śródleśnych i w ogóle nie zamknąć wstępu do lasu Marzyliśmy o tym, że jak jeziora zagospodarujemy, to ludzie odczują to jako nasz gest wykazujący, że poważnie traktujemy ich jako współwłaścicieli lasu, że im go nie bronimy. Na zagospodarowanie kąpielisk wydaliśmy 30 tysięcy złotych. Mało co z tego zostało. Ostatnio łobuzy rozebrały resztki pomostu kąpielowego na jeziorze w Karwowie. Po trzech dniach od ich ustawienia ukradziono ławki z leśnego parkingu przy szosie do Drawska. Las jest nadal bezczelnie zaśmiecany, wyrzuca się do niego zużyty sprzęt gospodarstwa domowego, stare meble, gruz budowlany, wraki samochodów. Jest tak, jakby ludzie nie zdawali sobie sprawy z tego, że robią sobie na złość. Czasami człowiek w nerwach, spotykając się z tym wszystkim zastanawia się, czy w ogóle ma sens upiększanie środowiska. Walczymy z tą patologią. Nasza straż leśna robi, co może, żeby upilnować wandali. Wygraliśmy kilka spraw karnych w sądzie. Potrzebna jest jednak gwałtownie większa społeczna świadomość tego, że las nie jest niczyj, że jest nasz, że powinno się do niego wchodzić jak do domu, który lubimy.
Niemniej - mówi nadleśniczy Rymszewicz - uparcie i raczej dobrze, bez samochwalstwa, robimy swoje mając pewność, że za jakichś tam sto kolejnych lat tak samo życzliwie ocenią naszą pracę nasi prawnukowie.
Rozmawiał W. Bajerowicz
Rolnicza sesja
W dniu 10 kwietnia br. odbyła się VIII sesja Rady Miejskiej, której głównym tematem była analiza sytuacji w rolnictwie łobeskim. Nie trzeba się chyba rozwodzić nad faktem, jakie zasadnicze znaczenie ma ta gałąź gospodarki dla naszej rolniczej i leśnej gminy. Otwierający sesję przewodniczący Rady M.Płóciennik tym właśnie powodem wyjaśnił podjęcie tego tematu i zaproszenie na obrady licznych gości kompetentnych w sprawach rolnictwa w powiecie i województwie oraz najbardziej zainteresowanych, to jest miejscowych rolników, sołtysów i przedstawicieli instytucji obsługujących rolnictwo.
Wcześniej zebrani mogli się zapoznać ze szczegółowymi materiałami przedstawiającymi stan rolnictwa w gminie, a mianowicie z "Informacją o aktualnej sytuacji w rolnictwie w gminie Łobez" sporządzonym przez burmistrz Gminy H. Szymańską (ten tekst drukujemy obok) oraz obszernym "Stanem rolnictwa na terenie gminy Łobez" opracowanym przez inż. K. Jońcę i T. Brzozowskiego z Centrum Doradztwa, Rozwoju Rolnictwa i Obszarów Wiejskich w Barzkowicach.
Z materiałów tych wynika, że sytuacja w naszym gminnym rolnictwie w latach 1997 i 1998 stale się pogarszała i chociaż wiemy o tym ogólnie z autopsji - poszerzyły one naszą wiedzę przytaczając konkretne dane, cyfry i wnioski. Utrzymywał się mianowicie wysoki stan bezrobocia w gminie (452 osoby). Niepokojąco wzrastał udział zbóż w strukturze zasiewów (uprawa bardzo mało pracochłonna) z 67% w 1997r. do 79% w 1998r; drastycznie spadła uprawa ziemniaków z 10% w 1990r. do 3,47% w 1998r.; rzepaku, roślin przemysłowych; właściwie zanikła uprawa buraków cukrowych. Ma to związek z upadkiem gorzelni i kłopotami krochmalni oraz upadkiem hodowli zwierzęcej. Systematycznie maleje opłacalność prawie wszystkich kierunków produkcji rolnej. Na przykład ceny zbóż w 1998 r. spadły o 14%, żywca wieprzowego o 30%. Natomiast ceny środków do produkcji rolnej wzrosły w tym czasie o 10%, a środki ochrony roślina aż o 41%. Na dodatek radykalny spadek cen żywca nie wywołał proporcjonalnego spadku cen przetworów mięsnych. To też obciążyło wieś.
Przy wspomnianym poziomie cen, trudnościach w sprzedaży produktów rolnych, wydłużonych terminach płatności za dostarczone przez rolników produkty pogarsza się płynność finansowa gospodarstw, wzrasta ich zadłużenie, szczególnie w zakresie zobowiązań formalno-prawnych (podatki), czynszów dzierżawnych (pochłaniają 10% kosztów produkcyjnych) i innych, występują opóźnienia w spłatach kredytów. Zamiera ponadto ruch inwestycyjny ze względu na brak środków własnych, na ograniczoną dostępność kredytów na cele inwestycyjne. W dużych gospodarstwach następuje redukcja zatrudnienia. W strukturze kosztów produkcyjnych stale wzrasta udział materiałów i usług oraz kosztów pracy. Powstaje dramatyczne pytanie - gdzie jest granica tych kosztów? W tej sytuacji, zdaniem Barzkowic, tylko 45 gospodarstw w gminie może bez odroczeń, w terminie płacić podatki, wywiązywać się ze wszystkich swoich zobowiązań i rozwijać się.
Analiza specjalistów z Barzkowic uzupełniona została kilkoma tabelami, których wynika jednoznacznie nieopłacalność większości kierunków produkcji rolnej oraz znikoma efektywność tej produkcji w ogóle. Utrzymanie się obecnych relacji cenowych w dłuższym okresie czasu może doprowadzić do osłabienia kondycji ekonomicznej wielu gospodarstw towarowych, a tym samym do ich wyniszczenia. Może to spowodować deprecjację majątku produkcyjnego i zmniejszenie podaży rodzimych produktów rolnych na rynek, a tym samym uzależnienie się od importu przy na pewno znacznie większych cenach oraz na zwiększeniu się i tak wysokiego bezrobocia w gminie.
Dlatego też przewodniczący Rady M. Płóciennik zaprosił do zabrania głosu tych z gości sesji, którzy mogli zebranym podpowiedzieć z racji pełnionych wysokich funkcji, co można w tej krytycznej sytuacji zrobić w gminie dla rolnictwa. Niestety, nie były to wypowiedzi pocieszające i wywoływały ostre repliki rolników.
Dyr. Surma z Agencji Rynku Rolnego w Szczecinie sam to przyznał, stwierdzając, że interwencyjny skup zbóż będzie w tym roku w Polsce na takim samym poziomie jak w roku ubiegłym (3 miliony ton) i prowadzić go będą miejscowe firmy skupowe w sierpniu, wrześniu i październiku, które otrzymają kredyty na ten cel, ale o cenach nie potrafił nic powiedzieć.
Przedstawicielka Agencji Rolnej Skarbu Państwa ze Szczecina B.Jańczuk potwierdziła, że wprawdzie 88% gruntów Agencji zostało w województwie tak czy inaczej zagospodarowanych poprzez dzierżawy i sprzedaż, a w gminie łobeskiej 87% (24% sprzedanych), to obecnie obserwuje się brak chętnych do kupna ziemi i powiększania gospodarstw. Już w tym roku 500 dzierżawców złożyło wnioski o rozwiązanie z nimi umów. Potwierdziła też sygnalizowane wyżej przez Barzkowice dane, że perspektywy opłacalności produkcji rolnej na rok 1990 są złe, że sytuacja rolników nie poprawi się.
Rolnicy (Sierpiński, Zakrzewski) zarzucili Agencji bezwzględność w egzekwowaniu swoich uprawnień, opłat i czynszów, mimo że dochody wielu rolników spadają, że rezygnują oni masowo z produkcji zwierzęcej i opuszczają łąki. Radny Rokosz zauważył, że w tych warunkach rolnicy nie są w stanie wziąć żadnych kredytów, nic nie remontują, a ich zabudowania idą w ruinę. Radny Zdzieszyński ubolewał nad idącymi w ruinę budynkami gospodarczymi po pegeerach - Agencja nie zobowiązała nikogo, wydzierżawiając ziemię, do ich utrzymania. Wszyscy w związku z tym umywają ręce od odpowiedzialności, a ostatnio powszechnie wydaje się zezwolenia na ich rabunkową rozbiórkę. Radny Ćwikła pytał czy Agencja ma w ogóle jakiś plan działania, czy przewiduje renegocjacje umów i czynszów z ubożejącymi rolnikami, czy próbuje, do czego jest też zobowiązana, coś robić w sprawie bezrobocia.
B. Jańczuk odpowiedziała, że Agencja nie ma uprawnień do zmian umów i cen, że działa jak każda instytucja oparta o zasady prawa handlowego, że nie może namawiać rolników do tego, co mają hodować. To rząd, to sejm wydają odpowiednie ustawy, a Agencja tylko je wykonuje. Na rozbiórkę obiektów popegeerowskich wydaje się zgodę - stwierdziła - jeśli są one dzierżawcom niepotrzebne. Dyr. Szmit z AWRSP w Małkocinie objaśnił zebranych, że rozbiórka tych zawadzających obiektów odbywa się poniżej kosztów własnych i dzięki temu maleją obciążenia podatkowe dzierżawców. W związku z tym radny Bajerowicz zapytał i nie dostał na to odpowiedzi, dlaczego wobec tego w czasach, kiedy wszystko musi się opłacać, znajdują się tacy chętni do rozbiórek, dlaczego po prostu nie zostawi się tych ruder swojemu losowi, zaś dzierżawcom nie odpisze się ich od obciążeń podatkowych?
Kierownik Wydziału Gospodarki Gruntami M.Fojna mówił o skandalicznym stanie łąk w gminie, które w 80% nie są wykorzystane i zostały gruntownie zdegradowane, a urządzenia melioracyjne na nich zamuliły się i zarosły. W gminie było 460 gospodarstw rolnych, został dzisiaj 235. W takim Karwowie np. było ich 10, dzisiaj jest 1, w Poradzu 35, dzisiaj - 5. Mamy w naszym mieście wiele instytucji związanych z rolnictwem, które mogłyby je ciągnąć i nawzajem. Niestety bez zmian polityki rolnej państwa i one są zagrożone. Sama gmina niewiele tu może zdziałać.
Potwierdził to przedstawiciel starosty stargardzkiego (starosta uczestniczył w sesji), który zauważył, że samorządy nie mają praktycznie żadnego wpływu na politykę rolną. Rolnictwo pozostaje pod wpływem rządu i wolnego rynku i dopóki to się nie zmieni, proces jego upadku będzie postępował.
J.Łukaszewicz - dyrektor PISIPAR-u ze Szczecina powiedział zebranym, że rynek rolny jest w tej chwili zdemolowany. Granice są nadal szeroko otwarte na import rolny, który dosłownie wlewa się do Polski. Jeśli to się nie zmieni, nadal będzie źle, bo dotowana zachodnia żywność skutecznie rozbija rodzime rolnictwo i przetwórstwo rolno-spożywcze. Polscy producenci rolni nie wiedzą, co ich czeka dzisiaj i jutro. Nikt naprawdę nikt nie wie dokładnie, co się dzieje na granicy. Nie ma tam skutecznej kontroli, za mało jest laboratoriów. Także jakość sprowadzanej żywności budzi wiele zastrzeżeń.
Prezes "Nowamylu" L. Kaczmarek zapoznał obecnych z sytuacją swojej firmy, która toczy w tej chwili walkę o przetrwanie podobnie jak cały polski przemysł ziemniaczany. Krochmalnia łobeska w roku bieżącym będzie jednak działała, mimo że w ograniczonym zakresie (już bez zakładów w Nowogardzie i Drawsku). Podpisano umowy kontraktacyjne z rolnikami z najbliższych okolic na dostawę 40 tys. ton ziemniaków i będą one dotrzymane. Chętnych jest na 100 tys. ton. Ziemniak jest ciągle szansą dla miejscowego rolnictwa, bo jego ceny mimo wszystko wzrosły na przestrzeni ostatnich lat o 20% i jest on jedną z niewielu upraw, które się opłacają. Jeśli rolnik osiągnie z hektara 310 ton ziemniaków, a jest to na naszym terenie przeciętny wynik, to i w tym roku może liczyć na zysk.
Radny Romejko podważył sens istnienia AWRSP od jej początków stwierdzając, że instytucja ta była i jest dzisiaj też niepotrzebna, bo o tym, co się dzieje w gminie z ziemią i kto ją będzie zagospodarowywał powinien decydować samorząd, bo on wiedział najlepiej, komu można było ziemię na terenie gminy sprzedawać i wydzierżawiać.
Przewodniczący Rady M. Płóciennik jako prezes Central-Soyi powiedział, że jego firma też przechodzi kryzys, produkuje kilkakrotnie mniej niż w sezonach poprzednich. Niemniej i tak odczuwa brak surowca krajowego i jest w stanie kupić od ręki 15 tys. ton pszenicy i jęczmienia po 410zł/q, ale nasi rolnicy nim nie dysponują, dlatego na pytanie, co mają robić - odpowiedź jest pozytywna - siać. Central-Soya ma kontrakty na zakup rzepaku i jest w stanie zakupić wszystko zboże, które rolnicy wyprodukują w tym roku; jednak cen nie może im gwarantować, ponieważ nie może upaść, co byłoby katastrofą nie tylko dla niej, ale także dla miejscowego rolnictwa. Firma działa na zasadach rynkowych, nie ma żadnych dotacji.
Przedstawiciel Izby Rolniczej ze Szczecina mówił o źle przeprowadzonej restrukturyzacji pegeerów, o tym, że ziemia i sprzęt po nich zostały rozdysponowane między określonych ludzi i nie skorzystali na tym miejscowi rolnicy. Stwierdził też, że ziemia i przemysł rolno-spożywczy nadal idzie w obce, najczęściej niemieckie ręce. Jeśli ze strony rządu nie będzie szybko zmiany w polityce rolnej, to rolnicy prawdopodobnie już w maju pewnie znowu wyjdą na szosy. Rolnik J. Sierpiński apelował do władz miejskich o poparcie u Wojewody wniosku rolników łobeskich w sprawie przekwalifikowania gminy do niższej strefy podatkowej, ponieważ, jak powiedział - "tam na górze wszystko już zostało zaklepane, budżet państwa nie da pieniędzy i ratunku trzeba szukać w gminie, gadanie o sytuacji ogólnej niczego nie zmieni".
Skarbnik Miasta H.Szulc przedstawiła zebranym skutki finansowe takiego przekwalifikowania gminy do niższej strefy podatku rolnego. W roku przyszłym do budżetu gminy nie wpłynęłaby suma 150.000 tys. zł. Na wniosek przewodniczącego Rady postanowiono nie podejmować na razie uchwały w tej sprawie i przesunąć decyzję na kolejną sesję. W trakcie dyskusji na ten temat rolnicy i sołtysi opuścili salę obrad.
Wyniki pracy Miejskiej Biblioteki
Wyniki pracy Miejskiej Biblioteki Publicznej w Łobzie w latach 1983 - 1998
Wbrew temu, co się mówi o upadku czytelnictwa, cyfry mówią co innego. Utrzymuje się ono, przynajmniej w Łobzie tak jest, na stałym poziomie, a w ostatnich latach nawet wzrasta. Dotyczy to zarówno wypożyczeń książek jak i czytelnictwa prasy. Ma to, być może, związek z podrożeniem zarówno prasy jak i książek - taniej skorzystać z biblioteki. Szkoda tylko, że niewspółmiernie do zainteresowań czytelników nie rosną zasoby biblioteki - jeśli w roku 1983 na sto czytelników zakupiono 100 książek, to w roku 1998 już tylko 5. Nie wypada się za bardzo chwalić - jednak łobeska biblioteka zajmuje wysokie miejsce w województwie. Szczegóły w poniższej tabeli:
Rok Zakup książek na 100 czyt. Czyteln. na 100 mieszkańców Miejsce w województwie na 58 bibliotek Wpożyczeń na 100 mieszkańców Miejsce w wojew. Na 54 biblioteki Udostępnianie w czytelniach na 100 mieszkańców Miejsce w wojew. Na 54 biblioteki
1983 30 24,3 16 559 26 335 7
1984 36 25,3 18 592 22 346 7
1985 29 27,7 13 591 28 356 10
1986 24 28,6 11 715 16 396 12
1987 27 29,1 14 731 16 419 11
1988 31 30,6 10 782 19 398 15
1989 25 31,2 11 738 24 446 15
1990 16 34,2 3 812 18 460 13
1991 18 32,4 5 760 15 565 10
1992 17 31,9 6 857 12 634 9
1993 9 30,3 7 938 8 494 12
1994 11 29,1 8 896 7 505 10
1995 11 28,7 10 905 9 559 9
1996 10 29,9 9 912 11 596 8
1997 12 28,8 8 919 8 620 7
1998 5 27,6 8 879 8 589 8
Opracował E.Szymoniak
Kronika policyjna
W marcu 1999 funkcjonariusze Wydz. Kryminalnego z Komisariatu Policji w Łobzie wszczęli 60 postępowań przygotowawczych w sprawach o przestępstwa kryminalne dokonane na terenie naszej gminy. W większości sprawy te dotyczą przestępstw przeciwko mieniu. Oceniając I kwartał br. w porównaniu do tego samego okresu roku ubiegłego pod względem zdarzeń kryminalnych zanotowaliśmy wzrost przestępczości w naszej gminie. Wzrost ten dotyczy drobnych przestępstw (w rozumieniu kodeksu karnego) przeciwko mieniu. Zdajemy sobie sprawę, że tego typu przestępczość jest najbardziej dokuczliwa dla naszych obywateli i dlatego w naszej pracy wykrywczej jest ona traktowana priorytetowo. W I kwartale br. ustaliliśmy 60% sprawców ogółu zdarzeń kryminalnych zaistniałych w gminie. Chciałbym jednocześnie poinformować wszystkich , którzy zostali pokrzywdzeni w wyniku przestępstwa, że mimo formalnego umorzenia postępowania przygotowawczego z powodu niewykrycia sprawcy, nie oznacza to zakończenia zainteresowania policji tymi zdarzeniami. Bardzo często w takich sprawach prowadzimy nadal intensywne czynności pozaprocesowe i w przypadku wykrycia sprawców przestępstwa dochodzenia umorzone ze wskazanego wyżej powodu podejmujemy lub wznawiamy. Podaję kilka przykładów zdarzeń zaistniałych na naszym terenie, co do których prowadzone są postępowania przygotowawcze lub czynności pozaprocesowe, a których sprawcy nie zostali dotąd ustaleni. Jednocześnie zwracamy się z prośbą do mieszkańców o wszelkie informacje, jeśli je mają, na temat tych spraw. Można je przekazywać również anonimowo na nr telefonu 997. Z góry za nie dziękujemy. Zdarzenia te zaistniały w marcu tego roku:
- 2.03 nieznani sprawcy ukradli siatkę ogrodzeniową wart. 420 zł (około 60 m2) ze stadionu miejskiego;
- 1/3. 03 przy ul. Strumykowej dokonano włamania do pomieszczeń gospodarczych należących do Emilii M. , skąd sprawcy zabrali sprzęt wędkarski wart. 800 zł;
- w okresie miedzy 24.02 a 06.03 w Klępnicy nieznani sprawcy włamali się do domku letniskowego należącego do mieszkańca Łobza Władysława W. Kradnąc różne przedmioty wart. 2781 zł;
- 8/9.03 w Łobzie na terenie posesji przy ul. Bema z zaparkowanego tam samochodu m-ki fiat 126 sprawcy odkręcili i zabrali 4 koła i 2 boczne lusterka wart. 500 zł na szkodę Janiny J.;
- 9/10.03 dokonano kradzieży z włamaniem do sklepu warzywniczego w Łobzie przy ul. Niepodległości należącego do Leszka R., skąd skradziono papierosy i pieniądze wart. 1577 zł;
- 10/11.03 W Łobzie przy ul. Podgórnej z zaparkowanego samochodu m-ki fiat 126 należącego do Aleksandra S skradziono prostownik oraz rozrusznik wart. 400 zł;
- 10/11.03 w Łobzie przy ul. Kilińskiego dokonano włamania do garażu należącego do Jana S, skąd skradziono narzędzia i radioodtwarzacz; łącznie straty wyniosły 2500 zł;
- 15/16.03 w Łobzie przy Szosie Świdwińskiej nieznani sprawcy włamali się do nowo otwartego sklepu "Raj", skąd skradli artykuły spożywcze, papierosy i alkohol łącznej wartości 437 zł na szkodę Józefa B.;
- 23/24.03 w Łobzie przy ul. Bema nieznani sprawcy włamali się do pomieszczeń firmy TRANS-GUM, skąd zabrali 35 opon samochodowych wart. 6339 zł oraz telewizor samochodowy SUPER-TECH wart. 300 zł;
- 29/30.03 nieustaleni do chwili obecnej sprawcy włamali się do pomieszczenia kasowego Spółdzielni Mieszkaniowej "Jutrzenka", skąd skradli pieniądze w kwocie 3000 zł.
Podaję również przykłady kilku zdarzeń kryminalnych zaistniałych w marcu i wykrytych w tym samym miesiącu dzięki informacjom uzyskanym od mieszkańców i prawidłowo wykorzystanych przez naszych funkcjonariuszy:
- 2/3/03 dokonano w Łobzie włamania do samochodu Cezarego M,; sprawców ustalono, część ukradzionego sprzętu odzyskano na terenie Świdwina;
- 3.03/03 dokonano kolejnego włamania do sklepu "Eurodom"; sprawców włamania szybko ustalono; sprawa trafiła do Sądu dla Nieletnich;
- 7.03 W Zajezierzu włamano się do mieszkania Aleksandry M; w krótkim czasie ustaliliśmy sprawcę - okazał się nim mieszkanie tej samej miejscowości;
- 11.03 w Suliszewicach z pomieszczeń dawnej fermy krów ukradziono przewody aluminiowe wart. 4457 zł; sprawcami okazali się mieszkańcy tej wsi;
- 12.03 zostało wszczęte dochodzenie w sprawie kradzieży z włamaniem z poprzedniego dnia do sklepu spożywczego w Łobzie przy ul. Niepodległości należącego do Kazimiera Cz. Parę dni później ustaliliśmy, że włamanie zostało upozorowane przez pracującą w sklepie sprzedawczynię, która poprosiła o kradzież swojego znajomego, bo chciała ukryć przed właścicielem niedobory w kasie;
- 15.03 podjęliśmy dochodzenie umorzone w 1998 r. w sprawie kradzieży motocykla na szkodę mieszkańca Łobza Michała T. Dzięki rejestracji pojazdów utraconych motocykl został odnaleziony w Płotach i zwrócony właścicielowi; trwa postępowanie mające na celu zebranie materiału dowodowego w tej sprawi;
- 27/28.03 dokonano włamania do Sadu Rejonowego w Łobzie, skąd skradziono czajnik bezprzewodowy wart. 300 zł; mimo że oficjalnie sprawca nie jest jeszcze znany, z dużym prawdopodobieństwem mogę podać, że do chwili ukazania się tego numeru "Łobeziaka" sprawca tego włamania będzie znany;
W marcu zanotowaliśmy również kilka przypadków włamań do samochodów i kradzieży z nich radioodtwarzaczy; ustaliliśmy sprawcę dwóch włamań i usiłowania włamania; okazał się nim nieletni mieszkaniec naszego miasta. Przy tej okazji chciałbym uczulić właścicieli samochodów, szczególnie tych, którzy parkują swoje pojazdy przy swoich posesjach lub na parkingach osiedlowych, aby, jeżeli jest to możliwe (radioodtwarzcze są w tzw. kieszeniach), zabierali oni swój sprzęt na noc do mieszkań. Doświadczenie z lat ubiegłych uczy nas, że tymi przestępstwami rządzi "prawo serii" i nawet mimo ustalenia po pewnym czasie lub zatrzymania na gorącym uczynku sprawców tych włamań, nie jesteśmy w stanie odzyskać całego sprzętu.
W dniu 27.03 br. zanotowaliśmy przypadek znieważenia miejsca spoczynku zmarłego na Cmentarzu Komunalnym. Ustaliliśmy sprawcę tego przestępstwa. Okazał się nim nieletni z naszego miasta. Sprawę skierowano do Sądu w naszym mieści
Zwracam również uwagę , zwłaszcza kobietom dokonującym zakupów w naszych sklepach i beztrosko noszących portfele w torbach zawieszonych na ramieniu, nad którymi nie mają kontroli. W marcu odnotowaliśmy trzy przypadki kradzieże tzw. "kieszonkowych" w momencie robienia zakupów w sklepach. Bądźmy ostrożni, nie nośmy w ten sposób pieniędzy. Trzymajmy je przy sobie, najlepiej w wewnętrznych kieszeniach naszej odzieży. Są przecież złodzieje wyspecjalizowani w tego typu kradzieżach. Odwiedzają oni również nasze miasto, a jak to się mówi - "okazja czyni złodzieja".
Komisarz Wiktor Mazan
Apel Nadleśnictwa
Las jest dobrem ogólnonarodowym, daje dochody nie tylko państwu, tworząc jego budżet i majątek, ale służy także naszemu gminnemu środowisku. Daje ludziom pracę, jest miejscem wypoczynku, wytchnienia i przyjemnego zbieractwa, łagodzi klimat, poprawia strukturę gleby. Podatek leśny regularnie wpływa do kasy Urzędu Miasta wspomagając skromny budżet naszej gminy. Nadleśnictwo jest największym i solidnym pracodawcą na naszym terenie, a jego zadania ciągle rosną.
Jednak ten wielki majątek, jakim jest las, jest ciągle zagrożony. Już w tym roku strażacy i leśnicy kilkakrotnie musieli gasić zagrażające mu w naszej gminie pożary, wzniecane zawsze przez bezmyślność ludzką, a często powodowane chuligańskimi wybrykami. Szkody z tego powodu są ogromne, a płaci za nie tylko Nadleśnictwo ale pośrednio całe społeczeństwo.
Dlatego apelujemy do wszystkich obywateli, do młodzieży i dzieci - zachowajcie w lesie ostrożność z ogniem, nie palcie w lesie ani w jego pobliżu ognisk, nie rzucajcie niedopałków. Sygnalizujcie nam, policji i strażakom zagrożenia, piętnujcie łobuzów. Pomagajcie chronić las. Jedna iskra może spowodować milionowe straty. Las pali się i ginie bardzo szybko, a musi rosnąć sto lat i więcej.
Nie bronimy Wam wstępu do lasu i korzystania z jego dobrodziejstw; jednak może się zdarzyć tak, jeśli wandalizm będzie się nasilał, że będziemy musieli go zamknąć dla społeczeństwa. Wierzymy jednak, że wygra rozsądek, a jednostkowe wybryki nie zagrożą naszemu wspólnemu dobru.
Mgr inż. Wiesław Rymszewicz - nadleśniczy
Mały sport - wielka radość
Uczeń Szkoły Podstawowej nr 3 w Łobzie BARTOSZ TRABSZO zajął III miejsce i zdobył brązowy medal w mistrzostwach województwa zachodnio-pomorskiego w biegach przełajowych. Zawody odbyły się w Policach z udziałem blisko 1000 młodych zawodników.
Bartek do sporej już kolekcji dyplomów, pucharów i medali z wielu imprez "dorzucił" następny, tym razem za biegi przełajowe na dystansie 1500 m.
Nauczycielem wychowania fizycznego i zarazem trenerem tego zawodnika jest Kazimierz Mikul. Talent i praca szkoleniowa Bartka na pewno nie pójdą na marne. Jego dalszą edukację sportową chce przejąć najlepszy klub lekkoatletyczny w rejonie - LKS "Pomorze" ze Stargardu Szczecińskiego. Od września tego roku Bartek będzie uczniem technikum samochodowego, a zarazem zawodnikiem grupy biegów pod kierunkiem trenera Zbigniewa Krzyśka.
Zdzisław Bogdanowicz
Konkurs Wiedzy Morskiej
Nasz Ośrodek Szkoleniowy Ligi Obrony Kraju zorganizował w dniu 25 marca br. Rejonowy Konkurs Wiedzy Morskiej dla młodzieży. Wzięło w nim udział 8 zespołów ze szkół podstawowych z Łobza, Węgorzyna, Łosośnicy Runowa, Radowa Małego, Siedlic i Bełczny oraz 4 zespoły ze szkół ponadpodstawowych z Łobza i Reska. W grupie szkół podstawowych zwyciężyła drużyna z SP nr 2 z Łobza w składzie: Agata Sofinowska, Bartosz Koleśnikow, Marcin Mężyński i Mateusz Tymoszczyk; w grupie szkół ponadpodstawowych pierwsze miejsce zajęła drużyna LO z Reska w składzie Joanna Baranowska, Katarzyna Soboń, Łukasz Grygiel i Grzegorz Maczulski. Te zespoły reprezentować będą rejon łobeski w eliminacjach okręgowych w Świnoujściu. Życzymy sukcesów. RED.
Łobeskie kluby sportowe
Nasze miasto dopracowało się bardzo dużej ilości klubów sportowych. Aktualnie funkcjonuje i czynnie działa u nas 12 klubów o bardzo szerokiej i interesującej gamie dyscyplin.
Przedstawiamy je:
"Światowid" - Międzyzakładowy Klub Sportowy
"Hubal"- Ludowy Klub Jeździecki
"Rega" - Strzelecki Klub Sportowy
"Olimp" - Międzyszkolny Klub Sportowy
"Sho Bu Kan" - Sporty Walki Wschodu
"Jedynka" - Uczniowski Klub Sportowy (przy SP nr 1)
"Kometa" - Uczniowski Klub Sportowy (przy SP nr 2)
"Trójka" - Uczniowski Klub Sportowy (przy SP nr 3)
"Badminton" - Uczniowski Klub Sportowy (przy SP w Bełcznie)
"Gambit" - Uczniowski Szachowy Klub Sportowy (przy SP nr 1)
"Spływ" - Uczniowski Klub Sportowy (przy Zespole Szkół)
"Góral" - Uczniowski Klub Turystyki Rowerowej i Górskiej (przy Liceum Ogólnokształcącym)
Teraz ważne jest, by wymienione tutaj kluby swoim ciekawym programem działania zainteresowały jak największą ilość uczniów i dorosłych. Wówczas o zdrowie i modę na uprawianie sportu możemy być spokojni. Od następnego numeru prezentować będę poszczególne kluby.
Zdzisław Bogdanowicz
Obradowali działkowcy
W dniu 16.04 br. odbyło się doroczne zebranie sprawozdawcze łobeskiego Zarządu Pracowniczych Ogrodów Działkowych z udziałem jak zwykle licznych delegatów z poszczególnych ogrodów i zaproszonych gości. Była też obecna burmistrz Miasta H. Szymańska.
Na wstępie zebrania w uznaniu za wieloletnią dobrą pracę na działce "Srebrne Odznaki Zasłużonego Działkowca" wręczono Janowi Bujakowi, Teresie Cwynar, Tadeuszowi Stańczykowi, Zofii Rejmer, Krzysztofowi Galczakowi i Michałowi Czerskiemu, "Odznaki Brązowe" otrzymali - Mieczysław Bryczkowski, Elżbieta Kusztra i Zbigniew Waliszewski, dyplom uznania za piękni prowadzoną działkę wręczono Władysławowi Włodarczykowi.
Sprawozdanie z rocznej pracy Zarządu złożył jego prezes Władysław Mołda.
W roku 1998 udało się dzięki pomocy finansowej Zarządu Okręgowego POD w Szczecinie - mówił prezes - zmodernizować hydrofornię w ogrodach na Dalnie, gdzie znajduje się 526 działek (połowa wszystkich działek w Łobzie), dzięki czemu jej pojemność wzrosła dwukrotnie z 4 do 8 tysięcy litrów. Powinno to usatysfakcjonować wszystkich tamtejszych działkowców, którzy do tej pory słusznie narzekali na brak wody. Hydrofornia ta ma dodatkową zaletę - w razie awarii sieci miejskiej można z niej zasilać miejski wodociąg. Dokonano również wycinki drzew zagrażających działkowcom w ogrodzie przy Nadleśnictwie i poczcie. Prace te udało się wykonać dzięki pomocy St. Przybylaka prezesa Łobeskiego Przedsiębiorstwa Melioracji i Urządzeń Wodnych, a ich koszty pokrył wojewódzki zarząd tej firmy. Dwukrotne lustracje ogrodów wykazały, że działkowicze na ogół bardzo dobrze zagospodarowywali swoje ogródki. Organizowano zbiórki nadwyżek owoców i warzyw, które dostarczano do stołówek szkolnych. Dyrekcje szkół dziękują za to działkowcom i proszą o dalszą pomoc.
Prezes poinformował też zebranych o zmianach niektórych opłat działkowych. Dotąd za wodę działkowicze płacili po 0,93 zł/m3, w roku 1999 cena ta wyniesie 1,15 zł/m3. Podniesiona została też opłata za 1 m2 działki z 0,07 do 0,08 złotego. Pozostałe opłaty (wpisowe, ogrodzenie działki, budowa altanki) nie zmieniły się. POD w Łobzie ma w tej chwili 1123 działki, z tego wolnych jest (do wzięcia) 120. Składki wpłacili wszyscy działkowicze.
W roku 1999 przeprowadzony będzie kapitalny remont ogrodzenia na Dalnie III, będą robione bieżące remonty ogrodzeń w innych ogrodach, gdzie zajdzie taka konieczność, nawożony będzie żużel na drogi, które wymagają utwardzenia, zakupiona zostanie pompa głębinowa dla Dalna I, przeprowadzone zostaną lustracje działek oraz odbędą się obchody Dnia Działkowca.
Zebrani wysłuchali również sprawozdania finansowego księgowej POD J. Krzywańskiej i bardzo pochlebnego wystąpienia przedstawiciela Zarz. Woj. POD, który chwalił łobeskich działkowców za bezkonfliktową działalność. Komisja rewizyjna nie znalazła uchybień w pracy Zarządu i zaproponowała udzielenie mu absolutorium, co też jednogłośnie nastąpiło Przewodniczący komisji rozjemczej J. Szafran z przyjemnością stwierdził, że jego zespół nie musiał w 1998 roku rozpatrywać żadnych spraw spornych. W dyskusji nie wniesiono uwag do pracy Zarządu, a narzekano przede wszystkim na kradzieże na działkach.
W. Bajerowicz
Oświata ponadpodstawowa w powiecie stargardzkim
Jednym z zadań powiatu (starostwa) jest obecnie sprawowanie funkcji organu prowadzącego szkoły ponadpodstawowe, ośrodki opiekuńczo-wychowawcze, placówki kształcenia ustawicznego, poradnie psychologiczno-pedagogiczne itp. Od roku 2001 powiat będzie pełnił tę funkcje również wobec szkół artystycznych. W powiecie znajduje się 12 gmin i zamieszkuje go 143 tysiące ludności. Jest to organizm duży i stąd złożoność problematyki, jaką zajmuje się koordynujący pracę szkolnictwa Powiatowy Wydział Oświaty, Kultury i Sportu przy Starostwie w Stargardzie.
Starostwo w Stargardzie prowadzi w tej chwili:
- 17 szkół i placówek oświatowo-wychowawczych publicznych subwencjonowanych, w tym: 7 zespołów szkół zawodowych, 2 zespoły szkół ogólnokształcących, 1 liceum ogólnokształcące specjalne, 1 szkołę podstawową specjalną, 1 gimnazjum specjalne, 2 poradnie psychologiczno-pedagogiczne, 2 domu dziecka i 1 specjalny ośrodek opiekuńczo-wychowawczy;
- 22 szkoły niepubliczne z uprawnieniami szkół publicznych, w tym: 3 technika zawodowe, 8 policealnych studiów zawodowych, 6 liceów ogólnokształcących, 1 średnie liceum zawodowe, 1 zasadniczą szkołę zawodową i 3 średnie studia zawodowe;
- 17 placówek niepublicznych niedotowanych.
Działania Wydziału Oświaty mają charakter kierunkowy i uwzględniają wdrażanie reformy oświatowej w okresie lat 1999 - 2002. W pierwszych miesiącach działalności Starostwa przejęto dokumentację szkół i placówek oświatowo-wychowawczych z Kuratorium Oświaty, zaprowadzono ewidencję szkół i placówek oświatowo-wychowawczych oraz klubów sportowych, dokonano podziału subwencji oświatowej, powołano doradczo-konsultacyjny (6 dyrektorów zespołów szkół), zatwierdzono zadania rzeczowe dla szkół zawodowych, opracowano informację o planie naboru do szkół ponadpodstawowych uwzględniając liczbę absolwentów klas ósmych ze szkół podstawowych w powiecie stargardzkim, przygotowano projekt powiatowego centrum kształcenia ustawicznego dla uczniów i ośrodka doskonalenia nauczycieli. Już z kilkumiesięcznej analizy pracy prowadzonych przez starostwo szkół wynika konieczność likwidacji niektórych internatów (małe wykorzystanie miejsc) i tworzenie w ich miejsce międzyszkolnych burs i internatów. Przewiduje się również dostosowanie kierunków i profili kształcenia w poszczególnych szkołach zawodowych do ogólnej strategii reformy oświatowej w województwie zachodniopomorskim, uwzględniając bazę techniczno-dydaktyczną dla liceów technicznych, profilowanych oraz szkół zawodowych 2-letnich.
Wprowadzenie reformy oświatowej w szkołach ponadpodstawowych rozpocznie się od roku szkolnego 2002/2003. Dlatego już teraz staje się przeprowadzenie badań zapotrzebowania w naszym powiecie na profile i kierunki kształcenia. Wstępna analiza sytuacji poszczególnych szkół i placówek wskazuje na potrzebę bardziej ekonomicznego wykorzystania wszystkich obiektów, zadbania o ład, porządek i estetykę w nich i wokół nich.
Adres Wydziału Oświaty, Kultury i Sportu w Starostwie Stargardzkim: Stargard, ul. Skarbowa 2, telefon 578-63-16. Dyrektor Wydziału: Janusz Iżewski.
Jan Szafran
W Urzędzie Stanu Cywilnego
W okresie od 15 marca do 17 kwietnia w Urzędzie Stanu Cywilnego 1999 roku zarejestrowano zawarcie małżeństw przez 18 młodych par. I tak na ślubnym kobiercu stanęli:
15 marca
- Rafał Martula i Dominika Wiśniewska
19 marca
- Mariusz Czesław Kowalski i Eliza Onyszkiewicz
4 kwietnia
- Andrzej Osieczko i Agnieszka Ewa Domagała
- Grzegorz Tadeusz Sikorski i Honorata Władysława Kałwak
- Krzysztof Fotis Karawasilis i Małgorzata Zienkiewicz
- Ryszard Jacek Przeradzki i Dorota Danuta Pietrzak
10 kwietnia
- Sylwester Kosiński i Magdalena Rudzka
- Jacek Franciszek Citlau i Magdalena Kucharska
17 kwietnia
- Paweł Stanisław Michna i Agnieszka Haraś
Ewa Stypułkowska
Z żałobnej karty
1. Czesław Kościukiewicz 01.12.1929 - 16.03.1999
2. Jerzy Wargocki 26.08.1938 - 16.03 - " -
3. Jan Terczyński 24.12.1937 - 27.03 - " -
4. Jarosław Krawczuk 15.02.1929 - 28.03 - " -
5. Stanisław Gargula 29.04.1948 - 29.03 - " -
6. Mirosław Lalak 15.08.1955 - 24.o3 - " -
7. Helena Kozłowska 25.02.1946 - 31.03 - " -
8. Zbigniew Daszkiewicz 14.12.1940 - 02.04 - " -
9. Helena Borowska 30.11.1917 - 04.04 - " -
10. Ryszard Staniszewski 03.04.1999 - 03.04 - " -
11. Zenon Wachowicz 02.04.1932 - 11.04 - " -
(WB)
Do Łobeziaka można pisać tutaj: