Luty 1999 (numer 86)

  Spis treści: 

Od redakcji
Punkt siedzenia i punkt widzenia
Sygnały z internetu
Tu 'Łobeziak' nr 742 - 96. Słucham.....?
Aktualne pytania
Coś nieprawdopodobnego
Siódmy Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Łobzie
Gdzie chcemy się leczyć
Globalnie i lokalnie
Towarzystwo Budownictwa Społecznego
Gotowi do wiosny
Gwarno w Domu Pomocy
Jak dawniej bywało w domach
Jaki czynsz za mieszkania komunalne w 1999 roku?
Konkurs LOK-u rozstrzygnięty
Miejska Biblioteka Publiczna ma 50 lat
Kronika policyjna
Narkomania w Łobzie
Nie szukać czarownic
Obyczaje, obyczaje.....
Opłatek u niewidomych
Podwyżka cen wody i ścieków w 1999 roku
Reforma? Tak, ale...
Sprzedaż mieszkań komunalnych
Ważne dla wieczystych użytkowników
Zrobimy to sami
Zioła na działce
Zdań kilka o samorządzie gminnym
W Urzędzie Stanu Cywilnego
Z żałobnej karty


Od redakcji

Żyjemy w ciekawych czasach. Sytuacja w kraju szybko się zmienia, szybciej niż przewidywaliśmy w poprzednim numerze, mówiąc o przełomowych datach, o obawach i nadziejach związanych z Nowym Rokiem. Jak przysłowiowe szydło z worka wyłażą na jaw problemy ogólnokrajowe, które jednak dotyczą i nas w Łobzie, może nawet bardziej niż w ośrodkach wielkomiejskich, Trudno się w tym wszystkim, co się na dniach dzieje w naszym kraju, połapać, trudno zająć jednoznaczne stanowisko. Bo jeśli naprzód na przykład dowiadujemy się, że jest dość pieniędzy na przeprowadzenie niewątpliwie potrzebnej reformy służby zdrowia i wystarczy na nią odpis z budżetu państwa w wysokości 7%, a w trakcie wprowadzania tej reformy wychodzi, że nie wystarczy, że trzeba aż 11%, co potwierdza przyciśnięty do muru minister zdrowia, to ktoś tu chyba sprawę zawalił. Budżet państwa jest gotowy - przesunięcie w nim środków z 7% do 11 (a idzie tu o sumy ogromne - nie trzeba być uczonym, żeby to rozumieć) musi zaowocować jego naruszeniem i bez względu na to czy lubimy ministra Balcerowicza, czy nie, trzeba mu wierzyć, że spowoduje to inne, nieprzewidywalne dzisiaj, kłopoty także dla nas w Łobzie, bo pieniądze te trzeba będzie zabrać komuś innemu, oświacie na przykład. Jeśli się postulatów służby zdrowia nie spełni, to może się okazać, że kasom chorych w ciągu roku zabraknie pieniędzy. Już zresztą zabrakło na krwiodawstwo - o czym piszemy w numerze. Cóż zwykły, pojedynczy człowiek ma przed sobą ważniejszego niż to swoje kruche życie i zdrowie, niż zwolnienia z pracy, które się przy okazji przewiduje? Czy można się zatem dziwić ludziom, że ich to wszystko tak dramatycznie interesuje, że spodziewają się najgorszego? Stara anegdota jest paskudna, bo złośliwa - ale powtórzmy ją, bo w jakimś tam stopniu wyraża potoczną mądrość: Dlaczego politycy nie dali naprzód tej reformy do sprawdzenia uczonym - ci by ją przynajmniej przetestowali na szczurach, zanim by ją zaaplikowali ludziom. Ale nie załamujmy się. Nie pierwszy to raz w historii coś takiego się dzieje, że któreś pokolenie musi ponieść koszty takich i tym podobnych mniej lub bardziej udanych eksperymentów i towarzyszącego im bałaganu. Szkoda tylko, że trafiło się to akurat nam i wstrząsająca jest taka pociecha. Podobno potem jest na ogół lepiej, jako że świat robi się rzekomo coraz lepszy, wygodniejszy, przyjaźniejszy ludziom. Ano - pożyjemy, jak się da i ile się da, i zobaczymy.
Redakcja

Punkt siedzenia i punkt widzenia


Dziadek jest, jak wiadomo, leciwy i właściwie nic go już nie powinno dziwić, bo z wiekiem człowiek nabiera dystansu do spraw i ludzi. To, co dla młodych wydaje się być najważniejsze - kariera, pieniądze, awanse, osiągnięcia takie i owakie, władza, kobiety, moda, uznanie i wszystko inne, co tam jeszcze pcha ludzi do działania - staje się błahe, małe wobec ostateczności, wobec okrutnej świadomości tego, że oto coś najważniejszego, mianowicie życie, się kończy i żadna siła czy żaden cud nie mogą temu zapobiec. Niemniej i Dziadek przeciera oczy ze zdumienia, kiedy zdarzy mu się, a zdarza się to obecnie bardzo często, że ludzie w zależności od okoliczności, w jakich się znaleźli, zmieniają skórę i nie tylko mówią, ale i robią zupełnie coś innego niż, powiedzmy, robili kilka lat temu, a nawet, jak się to potocznie mówi - na dniach. Nie nowina to, ten rodzaj zachowania się mają przecież istoty ludzkie jakby zakodowany od zawsze i właściwość ta pozwalała im przystosowywać się do najbardziej stresujących okoliczności, czego z kolei nie potrafią żadne inne zwierzęta. Dlatego to właśnie nasz słaby, mięczakowaty gatunek opanował świat, a nie na pozór lepiej umięśnione, bardziej zębate, szybsze, zmienno krwiste, potrafiące nawet zamarznąć, a potem odżyć - zwierzęta. Czymże są niewinne sztuczki kameleona w porównaniu z tupetem, do jakiego zdolni są tylko ludzie usprawiedliwiający się na dodatek stwierdzeniem, że tylko krowa nie zmienia poglądów. Ta właściwość znalazła też zwięzłe określenie w mowie potocznej. Mówi się przecież trafnie i na ogół z ironią, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Bo też i ta umiejętność lawirowania pośród różnych okoliczności budzi jednak wątpliwości natury moralnej. Gdyby nie ten drobiazg, ta moralna czujność - żylibyśmy naprawdę w piekle. Co mianowicie tak Dziadka sprowadza na ziemię? Oto w ostatnich dniach jesteśmy świadkami szczególnie teatralnych wręcz wcieleń niektórych aktorów naszej sceny politycznej, ujawniających tę ludzką umiejętność w sposób niestety perfidny, chociaż może robią to w sposób nieświadomy, mają ją, jak się to mówi, we krwi. Bo też zdarza się, że niektórym ludziom czującym dla siebie korzystną koniunkturę polityczną po prostu "odbija szajba" - upajają się swoją władzą - swoje idee, pomysły, punkt widzenia uważają za jedynie słuszne. Skąd my to znamy? Ależ to nawyk partyjny z czasów PRL-u, ale w wykonaniu aktorów odżegnujących się od jej niechlubnego dziedzictwa. Cóż to za paradoks taka zemsta z zza grobu ze strony tamtego ustroju! Tyle że to w Polsce zjawisko ciągle typowe, bo jeszcze nie zdążyła się u nas utrwalić świadomość tego, że w demokracji, skoro już ją mamy, nie wszystko da się zrobić z ludźmi na siłę, że inni też mają jakieś tam poglądy, potrzeby, pomysły, dążenia, życzenia i w końcu także prawa, że nie są społeczeństwem przypadkowym ale żywym, że nie można tego społeczeństwa brać za twarz czy też nakładać mu kagańca i odbierać mu prawa do tego, żeby o tym wszystkim po prostu mówiło. Bo czyż nie można nie przetrzeć oczu ze zdumienia i nie dowierzać własnym uszom, kiedy widzi się nimi i słyszy ministra aktualnego rządu, który publicznie w dzienniku wieczornym poucza nas, że to dwaj prowodyrzy (dosłownie) tak skołowali kilku anestezjologów, że ci są teraz zdolni do skrzywdzenia całego polskiego narodu w tym samym czasie, gdy za tymi dziadami-lekarzami opowiada się kilkadziesiąt tysięcy ich kolegów. Któryś inny facet z tego środowiska wtóruje mu i mówi, też publicznie, że jeśli się tym kilku awanturnikom nie podoba to, na co muszą się zgodzić z łaski władzy, to fora ze dwora i w ich miejsce sprowadzi się "ruskich" (też dosłownie). Zabrakło w tym wszystkim już tylko wezwań do tego, żeby namawiać to "słuszniejsze" społeczeństwo, by wzięło sprawy w swoje ręce i przyłożyło tym wrednym anestezjologom, ale w podtekstach to było. Młode pokolenie już tego nie pamięta, ale Dziadkowi wydało się w tym momencie, że słyszy Władysława Gomułkę z roku 1968, a może Edwarda Gierka z 1970. Dla pamięci - Gomułka "namówił" wtedy robotników do tego, by skutecznie lali pałami studentów i zmuszono wtedy do emigracji z Polski kilkadziesiąt tysięcy ludzi. I mówi to minister rządu, który rości sobie prawo do bycia strażnikiem demokracji i dziedziczenia jej zdobyczy z przełomu lat osiemdziesiątych! Ministra można do pewnego stopnia usprawiedliwić, jest młody, może nie pamięta, ale na tym przykładzie można zobaczyć z całą jaskrawością, że widzenie rzeczywistości, spraw ludzkich zależy od punktu siedzenia. Im tron wyżej, tym ludzie niżej. Pewność siebie i pycha to drożdże, które świetnie rosną w cieple władzy, szczególnie wtedy, gdy sprawują ją mali, przeciętni ludzie. I co ciekawe w tym wszystkim i nie wróżące ciągle nic dobrego, że mało tu do rzeczy ma ideologia, opcja polityczna, to, co się kiedyś jako podziemny działacz robiło, to, czy się za swoje ideały siedziało w więzieniu czy było internowanym. I zgadnij tu teraz, szary człowieku, w którym miejscu ta władza rzeczywiście reprezentuje nadrzędny interes państwa czy narodu, chce jego dobra, w którym zaś po prostu błądzi i psuje. Jak jej wierzyć? Co tam wielka polityka. Czyż przejawem takiej arogancji nie było niedawne pozbawienie Łobza praw powiatowych? Wszyscy łobzianie, bez względu na swoje poglądy, którzy wtedy stykali się z przedstawicielami aktualnych władz państwowych, wynosili z tych z łaski udzielanych im, po uprzednim wystawaniu w przedpokojach, posłuchań wrażenie, że dobrze by było, żeby ich (łobzian) nie było, że zawadzają, o czymś tam marudzą, zaś władza i tak wie lepiej. A jeśli nawet nie wie i robi błędy, to się do tego i tak nie przyzna, bo przecież jest mądrzejsza. Ta przeszkoda będzie chyba najtrudniejsza do pokonania na drodze do odzyskania powiatu. W tym kontekście pojął Dziadek nagle sens tych rządowych ataków na telewizję, która jakoby jest nielojalna wobec władzy. I starego - mimo że jak wspomniał na wstępie, mało już obchodzą sprawy bieżące - przeszły ciarki, bo mimo wszystko chciałby przeżyć resztę życia ze świadomością tego, że mu nikt kagańca nie założy, do czego ciągle są, jak widać, chętni.
Dziadek

Sygnały z internetu

"Łobeziak" w Internecie
Oto kolejny sygnał z Internetu:
Od: macsped
Temat: życzenia noworoczne. Data: 29 grudnia 1998 20:33.
Życzenia wszelkiej pomyślności, pogody ducha, realizacji wszelkich planów, nawet tych najbardziej fantastycznych w Nowym nadchodzącym 1999 Roku dla całej redakcji "Łobeziaka" przesyła Krzysztof Majewicz. Szczególne życzenia dla panów W.Bajerowicza i H.Musiała.
Ps.: Proszę wydawać nadal "Łobeziaka". Jak bywam u mamy, to czytam tylko Państwa gazetę!!!

Tu 'Łobeziak' nr 742 - 96. Słucham.....?

1. Znowu mamy kolejne wybryki przyrody. Mianowicie 6 stycznia w Łobzie było w dzień + 12 stopni C !!!. Rolnicy mówią, że zaczęła się wegetacja niektórych roślin; na przykład oziminy zazieleniły się i rosną w oczach. Warto wyjść za miasto i to zobaczyć. A w tym czasie powinna być siarczysta zima. Za kilka dni w tym miejscu włączymy się, żeby dokumentować to, co się stanie z pogodą. Podobno od USA, gdzie w tej chwili szaleją śnieżyce i jest ponad - 30 stopni C, idzie do nas fala dużego mrozu i zadymki. Poczekamy - zobaczymy. Przejeżdżaliśmy w tych dniach obok jeziora Miedwie, które w tym roku w ogóle nie zamarzło. Trzeba się w tych warunkach mimo wszystko zgodzić z meteorologami i powtórzyć za nimi, że średnia temperatura stycznia na naszym Pomorzu mierzona przez nich od dwustu lat wynosi tylko - 1 stopień C, a w Szczecinie nawet - 0,5 stopnia C. RED.
2. "Napiszcie, że z satysfakcją obserwuję działania Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych (PUK). Na przykład już kolejny rok z rzędu przed Dniem Zadusznym jego pracownicy porządnie wysprzątali cmentarz z jesiennych liści i innych nieczystości, a po tak zwanym, na mój gust dosyć dzikim i niewybrednym "witaniu" Nowego Roku na placu 3 Marca, jeszcze przed świtem 1 stycznia uporali się ze śmieciami, jakie pozostawili po sobie uczestnicy tej imprezy. Byłem w nocy na placu podczas trwania tej niby zabawy i obserwowałem, jak ludzie tłukli butelki i rozrzucali różne opakowania i trudno mi było uwierzyć, że ktoś w ogóle się za to zabierze. A jednak rano plac był czysty. A swoją drogą ciekawe, ile kosztuje takie sprzątnięcie placu po naszych "wesołych" obywatelach? Może postaracie się to sprawdzić i podać do publicznej wiadomości". Zb.Harbuz
3. "Czyż byście nie mieli w swoim komputerze korektora błędów? Jakim cudem pojawiło się w styczniowym "Łobeziaku" jakieś "krwiodastwo"?" - pyta "Uważny Czytelnik". Rzeczywiście "krwiodawstwo" pisze się tak, jak się pisze, a nie tak, jak to napisaliśmy w numerze 85. Nie usprawiedliwia nas to, że tak wyszło już po korekcie i nie mieliśmy możliwości poprawy. Rumienimy się za tego byka. RED.
4."Kiedy usłyszałem 5 stycznia wiadomość, że premier powołał Rządowy Zespół Monitorowania Reform i że ludzie z tego zespołu będą jeździć po Polsce i interweniować wszędzie tam, gdzie nie udają się reformy oraz na poczekaniu wyciągać konsekwencje wobec "winnych" , nie mogłem powstrzymać się od ironii i przykrych skojarzeń. Nie dlatego, bym o konieczności reform nie był przekonany, ale dlatego, że ta wiadomość z całą siłą uświadomiła mi, że nie są one dobrze przygotowane, nie zawsze programowo rozumne i wprowadzane na siłę. Może tak trzeba, bo inaczej latami trwałyby dyskusje, jak to u nas w Polsce i byłoby dużo dymu, a skutku żadnego. Ale mi się w tym momencie przypomniał stan wojenny i wojskowe grupy interwencyjne. Z jedną z nich miałem do czynienia - wpisała mi naganę za to, że "boks na koks nie był wybetonowany" w styczniu tamtego roku (a zima była surowa) i koksu nie było od lat, a ludzie w mojej instytucji po prostu marzli. I jeszcze anegdota: Onegdaj zastanawiano się nad tym, co zrobić, żeby było mniej zebrań i podjęto decyzję - zwołać zebranie, na którym będzie się dyskutować, co zrobić, żeby było mniej zebrań. Niejaki Parkinson nazwał to pączkowaniem administracji i wchodzeniem na wyższy poziom niekompetencji. I to jest właśnie niepokojące i podejrzane. Kiedy nie wiadomo, co robić, wprowadza się reformowanie reform. W.I.
5. " Z podziwem i uznaniem obserwowałem popisy młodego człowieka, który nazywa się Marcin Gęsicki. Prowadził on na placu przy fontannie, a potem w kawiarni Kosmos licytację fantów dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i to przede wszystkim jego osobista zasługa, że rozchodziły się one tak dobrze. Swoboda, z jaką prowadził licytację, uśmiech, poczucie humoru, łatwość nawiązywania kontaktu z publicznością, siła przekonywania, naturalność zachowania się sprawiały, że ludzie licznie gromadzili się wokół podium na placu jak na przyjemnym widowisku i brali w nim aktywny udział, ja zresztą też poddałem się temu nastrojowi. Nasz samorodny artysta licytacji p.Marcin nie próbował naśladować zmanierowanych profesjonalistów w tej dziedzinie, nie było w nim nic z zawodowego cwaniaka, jego żarty były delikatne, świeże, emanowała z niego życzliwość, był sobą". (W. I.)
6. Polak naprawdę potrafi. Ledwo rzecz się stała głośna, już w niektórych łobeskich sklepach pojawił się napój o nazwie "Viagra. Pytaliśmy, czy to "ta" Viagra, ale miłe sprzedawczynie nie wiedziały na pewno. Niemniej na ucho powiedziały nam, że już kilka ich koleżanek próbowało i wyniki nie były zadowalające. Cena płynu nie jest wygórowana jak na nadzieję, jaką powinien dawać - 4 zł za butelkę. Może trzeba wypić kilka butelek, żeby się udawało. Tylko ile? Żeby był skutek taki jak z pigułki, która idzie po 50 zł, trzeba by pewnie wypić ze dwadzieścia butelczyn tej płynnej Viagry czyli całe wiadro. RED.
7. "Zaczęły się protesty pracowników przemysłu odzieżowego i obuwniczego zagrożonych postępującym upadkiem tych branż wynikającym głównie z zalewania polskiego rynku przez tanią odzież i obuwie z krajów azjatyckich - Taiwanu, Chin itp. Oprócz żądań postawienia barier celnych przeciw temu potopowi (w Łobzie na targu duża część sprzedawanych tam tekstyliów jest azjatyckiego pochodzenia - sam kupiłem niezłą i tanią czapkę tajwańską) nasi odzieżowcy żądają podobno przy okazji wprowadzenia wysokich ceł na używane ciuchy sprowadzane z Zachodu. Jednak każdy kij ma dwa końce. Co się stanie wtedy z naszymi biedakami i nie tylko, którzy się do tej pory masowo ratowali właśnie tymi ciuchami za parę groszy i z właścicielami ciuchowni, których jest w naszej gminie aż 24? Też klient "Szperaka"

Coś nieprawdopodobnego

Jeszcze nie tak dawno, bo w grudniowym numerze pisaliśmy o 40-leciu obchodów Honorowego Krwiodawstwa w naszym mieście i w Resku i ogromnych zasługach łobeskich i reskich krwiodawców. Było wtedy uroczyste spotkanie, na którym przedstawiciele wojewódzcy apelowali o to, by ten szlachetny ruch rozwijać, bo krwi jest coraz mniej i właśni naszych krwiodawców chwalili, jako tych, którzy mimo różnych trudności są ciągle ofiarni; mają oni zresztą też pisma od Zarządu Głównego HDK, by swoje działanie propagowali i pozyskiwali nowych członków. Nagle na dniach dowiedzieliśmy się od prezesa Klubu HDK w Łobzie Romana Mikszy, że Klubowi grozi zamknięcie, a nasi krwiodawcy, jeśli zechcą, będą mogli dojeżdżać do Gryfic albo do Stargardu. Tę nieprawdopodobną wiadomość potwierdził nam też dr Wł. Ciuka i dodał, że jest to nie tylko pogłoska, ale fakt. Łobeski punkt krwiodawstwa został już zamknięty i tym samym krwi się u nas nie pobiera. Powodem tej decyzji wydanej przez dr Rzechułę, dyrektora Wojewódzkiej Stacji Krwiodawstwa, który bywał często w Łobzie i prawił zawsze naszym krwiodawcom komplementy, jest podobno to, że krwi obecnie jest za dużo, a ponadto punkty jej odbioru w Łobzie i w Resku nie są do pełnienia swoich funkcji przygotowane. Jest to wszystko tym bardziej zdumiewające, że zewsząd słyszymy o ciągłym braku krwi w Polsce i o tym, że jest ona bardzo poszukiwana za granicą, że można ją przetwarzać i konserwować na różne sposoby. Wiele razy byliśmy i jesteśmy świadkami apeli, a nawet żądań przy okazjach różnych dramatycznych indywidualnych i zbiorowych wydarzeń o dobrowolne oddawanie krwi, a także uzależnianie wykonania operacji od oddania krwi przez członków rodzin. Co tu jest grane? Komu wierzyć? Jedno już wiemy, doszły nas takie sygnały, że w Gryficach i Stargardzie nie chcą naszych krwiodawców przyjmować. Jest to dla dużej części krwiodawców po prostu szok, bo oddawali krew naprawdę bezinteresownie z pobudek szlachetnych, osobistych. Podobno ma to wszystko związek z jakimiś przepychankami w służbie zdrowia, nagłym brakiem funduszy, oszczędnościami czy czymś podobnym. Czy za jakiś czas nie usłyszymy teorii, że taniej jest kupić krew od jakichś "Ruskich" czy Hindusów? A przecież polska krew jest bodaj najtańsza na świecie. To, co dostaje polski krwiodawca po oddaniu swojej porcji krwi urąga jakiejkolwiek przyzwoitości. Rzekomo uruchomiony zostanie jakiś autobus, który będzie objeżdżał od czasu do czasu określone miejscowości i pobierał krew. To będą miały być te lepsze warunki dla ludzi, którzy dzielą się swym życiem z innymi? Cokolwiek by to było, likwidacja punktów krwiodawstwa w Łobzie i w Resku jest skandalem. W tych warunkach łobeski Klub HDK może przestać działać i w ten sposób zniszczona zostanie jego kilkudziesięcioletnia tradycja, a do tej pory Klub zrzeszał 400 członków. W roku 1998 w Łobzie 965 osób oddało 450 litrów krwi, a w Resku aż 1397, od których otrzymano 630 litrów tego płynu życia. Odbudowanie tego potencjału będzie praktycznie w przyszłości niemożliwe.
RED.
Wiadomość z ostatniej chwili: Jedną z przyczyn, najważniejszą, że nie odbiera się krwi od krwiodawców nie są wcale perypetie z anestezjologami i chirurgami, ale że kasy chorych nie chcą podpisywać odpowiednich umów z wojewódzkimi stacjami krwiodawstwa, bo nie mają na to rzekomo pieniędzy. Jeśli potwierdzi się zły scenariusz i polskie krwiodawstwo upadnie, mówią wtajemniczeni, to będzie się do Polski sprowadzać krew nie z Afryki ale np. z Austrii czy Holandii, oczywiście za odpowiednią już cenę.
RED.

Aktualne pytania

Z kilkoma pytaniami dotyczącymi aktualnych problemów łobeskich związanych ze sprawą rewindykacji powiatu w naszym mieście zwracam się do Burmistrz p. Haliny Szymańskiej:
Łobeziak: - pani Burmistrz, jak daleko są zbiegi w celu odzyskania przez Łobez statusu powiatu?
Burmistrz: - Najważniejsze w tej chwili są deklaracje gmin ościennych, że chcą wejść w skład przyszłego powiatu łobeskiego. W tym celu z naszej inicjatywy staramy się utworzyć Związek Celowy Gmin Łobza, Węgorzyna, Radowa, Reska, Ińska i Dobrej Nowogardzkiej. Nasza Rada Miejska uchwaliła projekt statutu tej organizacji, który został rozesłany do wspomnianych gmin. Ma on tam być omówiony i ewentualnie przyjęty na sesjach rad. Wtedy rozpoczniemy dalsze działania. Wiemy, że sąsiedzi odnoszą się do naszych starań pozytywnie, ponieważ wspólnie wiele spraw będzie można załatwić wspólnie. Już rozpoczęły się wspólne rozmowy na temat agroturystyki.
Łobeziak: - Co z instytucjami i uprawnieniami, które może nam zabrać powiat?
Burmistrz: - Nie jest tak źle jak się obawiano. Na przykład policja pozostała bez ubytków kadrowych i działa jako samodzielny komisariat, któremu odpadło wprawdzie Resko, ale doszedł Chociwel. W tej chwili nasza policja oprócz Łobza i Chociwla działa na terenie Węgorzyna i Ińska. Już doszły nas z Chociwla pochlebne opinie o pracy naszych policjantów-drogowców na tym terenie. Sanepid stał się wprawdzie oddziałem stacji powiatowej, niemniej zasięg jego działania pozostał taki sam. Inspektorat Weterynarii nadal będzie działał na terenie Łobza, Węgorzyna, Reska, Chociwla i Ińska. Biuro Pracy pozostanie przy swoich kompetencjach jako filia biura powiatowego. Nie do końca jasna jest sytuacja naszego ZOZ-u w związku z reformą służby zdrowia - nasz ZOZ obsługuje w tej chwili gminy w dwóch powiatach, bo Radowo i Resko należą przecież już do Gryfic; w związku z tym nie wiadomo, jakie powiązania formalne będzie miał szpital w Resku, którego jeden oddział zacznie działać już w marcu.
Łobeziak: - Jakie są koncepcje organizacji naszego szkolnictwa podstawowego w związku ze zbliżającą się jego reformą od września bieżącego roku?
Burmistrz: - Koncepcje są dwie - pierwsza, by przyszłe gimnazjum zostało utworzone od razu w jednej szkole; druga, by każda szkoła miała pierwszą klasę gimnazjalną utworzoną z własnych uczniów i tak dalej w następnych latach, zaś po trzech latach otwarto by gimnazjum w jednej szkole, gdy już będą pełne ciągi gimnazjalne. Sprawa ta będzie dyskutowana, wypowiedzą się na ten temat dyrektorzy szkół i inni zainteresowani. Trzeba tu będzie rozwiązać wiele problemów kadrowych i organizacyjnych.
Łobeziak: - Jak układa się współpraca z władzami powiatowymi?
Burmistrz: - Trudno na ten temat na razie coś powiedzieć, ponieważ władze te ciągle jeszcze się organizują. Odbyło się już spotkanie burmistrzów i wójtów nowego powiatu z tymi władzami, na którym je nam przedstawiono, zapoznano z ich strukturą, dowiedzieliśmy na przykład, jak będzie działać policja i oświata. Resztę pokaże jak zwykle życie.
Łobeziak: - Jakie są perspektywy na uruchomienie w Łobzie nowych zakładów produkcyjny i złagodzenia bezrobocia?
Burmistrz: - W tej chwili duże nadzieje wiążemy z rozwojem firmy "Drutpol", która obiecuje, że zwiększy w najbliższym czasie zatrudnienie do 70 osób (obecnie 50), a w planach ma pracę dla 200 ludzi. Pojawił się też kontrahent, który chciałby wybudować w Łobzie duży pawilon handlowy. Mam nadzieję, że także uruchomienie robót publicznych i sezonowe prace w leśnictwie złagodzą ten ciągle nas nękający problem.
Łobeziak: - Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: W. Bajerowicz

Siódmy Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Łobzie


10 stycznia 1999 roku w całej Polsce odbywał się Siódmy Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Impreza ta organizowana co roku przez Jurka Owsiaka jest chyba najbardziej niezwykłą zbiórką pieniędzy na świecie. Każdy następny finał jest wspanialszy od poprzedniego, z każdego jest coraz więcej pieniędzy. Zakupiony przez Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy sprzęt przekroczył już wartość 32 milionów dolarów. W tym roku prowadzono zbiórkę na rzecz noworodków. Również mieszkańcy Łobza całym sercem włączyli się do tej akcji i to głownie dzięki ich hojności udało się nam zebrać 14.222. 00 złotych. W Łobzie tegoroczny finał, jak zresztą i poprzednie, został zorganizowany przez młodzież z naszego Liceum Ogólnokształcącego. Trzon organizacyjny stanowili uczniowie ze szkolnego radiowęzła: Iwona Łań, Kaśka Kulik, Łukasz Olczak, Jarek Błyszko, Tomek Popławski, Paweł Potoczek i Michał Bednarz. Do pomocy zgłosili się jeszcze ochotniczo: Sylwia Milewicz, Arek Miciukiewicz, Paweł Olszewski, Magda Siarkiewicz, dorota Orlińska, Marysia Turkowska, Magda Skólmowska, Aneta Góczkowska, Gabrysia Brzózka, Aśka Olejnik, Michał Brzozowski, Kaśka Mozolewska, Kaśka Karkuszewska, Żaneta Topola, Ewelina Kałużna, Czarek Jesionek, Basia Pędziwiatr, Sabina Bublik, Błażej Wieliczko, Monika Malicka, Kaśka Andrzejewska, Agata Rogalska, Iza Łań, Agnieszka Sadowska, Sylwia Kuźma, Paweł Fabisiak, Karolina Szulc, Piotrek Kotwicki, Przemek Ciborowski, Magda Jaskowska, Anka Baran, Magda Rokosz, Bartek Rajewski, Agata Przepiórka, Joanna Zwolińska, Kaśka Olczak, Bartek Mrozowicz, Ewa Rakocy, Paweł Pokomeda, Agnieszka Safiejko, Ola Protasiuk, Anka Łopata, Ewa Medunecka, Kaśka Piskorz, Adrian Pawlusiak, Inga Urban, Malwina Liebner, Aśka Zienkiewicz, Gośka Szulc, Magda Turek, Radek Doroszko, Ala Próchnicka, Magda Piróg, Aśka Ludwicka, Ewelina Grabska, Agnieszka Chochół i Zosia Pokomeda. Wielkie dzięki otrzymuje także od organizatorów Marcin Gęsicki, który ogromnie pomógł w przygotowaniu VII Finału oraz wspaniale go prowadził. Przy organizacji bardzo pomogły nam też łobeskie szkoły podstawowe. W każdej z nich uczniowie wykonywali plakaty, które potem pięknie ozdobiły nasze miasto. Słowa uznania i podziękowania kierujemy także do zespołów muzycznych, które bezinteresownie pomogły nam w melodyjnym uświetnieniu naszej akcji, a były to: "Grom" i "Ponury żniwiarz" z Łobza, "Bębniarze" z Reska, "Swing" z Gryfic i "Chicken legs" ze Szczecina. Podziękowania należą się też również tym wszystkim właścicielom sklepów, którzy sponsorowali i wspomagali organizację łobeskiej WOŚP. Gorące podziękowania składamy państwu Szubom, bez których nigdy nie zrobilibyśmy tak wspaniałej imprezy. Dziękujemy panu Henrykowi Musiałowi z Urzędu Miasta i Gminy oraz panu Dariuszowi Ledzionowi z Łobeskiego Domu Kultury. Bardzo serdecznie dziękujemy dyrekcji i pracownikom naszego LO. Najserdeczniejsze i największe podziękowania składamy jednak wszystkim mieszkańcom Łobza. To właśnie dzięki Wam udało nam się zebrać ponad sto czterdzieści starych milionów i dlatego to Wam w imieniu tych wszystkich, którym zakupiony sprzęt uratuje życie - jeszcze raz składamy gorące i serdeczne podziękowania. Kwesta była prowadzona przez osiemnaście grup, które od samego rana były obecne w każdej części miasta. W ramach naszej akcji prowadziliśmy również zbiórkę w Węgorzynie i Radowie . We wspaniałej atmosferze i przy pięknej pogodzie na placu obok Urzędu Miasta i Gminy odbywał się piknik, na którym była przeprowadzona licytacja różnych fantów, loteria dla dzieci, sprzedaż bigosu i gorących napojów. Na koncercie w Cafe Cosmos sprzedano ponad sześćset biletów. Był to chyba najpiękniejszy i najbardziej odjazdowy finał WOŚP , jaki odbywał się kiedykolwiek w Łobzie. Cała impreza trwała od godziny 8`00 do 23`00. W tym czasie nie zdarzyło się nic, co mogłoby niekorzystnie wpłynąć na przebieg Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wszystkie sygnały związane z nielegalnym kwestowaniem na terenie naszego miasta zostały dokładnie sprawdzone przez policję i okazały się nieprawdziwe. Wierzę, że za rok ponownie spotkamy się na VIII już finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i być może przekroczymy magiczną barierę 20.000 złotych SIEMA!
Jarek Błyszko

Gdzie chcemy się leczyć

Dr Wł. Ciuka zwrócił się do nas z prośbą o zamieszczenie poniższego komunikatu, co robimy niniejszym bardzo chętnie, ponieważ zawarte w nim wiadomości mogą pomóc wielu osobom w podjęciu decyzji co do tego, gdzie i przez kogo chcą być leczone po wejściu w życie reformy służby zdrowia. Oto treść komunikatu, a obok wypełniona dla przykładu deklaracja: "Proszę mieszkańców gmin: Łobez, Węgorzyno,Radowo Małe i Resko, żeby jak najszybciej złożyli deklaracje dotyczące tego, w którym ośrodku zdrowia chcą być leczeni. Formularze deklaracji można odebrać w Urzędach Gmin, u sołtysów i w miejscowych ośrodkach zdrowia. W tych wszystkich miejscach można też uzyskać informacje, jak deklaracje wypełniać. Najważniejsze dla ZOZ-u i Kas Chorych jest wskazanie przez pacjenta miejscowości, w której chce on się leczyć. Każda deklaracja dotyczy jednej wspólnie zamieszkującej rodziny. Wypełnione deklaracje powinny być dostarczone do miejsc, skąd były pobrane do 15 lutego 1999 roku". Przy okazji zapytaliśmy dr Ciukę, co słychać w sprawie uruchomienia szpitala w Resku. Doktor potwierdził, że otrzymał już część pieniędzy na wyposażenie szpitala i 15 lutego otwiera w nim oddział pielęgnacyjny, zaś w pierwszym półroczu br. na pewno uruchomi oddział wewnętrzny. Nie jest to zła wiadomość na początku roku. O dalszych postępach prac w szpitalu postaramy się informować naszych Czytelników na bieżąco.
RED

Globalnie i lokalnie

Proszę wyobrazić sobie zdziwienie naszych pracowników, gdy natknęli się na telewizor oraz fotele w pojemnikach śmieciowych na cmentarzu komunalnym (co prawda w częściach, ale zawsze to wypoczynek!). Czyżby i tam zanotowano wpływ postępu i konieczność wymiany wyposażenia? Problem śmieszny i błahy, ale tylko pozornie, bowiem zahaczyliśmy o pojęcie modne, aczkolwiek - śmiem twierdzić - nie wszystkim znane i rozumiane czyli o ekologię. Skąd to przeświadczenie? Wybierzcie się, Łobzianie, w najbliższe okolice swego grodu, a przekonacie się, jak można sobie skutecznie zepsuć humor, a miłą wycieczkę w smutną lekcję z tematem "Człowiek i środowisko". Czyżbyśmy byli tak bezmyślni, a więc w istocie szkodzenie samym sobie przedkładali ponad doraźne cele ekonomiczne i estetyczne? A zjawisko upowszechniło się do tego stopnia, że wielu chrześcijan zastanawia się czy w obliczu kryzysu moralnego w ekologii nie wprowadzić do Dekalogu jedenastego przykazania o mniej więcej takiej treści; " Pana jest ziemia i wszystkie jej bogactwa i nie będziesz bezcześcił ziemi ani życia, które jego jest." Póki co skazani jesteśmy na sunące po zmroku wózki, wózeczki wyładowane wszelkimi odpadami oraz na tajemnicze postacie z reklamówkami i workami podążające chyłkiem w miejsca odludne, zakrzaczone, zaciemnione. I dobrze, jeśli "zapasy" te trafią do cudzego pojemnika. A w ogóle społeczne aspekty upowszechniania inicjatyw proekologicznych są też pewną ciekawostką. Mianowicie w roku 1997 CBOS przeprowadziło sondaż społeczny zadając ludziom pytanie: " Kto przede wszystkim powinien podejmować działania na rzecz poprawy stanu środowiska w Pana(i) miejscowości?" Otóż tylko 16% uważało, że sami mieszkańcy, pozostali uważali, że władza, partie, przedsiębiorstwa, stowarzyszenia i inni - natomiast z dwóch ewentualności - aż 69% uważało, że władze gminne. Społeczności uznają oczywiście potrzebę budowy wysypisk, spalarni, autostrad, ale znów pojawia się syndrom NUM (nie u mnie). Nie wyobrażacie sobie, z jakimi argumentami spotykamy się przy próbach upowszechnienia i urealnienia wywozu zorganizowanego nieczystości. Najczęściej przytaczanymi argumentami są: oczywiście zupełny brak odpadów spowodowany całkowitym ich spalaniem w piecu kaflowym lub co., brakiem spalania (ogrzewanie gazowe - nie ma popiołu), codzienne wywożenie odpadów z działalności gospodarczej w reklamówce do domu albo wywożenie odpadów do innej gminy. Są sklepy, których właściciele upierają się, że ich potrzeby wywozowe powinny być ograniczone do jednego małego pojemnika raz na kwartał. Inni sto procent odpadów kompostują, a są i tacy, co twierdzą, że całe życie utwardzają swoimi śmieciami drogi gruntowe. Tymczasem działalności człowieka od początku dziejów ludzkości towarzyszy powstawanie odpadów, każdy z nas jest ich producentem i nie powinno wobec tego nikogo dziwić, że koszty gospodarki odpadami muszą obciążać każdego producenta. To również o tym mówi obowiązująca od 1 stycznia 1998 roku "Ustawa o odpadach". Przedstawiając tu swoje racje nie chciałbym, żeby moje słowa odczytano jako czarnowidztwo i wizję dekadencji. To byłaby również nieprawda. Przecież pracujemy nad rozszerzeniem zakresu usuwania odpadów - obejmujemy wywozem coraz to nowe lokale, mieszkania, a nawet całe sołectwa. Zwiększa się liczba osób i instytucji świadomie z nami współpracujących. Faktem jest, że od roku 1996 do końca 1998 ilość wywożonych nieczystości wzrosła o 60%. W tym samym okresie liczba wsi objętych wywozem zwiększyła się z 6 do 15. Szczególni rozumne i cenne są inicjatywy wsi, np. w Tarnowie wszyscy mieszkańcy z sołtys panią Wojewódką na czele potrafili się tak zorganizować, że wywozem objęte zostały wszystkie domostwa, podobne skuteczne działanie przeprowadził w Unimiu pan Zielonka, zaś jeszcze wcześniej zaczęliśmy wywozić nieczystości z Zachełmia i Mesznego. Także dobrze zorganizowany jest wywóz z Zajezierza i Wysiedla. Warto też wspomnieć o aktywności kierownictwa Spółdzielni Mieszkaniowej "Jutrzenka", które również dąży skutecznie do rozwiązania tego problemu. Przykłady te świadczą, że coś jednak zmienia w ludzkiej, polskiej świadomości. Opinia publiczna coraz żywiej zaczyna reagować na obojętność ekologiczną, na bezład sanitarny i niszczenie środowiska. Zgodnie z założeniami ustawowymi - gospodarka odpadami powinna być jednak realizowana na poziomie gminy (oczywiście poza utylizacją odpadów przemysłowych i niebezpiecznych). Świeżo wyłonione władze samorządowe wyraźnie określają swoje proekologiczne nastawienie. Nic nie stoi więc na przeszkodzie do stworzenia w gminie sprawnego systemu zbiórki i segregacji odpadów. Możliwym staje się wprowadzenie takich instrumentów administracyjno-ekonomicznych, które pozwolą podmiotom powołanym i zobowiązanym do usuwania odpadów prowadzić tego typu działalność w sposób efektywny i skuteczny. Róbmy więc to, co dobre i słuszne - i przypomnieniem tej starej, rzymskiej zasady rozumienia prawa chciałbym zakończyć powyższe dywagacje.
J. Dzieżak

Towarzystwo Budownictwa Społecznego

Czy będzie w Łobzie Towarzystwo Budownictwa Społecznego ?
Zarząd Miasta i Gminy Łobez rozważa problem powołania do życia Towarzystwa Budownictwa Społecznego. W związku z tym prosi się wszystkich zainteresowanych budową mieszkania o zgłoszenie swego akcesu na ręce p. Zbigniewa Martyniaka (UGiM, pokój 213). Zebranie organizacyjno-informacyjne kandydatów do TBS-u odbędzie się w późniejszym terminie z chwilą zebrania odpowiedniej liczby zgłoszeń.
(Cz. B.)

Gotowi do wiosny

Rozmawiam z dyrektorami łobeskiego oddziału Szczecińskiej Centrali Nasiennej panami inż. Wiesławem Waliszewskim i jego zastępcą inż. Wiesławem Małym. Na sytuację w rolnictwie, na jego upadek - mówię - narzekają przede wszystkim rolnicy, ale i ci, którzy rolnictwo obsługują i z niego i dla niego żyją - handel, zakłady przetwórcze, cała sfera obsługi tego ważnego działu gospodarki. Także dla wielu mieszkańców Łobza i okolic jest to sprawa zasadnicza, niepokojąca, ponieważ pośrednio też ich los od niego zależy. Tymczasem, jak słyszę, firma panów nie tylko nie upadła, jak wiele innych związanych z rolnictwem, na co się onegdaj zanosiło, ale zaczyna sobie radzić w warunkach rzeczywiście dla rolnictwa wyjątkowo niekorzystnych, a nawet jak twierdzi większość rolników - katastrofalnych. Więc jak to jest naprawdę. Naprawdę to nadal nie jest łatwo - dowiaduję się od szefów łobeskiej Centrali, którzy życzliwe wtajemniczają mnie w swoje problemy, niemniej ich firma radzi sobie coraz lepiej i stara się być czynnikiem dźwigającym miejscowe rolnictwo, dostarczając mu przede wszystkim kwalifikowanych nasion, ale także nawozów i środków ochrony roślin. Rolnik - mówią - jeśli chce dzisiaj iść "do przodu", musi się zaopatrywać w nasiona kwalifikowane, w elitę, w oryginał (mowa o nasionach). Czy jednak ten rolnik potrafi iść do tego przodu o własnych siłach - pytam. Tak - mówi inż. Mały - jeśli dostanie wsparcie od firm z nim współpracujących, co jest też w ich interesie, w postaci wcześniejszych umów kontraktacyjnych, kredytów, możliwie niedrogich środków do produkcji rolnej. Musi powstać tu, w terenie, coś w rodzaju obiegu zamkniętego - rolnicy - Centrala Nasienna - firmy skupujące (np. Central-Soya). No i musi zadziałać odpowiednia polityka rolna państwa. To teoria - mówię - a czy panowie już coś w tym kierunku robicie? Oczywiście - słyszę. Dowiaduję się więc na przykład, że firma wprowadziła dla rolników własne korzystne kredyty, ponieważ nie uzyskali oni w bankach kredytów preferencyjnych. Ceny w Centrali są konkurencyjne, bodaj najniższe w okolicy. Można je zresztą też negocjować. Większe partie towaru są rozwożone własnym transportem firmy. Dużo zrobiono już w ubiegłym, 1998 roku. Wprowadzono wiele nowych odmian nasion, które już są "w ziemi" (zboża ozime, rzepaki). Założono plantacje nasienne nie tylko u rolników w naszej gminie, ale także w Resku, Świdwinie, Drawsku, Sławoborzu, Radowie, Reczu i Starej Dąbrowie. Zawarto umowy z browarami na dostawy jęczmienia browarnego i z zakładami tłuszczowymi na dostawy rzepaku, którego skup w związku z tym (2 tysiące ton) w roku bieżącym firma będzie prowadziła. Uruchomiona zostanie też w tym celu nowa suszarnia. Natomiast skupu zbóż paszowych prowadzić się nie będzie. Bieżąca oferta handlowa łobeskiej Centrali jest imponująca. Oglądam pełne magazyny. Czeka w nich na odbiorców 450 ton pszenicy różnych odmian jakościowych np. wysokoglutenowych i ogólnoużytkowych, 150 ton polecanego i poszukiwanego jęczmienia browarnego, 60 ton jarego pszenżyta paszowego oraz, o czym dotąd nie wiedziałem, owies bezłuskowy odmiany o dowcipnej i trafnej nazwie "Akt". To zboże o małych wymaganiach glebowych, o dużych walorach paszowych i odżywczych ze względu na swoją kłopotliwą łuskę traciło na znaczeniu. Teraz wraca do łask i na naszych ubogich glebach może się na nowo zadomowić i odegrać dużą rolę. Taki zbożowy akt może się podobać. Oprócz tego Centrala oferuje łubiny, nasiona roślin motylkowych i rzepak. Są też w sprzedaży ziemniaki-sadzeniaki dobrych odmian. Dysponuje Centrala również pełną paletą nawozów sztucznych z konkurencyjnymi cenami oraz jest dealerem takich znanych firm wytwarzających środki ochrony roślin jak: Sarzyna, Bayer i Monsanto. Wychodząc naprzeciw drobnym producentom ( np. hodowcom truskawek, działkowiczom)) łobeska firma może im zabezpieczyć wszystko do produkcji poczynając od uprawy gleby po zbiór. Z wiosną, jest już w przygotowaniu, otwarty zostanie przyzakładowy sklep ogrodniczy, w którym można będzie kupić po cenach hurtowych narzędzia, folię ogrodniczą, nawozy w małych opakowaniach oraz nasiona warzyw i środki ochrony roślin. W tych warunkach, wychodząc z Naszej Centrali Nasiennej, trudno nie być umiarkowanym optymistą - od strony zaopatrzenia go w to wszystko, co mu jest potrzebne do produkcji, do unowocześnienia się, nasze rolnictwo nie wygląda najgorzej. O przysłowiowym sznurku nie ma już co opowiadać, bo mało już kto pamięta, o co szło. Bodaj to jeszcze portfele naszych rolników były na tyle grube, żeby mogli z tego wszelakiego dobra korzystać na co dzień i od ręki. Z tym na razie gorzej. Jak? To każdy widzi.
W.Bajerowicz

Gwarno w Domu Pomocy

Dziesięć miesięcy minęło od chwili uruchomienia w byłym przedszkolu na Osiedlu Suliszewickim jednego z pierwszych w naszym województwie Domu Pomocy Społecznej. To dosyć czasu, żeby się przekonać czy placówka ta zdaje egzamin ze swojej przydatności. Powiedzmy z góry - zdaje i to dobrze. Jej wydatki nie obciążają budżetu gminy, bo w całości jest finansowana przez wojewodę szczecińskiego. Szkoda tylko, że Dom może przyjąć tylko 30 uczestników - tyle dostaje pieniędzy. Rozmawiając na ten temat z jego kierowniczką p. Krystyną Cieniawską dowiaduję się, że osób, które mogłyby i powinny do niego uczęszczać jest w naszej gminie bodaj 150. Uczestnicy to osoby z różnego rodzaju upośledzeniami, które nie pozwoliły im skorzystać z nauki w ogólnie dostępnych szkołach i na ogół przygotowanie do życia zawdzięczają one swoim rodzicom i ich umiejętnościom, a te są różne, najczęściej skromne. Niektóre z tych osób w związku z tym, często otoczone nadopiekuńczościa w domach rodzinnych, nie potrafią sobie radzić z najprostszymi czynnościami i znaleźć się w społeczności. Bywało, że nie wychodziły one z domów. W Domu Pomocy pod fachową opieką przygotowywane są one do samodzielnego radzenia sobie w domu i współżycia w grupach rówieśniczych i, na ile to możliwe - także w społeczeństwie. Nabywają tutaj wielu potrzebnych w życiu nawyków i umiejętności. Pobyt w Domu trwa od godziny 7`30 do 15`30. Często ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że wiele upośledzeń ich dzieci można przezwyciężyć, ale wymaga to dużej pracy i umiejętności. Do Domu przyjmowane są osoby od 18 roku życia, a najstarszy uczestnik dobiega sześćdziesiątki. W Domu jest ciepło, czysto, gwarnie i wesoło. Trudno się temu dziwić, bo pensjonariusze mają co robić, czym się interesować - nie nudzą się, są traktowani serio, są w całym tego słowa znaczeniu u siebie. Coraz więcej czynności dla siebie i innych wykonują samodzielnie. Czynne są pracownie: kulinarna, stolarska, plastyczna, a także komputerowa, jest sala gimnastyczna. Komputery? Tak, tak, bo ciekawe jest to, że pensjonariusze, którzy nawet często nie nauczą się pisać, dobrze sobie radzą z grafiką komputerową i czerpią z tego dużo przyjemności. Pracownie zresztą są ciągle wyposażane w nowy sprzęt. W uspołecznianiu mieszkańców Domu bardzo pomaga współpraca, jaką nawiązano na przykład z Towarzystwem do Walki z Kalectwem i opiekunem klas specjalnych ze Szkoły nr 2 p. Romanem Witulskim, który w dniach od 22 stycznia do 4 lutego zabiera wszystkich uczestników Domu na wczasy do Międzywodzia. Łobescy seniorzy z podziwem i bardzo wysoko ocenili wystawę prac plastycznych, jaką na ich Dzień przygotowali wychowankowie Domu. Często gośćmi Domu są dzieci z Przedszkola nr 1, które przychodzą do niego z różnymi okolicznościowymi występami. Idzie w tym wszystkim o to - mówi p. kierownik Cieniawska - żeby Dom był otwarty, żeby nie stanowił zamknięte enklawy i żeby dzieci z przedszkola oswajały się z innością i nie dziwiły się, że ludzie mogą być różni i że czasem muszą być różni. Nawiązano też kontakty z Domem Opieki w Resku. Planowane są kontakt sportowe z innymi domami. Pani kierownik bardzo sobie chwali życzliwość łobeskich dobrodziejów i z tego miejsca w imieniu swoich podopiecznych serdecznie im dziękuje. Oto jeden z przykładów tej bezinteresownej pomocy: Kiedy zorganizowała ona Mikołajki dla wychowanków Domu, wtedy właściciel klubu "U Mikesza" udostępnił jej bezpłatnie swoją salę, hurtownia "Mila" podarowała jogurty owocowe, p. Honorata Malczak ze sklepu spożywczego ofiarowała dużo słodyczy (gumę do żucia, lizaki, cukierki, czekoladki), a PHU "Jamar" sprezentował cukierki, mandarynki i jabłka. Jak pensjonariusze dostają się do swojego Domu? Ze wsi przyjeżdżają autobusami szkolnymi, z miasta zabierani są, także autobusem, ze "swoich" przystanków" sprzed Szkół nr 1 i 3 oraz spod Przychodni. Bardzo to potrzebna i udana instytucja ten Dom Pomocy Społecznej.
W.Bajerowicz

Jak dawniej bywało w domach

Jak dawniej bywało w domach (cz. 11). Choroby
Kiedy pamięcią sięgnę wstecz do mojej młodości w latach 39 - 46, to przypominają mi się choroby dzisiaj zupełnie nieznane. Były to lata wojenne. Trzy razy przez moją miejscowość na Podolu przechodził front. Zmieniały się związane z tym ustroje i związana z tym gospodarka. Tak jak i dzisiaj ludzie chorowali, ale gdy porównuję we wspomnieniach czasy ówczesne z dzisiejszymi, wtedy uświadamiam sobie, że znacznie mniej korzystali oni z usług lekarzy. Miałem kilkanaście lat i nie widziałem wówczas nigdy, by przez moją ulicę przejechała karetka pogotowia, mimo że różne wypadki zagrażające nawet życiu się zdarzały. Chorego odwożono furmanką, a gdy nie mógł siedzieć, to kładziono go na słomie, mało kiedy bardziej miękkiego siana, bo tego było szkoda. Właściwie to z chorym rodzina udawała się do szpitala w sytuacjach beznadziejnych. Różnego rodzaju zadrapania, skaleczenia, wrzody, bóle zębów, wady wzroku oraz znaczną ilość chorób dziecięcych i inne dolegliwości leczono sposobami, na widok których dzisiejsi lekarze ale i zwykli pacjenci dostaliby pewnie udaru serca. Ówczesne warunki higieniczne panujące w mojej okolicy urągały wszelkim normom higieniczny w dzisiejszym znaczeniu. Zresztą jak można było utrzymać czystość, jeżeli do studni szło się niejednokrotnie sto metrów i dalej. W gospodarstwie woda była potrzebna do napojenia bydła, koni, trzody i do gotowania. Często brakowało sił, by jej przynieść do umycia się, nie mówiąc o kąpieli. Mieszkając pewien czas na wsi spotkałem się na przykład ze sposobem leczenia bólu głowy i różnych innych nieokreślonych dolegliwości przy pomocy picia wody, do której wrzucano ściśle określoną ilość drzewnych, żarzących się węgielków. We wsi było tylko kilka kobiet, które znały sposoby takiego "leczenia". Jedną z takich nie spotykanych dzisiaj chorób był świerzb. Słyszałem o nim, że tu i ówdzie występuje on w rodzinach. Pewnego razu zakazano mi odwiedzać rówieśników po sąsiedzku. Okazało się, że ich matka i czwórka dzieci mają tę właśnie tę straszną chorobę. Zanim ich wyleczono, to ani matki ani dzieci nikt nie chciał wpuszczać do mieszkania, jednocześnie nikt z nich bez pilnej potrzeby nie wychodził z domu. Świerzb leczono smarując wielokrotnie całe ciało od czubka głowy do stóp gęstą maścią siarkową. Często pojawiał się na głowach, szczególnie dzieci i kobiet noszących długie włosy, tak zwany kołtun. Był to wielki strup w formie czapy, który powstawał w wyniku wszawicy. Delikwenta świerzbiała nie myta, pełna insektów głowa, drapał się bez przerwy, powstawały jątrzące się rany i wytwarzał się ów strup. Dopiero wtedy ratowano się całkowitym obcięciem włosów i porządnie się myto. Rozrośnięty, długo nie usuwany kołtun był ciężkim schorzeniem. Wszy i pchły były zjawiskiem powszechnym. Ówczesne sposoby ich zwalczania były mało skuteczne, a brak podstawowej higieny powodował, że ich plaga nie malała. Wszy zwalczano smarując głowy naftą lub wyczesywaniem. Były w handlu specjalne gęste grzebienie do tej czynności. Niestety, jajek przyklejonych do włosów nie dawało się tak łatwo zniszczyć i wszystko zaczynało się od nowa. Wspominam też taki przypadek: Jesienią podczas pasienia bydła chłopcy piekli na drucie nad ogniskiem przyniesione z pobliskiego pola kaczany kukurydzy i cieszyli się, że za chwilę zjedzą ten smakołyk. Wtedy dla "zabawy" jeden z nich, a mieli już po kilkanaście lat, przyłożył koledze do szyi od strony pleców rozpalony drut. Poszkodowany bez żadnego opatrunku ponad miesiąc nie mógł ruszać głową, bo przez całą szyję miał szeroki pasek otwartej rany. Po kilku dniach wytworzył się na niej strup, spod którego widać było kłębowiska ropy. Chłopiec ów nie mógł oczywiście poruszać głową i odwracał się całym tułowiem, a spał przez jakiś czas tylko na brzuchu. I ta rana mu się z czasem sama zagoiła. Dorośli, nie mówiąc o młodzieży i dzieciach, bo dla nich była to reguła, przez całe lato chodzili na bosaka. Podeszwy stóp były od tego bardzo zgrubiałe. Niemniej przy chodzeniu po ściernisku podczas żniw kaleczono sobie nogi do krwi, raniły stopy także powszechne w mojej okolicy krzemienie, które stanowiły zagrożenie przy wszystkich robotach wymagających chodzenia po polu. Opisane przeze mnie zdarzenia były charakterystyczne dla wyjątkowo biednego wiejskiego środowiska, w którym wówczas przebywałem i szczególnie utkwiły mi w pamięci. Nie chciałem przez to stworzyć wrażenia, że cała nasza ówczesna rzeczywistość była tak tragiczna. Zasygnalizowałem zapamiętane fakty, starałem się podawać je bez drastycznych szczegółów.
Zbigniew Harbuz

Jaki czynsz za mieszkania komunalne w 1999 roku?

Na III sesji Rady Miejskiej 5 grudnia 1998r. przyjęto uchwałę w sprawie tak zwanej stawki bazowej czynszu regulowanego za najem lokali mieszkalnych (komunalnych) w wysokości 1 zł/m3. W ubiegłym roku stawka ta wynosiła 0,65 zł/m3. Jest to w całym tego słowa znaczeniu stawka bazowa, od której dawniej były i obecnie będą odstępstwa "w górę i "dół". I tak na przykład najemcy mieszkań wyposażonych w łazienki będą bowiem płacić czynsz zwiększony o 20% od stawki bazowej i o kolejne 20%, jeśli ich lokal ma centralne ogrzewanie - czyli w sumie 1,40 zł/m3. Najemcy wiejscy nie mający łazienek i centralnego ogrzewania będą mieli zniżkę 30% stawki bazowej czyli zapłacą 0,70 zł/m3 i do tej sumy będzie się im doliczało zwyżki za np. łazienki. Także w mieście będą zniżki od stawki bazowej za niski standard mieszkań, np. za wysokość mieszkań poniżej 2,20 m, za wspólny przedpokój, wspólną kuchnię czy łazienkę i inne podobne niedogodności. Wzrost czynszów, jak z tego widać, jest wysoki. Sama stawka bazowa wzrosła przecież o 30%, a ze zwyżkami za luksusy, jakim są ponoć łazienki i centralne ogrzewanie - znacznie więcej. Sprawa ta wzbudziła na posiedzeniach komisji i na III sesji ostrą dyskusję i wspomnianą uchwałę przyjęto nie jednogłośnie. Niemniej argumentacja Zarządu, który projekt przedstawił, była bardziej dla większości radnych przekonywująca. Zgodzili się oni z tym, że dotychczasowe stawki czynszu za mieszkania komunalne nie pozwalały Zakładowi Gospodarki Komunalnej na żadne praktycznie inwestycje w tych mieszkaniach, na ich modernizację, a przede wszystkim na ich skuteczne remonty i zapobieżenie postępującej dekapitalizacji tych lokali. Oczywiście lokatorzy nie są z tych podwyżek zadowoleni, z licznych rozmów z nimi wynika jednak, że nie tyle szokują ich podwyżki czynszów, wody i ścieków, co opłaty za ciepło, za centralne ogrzewanie, które przecież pochłaniają ponad 70% tego, co muszą oni płacić za swoje mieszkania miesiąc w miesiąc. I nie zanosi się na to, stwierdzają z obawami, by w bieżącym roku coś się w tym względzie zmieniło, ponieważ z komunikatów prasowych, radiowych i telewizyjnych płyną raz po raz niepokojące wieści o podwyżkach tego nośnika energii właśnie teraz, na co władze gminne praktycznie nie będą miały wpływu w roku bieżącym. Jedyna nadzieja w tym, że w przyszłych latach uda się łobeską przestarzałą już ciepłownię zmodernizować tak, by wytwarzała tańsze ciepło. Wielu lokatorów dawno postarałoby się o własne ogrzewanie gazowe. Niestety w wielu blokach mieszkalnych nie da się tego ze względu na ich konstrukcję (brak przewodów kominowych) pewnie nigdy zrobić.
W.Bajerowicz

Konkurs LOK-u rozstrzygnięty

W wyniku losowania rozstrzygnięty został doroczny konkurs, jaki zapowiadał w naszym piśmie łobeski Ośrodek Ligi Obrony Kraju dla wszystkich tych, którzy zapiszą się w roku 1998 na kurs nauki jazdy. Zapowiadany jako nagroda piękny rower górski wylosowała mieszkanka Łobza Małgorzat Hanc. Gratulujemy. Kierownictwo naszego LOK-u myśli już o nowym, atrakcyjnym trofeum na rok bieżący i zaprasza kandydatów na kierowców do siebie na ulicę Sienkiewicza nr 14.

Miejska Biblioteka Publiczna ma 50 lat

Krótka historia powstania Biblioteki
Organizowanie bibliotek publicznych na Pomorzu Zachodnim po zakończeniu drugiej wojny światowej miało szczególne znaczenie dla wzmacniania polskości i kształtowania polskiej kultury na tych ziemiach. Umacnianie polskości nie mogło się odbywać bez polskiej książki. Akcją rozwoju bibliotek i czytelnictwa zajmowała się Komisja Oświaty przy Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Szczecinie powołana dnia 16 lipca 1946 roku. W oparciu o dekret z dnia 17 kwietnia 1946 roku "o bibliotekach i opiece nad zbiorami bibliotecznymi" (Dz.U. nr 26, poz. 163) Komisja Oświaty przy PWRN opracowała plan rozwoju pełnej sieci bibliotek publicznych. W pierwszym etapie miały powstać powiatowe biblioteki publiczne, a następnie: biblioteki miejskie i gminne. W powiecie łobeskim Powiatowa Biblioteka zorganizowana była przy Społeczno-Obywatelskiej Lidze Kobiet. Otwarcia dokonał kierownik Referatu Kultury i Sztuki - A. Wojciechowski. Już w 1946 roku była szansa uruchomienia - prawdopodobnie pierwszego w województwie - etatu bibliotekarza. Wtedy to inspektor szkolny zaproponował "rozszerzenie biblioteki" za ówczesną kwotę 62 tys. złotych. Pieniądze miały być przekazane tylko wówczas, gdyby biblioteka otrzymała stałego bibliotekarza opłacanego przez Starostwo i nosiła miano Biblioteki Powszechnej. Wydział Kultury I Sztuki w Szczecinie pismem z dnia 3 sierpnia 1946 roku nie wyraził zgody na zatrudnienie bibliotekarza na etacie Referatu Kultury i Sztuki - gdyż biblioteki nie należały wówczas do Ministerstwa Kultury i Sztuki (należały do Ministerstwa Oświaty). Majątkiem biblioteki w 1946 roku było 361 egz. Książek. Ostatecznie Powiatowa Biblioteka została zarejestrowana 28 lutego 1948 roku i miała już 1 820 książek. Biblioteka mieściła się przy ulicy Mickiewicza nr 13 ( w nie istniejącym dzisiaj budynku - patrz zdjęcie) i zajmowała 2 izby o powierzchni 50 metrów kwadratowych, była otwarta codziennie po 7 godzin. Kierowniczką była pani Rozalia Czepul. W roku 1948 zarejestrowano w Łobzie też inne biblioteki: 08.03. 1948 - Bibliotekę Średniej Szkoły Zawodowej (120 książek) i Bibliotekę Liceum Ogólnokształcącego (774 książki). Biblioteka Powiatowa nie posiadała własnych czytelników indywidualnych, terenem jej działalności był powiat, a konkretnym zadaniem - organizowanie punktów bibliotecznych w terenie. Miejski punkt biblioteczny w Łobzie przerodził się z czasem w Oddział Miejski Biblioteki Powiatowej. Z tego oddziału dnia 16 stycznia 1949 roku powstała Miejska Biblioteka Publiczna w Łobzie. Tego samego dnia biblioteki miejskie zawiązano także w Resku, Płotach i w Węgorzynie. Miejska Biblioteka Publiczna w Łobzie (wówczas w Łobezie) zajmowała trzy izby przy ul. Mickiewicza 13 - w tym samym budynku co Biblioteka Powiatowa. MBP otwarta była trzy razy w tygodniu po 7 godzin dziennie. Kierowniczką biblioteki została kwalifikowana bibliotekarka pani Ilja Mołczanow.
Eugeniusz Szymoniak

Kronika policyjna

W grudniu na terenie naszej Gminy i Miasta nie odnotowaliśmy wypadków drogowych, natomiast zanotowaliśmy 10 przypadków kolizji. Przy okazji tych informacji chciałbym wyjaśnić czytelnikom, że z dniem 1 września 1998 roku (dzień wejścia w życie nowego kodeksu postępowania karnego) nieco odmiennie kwalifikowane są zdarzenia drogowe. Zgodnie z dyspozycją art. 177 nowego kodeksu karnego o wypadku drogowym możemy mówić, jeżeli w jego wyniku obrażeń ciała naruszających jego funkcjonowanie powyżej 7 dni lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu albo też śmierć poniosła inna osoba niż sprawca wypadku. W innych przypadkach, oczywiście jest to definicja podana w ogromnym skrócie, zdarzenie będzie kwalifikowane jako kolizja. Jeżeli pokrzywdzoną w wypadku jest wyłącznie osoba najbliższa dla sprawcy, wtedy jego ściganie karne następuje na jej wniosek. Z tego powodu statystycznie mniej zdarzeń drogowych będzie kwalifikowanych jako wypadki, co oczywiście nie zmniejsza zagrożenia na naszych drogach.
Funkcjonariusze Referatu Ruchu Drogowego KRP w Łobzie sporządzili za wykroczenia drogowe na terenie naszej gminy w grudniu 1998 r. 9 wniosków o ukaranie przez Kolegium ds. Wykroczeń oraz zatrzymali 2 prawa jazdy.
Policjanci Wydziału Prewencji wzywani byli w tym samym czasie do 31 interwencji, z których 24 dotyczyły awantur domowych.
Przestępstwa kryminalne
W grudniu 1998 r. na terenie naszego miasta i gminy popełnionych zostało 25 przestępstw kryminalnych. W przeważającej mierze były to kradzieże z włamaniem do obiektów prywatnych. Odnotowaliśmy również przypadki innych przestępstw. Dotychczas nie wykryto sprawców następujących przestępstw:
- 6/7 12 - kradzież węgla i koksu wartości 500 zł na szkodę PSK w Łobzie przy ul. Magazynowej;
- 6.12 - kradzieży kurtki typu Alpinus wartości 520 zł w lokalu Kosmos w Łobzie na szkodę Przemysława C.;
- 15.12 - kradzieży futra wartości 380 zł ze sklepu chemiczno-odzieżowego PSS na Placu 3 Marca;
- 6 - 11 - kradzieży z włamaniem do budynku mieszkalnego w Bełcznie gm. Łobez, w wyniku której właściciel budynku , mieszkaniec Szczecina utracił sprzęt gospodarstwa domowego wartości 1040 zł;
- 14/15.12 - włamania do budynku mieszkalnego w Karwowie gm. Łobez, skąd sprawca zabrał magnetofon Philips, zegarek i kasety łącznej wartości 543 zł na szkodę Adama K.;
- 21.12 - zdarzenia w Łobzie przy u. Obrońców Stalingradu, kiedy sprawca ukradł Zbigniewowi K. rower marki Romet wartości 400 zł wykorzystując moment, gdy ten udał się na zakupy;
- 29/30.12 - zniszczenia pawilonu szklarniowego należącego do Romana C. w kompleksie ogródków działkowych Dalno III i spowodowania strat w wysokości 550 zł.
W przypadku posiadania przez Państwa jakichkolwiek informacji mogących przyczynić się do ustalenia sprawców lub odzyskania utraconych przedmiotów prosimy o kontakt z Komisariatem Policji w Łobzie - telefon 997 lub 74051.
kom. Wiktor Mazan
 

Narkomania w Łobzie

Redakcja "Łobeziaka" zaprosiła mnie do przedstawienia na swoich łamach zjawiska narkomanii na terenie Łobza, pytając czy narkomania wśród łobeskiej młodzieży istnieje, czy osiągnęła poziom taki, że wymaga podjęcia specjalnych działań. Korzystając z zaproszenia chciałabym omówić problem demoralizacji nieletnich na terenie Łobza w ujęciu nieco szerszym.
Najważniejszym aktem prawnym zajmującym się problematyką demoralizacji, profilaktyki i resocjalizacji nieletnich jest Ustawa o postępowaniu w sprawach nieletnich z dnia 26 października 1982 r.. Zgodnie z art. 4 par. 1 tej tejże Ustawy za okoliczności świadczące o demoralizacji nieletniego należy uznać w szczególności:
- naruszanie zasad współżycia społecznego
- popełnienie przestępstwa
- udział w grupach przestępczych
- systematyczne uchylanie się od obowiązku szkolnego
- używanie alkoholu lub innych środków w celu wprowadzenia się w stan odurzenia
- uprawianie nierządu
- włóczęgostwo.
Dla potrzeb tej skrótowej analizy skupię się na trzech przejawach demoralizacji nieletnich - przestępczości, alkoholizmie i narkomanii.
W minionym roku na terenie Łobza utrzymywała się w dalszym ciągu tendencja wzrostowa, jeśli chodzi o przestępstwa popełniane przez dzieci i młodzież w wieku do 17 lat. Nieletni byli sprawcami 11,4% ogółu przestępstw stwierdzonych na tutejszym obszarze. Wśród czynów zabronionych popełnianych przez nieletnich dominowały kradzieże z włamaniem. Stanowiły one 59,3% przestępstw dokonanych przez nieletnich. Na omówienie zasługuje przypadek z marca 1998 r., kiedy grupa trzech zdemoralizowanych nieletnich szesnastolatków namówiła 5 swoich rówieśników do udziału w kradzieży z włamaniem do sklepu spożywczego. Na szczęście dla 2 z tych chłopców, którzy w ogóle po raz pierwszy naruszyli prawo, sprawcy zostali ujęci przez policję bezpośrednio po dokonaniu przestępstwa. Gdyby przestępstwo to nie zostało wykryte, nie wiadomo jak potoczyłaby się ich znajomość ze zdemoralizowanymi kolegami, a tym samym i ich przyszłość. Ten przypadek powinien być przestrogą dla wszystkich młodych ludzi, , aby nie byli tak bezkrytyczni w stosunku do kolegów, którzy opowiadają niesamowite historie o swoich wyczynach, kreując się na bohaterów. Nie mówią oni tylko o tym, jak to naprawdę jest podczas pobytu na policji, w policyjnej izbie dziecka, a później w zakładzie karnym. Tragedie tych młodych ludzi, którzy w swej "zabawie z prawem" zaszli za daleko, są znane tylko często członkom ich rodzin i policjantom. W minionym roku mieszkańcom Łobza zostawiającym swoje samochody na parkingach dali się we znaki czterej szesnastolatkowie, którzy wyspecjalizowali się we włamaniach do samochodów, skąd najczęściej kradli radioodtwarzacze. Policja udowodniła im dokonanie 24 włamań. Dla dwóch z nich przestępcza działalność skończyła się zakładem poprawczym, do jednego został orzeczony zakład wychowawczy.
To, co dla mnie jest najbardziej niepokojące, jeśli chodzi o nieletnich, to łatwość, z jaką młodzi ludzie sięgają po alkohol i społeczna aprobata dla takiego ich postępowania. W 1998 r. Funkcjonariusze KRP w Łobzie zatrzymali 23 nieletnich będących w stanie nietrzeźwym. Tylko w 3 przypadkach zatrzymano nietrzeźwych nieletnich do wytrzeźwienia, pozostałych oddano pod opiekę rodziców. Wśród nietrzeźwych nieletnich najmłodszy miał 13 lat. W momencie zatrzymania stwierdzono u niego 2,37 promila alkoholu we wydychanym powietrzu. U dwóch czternastolatków stwierdzono odpowiednio 1,61 i 1,54 promila alkoholu, zaś szesnastolatek miał go 2,28 we krwi. Są to wszystko przypadki, kiedy nieletni byli pijani w sposób zwracający uwagę. Ilu nieletnich w ogóle pije alkohol - trudno stwierdzić. Myślę, że byłyby to cyfry bardzo wysokie i alarmujące.
Struktura wiekowa 23 nieletnich zatrzymanych w stanie nietrzeźwym przedstawia się następująco:
Chłopcy - 15 (13 lat - 2, 14 lat - 2, 15 lat - 2, 16 lat - 3 i 17 lat -7), dziewczęta - 7 (14 lat - 1, 15 lat 2, 16 lat - 1 i 17 lat - 3).
Zgodnie z obowiązującym obecnie prawem sprzedaż alkoholu osobie w wieku do 18 lat jest zakazana pod groźbą kary grzywny, może stanowić także podstawę pozbawienia koncesji na sprzedaż alkoholu. W zeszłym roku kilkakrotnie były prowadzone postępowania w sprawach o sprzedaż alkoholu nieletnim. Prawie zawsze nieletni cierpieli na "amnezję" i nie potrafili wskazać osoby, która sprzedała im alkohol, zaś osoby podejrzewane o sprzedaż twierdziły, że to wszyscy inni uprawiają ten proceder, tylko nie oni. Jak jest naprawdę? Czy nikt z państwa nie był nigdy świadkiem kupna alkoholu przez osobę niepełnoletnią , czy ktoś zareagował na takie łamanie prawa ? Wystarczy porozmawiać z dowolnym, lekarzem, psychologiem, nauczycielem, aby dowiedzieć się, jakiego spustoszenia w organizmie, a szczególnie w mózgu nieletniego dokonuje alkohol, jakie niekorzystne zmiany zachodzą w jego osobowości. Alkoholizm jest jedną z głównych przyczyn przestępczości w Polsce. Również od alkoholu młodzież zaczyna swój kontakt ze środkami odurzającymi. Ciekawa jestem, ilu rodziców sprawdza, w jakim stanie ich dzieci wracają np. z dyskotek lub innych wieczornych wyjść z domu z kolegami albo jak dziecko bawi się na koncercie rockowym. Jest prawie regułą, ze gdy policja zawiadamia rodziców o zatrzymaniu ich pociechy w stanie nietrzeźwym, spotyka się z pełnym zdziwieniem z ich strony, że syn czy córka mogli się upić. Latem minionego roku zatrzymaliśmy nocą na Placu 3 Niemca, chłopca w wieku 17 lat, który pił piwo z kubeczka. Zaskoczyła nas reakcja chłopca, gdy się zorientował, że ma do czynienia z policjantami. Po prostu go sparaliżowało. Gdyby na jego miejscu był polski rówieśnik, to z dużym prawdopodobieństwem by nam oświadczył, że rodzice pozwalają mu na picie piwa.
Na koniec pozostało mi omówienie bardzo trudnego i niebezpiecznego zjawiska, jakim jest narkomania. Poprzednimi laty prawie że jedyną formą na trenie Łobza było tzw. "wąchactwo", w miejscowym slangu - "żachanie". Niezorientowanych informuję, że polega to na wdychaniu oparów substancji chemicznych, między innymi butaprenu, birolu i innych klejów czy rozpuszczalników. Lotne substancje chemiczne bardzo łatwo dostają się do mózgu i są bardziej trujące niż np. heroina. Powodują one niedotlenienie mózgu i obumieranie komórek mózgowych. Efektem "wąchania" jest zakłócenie zdolności " kleju" można rozpoznać po powiększonych źrenicach, trudnościach w kontroli mowy i koordynacji ruchów, ogólnym wyglądzie jak po spożyciu alkoholu i zapachu substancji chemicznej, jaką roztacza wokół siebie. Wąchaczy kleju można spotkać w Łobzie na obrzeżach ogródków działkowych, w niezamieszkanych domach, przy garażach. Dzieci sięgają po "klej" po raz pierwszy w piątej, szóstej klasie szkoły podstawowej. "Wąchanie" tak jak każda forma narkomanii powoduje uzależnienie. Dziecko, które uzależniło się od kleju rzadko kiedy jest w stanie ukończyć szkołę podstawową. Szkoła średnia to prawie nieosiągalny poziom. Z doświadczenia wiemy, że nieletni taki pozostawiony bez żadnej pomocy zaczyna mieć coraz poważniejsze kłopoty, między innymi wskutek popełniania przestępstw, a z czasem, gdy choroba psychiczna zaczyna zbierać swoje żniwo, popełnia samobójstwo. Niestety, mimo starań szkół, psychologów, a także policji, co roku w Łobzie przybywają nowi, bardzo młodzi "wąchacze". Kiedyś w czasie rozmowy 18-letni chłopiec powiedział mi, że gdyby w momencie, kiedy pierwszy raz "wąchał klej", ktoś powiedział mu, jakie to będzie miało dla niego skutki w przyszłości, to nigdy by tego nie zrobił.
W ostatnich latach coraz częściej słychać o innych narkotykach, którymi raczy się łobeska młodzież. Wśród nich jest marihuana, haszysz, amfetamin i jej pochodne. Zgodnie z Ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii z dnia 24 kwietnia 1997 r. przestępstwem jest sprzedaż oraz udzielanie innej osobie środka odurzającego lub substancji psychotropowych albo nakłanianie do użycia tajkiego srodka lub substancji. Sprzedaż lub udzielanie narkotyków małoletnim , jako kwalifikowana forma tego przestępstwa, jest zagrożona karą pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat trzech. Także posiadanie Srodków odurzających lub substancji psychotropowych zostało uznane za przestępstwo. W 1997 roku nasza Komenda Rejonowa Policji przekazała do Sądu Rejonowego III Wydziału Rodzinnego i Nieletnich w Łobzie materiały w sprawie usiłowania sprzedaży amfetaminy przez dwóch nieletnich. Na początku tego roku również zostały przekazane do Sądu Rodzinnego materiały w związku z podejrzeniem o sprzedaż i udzielanie amfetaminy przez nieletniego podczas dyskotek. Po to, aby można skuteczniej zwalczać narkomanię policja potrzebuje jak najwięcej informacji od mieszkańców Łobza, ponieważ bez nich bardzo trudno jest udowodnić dealerom handel narkotykami.
Amfetamina jest bardo niebezpiecznym narkotykiem. Prędzej czy później amfetaminista trafia do psychiatry z depresją lub psychozą. Chory ma poczucie, że jest obserwowany, słyszy głosy. Nie trzeba być w ciągu amfetaminowym, aby doświadczyć takich uczuć. Czasami wystarczy wziąć tylko raz, aby poznać, co to jest paranoja. Takie przeżycie powinno doprowadzić do opamiętania, lecz uzależnienie jest silniejsze. Z kolejną dawką amfetaminy powraca psychoza. Czasem powraca bez amfetaminy. Jak poznać czy dziecko bierze narkotyki? Obecnie jest tyle różnych środków dających tak różne objawy, że na dobrą sprawę można wykryć narkomana dopiero wtedy, kiedy są już widoczne skutki uzależnienia. Jest jednak coś, co może być sygnałem prawdopodobnego kontaktu z narkotykami: zmiana sposobu zachowania. Jeśli dziecko, dotąd w dobrym kontakcie z rodziną nagle zaczyna się izolować, uciekać i traci kontakt emocjonalny - jest to już pewien sygnał. Aktualnie młodzi ludzie mogą nawet nie wydawać pieniędzy na narkotyki. Dopływ pieniędzy zapewniają sobie wchodząc w układ dealerski. Rodzice, którzy podejrzewają swoje dzieci o branie narkotyków, powinni zgłaszać się do placówek specjalistycznych takich jak "Powrót z U" czy w punktach konsultacyjnych leczenia uzależnień. Ważne jest nakłonienie dziecka do szukania pomocy u specjalistów. Młodzież zagrożona uzależnieniem najczęściej nie chce się leczyć. Jest przekonana, że poradzi sobie sama, co pozostaje najczęściej w sferze życzeniowej. Zwykle sobie nie radzi i bierze nadal środki odurzające bądź po zgłoszeniu się na leczenie szybko rezygnuje z proponowanego jej programu działań.
O tym, jak duża jest obecnie moda na narkotyki wśród młodzieży, niech świadczy przykład łobeskiego OHP, gdzie w październiku 1998 roku wśród uczniów zostały rozprowadzone trujące nasiona pospolitej rośliny. Chętni mocnych wrażeń znaleźli się z objawami silnego zatrucia w szpitalu, zaś uczynny kolega trafi do sądu za sprowadzanie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia poprzez wprowadzanie do obrotu szkodliwych dla zdrowia substancji.
Irena Lenkiewicz

Nie szukać czarownic

Odwiedził mnie w tych dniach p. L.K. w związku, jak się okazało, z moją interpelacją na sesji Rady Miejskiej (przeczytał o tym wzmiankę w "Łobeziaku") dotyczącą niedozwolonego zakłócania telewizji przez radioamatorów i właścicieli cb-radia., na co żalą się często nasi mieszkańcy. Pan L.K. jest radioamatorem (krótkofalowcem) i po tym, co mi powiedział, musiałem przyznać, że tak zwane szukanie czarownic złośliwie psujących ludziom przyjemności płynące z oglądania telewizji wśród radioamatorów jest najczęściej nieporozumieniem, bowiem przyczyny wspomnianych kłopotów leżą jakby pośrodku. Faktycznie - powiedział pan L.K. sygnał z amatorskiej stacji radiowej może powodować zakłócanie obrazu telewizyjnego, ale gdy się zachowa prawidłowe zasady instalacji zarówno nadajnika radiowego i radiotelefonu, można uniknąć kłopotów i nie szkodzić odbiorcom telewizji. Zdecydowana i uczciwa większość radioamatorów nie tylko o tym wie, ale także w praktyce nie powoduje konfliktów. Jednak odbiorcy telewizji powinni wiedzieć, a bodaj mało który z nich wie, że dość powszechnie stosowane przez nich anteny telewizyjne (tak zwane siatkowe szerokopasmowe), chętnie kupowane ze względu na bardzo niską cenę, są całkowicie nieodporne na zakłócenia zewnętrzne. Anteny te nie mają homologacji polskiej i odbiorcy mogą je instalować na własną odpowiedzialność, nie zdając sobie sprawy z tego, że odbiór mogą im łatwo zakłócić takie urządzenia jak: cb-radio, krótkofalowcy i służby profesjonalne - policja, straż pożarna, leśnictwo, pogotowie itp. Pomiarem tych często dokuczliwych zakłóceń zajmuje się Państwowa Agencja Radiokomunikacyjna (PAR), której oddział terenowy znajduje się w Szczecinie przy ulicy Wyzwolenia 70 i do niej można się zwracać o interwencje w przypadku podejrzenia, że to określony np. określony radioamator jest winny zakłóceń. Jednak PAR nie interweniuje w przypadku, gdy użytkownik telewizji ma antenę szerokopasmową, a w przypadku, gdy stwierdzi, iż użytkownik telewizji ma wadliwą lub uszkodzoną instalację antenową - jego obciąża kosztami badań. Rada jest zatem taka - podpowiada p. L.K. - zanim się podejmie jakiekolwiek działania w tej sprawie, warto samemu rozwiązać problem, a najlepiej zaopatrzyć się w prawidłową antenę i instalację antenową. Niestety to prawda, że pojawiający się sporadycznie piraci radiowi, używający niedozwolonej mocy w swoich nadajnikach powodują straszne spustoszenia w odbiorze telewizji. Są to jednak wypadki rzadkie z pogranicza chuligaństwa. Uczciwi, zorganizowani radioamatorzy starają się takie przypadki wychwycić, co się już kilkakrotnie udało w Łobzie. Interpelacje radnych na sesji w tej sprawie niewiele dadzą, stwierdził p. L.K., dlatego że mamy w Łobzie do czynienia z przypadkami indywidualnymi i tylko takie mogą być badane przez PAR z inicjatywy zainteresowanych osób. Co z tego wynika naszym zdaniem - po pierwsze skorzystać z rad naszego gościa, a potem liczyć na to, że tych piratów radiowych będzie coraz mniej. Nadzieję zawsze warto mieć.
(W.B)

Obyczaje, obyczaje.....

Bardzo zdegustowany zadzwonił do nas p. Zbigniew Harbuz (jego wypowiedź w "Tu "Łobeziak"), który przyglądał się w Sylwestra coraz bardziej upowszechniającemu się obyczajowi tak zwanego i publicznego "witania Nowego Roku" Co się p. Zbigniewowi szczególnie nie podobało? Nie tyle sam hałas wywoływany odpalaniem petard, rakiet i sztucznych ogni, co swoiste rozpasanie części tej już składającej się z tysięcy uczestników imprezy na naszym rynku. Chwilami - mówił p. Zbigniew - musiał on mocno uważać, żeby go przetaczające się tam i sam grupy podpitych , a nawet pijanych małolatów nie przewróciły i pilnować się, żeby nie oberwać odłamkami z dziką fantazją tłuczonych butelek czy nie wdepnąć w tlącą się i dla dowcipu podrzuconą pod nogi petardą. Dorośli byli na ogół w normie - opowiadał p. Zbigniew - wielu ludzi przyszło, żeby się widowisku po prostu przyglądać , ale część młodzieży..... Trudno się p. Harbuzowi dziwić, bo kto go zna, wie dobrze, że jest on człowiekiem wielkiej wrażliwości, delikatności oraz pogody ducha i że nie bawią go takie okazjonalne, podsycane alkoholem i dlatego sztuczne demonstracje i wybuchy radości. Trudno też nie zgodzić się z nim, że gdy się obserwuje część osób witających Nowy Rok na placu 3 Marca, odnosi się wrażenie, że cieszy je nie tylko sam abstrakcyjny fakt, że choć na chwilę mogą uwierzyć, że jutro zacznie się być może coś niezwykłego, lepszego, że spełnią się te wszystkie życzenia, które ludzie sobie w tym dniu w tak olbrzymiej ilości składają i do czego tęsknią, ale że ulegają one swoistemu zbiorowemu amokowi. Wygląda to tak, jakby w tych skądinąd na co dzień spokojnych i "normalnych" ludziach coś nagle puściło, jakieś hamulce, bo zaczynają nie tylko szczerze i wesoło życzyć sobie tak potrzebnej wszystkim ziemskiej pomyślności, zdrowia, przyciśnięcia do piersi i ucałowania całego tego tysięcznego tłumu, ale też i ujawniają potrzebę wrzasku, hałasu, tłuczenia szkła, brudzenia. Czyżby zatem obyczaje schodziły na psy, czyżby niektórzy moraliści mieli rację, że dzieje się coraz gorzej, że młodzież jest coraz bardziej rozwydrzona? Bez przesady. Jak do tej pory ludziom od czasu do czasu potrzebny jest taki moment wybuchu entuzjazmu, wspólnej fascynacji, zbiorowego przeżycia, poczucia więzi, siły i tego, że się jest wśród swoich, utożsamienia się z nim. Przecież jesteśmy istotami społecznymi. Coś podobnego przeżywają przecież tłumy kibiców na stadionach, koncertach muzyki rockowej, różnych żywiołowych manifestacjach. Gdy się temu przyjrzeć z boku, trudno z racjonalnego punktu widzenia zrozumieć tych ludzi, przecież nie panują nad sobą, z ich twarzy, ze wzroku wyziera niekiedy dzikość, gniew albo ekstatyczna radość, uczucia i namiętności, jakich nie podejrzewalibyśmy w nich na co dzień. Bywało, że robiono im zdjęcia i filmy w takich okolicznościach. Kiedy im je później pokazywano, nie mogli uwierzyć, że to oni mogli się tak zachowywać. Nawet prawo zna takie pojęcie jak psychologia tłumu i spogląda inaczej na wybryki ludzi działających pod wpływem nagle rozbuchanej czy to radości czy niepojętej nienawiści. Można by te wywody rozwijać i zatrzymać się na tragicznych, dziejowych skutkach, jakie wynikały dla ludzkości, gdy całe narody dawały się zwariować i ulegały różnym demagogom, jednak są to sprawy powszechnie znane i ciągle aktualne, można nawet stwierdzić, że charakterystyczne dla ludzkości, w pewnym stopniu prawidłowe. Znaczy to, że nie warto się dziwić za bardzo, że na naszym placu 3 Marca raz do roku coś tam kilkudziesięciu osobnikom (na szczęście nie wszystkim) odkorkuje i sobie trochę pohałasują. Można to nawet potraktować jako swoisty rodzaj terapii - ot takie okresowe wyładowanie drzemiących w ludziach namiętności. Z autopsji wiemy, że skutki tego witania Nowego Roku nie są znowu na razie aż takie tragiczne, by wymagały masowej interwencji policji, straży pożarnej czy mobilizacji służby zdrowia. Jeśli już ktoś się nawet trochę poparzy czy straci kilka palców, to raczej na swoją odpowiedzialność i na przyszły Nowy Rok raczej już amokowi nie ulegnie i z innych powodów niż opanowany i spokojny p. Harbuz stanie z boku z zabliźnioną ręką w kieszeni i będzie raczej boleśnie wspominał swoją onegdajszą lekkomyślność. A zbiorowe, społeczne koszty tej całej imprezy? Przecież ktoś musiał, nie za darmo przecież, cały plac i przyległe ulice posprzątać i zrobił to sprawnie, co p. Zbyszek sprawiedliwie pochwalił. Oczywiście i było to nawet zaplanowane, bo przewidując to, co nastąpi w Sylwestra, w naszym Przedsiębiorstwie Usług Komunalnych rok rocznie przygotowuje się plan i fundusze "na okoliczność" uprzątnięcia tego bałaganu i kosztami obciąża się budżet gminy. I tak się dzieje na całym świecie. I w Łobzie nikt nie miał zamiaru, ani też nikt nie wystąpił z takim pomysłem, by tę imprezę torpedować. Tu trochę cynicznych uwag na ten temat. Tego typu zbiorowe i tolerowane, a nawet uświęcane obchody są stare jak ludzkość. Bo czymże innym były w czasach pogańskich, prehistorycznych różne noce poświęcone np. Kupale, zamienione później na obchody Nocy Świętojańskiej czy bachanalia greckie i rzymskie, poświęcone niby ówczesnym bogom, a w rzeczywistości dające upust tłumionym na co dzień przez sztywne obyczaje namiętnościom i pozwalające na wyluzowanie się, na usprawiedliwione wyuzdanie i publiczną pijatykę. To, co się w te noce wyprawiało, na co można było sobie wówczas pozwolić, jakie ekscesy np. seksualne były wtedy dozwolone, tego podobno sobie dzisiaj nie potrafimy wyobrazić, chociaż istnieją na ten temat chyba wiarygodne opisy współczesnych. Nasze łobeska impreza noworoczna w tym kontekście to raczej niewinna zabawa. Inna rzecz, że trudno by się było w styczniu w naszym klimacie tak odprężyć, żeby na przykład ganiać na nagusa po ulicach i gzić się po krzakach czy pokąpać w fontannie. Doprawdy, mimo że nie wszystkich to przekonuje i są nawet skłonni wieszczyć upadek obyczajów i grozić, że już nadchodzi Sodoma i Gomora z tego zgniłego Zachodu na przykład - nie żyjemy znowu w takich obyczajowo zgniłych czasach. Lepiej niech sobie ludzie postrzelają rakietami i petardami niżby mieli do siebie strzelać, lepiej niech sobie nawet, podpiwszy, pohałasują i pośmieją się na placu niżby mieli obrażać się i podniecać do konfliktów, co na co dzień tak namiętnie robią, niech chociażby w tę jedną noc uwierzą, że spełnią się im i innym składane wtedy życzenia, niech się poczują lepsi niż naprawdę są. Przypomnijmy sobie sami, ile to w tę noc nieznanych nam ludzi wycałowało i wyściskało nas na tym placu. Już to samo, bez względu na to, co będzie jutro, robiło te chwile jakieś uroczyste i budzące nadzieję na to, że nie jest tak źle No i w końcu taki Sylwester to impreza handlowa. To praca i swoiste żniwa dla producentów całej tej puszczonej w tę noc w przestrzeń pirotechniki, dla wytwórców sikacza nazywanego uroczyście szampanem, który z tym szlachetnym trunkiem nie ma wspólnych nawet bąbelków, dla służb asenizacyjnych wreszcie, może nie w naszym małym Łobzie, ale w świecie tak, bo uprzątanie dużych miast to dobry interes, szczególnie po takich masowych imprezach, a ludzie, którzy tym się trudnią należą do arystokracji robotniczej. Swego czasu jednym z najbardziej skutecznych i udanych strajków był właśnie strajk nowojorskich śmieciarzy, którzy wygrali go w cuglach, kiedy smród i brud zaczęły paraliżować miasto. Wszystko zatem jeszcze przed nami - aż strach pomyśleć, co by było, gdyby po Sylwestrze nie sprzątnięto naszego miasta. A swoją drogą dobrze, że znajdzie się czasem ktoś, kto z boku potrafi tak, jak p. Zbigniew, spojrzeć krytycznie na takie zjawiska obyczajowe i nie ulec zbiorowemu upojeniu, bo jak się okazuje - myślenie ma ciągle kolosalną przyszłość. W.Bajerowicz

Opłatek u niewidomych

W czwartek 14 stycznia br. odbyło się doroczne spotkanie opłatkowe członków łobeskiego oddziału Polskiego Związku Niewidomych, który zrzesza 43 członków z Łobza, Węgorzyna i Reska. Było bardzo miło i uroczyście, bo tym razem nie mówiono o kłopotach, których niewidomym przecież nigdy nie brakuje, ale przede wszystkim składano sobie, łamiąc się opłatkiem, życzenia zdrowia i spełnienia się dobrych marzeń w Nowym Roku 1999. Do życzeń dołączyła się też obecna na spotkaniu Burmistrz miasta p. E. Szymańska oraz sympatyczne przedstawicielki Związku z zaprzyjaźnionych Płotów i Gryfic. Przewodnicząca łobeskiego oddziału p. Maria Szałobryt podziękowała też wszystkim tym, którzy na miejscu w miarę swoich możliwości pomagają naszym niewidomym. Ciepłe słowa w związku z tym dostały się panom D. Ledzionowi z Domu Kultury i p. E. Szymoniakowi z Biblioteki Publicznej. Spotkanie przy świątecznym barszczu, kawie i słodyczach umilała zebranym kapela " Łobuziacy". Przy okazji informacja: Siedziba łobeskiego oddziału Związku Niewidomych mieści się RUM-ie przy ulicy Niepodległości 66, gdzie p. M. Szałobryt dyżuruje w każdy czwartek w godzinach 11 - 13`30.
RED

Podwyżka cen wody i ścieków w 1999 roku

Jak już pisaliśmy w poprzednim numerze - w roku 1999 będziemy płacić więcej za wodę i ścieki. Na wniosek Zarządu Miasta na styczniowej sesji Rada Miejska podjęła uchwałę o podniesieniu ceny wody z 0,93 zł za 1m/3 (o 24%), jaka obowiązywała w roku 1998 do 1,15 zł za 1m/3 i odpowiednio ścieków z 1,39 zł za 1m3 do 1,61 zł za 1 m/3 (o 16%). Zarząd wystąpił z taką propozycją w związku z kalkulacją, jaką przedstawiło mu Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. Z kalkulacji tej wynika, że bardzo wzrosły koszty ( ), jakie ponosi to przedsiębiorstwo, działające obecnie bez dotacji (jest na własnym rozrachunku) i nie podnoszenie ceny naraziłoby je nawet na upadłość. Koszty te to przede wszystkim wzrost cen energii elektrycznej oraz utrzymanie w sprawności ulegającej ciągłym awariom starej sieci wodociągowej. Na wzrost ten ma także wpływ przejęcie przez przedsiębiorstwo kilku starych popegeerowskich lokalnych hydroforni wiejskich, które nie tylko wymagają ciągłych remontów, a na dodatek są bardzo kosztowne w eksploatacji. Dla przykładu hydrofornia w Zakrzycach podaje wodę, której koszt wytworzenia wynosi 13 zł/m3 czyli mniej więcej dwanaście razy drożej niż wynosi tegoroczna cena. Niewiele tańsze są pozostałe wiejskie hydrofornie. Zarząd stanął zatem przed alternatywą - wycenić wodę z poszczególnych ujęć według kosztów rzeczywistych albo "uśrednić" ją dla całej gminy. Przyjęto to drugie rozwiązanie argumentując, że mieszkańcy wsi nie są winni temu, iż ich miejscowości mają takie a nie inne hydrofornie. Płacimy zatem w gminie cenę za wodę "uśrednioną" dla wszystkich odbiorców jednakową. Czy tak być musi zawsze? Nie, ale w tym celu na wsiach w gminie łobeskiej potrzebne są inwestycje wodociągowe, których nie można było dotąd podjąć, ponieważ dotychczasowe ceny wody wystarczały ledwo na pokrycie kosztów eksploatacji obecnych urządzeń. W cenie wody, jaką zaproponował Zarząd na bieżący rok, mieści się też odpis 8 groszy z każdego metra sześciennego, który będzie gromadzony w gminie jako fundusz na przyszłe inwestycje wodociągowe. Dyrektor Przedsiębiorstwa Wodociągów J.Misiun prosił o poparcie przez radnych projektu uchwały podając przykłady cen wody w innych miejscowościach o zbliżonych do Łobza warunkach - cena wody łobeskiej w tych porównaniach nie jest wysoka. Nowa, wyższa cena wody zaproponowana przez Zarząd wywołała ostrą dyskusję, której trudno się dziwić, ponieważ nikt nie lubi podwyżek, a szczególnie dotyczących takiego niezbędnego surowca, jakim jest woda. Przez kilkadziesiąt ostatnich lat woda traktowana była jako woda, jako coś, co właściwie powinno zawsze cieknąć z kranu, co było bardzo tanie, co się każdemu należało jako swoiste świadczenie społeczne, najczęściej nawet bezpłatne. Tymczasem jest to towar, taki sam, jak każdy inny. Ze względu na dużą ilość zużywania przez nas tego życiodajnego płynu na oko tańszego niż każdy inny - staje się on, niestety, znaczącym elementem w naszym domowym budżecie. Co w tych warunkach robić, żeby się bronić przed rosnącymi cenami. Wyjście jest tylko jedno - trzeba się starać o wodomierze, a potem według własnego uznania i zamożności - szastać wodą albo ją oszczędzać. Trochę inaczej ma się sprawa ze ściekami. Ilość ścieków odprowadzanych do oczyszczalni przez mieszkańców w roku 1998 zmalała aż o 25%, także mniej ścieków odprowadzają zakłady przemysłowe. Gdzie się te ścieki podziewają? Czyżby dawało o sobie znać oszczędzanie wody? Dyr. Misiun twierdzi, że przyczyna tkwi w tym, iż wielu mieszkańców odprowadza swoje ścieki po prostu do kanalizacji deszczowe, do szamb bez dna lub też wylewa je na pola lub nieużytki. Sprawa ta nie jest do końca uregulowana, bo sposób odprowadzania ścieków nie jest w Łobzie do końca zinwentaryzowany. W związku z tym radni domagali się (A.Gutkowski, Z.Krupa), by doprowadzić takiego stanu, aby obciążać odbiorców opłatami za ilość ścieków proporcjonalną do pobieranej przez nich wody. Zgodzono się, że do takiego rozwiązania należy dążyć i władze gminne mają do tego prawo, ponieważ nie może bez końca twać sytuacja, że ci, którzy wodę oszczędzają, muszą w rezultacie ponosić większe koszty. Kanalizacja miejska jest w jeszcze gorszym stanie niż sieć wodociągowa i także wymaga inwestycji, poza tym eksploatacja oczyszczalni miejskiej (jej koszty własne) jest tym tańsza, im więcej ścieków przez nią przechodzi. Dlatego też radni, chociaż z oporami, większością głosów przyjęli propozycję Zarządu, by ceny za wodę i odprowadzane ścieki podnieść w tym roku o wspomniane wyżej kwoty. Oczywiście samo podnoszenie cen problemu coraz lepszego i tańszego zaopatrzenia gminy w wodę, a szczególnie wsi, nie załatwi. Jednym z najpilnieszych łobeskich problemów do rozwiązania jest zatem szybkie inwestowanie "w wodę", a także, o czym trochę na razie zapomniano, poprawianie jej jakości.
W.Bajerowicz

Reforma? Tak, ale...

W gorącym okresie wprowadzania reformy oświatowej wszystkie środowiska związane ze szkołami aktywnie rozpatrują zapowiadające się zmiany. W tej sprawie w Szkole Podstawowej nr 1 w Łobzie obradowała Rada Rodziców i Rada Szkoły. Stanowisko wobec naszej lokalnej sytuacji oświatowej było wyjątkowo zgodne. Wszystkie organy szkoły z naciskiem akcentują swoje zdanie licząc na to, że będzie ono wzięte pod uwagę podczas podejmowania decyzji o rozwiązaniach ostatecznych. Zwrócono uwagę na to, że najwłaściwszym rozwiązaniem w organizacji nowej sieci szkół będzie pozostawienie pierwszych klas gimnazjalnych w dotychczasowych szkołach podstawowych. Stworzenie okresu przejściowego będzie korzystniejsze dla spokojnego przygotowania odpowiednich rozwiązań lokalnych i organizacyjnych. Tymczasowe łączenie gimnazjum i podstawówki będzie na pewno dość popularne i powszechne w wielu gminach, gdyż pozwoli na ewolucyjne uporządkowanie wszystkich spraw. Niewątpliwą zaletą takiego modelu jest łagodne przejście uczniów do wyższego szkolnego szczebla oraz możliwość łączenia etatów nauczycielskich w obu szkołach. Niewątpliwie sytuacja kadrowa ma tu olbrzymie znaczenie. Nie wolno w momencie tak wielu niewiadomych stosować wobec nauczycieli drastycznych rozwiązań łącznie z perspektywą utraty pracy. Sytuacja etatowa w Szkole nr 2 jest bardzo trudna. Po likwidacji szkół wiejskich wystąpiły spore kłopoty w zatrudnieniu, gdyż żadna inna łobeska podstawówka nie przyjęła nauczycieli z filii. Trzeba było poradzić sobie na własnym podwórku. Stąd obecnie większość pedagogów pracuje na etatach bez nadgodzin. Nie ma co ukrywać. Reorganizacja spowoduje zwolnienia nauczycieli. A trzeba koniecznie dodać, że kadra jest bardzo dobrze przygotowana i w razie potrzeby chętnie podejmie dalsze doskonalenie. Przy proponowanym modelu wszyscy nauczyciele mają gwarancję dalszej pracy! I o to też powinno chodzić, gdyż to nie nauczyciele powinni skutków okresu przejściowego. Tym bardziej, że jest realna szansa na poprawę sytuacji po wprowadzeniu pełnego ciągu gimnazjalnego. Mam nadzieję, że pozwoli to na zmniejszenie dysproporcji zarobkowych między nauczycielami poszczególnych szkół. Sądzimy, że po to także jest ta reforma. Pewnie jeszcze bardziej ważni albo i najważniejsi są uczniowie. W tym okresie wielu przemian i w programach nauczania i w systemie oceniania i w nowej rzeczywistości szkolnej warto pomyśleć o zapewnieniu dzieciom jak najlepszych warunków w okresie reformowania. Spełniamy te oczekiwania. W przypadku "Jedynki" dzieci młodsze z klas I - III uczą się w innym budynku. Zapewni to starszej młodzieży naukę w zbliżonej grupie rówieśniczej 11 - 15 lat. Trzeba pamiętać o dzieciach wiejskich. Mówi się o stwarzaniu równych szans. Mamy obawy, czy przeniesienie małej grupki uczniów dojeżdżających zapewni im psychiczny komfort uczenia się oraz opiekę pozalekcyjną, co zresztą spowoduje dodatkowe koszty. Rodzice w zdecydowany sposób opowiadają się za powołaniem klas pierwszych gimnazjalnych w szkole macierzystej. Tym bardziej, że dzieci niejednokrotnie doświadczały emocjonalnych przeżyć związanych z kilkakrotnymi zmianami placówek. Zdajemy sobie sprawę, że takie rozwiązania mają swoje ujemne strony. Ale czy ktoś jest w stanie wyważyć dokładnie wszystkie racje i argumenty oraz zagwarantować jak będzie najlepiej. Apelujemy o wnikliwość w podejmowaniu decyzji. Czekają na to nauczyciele i rodzice i dzieci.
Mirosław Urbański - przewodniczący Rady Szkoły

Sprzedaż mieszkań komunalnych

Od kilku lat trwa w naszym mieście sprzedaż mieszkań komunalnych. Jak wiadomo w ich kupnie pierwszeństwo mają ich dotychczasowi najemcy. Przypominamy, mieszkania te sprzedaje się za gotówkę lub na raty. Przy sprzedaży gotówkowej stosuje się 60% zniżki od aktualnej wyceny dokonanej przez biegłego, przy sprzedaży ratalnej (do 10 rat rocznych) ceny kształtują się nieco inaczej, ale też korzystnie oczywiście z poprawkami na inflację. Do tej pory lokatorzy wykupili 260 mieszkań w tym 41 na wsi, a 776 lokali ciągle jest w najmie czyli można je kupić. W roku 1998 sprzedano 48 mieszkań w mieście i 5 na wsi, a dalszych 16 lokatorów wystąpiło z wnioskami o sprzedaż - zatem można powiedzieć, że ciągle pojawiają się nowi chętni na własne mieszkania, którymi, po ich kupnie, można już swobodnie dysponować. Nie da się też nie docenić faktu, że własne mieszkanie dzisiaj, przy ciągle jeszcze niepewnej sytuacji finansowej w naszym państwie to najlepsza lokata pieniędzy, jeśli się ich oczywiście trochę "na zbyciu" ma.
RED

Ważne dla wieczystych użytkowników

Już po opublikowaniu w poprzednim numerze "Łobeziaka" informacji o przekształceniu prawa użytkowania wieczystego przysługującego osobom fizycznym w prawo własności pojawiły się w tej bardzo interesującej naszych mieszkańców sprawie pewne zmiany, które zostały opublikowane w Dzienniku Ustaw nr 156, poz. 1020 z 1998 r. - Ustawa o zmianie ustawy o przekształceniu prawa użytkowania wieczystego przysługującego osobom fizycznym w prawo własności.
Ustawa ta wprowadza następujące zmiany w stosunku do przepisów wcześniejszych:
1. Przepisy ustawy stosuje się do osób fizycznych, które nabyły prawo użytkowania wieczystego przed dniem 31 października 1998 r., a także do osób fizycznych będących ich następcami prawnymi i złożą wniosek do 31 grudnia 2000r.
2. Wyżej wymieniony przepis stosuje się również do osób fizycznych, z którymi została zawarta w formie aktu notarialnego umowa o ustanowieniu prawa użytkowania wieczystego przed dniem 31 października 1998 roku. Wydanie decyzji następuje po dokonaniu wpisu prawa użytkowania wieczystego w księdze wieczystej.
3. Przekształcenie użytkowania wieczystego w prawo własności następuje nieodpłatnie na rzecz użytkowników wieczystych oraz ich następców prawnych, którzy wnieśli jednorazową opłatę za cały okres użytkowania wieczystego.
Minął już jeden rok obowiązywania ustawy. W Łobzie jest około 1300 wieczystych użytkowników, a kompletne wnioski na razie złożyło i decyzje otrzymało 43 wieczystych użytkowników. Czas płynie, dlatego przypominam wszystkim mieszkańcom, którzy chcą swoje prawa wieczyste zamienić na prawo własności, że do wniosku o przekształcenie prawa użytkowania wieczystego w prawo własności składanego w Urzędzie Miasta i Gminy należy dołączyć aktualny odpis z czterech działów księgi wieczystej nieruchomości będącej przedmiotem użytkowania wieczystego, a na otrzymanie tego tak niezbędnego odpisu czeka się około 10 miesięcy, co wydłuża czas otrzymania decyzji. Dlatego zachęcam wszystkich zainteresowanych do niezwłocznego wystąpienia do Sądu Rejonowego w Stargardzie Szczecińskim - Wydział Ksiąg Wieczystych o wydanie takiego odpisu (załącza się znaczek opłaty sądowej za 6 złotych). Starszy insp. - Krystyna Przybyłek

Zrobimy to sami

Zespół Szkół im. T. Kościuszki w Łobzie, dbając o prawidłowy poziom kultury fizycznej wśród młodzieży systematycznie wzbogaca się o nową bazę sportową. Dyrekcja szkoły opracowała szeroki program polepszania warunków w celu poprawiania sprawności fizycznej i zdrowia. I tak na przykład: W roku 1993 szkoła przystąpiła do ogólnopolskiego konkursu pod nazwą "Zrobimy to sami". W ramach konkursu zbudowano w pomieszczeniach piwnicznych: siłownię, salkę do gimnastyki korekcyjnej, łazienki, przebieralnię do wf i saunę. Komisja krajowa zwizytowała obiekty i sklasyfikowała szkołę na VIII miejscu w Polsce w akcji "Zrobimy to sami". Podziękowaniem za udział były dyplomy i nagrody pieniężne. W roku 1998 dokonano gruntownego remontu natrysków stanowiących integralną część szkolnej bazy sportowej. W roku 1999 oddano do użytku salkę do aerobiku o estetycznym wystroju oraz przebieralnię dla dziewcząt (w pomieszczeniach po kotłowni). Prace związane z adaptacją pomieszczeń z przeznaczeniem do wychowania fizycznego wykonano sposobem gospodarczym. Słowa podziękowania należą się nauczycielom, konserwatorom szkolnym, rodzicom oraz uczniom liceum i szkoły zawodowej. Wszystko to teraz będzie służyć młodzieży Zespołu Szkól do prawidłowej realizacji programu z wychowania fizycznego. Nowa Rada Miejska w Łobzie również docenia ogromny i pozytywny wpływ kultury fizycznej i sportu na prawidłowy rozwój młodzieży, stąd podjęto trafną decyzję o rozpoczęciu budowy hali sportowo-widowiskowej. Być może zostanie ona zlokalizowana w sąsiedztwie liceum. Wówczas będzie można z prawdziwą satysfakcją powiedzieć, że młodzież ucząca się w liceum i szkole zawodowej (obecnie 981 uczniów) będzie miała właściwą bazę do uprawiania sportu.
Zdzisław Bogdanowicz

Zioła na działce

Zioła z każdym rokiem stają się coraz bardziej popularne. Wiele osób uprawia je na swoich działkach. Świeże zioła są nieporównanie lepsze od suszonych kupionych w sklepie. Jeśli zasuszymy swój zbiór - także mamy okazję do dużej satysfakcji. Teraz, kiedy myślimy już o kupnie nasion warzyw i jarzyn, warto pomyśleć o zakupie nasion ziół oraz o ich wysiewie na specjalnie wydzielonej części ogrodu. Pan Leszek Szczepański poinformował, że będzie miał w sprzedaży nasiona niektórych ziół. Specjaliści zalecają następujące zioła lecznicze: melisa (uspokajająca, przydatna przy przeziębieniach, świeże liście do sałatek, napojów, wina), hyzop lekarski (liście pomagają w trawieniu tłustych potraw, napar przy schorzeniach gardła i płuc), szałwia (kwiaty do sałatek, liście na herbatkę uspokajającą), rozmaryn lekarski (świeże kwiaty dodaje się do sałatek, łodygi odświeżają powietrze, pomagają w trawieniu i przy bólach reumatycznych). Wielu mieszkańców Łobza uprawia zioła kuchenne: mięta polej i pieprzowa (sosy, sałatka i herbatka), lebiodka zwana oregano (do sosów, pizzy, ciężkostrawnych mięs, kapusty), bazylia (podobne zastosowanie), kolendra (nasiona do sosów, zup, ciast - liście do dekoracji), kminek (do kapusty, mięs, potraw ciężkostrawnych), estragon (ostry smak, do marynat i sosów).
Opracowano na podst. "Kuriera Szczecińskiego" z dn. 17.12.1998r.
Czesław Burdun

Zdań kilka o samorządzie gminnym

Z początkiem roku wiele się zmieniło w urzędniczym świecie, jednak trzeba stwierdzić generalnie, ze wszystkie sprawy załatwiane w urzędzie gminy i miasta przed reformą pozostają w gestii gminy.
W telegraficznym skrócie chciałbym przedstawić zakres działania samorządu gminnego - odpowiada on za wszystkie sprawy publiczne dotyczące życia mieszkańców w obrębie gminy:
GOSPODARKA KOMUNALNA: budowa i utrzymanie wodociągów i kanalizacji, dostarczanie ciepła i prądu, czystość na ulicach i placach, utrzymanie zieleni (parki, trawniki), utrzymanie targowiska, utrzymanie cmentarzy komunalnych.
DROGI, TRANSPORT ZBIOROWY: budowa, utrzymanie remont i utrzymanie dróg gminnych, budowa i utrzymanie przystanków, zapewnienie transportu publicznego w gminie, dowóz dzieci do szkół.
EDUKACJA I KULTURA: budowa, utrzymanie, remonty szkół podstawowych, przedszkoli, gminnych bibliotek i domów kultury (władze gminy mają wpływ na wybór dyrektora szkoły).
ZDROWIE: finansowanie gminnych przychodni zdrowia, nadzór nad ich działalnością.
GOSPODARKA MIESZKANIOWA, OBRÓT NIERUCHOMOCIAMI I GRUNTAMI: budowa i remonty mieszkań komunalnych, wynajem i sprzedaż mieszkań komunalnych, wydawanie pozwoleń na adaptację strychu lub piwnicy, sprzedaż i dzierżawa działek, wynajmowanie lokali użytkowych, zezwolenia na budowę domu, sklepu, warsztatu, fabryki, ochrona gruntów rolnych i leśnych, uchwalanie planu zagospodarowania przestrzennego.
BEZPIECZEŃSTWO I PORZĄDEK PUBLICZNY: dbałość o spokój, porządek publiczny i bezpieczeństwo przy pomocy straży miejskiej, współdziałanie z Ochotniczą Strażą Pożarną.
POMOC SPOŁECZNA: pomoc materialna osobom w trudnej sytuacji, dożywianie dzieci w szkołach, współpraca z organizacjami społecznymi w sprawie pomocy osobom niepełnosprawnym, budowa i utrzymanie gminnych domów pomocy społecznej.
OBSŁUGA ADMINISTRACYJNA: zawarcie ślubu, wydawanie aktu narodzin, ślubu i zgonu, wydawanie dowodu osobistego, przydzielenie numeru PESEL, meldunek i wymeldowanie, rejestracja działalności gospodarczej.
PODATKI I OPŁATY LOKALNE: nakładanie i pobór podatku lokalnego: od nieruchomości, rolnego opłaty targowej, od psów, w drodze referendum - opodatkowanie na konkretny cel, np. na budowę szkoły, przychodni, basenu krytego.
Zakres realizacji zadań wymienionych powyżej pozostaje w ścisłej więzi ze stanem finansów w gminie, która realizuje wiele, ale nie wszystko. Za miesiąc poruszę zakres działania samorządu powiatowego.
Na podstawie materiałów Biura Prasowego UW. (Cz.B.)

W Urzędzie Stanu Cywilnego

W grudniu 1998 roku związki małżeńskie zawarli:
25.12.
- Witold Ochnio i Kamila Izabela Korbutowicz;
- Jacek Maciejewski i Danuta Julianna Ostrowska;
30.12.
- Sławomir Śniadecki i Magdalena Żurowska;
- Stanisław Antoni Zaboklicki i Krystyna Sola;
- Sławomir Edward Kardaś i Anna Janczak.
Bożena Krysińska

Z żałobnej karty


1. Małgorzata Gęsikiewicz 25.08.1981 - 21.12.1998
2. Alicja Włoch 08.08.1997 - 24.12 - " -
3. Eleonora Korycka 27.02.1916 - 30 12 - " -
4. Adam Różański 28.02.1978 - 05.01.1999
5. Stanisław Pelc 22.02.1947 - 08.01 - " -
6. Wanda Irena Lubońska 17.08.1926 - 10.01 - " -
7. Leon Malec 07.01.1913 - 16.01 - " -
8. Mieczysław Wojtczak 13.09.1930 - 14.01 - " -
(WB)

Do Łobeziaka można pisać tutaj: