Od redakcji
Za kilka dni wybory samorządowe. Wypadły w nieszczęśliwej dla naszego miasta porze. Na razie nie mamy powiatu. Warszawskich rządowych winowajców tej tragedii znamy, ich miejscowych stronników przekręcających fakty, którzy chcieli i chcą na tym zrobić interes - też. Wbrew deklaracjom i obiecankom wysoko postawionych osób (piszemy o tym w tym numerze) - przyjaciół powiatu nie mamy wielu, przynajmniej nie w rządzącej koalicji AWS i UW, a tylko wśród parlamentarzystów SLD. Miastu naszemu wyrządzono krzywdę, na którą nie zasłużyli ludzie, którzy je po wojnie właściwie od podstaw odbudowali (w 65% spalone), kosztem ogromnych wyrzeczeń, ani ci, którzy wiążą z nim dzisiaj swoje losy i nadzieje na przyszłość i wiele w nim zainwestowali. Jest to przykre tym bardziej, że miasto nasze jest dzisiaj ładne, zadbane, z rozwiniętą i unowocześnioną w ostatnich latach infrastrukturą (oczyszczalnia, sieć gazowa, ciepłownicza i wodociągowa, znaczna poprawa stanu dróg i chodników), z malejącym bezrobociem, z rozwijającym się zakładami przemysłowymi i usługowymi, z licznymi instytucjami o powiatowej randze.
Mimo goryczy powodowanej niesprawiedliwą decyzją władz centralnych, mimo niepewności co do tego, jak się ułożą nasze gminne sprawy w najbliższej przyszłości - żyć trzeba i to życie organizować. Dlatego serdecznie namawiamy naszych życzliwych czytelników, żeby w wyborach wzięli udział, bo tylko w ten sposób można, wybrawszy nieskłócone, działające w jednym kierunku władze, myśleć o pomyślności gminy i odzyskaniu powiatu. Wybierajmy ludzi, których znamy, co do których mamy pewność, że startują w wyborach bez chęci załatwienia przy okazji przede wszystkim własnych ambicji, grupowych interesów, nie uwikłanych w tzw. "układy". Nie dajmy się zwieść wspaniałym, drogim plakatom, hasłom i hałasowi wyborczemu, przyjrzyjmy się bez emocji ludziom, którzy go robią albo tym, co za nimi stoją. Pamiętajmy o tym, że najszybciej psuje się kiełbasa wyborcza, że ci, którzy wkładają duże pieniądze w wyborczą propagandę - liczą na to, że je z nawiązką odzyskają potem. Tymczasem Łobzowi w przyszłej radzie potrzebni są po prostu uczciwi ludzie, którzy na co dzień, nie ulegając pierwszym z brzegu naciskom koleżeńskim czy partyjnym, podejmować będą tak, jak do tej pory, korzystne dla ogółu decyzje, chociaż czasami będzie to (jak i dotąd bywało) nie na rękę pojedynczym notablom czy po prostu demagogom i cwaniakom. Po wyborach przyjdzie szara rzeczywistość, budżet gminy nie będzie z gumy i wszystkich, nawet niekiedy najsłuszniejszych żądań czy marzeń, nie da się spełnić na zawołanie.
Kończące swoją kadencję władze miejskie zostawiają gminę i miasto bez długów, bez afer, bez moralnych czy finansowych nadużyć, bez podejrzeń o prywatę, bez możliwości podważenia słusznych gospodarczych decyzji korzystnych dla miasta, których skutki są widoczne na każdym kroku i podziwiane są przez tych, którzy do miasta po kilkuletniej nieobecności zaglądają, a także przez Niemców - jego byłych mieszkańców. Bardzo to apetyczny kąsek przejąć takie uporządkowane gospodarstwo. Dlatego łobeska kampania wyborcza jest taka nienawistna i jednostronna. Bardzo bolało to i nadal boli przeciwników obecnego zarządu, bo jedynym argumentem, jakim próbowali się oni posłużyć, był ten, że ustępujące władze ponoszą odpowiedzialność za powiatową klęskę. Ile było w tym obłudy, złej woli - pokazaliśmy w numerze poprzednim, pokazujemy i w tym. Czy mamy jakieś preferencje i swoich faworytów w wyborach? Oczywiście! I nie wstydzimy się tego - są to ci, którzy chcą kontynuacji tego wszystkiego korzystnego, co się do tej pory w naszym mieście i gminie działo, a nie ci, co twierdzą, że dopiero od nich zacznie się pozytywna historia naszego miasta i którzy swoje działanie zaczynają od szerzenia pogardy dla swoich poprzedników i obiecywania cudów.
Dlatego wierzymy, że nasi życzliwi czytelnicy rozeznają się w tym wszystkim, pójdą na wybory i zagłosują przede wszystkim na ludzi, których dobrze znają, którzy już się sprawdzili w swoim łobeskim publicznym i prywatnym życiu, którym można zaufać.
Przepraszamy za podniesienie ceny naszej gazety. Zwiększyliśmy jej objętość i wzrosły nam koszty.
REDAKCJA
Stanowisko parlamentarzystów SLD
Stanowisko parlamentarzystów SLD województwa szczecińskiego wobec sytuacji w Łobzie po decyzji rządu o nieutworzeniu w nim powiatu
1. Posłowie SLD woj. szczecińskiego swoje stanowisko wobec likwidacji powiatu w Łobzie wyrazili w protestacyjnym oświadczeniu w dniu 27.08 1998 r., które rozesłali do prasy, radia i telewizji (drukowaliśmy je w poprzednim numerze "Łobeziaka") i w oświadczeniu sejmowym w tym samym dniu.
2. Wzywamy pozostałych parlamentarzystów szczecińskich do głosowania za projektem SLD dotyczącym zmian ustawy z 11.10.1991 r. o referendum gminnym pozwalającym mieszkańcom Łobza i gmin ościennych wyrazić podczas wyborów samorządowych w dniu 11 października 1998 r.
w drodze referendum wolę przynależności do określonego powiatu.
I czytanie tej ustawy na 27 posiedzeniu sejmu między 9 - 11 września 1998r.
3. Opowiadamy się za powołaniem "Stowarzyszenia na rzecz utworzenia powiatu łobeskiego". Deklarujemy swoje w nim uczestnictwo i aktywne działanie na rzecz powstania powiatu. Wnosimy również o udział w nim pozostałych parlamentarzystów woj. zachodniopomorskiego.
4. Zwracamy się do wojewody szczecińskiego o zachowanie w Łobzie instytucji służących rozwiązywaniu problemów mieszkańców i będących zarazem urzędami powiatotwórczymi administracji publicznej i specjalnej. Niżej załącznik:
Sz.Pan dr Władysław Lisewski
Wojewoda Szczeciński
Parlamentarzyści Sojuszu Lewicy Demokratycznej woj. szczecińskiego zwracają się z prośbą o zachowanie w Łobzie instytucji i jednostek administracyjnych działających na terenie tego miasta w związku z aktualną przynależnością gminy Łobez do powiatu stargardzkiego.
Wniosek nasz dotyczy następujących jednostek:
1. Sąd Rejonowy,
2. Prokuratura Rejonowa,
3. Rejonowa Komenda Policji,
4. Terenowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna,
5. Zakład Ubezpieczeń Społecznych,
6. Zespół Zakładów Opieki Zdrowotnej,
7. Rejonowy Urząd Pracy,
8.Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza PSP,
9. Filia Urzędu Skarbowego,
10. Oddział Zarządu Dróg Lokalnych,
11. WODR - oddział w Łobzie,
12. Rejonowy Inspektorat Weterynarii,
13. Filia Urzędu Rejonowego w Stargardzie (budownictwo, komunikacja),
14. Oddział Wojewódzkiego Biura Geodezji,
13. Rejonowa Biblioteka Pedagogiczna,
16. Rejonowa Poradnia Wychowawczo-Zawodowa,
17. Rejonowa Kolumna Transportu Sanitarnego,
18. Hufiec Pracy (OHP Szczecin),
19. Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Zajezierzu,
20. Środowiskowy Dom Pomocy Społecznej,
21. Rejonowa Stacja Kwarantanny i Ochrony Roślin,
22. Banki.
Szczecińscy posłowie SLD - Elżbieta Piela-Mielczarek, Jacek Piechota, Stanisław Kopeć, Bogusław Liberadzki.
Szczecin.07.09.1998r.
Nasz komentarz: Jak już wiemy - sejm odrzucił projekt wspomnianej ustawy w dniu 10.09 br. głosami rządzącej koalicji, inni posłowie szczecińscy nie podjęli współpracy w tej sprawie, zaś prasa szczecińska nie zamieściła oświadczenia, po prostu je "olała". Oto jakich mamy "przyjaciół"! RED.
Siły antyterrorystyczne w Łobzie
Ale się porobiło! Brzmi to jak opowieść z innej rzeczywistości, z innego świata. Jeszcze kilka lat temu w najgorszym scenariuszu nikt by nawet nie przewidywał, że nasze nowe, demokratyczne państwo pogrozi swoim obywatelom przy pomocy sił antyterrorystycznych, sądów czy kolegiów orzekających tak, jak to miało miejsce na przełomie sierpnia i września br. w naszym mieście. I to wtedy, kiedy ci zdesperowani obywatele wystąpią w obronie swoich, skądinąd słusznych, życiowych i nie zagrażających temu państwu interesów, brutalnie przez to państwo podeptanych.
Wiemy już, że od pierwszych dni wszystkie protesty i demonstracje w obronie powiatu w Łobzie, szczególnie te na torach, były skrzętnie dokumentowane przez cywilne służby policyjne spoza Łobza przy pomocy kamer telewizyjnych. Ludziom się wydawało, że za chwilę czy jutro znajdą się na ekranach w różnych kronikach czy wiadomościach i starali się do tych kamer nawet wdzięczyć, żeby właśnie ich "chwyciły" jako bohaterów. To pozwoliło na założenie setkom najbardziej aktywnych demonstrantów "teczek" czy raczej "kaset" identyfikacyjnych. A niby z teczkami miał już być koniec! Fajnie, co?
Kiedy protesty się nasiliły, pod Łobez podjeżdżał oddział antyterrorystyczny, który także był w pobliżu, gdy 4 września br. przyjechał do Łobza wojewoda Lisewski. Jak wiadomo do interwencji nie doszło, jednak pałki i gaz były przygotowane.
Ponieważ do naszych łobeskich "jedynie słusznych" działaczy ciągle nie mógł dotrzeć fakt (raczej nie chcieli się do tego przyznać), że to ich rząd zniszczył powiat łobeski, natychmiast poszukali, nie po raz pierwszy zresztą, dyżurnego kozła ofiarnego. Kogo? Oczywiście nie mylą się państwo - burmistrza Szafrana, który rzekomo domagał się przysłania pałkarzy do Łobza. Ale to byłaby frajda, gdyby coś takiego miało miejsce. Taką chamską plotkę oczywiście wcześniej puszczono na Łobez. No i zaczęto szukać potwierdzenia tego wygodnego niby faktu. Naprzód na spotkaniu w dniu 29 sierpnia z posłem Puzyną z Unii Wolności zapytano go podchwytliwie czy to prawda, że to władze łobeskie zabiegały o pomoc policji i informowały władze wojewódzkie, co się w Łobzie dzieje. Obecny na zebraniu burmistrz Szafran nie musiał na to pytanie odpowiadać, bo komendant naszej policji Z.Atras stwierdził, że to do jego podstawowych służbowych obowiązków należy powiadamianie wojewódzkich administracyjnych i policyjnych władz o tym, co się na jego terenie dzieje i on takie meldunki składa. Ponownie podjęto ten wygodny i co tu dużo mówić, wyborczy temat na spotkaniu przedstawicieli obydwu konkurencyjnych komitetów obrony powiatu z wojewodą Lisewskim. Wojewoda stwierdził wtedy bez ogródek, że to on zarządził wysłanie oddziału antyterrorystycznego do Łobza i zawsze będzie to robił, ilekroć naruszony zostanie porządek publiczny. Chyba kropka i jasne! Po tym oświadczeniu na sali zrobiło się jakoś dziwnie cicho. Mówi się o takich zdarzeniach - jakby w pysk dał.
A tak w ogóle to żyjemy w dziwacznych czasach. Kiedy niżej podpisany próbował rozmawiać z obecnym w byłym DEBESPOL-u (są świadkowie) wysokim działaczem "Solidarności", żeby nie doprowadzono tam do ostateczności i nie rozwalono tego zakładu, ten zagroził mi, że jeśli będę się wtrącał, to sprowadzi do Łobza brygadę antyterrorystyczną i pogoni mnie i ludzi, którzy będą namawiać do przerwania strajku i negocjacji. I pogonił. Minus dwieście miejsc pracy. Jakoś tak się, mówiąc potocznie, wszystko pochrzaniło w tym naszym demokratycznym i wolnym państwie, w którym, jak się okazuje, też nie można żyć bez pałek. Tyle że dawniej wszystkie pałki były niesłuszne. Dzisiaj jedne pałki są słuszne, drugie niesłuszne mimo tego, że biorą je do rąk ludzie tej samej orientacji. Stara prawda - punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Ale się narobiło!
Wojciech Bajerowicz
Tor przeszkód
20 sierpnia Zarząd Miasta wysłał do Premiera pismo w sprawie utworzenia powiatu łobeskiego jeszcze przed wyborami samorządowymi. Poprzez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Zarząd Miasta dostał w dniu 9 września br. poniższą odpowiedź:
"Zarząd Gminy i Miasta w Łobzie
W nawiązaniu do pisma z dnia 20 sierpnia br. Nr (.....) skierowanego do Biura Prawnego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, w którym poruszona została sprawa możliwości utworzenia nowego powiatu łobeskiego oraz wprowadzenia ewentualnych korekt w zarządzeniu wojewódzkiego komisarza wyborczego - Departament Administracji Publicznej w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji uprzejmie wyjaśnia:
Przepisy ustawy z dnia 5 czerwca 1998 r. o samorządzie terytorialnym (Dz.U. itd...) stwarzają możliwość dokonania zmian w podziale terytorialnym kraju na powiaty. Ponieważ zgodnie z treścią art. 3, ust. 2 tej ustawy, Rada Ministrów - w drodze rozporządzenia ..."tworzy, dzieli i znosi powiaty, po zasięgnięciu opinii zainteresowanych rad gmin, rad powiatów i sejmików województw", obecnie przed wyborami nie można wprowadzać zmian w rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 7 sierpnia 1998 r. w sprawie utworzenia powiatów. Szczegółowe zasady i tryb postępowania przy składaniu wniosków w sprawie tworzenia, łączenia, dzielenia i znoszenia powiatów oraz określenia ich granic zostaną przedstawione w odpowiednim rozporządzeniu Rady Ministrów.
W związku z powyższym tutejszy Departament uprzejmie informuje, iż ustalenia wojewódzkiego komisarza wyborczego są obowiązujące."
Jest to pismo okrutne. Drabina biurokratyczna do pokonania przy staraniu się o powiat jest niebotyczna. Oprócz gminy zgodę na nasz powiat muszą wyrazić powiaty w Stargardzie i w Gryficach oraz sejmik wojewódzki, musi się też pojawić, ale nie musi, odpowiednie rozporządzenie Rady Ministrów, którego jeszcze nie ma. Ładnie nas urządzili! RED.
Gruszki na wierzbie
Jak sprzedawano Łobez
czyli wizyty parlamentarzystów w Łobzie
Można się było uśmiać z płaczu, kiedy powiatowa tragedii z Łobza stała się faktem, gdy rozpoczęły się manifestacje mieszkańców i blokada torów i kiedy do naszego miasta zaczęli zjeżdżać parlamentarzyści rządzącej koalicji. Ludzie żądali tych wizyt, czekali na nie z wielką nadzieją, bo spodziewali się od osób tak wysoko postawionych szybkich i skutecznych interwencji i odwrócenia tego, co rzeczywiście z upływem czasu zaczynało nabierać groźnych wymiarów, nie mieściło się w granicach zdrowego rozsądku. Ludzie wierzyli, że ich racje są tak oczywiste, degradacja miasta tak niezasłużona, że wystarczy to uświadomić tym, którzy są bliżej rządu i decydentów, a ci już zmiękną, zrozumieją swój błąd i naprawią na dniach krzywdę wyrządzoną Łobzowi, że da się odwrócić to, co w Warszawie cichcem zadekretowano. Ludzie szukali też winnych, żeby na nich zwalić winę, za to, co się stało, żeby ich ukarać i zaznać chociażby trochę zadośćuczynienia i zemsty. I, jak pamiętamy, szybko podstawiono im do bicia władze miejskie z burmistrzem Szafranem na czele.
Tymczasem żaden z kolejnych obecnych w naszym mieście parlamentarzystów koalicyjnych tej spiskowej teorii nie poparł, co strasznie zawiodło naszych miejscowych, pożal się Boże, "sędziów" i jedynych sprawiedliwych. Wszyscy ci parlamentarzyści ( A.Daszkiewicz, J.Sauk, Wł.Puzyna, wreszcie wojewoda szczeciński W.Lisewski) nie pytani nawet o to, lojalnie stwierdzali, że Łobez stał się być może ofiarą nieporozumienia, być może pomyłki, a nie tego, że ktoś tu na miejscu czegoś zaniedbał. Przecież dla normalnie rozumującego człowieka to, czym dysponował i dysponuje Łobez, wystarczało, żeby został on ośrodkiem powiatowym. Dlatego też kolejni koalicyjni parlamentarzyści starali się w Łobzie raczej tłumaczyć siebie, uratować trochę swojego autorytetu i autorytetu własnych partii oraz pomóc swoim miejscowym stronnikom w nadchodzących wyborach. I to było żałosne. Przecież rozwalenie powiatowego Łobza jest dziełem obecnego rządu i dla tych ludzi było to zupełnie oczywiste. Kiedy się ich obserwowało i słuchało na tych spotkaniach, trudno było się pozbyć wrażenia, że chcą się ludziom przypochlebić, a równocześnie nie wejść w konflikt z własnym ugrupowaniem. Bo niby jak tu powiedzieć ludziom na placu czy w nabitej po brzegi sali czekającej na tę nadzieję po prostu - stało się źle, zrobiono wam krzywdę, za chwilę ją naprawimy, skoro wiadomo, że tego własny rząd nie zrobi, bo musiałby zaprzeczyć samemu sobie, uruchomić lawinę innych pretensji i ustępstw. To nie paradoks, ale nie da się chyba ukryć tego, że im więcej racji stoi po stronie powiatowego Łobza, tym trudniej będzie nam, łobzianom ten powiat odzyskać. Stąd różne wykręty koalicyjnych parlamentarzystów, próby wyjaśniania, że to niby jakieś nieporozumienie, że ich przy tym akurat nie było, że to ich też zaskoczyło, że oni postulowali, że będą zabiegać, że może coś się da zrobić itp. ogólniki. Trudno było przy tej okazji nie oprzeć się wrażeniu, że nie bardzo sami wierzyli w to, że Łobez powiat dostanie, a w praktyce nie starczyło im odwagi, żeby o ten powiat zawalczyć. Miarą tego jest to, że nie głosowali na wrześniowej sesji sejmu za wnioskiem klubu SLD o referendum dla Łobza.
Bodaj najbardziej szczery i na swój sposób "odważny" był pod tym względem poseł UW Puzyna, który na spotkaniu w dniu 29 sierpnia br. w sali Domu Kultury, jak to się mówi - puścił farbę i oświadczył, otwierając zebranym oczy na kulisy sprawy, że Łobez to na razie nie miał większej szansy na powiat i przekonywał, że to względy gospodarcze zadecydowały o rządowej decyzji. Niemniej łobzianie powinni być dumni z tego - pocieszał - że jest demokracja, że mogli protestować, wyrazić swoją wolę, że dzięki temu miejscowe społeczeństwo się zintegrowało, że nikt nikogo nie aresztował, jak to kiedyś bywało, że nastały już inne czasy, że w ogóle jest dobrze. Delikatnie rzecz nazywając - plótł, że piołun jest słodki. Dosadniej rzecz określając - miał zebranych na tym spotkaniu za dzieci, którym można w sposób obłudny wcisnąć kit.
Co z tego, że w wypowiedzi M.Krzaklewskiego dla "Gazety Wyborczej" czytamy, że "być może popełniono błąd" w przypadku Łobza, że wicepremier Tomaszewski w wywiadzie dla Programu I Polskiego Radia też stwierdza, że "być może popełniono jakiś błąd", kiedy wszystko to jest tylko "być może" i nie wiąże się z żadnymi deklaracjami czy terminowymi ustaleniami, kiedy ten błąd w ogóle zostanie usunięty. Można zatem zrobić takie bardzo gorzkie spostrzeżenie, gdy się na to wszystko z boku i bez emocji patrzy, że idzie w tym wszystkim na przeczekanie, na zmęczenie ludzi, że na razie powiat łobeski to takie przysłowiowe gruszki na wierzbie albo czekaj tatka latka i że wszystkie te obietnice można rozbić o kant... RED.
Pani Janina Paradowska
Pani Janina Paradowska
Redakcja "Polityki" Warszawa
W numerze 35 "Polityki" w artykule pt. "Powiatowe protesty" traktującym z lekceważeniem protesty kilkunastu miejscowości, którym nie przyznano statusu miast powiatowych napisała Pani takie zdanie na temat Łobza:
"Blokujący tory Łobez nie był brany pod uwagę jako powiat. Byłaby to słaba jednostka składająca się z 3 gmin i licząca mniej niż 40 tys. mieszkańców. Gdyby władzom tej aspirującej do siedziby powiatu miejscowości udało się przekonać np. gminę Dobra, może jakieś szansę pojawiłyby się. Dobrej jednak nie próbowano przekonać i ostatecznie znalazła się ona w powiecie goleniowskim".
Otóż dawny, teraz zlikwidowany, powiat łobeski i rozparcelowany między Stargard Szczeciński i Gryfice, liczył nie trzy a cztery gminy w tym trzy miejskie w miastach Resko, Węgorzyno i Łobez oraz jedną wiejską w Radowie Małym. W Łobzie znajduje się w tej chwili 27 instytucji powiatotwórczych i rejonowych (między innymi sąd, prokuratura, policja, sanepid, straż pożarna, liceum, szkoły zawodowe, kilka banków, zakład ubezpieczeń społecznych, weterynaria, nowocześnie wyremontowany także przy wkładzie finansowym ościennych gmin szpital w Resku). W staraniach o powiat nigdy nie był brany pod uwagę mariaż z gminą w miasteczku Dobra Nowogardzka, ponieważ gmina ta twardo zawsze obstawała przy Nowogardzie, do którego od wieków należała. Jak długo Nowogard miał aspiracje powiatowe, a miał je do końca fatalnej rządowej decyzji, tak długo zarówno w nim, jak i w Dobrej takie pomysły były traktowane jako wyjątkowa podłość i rycie pod sąsiadami i rozmowy na ten temat nie były prowadzone. Skąd Pani wzięła takie plotkarskie i nieprawdziwe wiadomości, za kim je Pani powtarza? Jeśli pochodzą one z tzw. sfer rządowych to się nie dziwię, bo tam nawet nie wiedziano, gdzie ten Łobez leży. W czasie wizyty naszej delegacji u min. Stępnia ten nie wiedział czy Łobez jest w województwie koszalińskim czy w szczecińskim i za podstawy powód likwidacji Łobza podał brak w nim sanepidu. Mamy nagrania z tej kompromitujące ministra rozmowy. Czy Pani sama chociaż wie, gdzie ten Łobez leży? Tymczasem w Łobzie istnieje do dnia dzisiejszego rejonowy sanepid obsługujący 7 sąsiednich gmin, w tym 6 miasteczek! Przecież Łobzowi wystarczało do tego, żeby być powiatem, to, co miał! Przypadku likwidacji powiatu łobeskiego nie da się porównać z żadnym z przypadków, które także stara się Pani ośmieszyć w swoim artykule jako kaprysy tych tam mało poważnych, kłótliwych i prowincjonalnych pieniaczy. Czy Pani wie, że teraz do powiatowego Stargardu Szczecińskiego mamy 60 kilometrów i że tam wcale za nami nie tęsknili?
Likwidując Łobez rozwalono wspólnotę, która z takim trudem się tu kształtowała po wojnie z okaleczonych przez nią ludzi i mimo gierkowskiej "reformy" przetrwała do dzisiaj. Miarą tego są żywiołowe, trwające do dzisiaj protesty mieszkańców w obronie powiatu i trwałe deklaracje gmin ościennych.
Nie pisałbym do Pani tego listu, gdyby nie to, że "Polityka" jest pismem ogólnopolskim i kształtuje w jakimś stopniu opinię publiczną w kraju. Pani uwagi o nas w związku z tym odczytałem jako wyraz swoistej pogardy dla jakichś tam indywidualnych losów grupy, której interesy, chociażby nawet słuszne, nie są ważne wobec "globalnych" problemów i dlatego można je zlekceważyć i obśmiać oraz napisać na ten temat zasłyszane plotki. Uważam, że jest to szkodliwe myślenie, bo nie tyle szkodzi nam w naszym Łobzie, bo już nas rozwalono, co państwu, którego nawet jedna źle wydana decyzja daje możliwość przypuszczania, że coś w nim nie gra, że jest ono przeciw obywatelom, chociażby to był tylko pojedynczy obywatel, pojedynczy Łobez.
Moje rozgoryczenie jest tym większe, że artykuł Pani ukazał się w piśmie, które czytam od jego pierwszego numeru i z którego poglądami się identyfikowałem, które swego czasu dało mi nagrodę w w swoim konkursie na reportaż dotyczący integracji ludzi na Pomorzu. Teraz będzie mi z tym gorzej. Szczególnie teksty Pani będę czytał z rezerwą, z brakiem zaufania, z podejrzeniem, że coś tam znowu może być nierzetelnego, że w "Polityce" coś się psuje. W załączeniu przesyłam egzemplarz mojego pisma "Łobeziak" nr 81, w którym szerzej opisujemy perypetie związane z likwidacją Łobza, które bardzo mało miały wspólnego z argumentami rzeczowymi, a wszystko z ordynarną polityką. Jest w naszym kraju co najmniej kilkanaście nowych powiatów, które stworzono, mimo że miały warunki po temu wcale nie lepsze niż Łobez, często gorsze. Nie oczekuję ze strony Pani jakieś odpowiedzi na ten temat, bo wyraża Pani poglądy tak autorytarne i warszawskie, że bodaj jakiś tam wsiowy pisarzyna nie zasługuje na poważne traktowanie i racji za nic nie może mieć.
Wydawca "Łobeziaka" - Wojciech Bajerowicz
Do wiadomości red. nacz. "Polityki" p. Jerzy Baczyński
Tu 'Łobeziak' nr 742 - 96. Słucham.... ?
1." Kiedy przyglądam się temu, co niektórzy żądni władzy ludzie wyprawiają i wygadują w naszym mieście szykując się do nadchodzących wyborów samorządowych pod płaszczykiem walki o powiat, to przypomina mi się podobna ich działalność z roku 1994 (bo są to ci sami ludzie). Wtedy też w poniżający sposób niszczyli innych, swoich poprzedników i usta mieli pełne wspaniałych haseł. Na przykład nie oszczędzano ówczesnego naczelnika miasta Zbigniewa Cona, który ostatnie dni w Urzędzie miał bardzo przykre, chociaż zasłużył się dla Łobza bardzo i do dnia dzisiejszego cieszy się powszechnym szacunkiem i nie musi przed nikim uciekać na ulicy. Były to praktyki prostaków zadufanych w swoją nieomylność. Potem zdobyta władza wcale nie zmieniła ich obyczajów, a nawet spotęgowała ich kiepskie przyzwyczajenia i skłonności do różnych przekrętów. Czy się od tamtej pory czegoś nauczyli, pokory przynajmniej, po przegranych wyborach? Ani trochę. Są jak Wańka wstańka - startują znowu."
Obserwator
2." Zachorowała moja dziesięcioletnia wnuczka na zapalenie wyrostka, na szczęście szybko znalazła się w szpitalu i przeszła udaną operację w Gryficach. Niestety przy okazji miałam duże kłopoty, kiedy chciałam dziecko odwiedzić. Mam w pobliżu dwa przystanki autobusowe - jeden przy byłej stacji benzynowej na Bema, drugi wyżej koło POM-u. Tabliczki z rozkładami jazdy są na nich tak zdewastowane, tak zamazane, że nie tylko starsi ludzie ze słabym wzrokiem nie mogą ich odczytać. Chodziłam od jednego przystanku do drugiego i niczego się nie dowiedziałam. Dopiero ktoś życzliwy przyniósł mi z miasta rozkład. PKS nie dba o swoich pasażerów, mimo że narzeka na ich brak.
Przeczytałam też uważnie informację o wykonaniu budżetu gminy na półrocze bieżącego roku. Zauważyłam, że kwoty na dożywianie głodnych dzieci w szkołach są wydawane nierytmicznie. Wiem, że niektóre z dzieci przychodzą na lekcje bez śniadania, na czczo. Już w ubiegłym roku upominałam się za waszym pośrednictwem o zajęcie się tą przykrą sprawą, ale jakoś się to rozlazło. Co będzie w tym roku?"
Wanda Nawrocka
Mamy nadzieję, że PKS się poprawi. Wyślemy mu ten numer "Łobeziaka ". Z dożywianiem dzieci w szkołach nie jest aż tak źle. Wszystkie łobeskie podstawówki uruchomiły z pierwszym września br. dożywianie i pochłonie ta działalność właśnie tych 60% pozostałych w budżecie pieniędzy czyli 42.239 zł. Co nie znaczy, że i ta suma jest wystarczająca. Biedy mamy znacznie więcej. RED.
3. "Co to za wciskanie kitu ludziom przez odwiedzających nasze wiece protestacyjne przedstawicieli naszej koalicji rządzącej (posłów), że to niby oni sami byli zaskoczeni, że się nie spodziewali tego, że Łobez zostanie wykołowany jako powiat. Przecież cała poprzedzająca "reformę administracyjną" akcja została tak chytrze i z premedytacją przygotowana, żeby ludzie w terenie nie mieli nic w tej sprawie do powiedzenia. Naprzód na trzy miesiące wcześniej rozwiązano rady gminne, przez co sparaliżowano możliwość podejmowania przez społeczności lokalne decyzji ich dotyczących, potem przeforsowano w sejmie ustawę o tym, że to rząd (oczywiście koalicyjny) będzie decydował o podziale administracyjnym kraju, wreszcie marszałek sejmu zarządził akurat na okres poprzedzający te najważniejsze, na przykład dla nas, decyzje - wakacje sejmowe, co uniemożliwiło opozycji jakikolwiek opór. Na dodatek tych, co mieli być rąbnięci, np. Łobez, zapewniano, że niby wszystko jest w porządku. Tak mi to wygląda na tak zwany chłopski rozum. A tu faceci przyjeżdżają do tych łobeskich baranów i im tłumaczą, że oni nie są winni, że ktoś, że coś...Przecież to jest wyraźna obłuda. Szkoda, że sporo ludzi dawało się nabierać na taką akcję wyborcza, na pośrednią obronę rządu".
Uczestnik wieców
4." Wędrując ulicami miasta na każdym kroku zobaczyć można liczne reklamy imprez, usług, różne zawiadomienia. Reklamy te umieszczane są najczęściej w miejscach do tego nie przeznaczonych. Np. plakaty przykleja się na murach, na drzewach, na drzwiach wejściowych do budynków mieszkalnych i urzędów, wewnątrz klatek schodowych, na licznikach energii elektrycznej. Ostatnio oklejono ogłoszeniami budynek dworca kolejowego. O swoje ogłoszenia nie dbają także właściciele gablotek przy ul. Niepodległości, są one brudne, a materiały wewnątrz wyblakłe. Dla poprawienia estetyki miast wskazane byłoby umieszczenie w ruchliwych miejscach miasta więcej (przynajmniej z dziesięć) słupów ogłoszeniowych albo nawet drewnianych, prostych tablic. Można by na ten temat narzekać więcej, ale żeby było w mieście ładniej, potrzebna jest wola wielu ludzi."
Zbigniew Harbuz
To prawda - wróciła moda na zabrudzanie miasta umieszczanymi byle gdzie ogłoszeniami. Jest na to prosty sposób - karanie flejtuchów niekonieczni wysokimi mandatami. W wielu miastach w ten właśnie sposób problem załatwiono i istnieją do tego podstawy prawne. Przecież brudasy podają swoje adresy. Tyle że muszą się do tego przyłożyć właściciele obsmarowanych posesji, służby porządkowe, lokatorzy. A tym się na ogół nie chce zajmować takimi "drobiazgami". No i mamy miasto oklajstrowane. RED.
Posłowie SLD w Łobzie
PO RZĄDZIE TERAZ SEJM ODRZUCIŁ PROTESTY SLD W SPRAWIE ŁOBZA
3 września br. odwiedzili Łobez szczecińscy posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej - Elżbieta Piela-Mielczarek, Stanisław Kopeć i Bogusław Liberadzki. W szczelnie wypełnionej sali Domu Kultury potwierdzili to, co w swoim oświadczeniu drukowanym w poprzednim, 81 numerze " Łobeziaka" powiedział poseł Stanisław Kopeć, a także my w obszernych komentarzach w naszym piśmie. Mianowicie to, że do końca przed ogłoszeniem zabójczej dla Łobza decyzji rządowej posłowie SLD byli informowani o tym przez min.Stępnia, że powiat w naszym mieście będzie. W związku z tym całkowitą odpowiedzialność za zniszczenie naszego powiatu ponosi rząd J.Buzka. Poza tym posłowie SLD pozbawieni zostali możliwości decyzji i interwencji w tej sprawie dlatego, ponieważ koalicja rządząca (AWS i UW) przegłosowała w sejmie ustawę o tym, że granice powiatów będzie określał rząd. I rząd skreślił Łobez jakby na złość nam. Pisaliśmy już o tym, że w rządzie ci, co mogli Łobzowi pomagać i obiecywali to naszym miejscowym "słusznym koalicjantom" oraz ludziom protestującym na torach i na Placu 3 Marca, nie kiwnęli w jego sprawie nawet palcem w bucie, a wręcz przeciwnie, jak to robił min. Komołowski, starali się kosztem Łobza uratować Nowogard. Po tej aferze nasi miejscowi pewni siebie politykierzy wykiwani przez "swoich" w Warszawie próbowali cały smród z tej sprawy i odpowiedzialność zwalić na burmistrza Szafrana, w czym im sekundowała i sekunduje "Gmina Pomorska".
Szczecińscy posłowie SLD - mówił poseł St. Kopeć - podjęli po tym, kiedy dowiedzieli się o rozwaleniu naszego powiatu, określone i energiczne działania. Np. na pierwszym najbliższym posiedzeniu sejmu w dniu 27.08 br. złożyli w sejmie oświadczenie-protest oraz już jako cały klub parlamentarny SLD postanowili na sesji sejmu w dniach 09.09 - 11.09 br. zgłosić projekt przewidujący przeprowadzenie w Łobzie i w gminach ościennych równolegle z wyborami samorządowymi w dniu 11.11. br. referendum, w którym mieszkańcy wyraziliby wolę przynależności do określonego powiatu (oczywiście łobeskiego). Poprosili też szczecińskich parlamentarzystów z innych klubów (AWS i UW), by ci na posiedzeniu swoich klubów w Szczecinie, a następnie w sejmie poruszyli wspólnie z nimi sprawę Łobza i poparli ich wniosek. Niestety do takiej inicjatywy nie doszło, została ona, jak się to mówi "zbyta". Tematu tego nie poruszono. W ogóle - stwierdził poseł Kopeć - w obecnej kadencji, mimo ponawianych ze strony SLD prób, nie dochodzi do współpracy posłów w województwie szczecińskiego. Parlamentarzyści koalicji rządzącej powiatu łobeskiego nie będą bronić, co już z góry było widoczne na spotkaniach, jakie mieli w Łobzie senator Sauk, poseł Puzyna i wojewoda szczeciński Lisewski (piszemy o tym w innym miejscu), a raczej przekonywać do spokoju i robienia sobie nadziei, że może kiedyś, po jakimś czasie...
W związku z tym poseł Kopeć nie robił zebranym nadziei na to, by sejm zdominowany przez koalicję AWS i UW w ogóle zgodził się przyjąć pod swoje obrady w dniach 09 - 11.09 br. projektu SLD w sprawie wspomnianego referendum, to jest jeszcze przed wyborami samorządowymi.
Starania o powiat łobeski - mówiła posłanka E.Piela-Mielczarek - w obecnych układach politycznych, kiedy sejm projekty SLD będzie systematycznie odrzucał, mogą trwać długo. Trzeba przewidzieć zły scenariusz dla Łobza. Mimo to po wyborach samorządowych posłowie SLD ponownie wystąpią z inicjatywą w tej sprawie. Obecnemu rządowi trudno się będzie przyznać do tego, że kryteria zastosowane przy tworzeniu powiatów nie były jasno określone, że zrobiono przy okazji wiele od nich odstępstw i błędów, że faworyzowano jedne, inne bodaj z pełną świadomością zniszczono, czego przykładem jest właśnie krzywda Łobza. Należy się zatem uzbroić w cierpliwość i przygotować na to, że starania o powiat mogą się przeciągnąć do następnych wyborów samorządowych (za cztery lata) i będą wymagać jedności wszystkich zainteresowanych, o co w tej chwili, także w Łobzie, jest raczej trudno. Chyba że - jak stwierdził poseł B.Liberadzki - zmieni się wcześniej układ rządzący.
Zebranie przebiegało w spokoju i na rzeczowej dyskusji. Wydawało się, że niektórym obecnym na tym spotkaniu dopiero teraz otwierały się oczy na to, kto i jak likwidował powiat łobeski. Posłowie SLD - E.Piela-Mielczarek, St.Kopeć i B.Liberadzki nie mieli bowiem najmniejszych powodów do tego, zresztą nikt im tego nie zarzucił, by się tłumaczyć z uczestnictwa w tym rozboju, jaki spotkał nasze miasto i miejscowi członkowie SLD i kandydaci na radnych z tego ugrupowania też się z tego tłumaczyć nie muszą.
CIĄG DALSZY ZŁEGO SCENARIUSZA
I zły scenariusz przwidywany przez posłów SLD szybko się sprawdził. OTO JUŻ W DNIU 9 WRZEŚNIA BR. PRZEDSTAWIONY PRZEZ NICH W SEJMIE PROJEKT PRZEPROWADZENIA RÓWNOLEGLE Z WYBORAMI SAMORZĄDOWYMI REFERENDUM DLA MIESZKAŃCÓW ŁOBZA Z PYTANIEM CZY CHCĄ SWOJEGO POWIATU ZOSTAŁ ODRZUCONY WIĘKSZOŚCIĄ GŁOSÓW KLUBÓW AWS i UW. Ci przeciwnicy referendum tłumaczyli to tym, że przecież wynik takiego referendum byłby z góry wiadomy czyli za Łobzem. Tu ciśnie się na usta przekleństwo - to po jaką jasną ch... ten powiat skreślono? Czy mogą się państwo spodziewać, że inaczej będzie ze staraniami o powiat po wyborach? Czy trzeba więcej dowodów na to, kto nam zabrał powiat i czy mu w ogóle zależy na jego powstaniu? Tym sposobem pierwszy etap starań o powiat mamy jakby za sobą czyli nie mamy nic.
TUTAJ KILKA PASKUDNYCH SZCZEGÓŁÓW: Na wspomnianym powyżej posiedzeniu sejmu (jakby pierwszym sprawdzianie życzliwości władz rządzącej koalicji i poszczególnych parlamentarzystów dla naszego miasta i powiatu) z obecnych na sali 402 posłów za odrzuceniem referendum głosowało 216 posłów z klubów AWS-u, Unii Wolności, KPN-u i ROP-u, w tym wszyscy posłowie koalicji rządzącej reprezentujący województwo szczecińskie, a mianowicie: Artur Balazs, Jacek Janiszewski, Zbigniew Szymański, Stanisław Wądołowski, Piotr Lewandowski i Włodzimierz Puzyna (czy potrzebny tu jest jeszcze jakiś komentarz!) oraz posłowie z innych terenów deklarujący wcześniej sympatię dla naszego miasta - Edward Daszkiewicz i Leszek Franciszek Dziamski. Wyszło szydło z worka, jak to jest z tym sprzyjaniem nam.
Ciekawostka - przeciw odrzuceniu referendum odważyli się zagłosować posłowie AWS-u - Wojciech Frank i Aleksander Hall oraz z Unii Wolności - Mieczysław Szczygieł, Jan Rulewski i Grażyna Staniszewska, a Olga Krzyżanowska wstrzymała się od głosu. Chwała im.
Przeciw odrzuceniu projektu referendum głosowało 173 życzliwych nam posłów, w tym wszyscy obecni na sali sejmowej posłowie SLD (145) oraz 21 posłów PSL-u.
W tym samym dniu główny pogromca powiatu łobeskiego min. Kulesza tłumaczył się o godz. 8`oo w I programie Polskiego Radia z rządowych bubli, stwierdzając, że "być może" w pojedynczych przypadkach popełniono błędy. Być może... co to znaczy? Jeśli się je popełniło, to trzeba je szybko wypluć, a nie zwalać winy na Szafrana i jeszcze ludzi do tego podpuszczać.
Wojciech Bajerowicz
O co idzie w tych wyborach?
Już wiadomo, że do naszych gminnych wyborów stanęło 6 komitetów wyborczych oraz kilkadziesiąt osób "niezrzeszonych", co w sumie daje 170 kandydatów na 24 miejsca, jakie są do obsadzenia w przyszłej radzie gminy i miasta. Na jedno miejsce szykuje się zatem przeciętnie 7 chętnych, a nawet więcej, bo w wiejskich obwodach do głosowania kandydatów jest mniej. W porównaniu z wyborami sprzed czterech lat jest to o 50 osób więcej.
Co się stało, dlaczego władza w naszym mieście i gminie zrobiła się nagle taka apetyczna? Załóżmy naprzód, ze wszyscy kandydaci i całe komitety startujące w wyborach ożywione są chęcią zrobienia dobrze naszej gminie i miastu i że ich intencje są szlachetne. Ludzie po prostu uwierzyli, że nastały nowe czasy i że w demokratycznych warunkach wiele będzie od nich zależało. Nie święci garnki lepią. Jednak jak znamy życie - jest to tylko część prawdy i dotyczy tylko części kandydatów. Bo przecież gołym okiem widać, że idzie w tym wszystkim głównie o władzę i związane z nią spodziewane przywileje i korzyści. Nasz mały, łobeski światek niczym się pod tym względem nie różni od tego wielkiego, krajowego świata, a stosunki w nim panujące i ludzie są przecież wszędzie tacy sami. Można bez przesady stwierdzić, że w naszym Łobzie odwzorowuje się w mikroskali wszystko to, co nie jest zbyt czyste gdzieś tam w Warszawie.
Co można zatem zyskać w Łobzie na posiadaniu władzy? W gminie niewiele poza oplutą posadą burmistrza, ciągłymi kłopotami z biednym budżetem, bezrobociem i przeciętnymi dietami radnych. Do momentu, kiedy wydawało się, że będziemy miastem powiatowym - dużo. W perspektywie była atrakcyjna posada starosty, kilkadziesiąt stanowisk urzędniczych dla swoich, możliwość decydowania o korzystnych przetargach, kontraktach, ulgach, umowach, zleceniach itp. gospodarczych korzyściach; było też to, co niektórych tak fascynuje we władzy - przemawianie, błyszczenie, reprezentowanie, delegacje, uchodzenie za nieomylnych, goszczenie się na koszt zawsze "uczynnych" sympatyków, słuchanie szmeru uwielbienia, czasem świadomość tego, że się nas muszą bać. Nie da się ukryć, podobnie jak przed poprzednimi wyborami pojawiły się już odpowiednie inicjatywy w tym kierunku z gabinetami cieni włącznie. Było już na przykład kilku gotowych starostów i ich orszaków.
Z momentem tragedii powiatowej wszystko to zmalało do zakresu gminy. Praktycznie dla wszystkich mieszkańców Łobza była to i jest autentyczna klęska i degradacja, a w szczerość i żywiołowość ich protestów nie wolno wątpić. Jednak dla tych, co już sięgali po władzę powiatową było to zawalenie się marzeń, konieczność zejścia do gminnego parteru, ograniczenie ambicji, a to nie jest przyjemne, gdy się wie, że obok nas jest bardzo wielu kandydatów i gdy na dodatek ma się pewność, że się jest cudownym, powołanym do władzy człowiekiem. Równocześnie i paradoksalnie powiatowy dramat stał się dla niektórych okazją do startu do władzy. Z wielkim żalem trzeba tu stwierdzić, że w tych warunkach tragedia miasta spadła niektórym jak przysłowiowa gwiazdka z nieba. A tu zrobiło się gęsto, bo innym przyszło to samo do głowy. Stąd między innymi tylu kandydatów i ostrość wyborczej walki maskowanej obywatelską troską. Ile w tym wszystkim było i jest uczciwości i prawdziwej miłości do naszego Łobza jako powiatu, ile zaś kalkulacji osobistej, partyjnej czy grupowej - trudno w procentach określić, ale tym wszystkim łobzianom, którzy tak żywiołowo, bez wspomnianych wyżej aspiracji i ze szczerego serca wychodzili na tory, wiecowali, pomagali swoją obecnością w spotkaniach z posłami, podpisywali listy protestacyjne, warto zwrócić uwagę na to, że nie wszystko za kulisami tej szlachetnej działalności mogło się podobać i nadal budzi wątpliwości.
Naprzód to było nieszczere, że każdy z powstałych niby żywiołowo zespołów obrony powiatu chciał i chce uchodzić nadal za ten jedyny, który to robi. Każdy z nich w oczach opinii publicznej chciałby być tym, który powiat "wywalczył". Niby wspaniale. Tyle że wyborcy powinni się dowiedzieć, że żadnej zgody między nimi nie ma i każdy z nich z osobna chciał, jako ten jedyny, rozmawiać z władzami. Ile w tym obrony Łobza, ile kalkulacji? Wychodzą z tego tragikomiczne sytuacje i kompetencyjne spory nie rokujące, jak na razie, niczego dobrego dla powiatowej sprawy. Chciałoby się powiedzieć - ech, biedny ty, Łobzie, z tyloma obrońcami, z których jednak każdy ciągnie w swoją stronę. Bodaj władze centralne już się w tym połapały na nasze nieszczęście. Premier Tomaszewski na tory nie przyjechał, a przysłał tam policję. Wojewoda przyjechał do Łobza po trzech tygodniach też z policją, posłuchał słusznych, gniewnych wypowiedzi, niczego nie obiecał, trochę postraszył i pojechał. Tak samo wcześniej zrobili niektórzy posłowie, a w końcu poza rządem już zdążył nas olać zdominowany przez koalicję rządząca sejm (patrz artykuł "Posłowie SLD w Łobzie - sejm odrzucił protesty i projekt referendum"). Przy okazji zauważmy kto naprawdę broni Łobza.
Nasze komitety raczej nic z tego nie zrozumiały. Przystąpiły oddzielnie do obecnej walki wyborczej, co oznacza, że ze swoich ambicji i chęci przodownictwa nie zrezygnują. Nie jest to perspektywa obiecująca. Co zatem w tym wszystkim jest ważniejsze - naprawdę zaistnienie przyszłego powiatu czy władza w tym, co z niego pozostało czyli w gminie i wynikające z tego nadzieje na ewentualne, niestety teraz już bardzo skromne, profity? Co z tego będzie miał Łobez? Czy rokuje to dobrze przyszłym i niestety długotrwałym staraniom o powiat (patrz artykuł "Tor przeszkód"). Czy po czterech latach normalnego, spokojnego działania obecnego samorządu i zarządu miasta na miarę posiadanych przez nie możliwości przyszła rada stanie się widownią gorszących niekonstruktywnych sporów o to, kto jest bardziej zasłużony, słuszny, komu się więcej należy, bo głośniej protestował? Miejmy nadzieję, że wyborcy potrafią się w tym wszystkim połapać, bo to tylko oni zadecydują o swojej przyszłej władzy i z pokorą trzeba będzie przyjąć ich werdykt.
Wojciech Bajerowicz
Co się w państwie porobiło!
Zwykły człowiek prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co się w naszym państwie porobiło i co się nadal dzieje z prywatyzacją (czytaj rozdrapywaniem) i restrukturyzacją majątku narodowego i czyim kosztem się to dzieje. Majątek ten w latach powojennych w PRL-u jakiś tam powstawał, cokolwiek złego i słusznego mówilibyśmy o niegospodarności i bezsensie ustroju realnego socjalizmu. Rozbudowano przecież w tym czasie ponad miarę na podstawie błędnych teorii ekonomicznych takie dziedziny gospodarki, jak na przykład między innymi przemysł wydobywczy, nienowoczesne hutnictwo, nierentowne pegeery działające w systemie nakazowo-rozdzielczym. Ten system pozbawiał gospodarkę tego, co od zawsze było jej nerwem - konkurencyjności i wszystkich związanych z brakiem tego czynnika konsekwencji, z jej rosnącym zacofaniem na czele.
To prawda, że jedynym ratunkiem naprawienia naszej gospodarki jest jej prywatyzacja czyli sprzedaż majątku państwowego firmom krajowym i zagranicznym oraz jego restrukturyzacja czyli przestawienie całych deficytowych gałęzi gospodarki (np. górnictwa, hutnictwa) na racjonalne, ekonomicznie uzasadnione formy działania.
Sama idea tych działań jest rozumna, konieczna i bodaj jedyna. Nie ma innego lekarstwa na postawienie polskiej gospodarki na nogi i przestawienia jej na system wolnorynkowy. Niemniej sposób przeprowadzenia tych reform jest głęboko niesprawiedliwy i dokonuje się z krzywdą większości obywateli. To, co było budowane w PRL-u kosztem biedy, wymuszonych wyrzeczeń, urawniłowki obejmującej praktycznie całe społeczeństwo, dzielone jest teraz w sposób urągający sprawiedliwości społecznej. Na przykład pracownicy prywatyzowanej telekomunikacji dostaną na dniach akcje tego przedsiębiorstwa opiewające na wartość 80.000 złotych "na łebka" (po osiemset milionów starych złotych), zaś górnicy już dostają po 40.000 zł w gotówce. A przecież na to, żeby takie giganty powstały (np. górnictwo) i się monstrualne rozwijały złożyła się mizeria i składki całego społeczeństw na przestrzeni kilkudziesięciu lat istnienia PRL-u. Składki te zresztą płacimy do dzisiaj wyrównując ciągle mnożone długi kopalń, Ursusa, hut itp. molochów.
Jak to nazwać? Przecież jest to jawne złodziejstwo w biały dzień! Szczytem bezczelności w tych warunkach jest to, ze pracownicy Telekomunikacji Polskiej nie chcą się podzielić swymi akcjami z pracownikami Poczty Polskiej, którzy kiedyś wchodzili w skład jednego przedsiębiorstwa, bo wtedy dostaliby "ledwo" 40 tys. zł. Grożą oni, że będą protestować i wyłączać system telekomunikacyjny kraju czyli być może urządzą nam coś w rodzaju stanu wojennego nr 2.
Ne da się przy tej okazji ukryć gorzkiej refleksji - oto nowa Polska rodzi się z biedy tych, którzy byli biedni dawniej i są nimi nadal. Nie zanosi się na to, żeby to prawo przestało działać. A nam się w Łobzie tłumaczy (robili to ostatnio ministrowie obecnego rządu i wojewoda szczeciński), że państwo oszczędzi na tym, że zlikwidowało nasz powiat. Mariusz Wijatyk słusznie w związku z tym zauważył w poprzednim numerze "Łobeziaka", że będzie to kolejna dodatkowa składka wykiwanych łobzian na wywianowanie górnictwa. Znowu naszym kosztem. Czy dożyjemy w ogóle kiedyś jakiejś sprawiedliwości? Na razie niestety ciągle jest aktualne stare i gorzkie powiedzenie, że każde zwycięstwo ma za fundament kości nieznanego żołnierza. (W.I.)
Kto to jest gramofon?
Gadka Dziadka
- Dziadku - zapytał Wnuczek - czy wiesz, kto to jest gramofon?
- Pewnie, że wiem. Przecież jestem dziadkiem. Ale nie mówi się "kto" tylko "co". Gramofon jest to takie już bardzo rzadko używane, ale za Dziadkowej młodości popularne urządzenie do odtwarzania dźwięków z płyt ebonitowych, później plastikowych.
- Widziałem coś takiego na strychu - powiedział wnuczek, ale wyjaśnił, że nie chodzi mu o jakiś staromodny adapter, lecz o faceta, takiego, co dużo i bez sensu gada, pisze, uważa się za poetę czy innego literata, podczas gdy fachowcy mają go za gramofona.
Grafomana! O grafomana chodzi - zaskoczył Dziadek. Jasne, że Dziadek wie. Przecież chodził w końcu do szkoły i jakiś tam słownik w domu ma. Grafoman? Naprzód, Wnuczku, jest to rodzaj nałogu, potem to także nieszczęśliwy człowiek, który na zabój uwierzył, że jest "geniuszem pióra", tymczasem jest on jedynie nieoryginalnym naśladowcą autentycznych twórców. Są dwa rodzaje grafomanów: jedni tak zwani "częstochowscy" albo pseudoludowi, którzy chcą tak pisać jak Kochanowski, Mickiewicz, Konopnicka czy Tuwim - tym się wszystko rymuje, snuje, zwrotkuje, jest, jak przysłowiowy jeleń na rykowisku; drudzy, tak zwani "nowocześni" chcą być tacy jak pół wieku temu naprawdę poeci Bursa czy Wojaczek - ich mowa jest bełkotliwa, pełna obscenicznych, wulgarnych zwrotów, bo myślą, że na tym polega nowoczesność. Swoje knoty rozumieją tylko oni sami. Jednych i drugich cechuje niesłychana "łatwość" pisania nazywana słowotokiem, czym się zachwycają, bo zdaje się im, że to jest legitymacja literacka. Tymczasem ich produkcja nie ma nawet wartości melodyjek odgrywanych na katarynce, która się zacięła i rzępoli na okrągło. Mają wszystko prócz skromności, są nieprawdopodobnie pewni siebie, na wszystkim się znają, przyjmują pozy beserwiserów, wygłaszają autorytatywne, zasłyszane gdzieś kazania i sądy o sztuce. Nie daj Boże znaleźć im naiwnych słuchaczy, wtedy doktor Cwach czy profesor Pimko są przy nich neptkami.
Skąd się biorą? Nie ma na to reguły, jak nie ma jednoznacznego wyjaśnienia, skąd się biorą inne ludzkie manie. Z żądzy sławy, z kompleksu samotności, z chęci zaistnienia, zrealizowania się, z zazdrości, że inni potrafią?
Czasami ich nieszczęście, bo jest to choroba, zaczyna się wtedy, gdy ktoś w porę nie powiedział im brutalnie, żeby dali sobie spokój lub poszli do szkoły czy przeczytali jakiś podręcznik z teorii literatury. Wiadoma to rzecz, że nawet bokser Gołota czy były prezydent mogą raz w życiu napisać dobry wiersz czy Dziadek wygrać w totolotka. Więc zdarza się czasem, że jakieś czasopismo literackie zamieści im wierszyk, opowiadanie lub dadzą im wyróżnienie w jakimś konkursiku. Wtedy koniec świata! Uważają taki fakt za literacką nobilitację. Brak dalszych sukcesów niczego ich nie uczy, a rozjątrza. Wszędzie widzą sitwy i wrogów swojego talentu. Bo wszyscy się przeciw nim sprzysięgli. A tych, którzy im delikatnie próbują zasugerować, żeby się raczej zajęli inną pracą, potrafią znienawidzić na całe życie. Są utrapieniem pism nie tylko literackich, wysyłają do nich setki listów, swoje często skromne dochody potrafią wydać na znaczki pocztowe. Przeżywają rzeczywiste męki niespełnienia i obwiniają społeczeństwo i władze, że się na nich nie poznały, że nie zafundowały im gabinetów, telefonów i sekretarek.
Niekiedy znajdują kilku słuchaczy w małomiasteczkowych środowiskach snobujących się na "kulturę" i przyjmujących z okazjonalną, życzliwą i naiwną pobłażliwością ich dziwaczne płody mniej więcej poważnie, co wynika z braku podstawowej wiedzy o tym, czym naprawdę jest literatura. Mówi się przy takich okazjach: nic z tego nie rozumiemy, to jest trudne, pewnie coś w tym jest, wobec tego to musi być poezja. I to trochę ratuje i dowartościowuje grafomanów, ale równocześnie pogłębia ich nieszczęście. Małe miasteczko to za mało, bo oni są przecież warci nagrody Nobla.
I tak to trwa. Rzeczywiście Wnuczek mógł się pomylić w terminologii. W końcu między gramofonem a grafomanem różnica nie jest znowu taka wielka. W obu przypadkach mamy do czynienia z nazwami określającymi czynności odtwórcze, z tą poprawką, że gramofon robi swoje mechanicznie, nic go nie boli i nie fałszuje; chyba że zabraknie prądu, to zmilknie; nieszczęsny grafoman zaś żyje bez przerwy w dramatycznym świecie uczuć i doznań, których skala mieści się między piekłem niespełnienia i niebem bardzo wątłej nadziei.
Dziadek
Mały sport - wielka radość
Międzyszkolny Klub Sportowy "Olimp" został zgłoszony do szczecińskiej ligi okręgoewj w szachach. Łobeski team reprezentują: I szachownica - Gabriel Bieńkowski, II szach. Artur Nadkierniczny, III szach. Krzysztof Nadkierniczny, IV szach. Piotr Mazuro, V szach. Katarzyna Woniak, VI szach. Agnieszka Woniak.
Przeciwnikami łobeskich szachistów będą kluby: "Hutnik" Szczecin, "Mechanik" Stargard Szczeciński, "Sokół" Pyrzyce, "Energetyk" Gryfino i "Akiba" Świnoujście. Kapitanem i organizatorem spotkań ligowych jest Zdzisław Bogdanowicz.
Widzów i miłośników gier na szachownicy zapraszamy do Łobeskiego Domu Kultury w dniu 27.99 br. na godz. 10`oo na inauguracyjny mecz pomiędzy MKS "Olimp" Łobez i KS "Sokół" Pyrzyce.
Podwójny sukces Kasi Woniak
Katarzyna Woniak to obecnie najlepsza szachistka okręgu szczecińskiego w kategorii juniorek do lat 16.Reprezentuje ona MKS "Olimp" Łobez. W sierpniu br. Kasia uczestniczyła w prestiżowym turnieju szachowym o wysokiwj randze midzynarodowej, tj. IX Turnieju szachowym MK CAFE CUP o memoriał Józefa Kochana w Koszalinie. Organizatorzy, chcąc uatrakcyjnić 13-dniowy turniej wprowadzili do programu symultanę pomiędzy 8-krotnym mistrzem Polski, arcymistrzem Włodzimierzem Szmidtem a 15 najlepszymi juniorami tego turnieju. Kasia Woniak również znalazła się w gronie zawodników grających z arcymistrzem. Wynik spotkania 13 : 2 dla Szmidta, w tym 0,5 punktu czyli remis wywalczyła nasza Kasia. To zaszczytne, sportowe osiągnięcie Kasi. Liczni obserwatorzy tego spotkania z uznaniem podziwiali logiczną i skuteczną grę naszej szachistki.
W dniach 6 - 13 września br. w miejscowości Łężeczki koło Poznania odbyły się szachowe mistrzostwa makroregionalne juniorów. Kasia Woniak zajęła w nich II miejsce i zdobyła srebrny medal. Tym samym wywalczyła awans do finałów mistrzoste Polski, które pdbędą sięw styczniu 1999 r. w Krynicy Morskie. Wszyscy liczymy na jej wysoką lokatę wśród najlepszych szachistek kraju. Poza tym Kasia w roku bieżącym ukończyła z wyróżnieniem Szkołę Podstawową nr 1 w Łobzie , a obecnie rozpoczęła naukę w łobeskim liceum.
Zdzisław Bogdanowicz
Wspomnienia z Litwy
W drugiej połowie lipca miałem okazję przebywania we wschodniej części Litwy na pieszej pielgrzymce do Ostrej Bramy w Wilnie. Był to już mój drugi pobyt w tych stronach i dzięki temu mam możliwość porównania zmian, które zaszły tam w przeciągu roku. Otóż teraz rzucił mi się w oczy znacznie zwiększony ruch transportowanych na lawetach samochodów osobowych na granicy w Ogrodnikach. Z ich tablic rejestracyjnych mogłem poznać, że pochodzą one głównie z Niemiec, a także z innych krajów zachodnich. Wzrósł także ruch na szosach. Tylko na autostradzie Wilno - Mińsk pusto i cicho. Również od strony Białorusi pusto w pociągu idącym z Lidy do Wilna. Wyraźnie widać, że na tym kierunku wszystko się urwało.
Na trasie Merkine (Merecz) - Varena Sanoji (Orany) przed rokiem trwały roboty drogowe polegające na łagodzeniu spadków jezdni i ostrych łuków. Przechodząc tamtędy dzisiaj ledwo poznałem ten fragment szosy. Roboty zakończono, stare odcinki drogi (zakola) zagospodarowano, usunięto stare przepusty, zniwelowano teren, zasiano trawę i śladu nie pozostało po dawnej krętej trasie. Obserwując to myślami byłem przy naszych łobeskich stronach. Oto na naszej rzece Węgorzy Brzeźniackiej na trasie Łobez - Węgorzyno, bodaj dziesięć lat temu, zbudowano nowy most i złagodzono niebezpieczny łuk jezdni. Starą jezdnię i stary most pozostawiono własnemu losowi. Jedyne, co tam zrobiono, to ustawiono znaki zakazu wjazdu i metalowe barierki. Ile czasu będzie teraz potrzeba, żeby ten fragment dawnej szosy uległ samozniszczeniu, bo chyba o to chodzi? Sądzę, że za sto lat ślady tej budowli będą jeszcze istniały. Tymczasem mała Litwa czerpie skądś środki na budowę dróg i na doprowadzenie do porządku niepotrzebnych, szpecących otoczenie i niebezpiecznych ruin. Opisywane przeze mnie miejsce na Litwie też położone jest w lesie około 4 kilometry przed wsią Perloja.
Jako o ciekawostce wspomnę o innym niż u nas oznakowaniu odległości na głównych drogach litewskich. Co kilometr umieszczone są przy nich słupki o wysokości 1,5 metra z podwójnym oznakowaniem odległości. Na niebieskim tle podaję się w białym kolorze odległość odcinka, jaki już przebyliśmy i ile nam jeszcze pozostało do końca drogi.
Samo Wilno jest energicznie odnawiane. Remontuje się w nim wiele obiektów, w tym także wiele sakralnych należących do różnych wyznań. Dużo budynków ma nowoczesny wystrój. Można go określić jako "zachodni", podobnie jak ma to miejsce u nas. Z odczytaniem z napisów na nich, co się w nich mieści, obcokrajowcy mają ogromny kłopot. Język litewski nie jest podobny do innych języków europejskich w których funkcjonuje wiele wyrazów pokrewnych, jest hermetyczny.
Nasz Adam Mickiewicz cieszy się na Litwie dużą popularnością. Uchodzi za Litwina, który tylko pisał po polsku. Jego imieniem nazywane są często ulice i instytucje. W Mereczu jest patronem miejscowej okazałej szkoły, prze którą w ładnym otoczeniu ustawiono mu pomnik. Merecz jest także znany z "góry krzyży". Nie jest ona taka popularna jak ta pod Szawlami, ale także oryginalna. Położona jest ona za wspomnianą szkołą i wchodzi się na nią ścieżkami biegnącymi wśród ogrodów.
Inna "litewska" ciekawostka - w Polsce, w małym miasteczku Sejny, liczącym niecałe 10 tysięcy mieszkańców, znajduje się konsulat litewski. Jest to bodaj jedynę takie miasteczko w międzynarodowej skali mające placówkę o takim znaczeniu.
Zbigniew Harbuz
Nowy rok, nowe problemy
Chciałoby się powiedzieć, że nowy rok szkolny 1998/9 rozpoczął się po staremu. W oczekiwaniu na reformę - szkoły przygotowują się do wielu przeobrażeń.
W Szkole Podstawowej nr 1 z dniem 1 września 1998 roku bez reformy nastąpiły liczne zmiany będące skutkiem likwidacji dwóch szkół filialnych w Wysiedlu i w Prusinowie. Jak było zapowiadane, szkoła bez problemów poradziła sobie z przyjęciem 51 nowych uczniów ze zlikwidowanych szkół. Przy istniejącym niżu demograficznym nie sprawiło to żadnych kłopotów. Wszyscy serdecznie powitali przybyłych do klas I - IV kolegów z filii. Wiemy, że trudno było się nowym uczniom pogodzić z pożegnaniem swoich kameralnych szkółek i odnaleźć miejsce w licznej gromadzie w nowej szkole. Na pewno jednak sobie poradzą!
Nie było też trudności z przejęciem, a raczej skasowaniem nieprzyzwoicie starego sprzętu i wyposażenia. Było się nad czym zadumać i zawstydzić. Po przeprowadzce wiejskie obiekty szkolne zostały pod koniec czerwca przekazane Urzędowi Miasta. Z jednej strony ulga, że odpadły kłopoty z remontami, zaopatrzeniem i ciągłymi awariami w rozsypujących się budynkach. Zawsze jednak jest ta druga strona. Zostanie gorzkie uczucie, że nie wróci już nigdy to, co właśnie uległo likwidacji. Ale na marginesie - nie zazdroszczę teraz lokatorom byłych filii, którym bliskie nadejście zimy spędza na pewno sen z powiek
Wracam do spraw szkolnych. Znacznym problemem, z którym ciężko było sobie poradzić do ostatniej chwili, były sprawy kadrowe. Graniczące z cudem zapewnienie pracy wszystkim nauczycielom skutecznie zapewniało dyrekcji bezsenne noce. Udało się jednak. Dzięki wyrozumiałości wspaniałego grona pedagogicznego "Jedynki". Trudno było pogodzić się z "gołymi" etatami i utratą zarobków, ale w tym wypadku solidarność i ludzka i nauczycielska zdała egzamin. Każdy chce pracować. Niektórzy musieli podjąć kształcenie i zmienić kwalifikacje. To też kosztuje. W tym miejscu dziękuję wszystkim nauczycielom, że potrafili godnie i zgodnie przyjąć tę smutną okoliczność.
Niestety zabrakło oparcia i poparcia z zewnątrz. Nikt jakoś nie chciał spojrzeć kompleksowo na sytuację kadrową w szkołach. Nie jest tajemnicą, że w innych placówkach szkolnych sytuacja etatowa oraz ilość godzin ponadwymiarowych jest o wiele korzystniejsza. Każdy sobie rzepkę skrobie i dlatego drastyczne skutki reorganizacji odczuła tylko jedna szkoła. Nie jest to sprawiedliwe, a wręcz bolesne. A wydawać by się mogło, że oszczędności finansowe przydadzą się wszystkim. W tym sensie działanie posłużyło wspólnemu interesowi. Nie tak to jednak było pojmowane. Szkoda.
Przy okazji zmian związanych z funkcjonowaniem sieci szkolnej bardzo poważnym problemem jest organizacja dowozów uczniów na zajęcia. Może trudno to sobie wyobrazić, ale dzieci przyjeżdżają aż z 23 miejscowości z całej gminy. Rzeczywistość jest bardzo smutna i niepokojąca. Nawet te najmniejsze maluszki zrywają się skoro świt, czasami idą kawał drogi do przystanku, którego właściwie nie ma, oczekują pod gołym niebem bez względu na pogodę, jadą w zatłoczonym autobusie i od siódmej rano koczują w szkole. Szkoła nie ma możliwości zmiany tej sytuacji, gdyż przewoźników i warunki najmu autobusów ustala organ prowadzący szkołę, który zobowiązany jest także do pokrycia wydatków na ten cel. Może znajdzie się więcej funduszy na zapewnienie dzieciom przede wszystkim bezpiecznych warunków przejazdu? Piszę to pod rozwagę osobom decydującym w tej sprawie. Nie zawsze oszczędności się opłacają.
Żeby nie kończyć bardzo pesymistycznie.
Rok szkolny rozpoczęliśmy z nadzieją, że minie "bez agresji i zagrożeń, czyli bezpiecznie i szczęśliwie".
Z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego, a przede wszystkim w Dniu Edukacji Narodowej całemu gronu pedagogicznemu oraz pracownikom administracji i obsługi "Jedynki" życzę wielu sukcesów zawodowych i satysfakcji w życiu osobistym. Bądźcie nadal wspaniali! Całej społeczności szkolnej niech sprzyja reforma - aby nie było gorzej.
Elżbieta Gębka
Przykre skojarzenia
6 czerwca 1859 roku przez Łobez przejechał pierwszy pociąg parowy - w tym dniu uruchomiono bowiem linię kolejową ze Szczecina do Kołobrzegu. Było to wydarzenie dla Łobza wyjątkowo ważne przede wszystkim ze względów gospodarczych - miasto uzyskiwało w ten sposób szybkie połączenie komunikacyjne z resztą Niemiec, które w tym czasie przeżywały intensywny rozwój przemysłowy i jednoczyły się z wielowiekowego rozbicia w nowoczesne potężne państwo kapitalistyczne. Wzrosło w nich zapotrzebowanie na surowce, w tym także rolnicze. Uruchomienie kolei dawało szansę takim terenom jak łobeski i samemu miastu, których jedynym bogactwem była ziemia. Właściwie po raz pierwszy w swoich kilkusetletnich dziejach Łobez zaczął się naprawdę rozwijać, co ilustruje dołączona tabelka. W mieście i ościennych wsiach jak grzyby po deszczu powstawały gorzelnie, mleczarnie, młyny, kaszarnie, tartaki, nawet cukrownia (w Łobzie) zastąpiona wkrótce przez krochmalnię, a także małe fabryki wytwarzające sprzęt i urządzenia do produkcji rolnej. Np. w Łobzie była wytwórnia kotłów miedzianych używanych powszechnie przez rolniczy przemysł przetwórczy, a w Resku działała duża fabryka maszyn rolniczych i kompletnych zakładów przetwórczych (gorzelni i mleczarni); miała ona nawet własną odlewnię żeliwa. Podniósł się znacznie poziom rolnictwa, powstały na wsiach wielkie farmy hodowlane. Pomorze, a z nim Łobez, stało się zagłębiem żywnościowym dla Berlina. Miasto wychodziło z cywilizacyjnego i gospodarczego zaścianka.
Już w rok później (1860) władze Rejencji Pruskiej w Berlinie przeniosły siedzibę powiatu, który wtedy nazywał się "powiatem Borków", z Reska do Łobza, co bardzo Resko zdegradowało i budziło protesty jego mieszkańców zanoszone nawet do króla Prus.
Analogii do naszych współczesnych kłopotów, kiedy to tracimy status powiatu, można by się w tej historii doszukiwać, gdyby nie to, że wówczas, prawie sto pięćdziesiąt lat temu o tym, że Łobez został powiatem, zadecydowały względy gospodarcze, rozwój miasta i okolic czyli czynniki racjonalne, a dzisiaj o odebraniu naszemu miastu uprawnień powiatowych, mimo że ma ono wszystkie potrzebne atrybuty bycia ośrodkiem powiatowym, zadecydowały obrzydliwe przetargi polityczne i ołówek niekompetentnego urzędnika w Warszawie. I tym do dzisiaj mimo europejskich tęsknot i ambicji różnimy się ciągle od praktycznych Niemców. Czyli jesteśmy jakby ciągle tych prawie sto pięćdziesiąt lat do tyłu. I to wcale nie jest wisielczy żart wynikający z mojego oburzenia na pozbawienie Łobza praw powiatowych.
Załączona tabelka, na której krzywa wzrostu liczby mieszkańców Łobza (szczególnie polskich mieszkańców po 1945 roku) na przestrzeni jego dziejów tak optymistycznie pnie się ku górze, jest jak znak zapytania - dlaczego nas tak skrzywdzono? (CZ.B.)
Jeszcze o wakacjach
W dniach 6 - 24 lipca w Szkole Podstawowej nr 1 w Łobzie zorganizowana była półkolonia dla dzieci z rodzin o trudnej sytuacji materialnej. Z tej formy wypoczynku skorzystało 46 dzieci. Wsparcia finansowego udzielił nasz Ośrodek Pomocy Społecznej opłacając wyżywienie dzieci. Stawka dzienna wynosiła 6 zł. Mieściły się w niej trzy posiłki.
Zarząd Gminy w Łobzie wygospodarował kwotę 4 tys. zł z przeznaczeniem na wycieczki, zakup niezbędnych gier oraz płace kadry. Dzieci zwiedziły ciekawe zakątki Szczecina - Muzeum Morskie, Wały Chrobrego, z nabrzeżem oraz Park Kasprowicza. Najcieplejszy dzień lipca dzieci spędziły w Rewalu. Nawet bardzo zimna woda nie odstraszyła ich przed kąpielą, niektóre z nich po raz pierwszy widziały morze. Atrakcją była też wycieczka do malowniczego Ińska. Tu, w cieplejszej wodzie, kąpały się pod okiem ratowników do woli. Odbył się również wyjazd do Bonina, którego dużą atrakcją było ognisko z pieczeniem kiełbasek. Dzieci wysłuchały ciekawej opowieści o życiu lasu i jego mieszkańców, wzięły też udział w wycieczce w ciekawe zakątki miejscowego lasu. Okazało się, że okolice Łobza też są ładne i interesujące. Także wyprawa do Świętoborca przyniosła wiele wrażeń. Przejażdżka bryczkami po lesie - to też była wielka przygoda.
Wydaje się, że cel organizatorów, by zapewnić najbiedniejszym dzieciom też chociaż trochę skromnych atrakcji w czasie ferii, opieki, dobrego wyżywienia, został osiągnięty.
W imieniu dzieci dziękujemy tym, którzy pomogli w zorganizowaniu tych półkolonii za okazaną życzliwość.
K.Mozolewska i L.Ratajek
Najpiękniejszy ogródek i balkon
Przy różnych okazjach chwaliliśmy mieszkańców naszego miasta za ich prywatne inicjatywy w upiększaniu swojego otoczenia. Działania takie są coraz powszechniejsze i dzięki nim Łobez staje się miastem zadbanym, a w niektórych fragmentach ładnym. Stosunkowo łatwiej upiększyć swoje otoczenie, gdy ma się prywatny domek, kawałek ogródka przy nim, możliwość wypielęgnowania trawnika, posadzenia ozdobnych krzewów czy drzew. Trudniej to zrobić mieszkając w blokach w środku miasta, gdzie trudno o prywatność, gdzie odpowiedzialność za otoczenie rozmywa się i kończy na wspólnej klatce schodowej, nie mówiąc o jakichś tam trawnikach czy kwiatkach. A jednak ludzie i w takich warunkach bardzo się starają, żeby się im ładniej żyło.
Oto wpadł nam w ręce protokół z 1 września br. z przeglądu ogródków przydomowych i ukwiecenia balkonów w konkursie ogłoszonym przez Radę Osiedla Spółdzielni Mieszkaniowej "Jutrzenka" w naszym mieście. Komisja konkursowa w składzie: Franciszek Rokosz - przedstawiciel Samorządu Mieszkańców, Roman Szpryngacz i Andrzej Jakubowski - przedstawiciele Spółdzielni dokonała przeglądu ogródków przydomowych oraz ukwiecenia balkonów. Wzorem lat ubiegłych komisja zwróciła szczególną uwagę na wygląd estetyczny balkonów i ogródków, różnobarwność kwiatów, pomysłowość ukwiecenia, rodzaj i gatunek zasadzonych kwiatów i krzewów, jak również na ich pielęgnację.
Zdaniem komisji na wyróżnienie zasługują ogródki, które pielęgnowali następujących lokatorzy: 1.Stanisława Kołacz - Murarska 8/2
2. Joanna Janusz - " - 9/2
3. Marian Trabszo - Kom. Paryskiej 7 A/2
4. Roman Haraś - " - 6/2
5. Ryszard Perdek - " - 5/3
6. Halina Kotwicka - " - 5/2
7. Stanisława Talarek - " - 19/1
8. Krzysztof Cyculak - " - 14/2
9. Zenona Dynowska - Ogrodowa 4 D/1
10. Małgorzata Kotwicka - Orzeszkowej 4 E/6
11. Zbigniew Kasprzak - " - 4 E/9
12. Tadeusz Wesołowski - " - 4/2.
Natomiast wspaniałym ukwieceniem balkonów wyróżnili się lokatorzy:
1. Danuta Czarska - Budowlana 13/8
2. Karol Dadyński - Szkolna 12/2
3. Stanisława Zaorska - Bema 4/3
4. Janina Klukowska - " - 8 A/3
5. Zbigniew Paszkowski - Murarska 10/3
6. Józef Felich - " - 8/4
7. Stanisław Talarek - Kom. Paryskiej 19/1
8. Marek Umiastowski - " - 19/4
9. Bogdan Pudełko - " - 19/6
10. Mieczysław Mazur - " - 20/1
11. Halina Nowicka - " - 1/2
12. Katarzyna Wesoły - Ogrodowa 4/1
13. Jerzy Fura - " - 48/1
14. Mieczysław Wysocki - " - 4C/3
15. Marian Kaleta - Niepodległości 38/8
16. Antoni Dąbro - Ogrodowa 56/6
17. Jan Gibowski - Orzeszkowej 2A/6
18. Janina Jarząb - " - 4F/5
19. Małgorzata Kotwicka - " - 4E/6
20. Adam Szkoła - " - 4C/1
21. Marian Smoliński - " - 4C/2
22. Zbigniew Waliszewski - " - 5A/8
23. Stanisław Puchalski - Kościuszki 2/4.
Ponadto komisja szczególnie wyróżniła ogródek przydomowy prowadzony przez p. Małgorzatę Kotwicką oraz balkony, które zostały ukwiecone przez p.p. Mariana Kaletę, Jana Gibowskiego, Małgorzatę Kotwicką i Stanisława Puchalskiego.
Panią M. Kotwicką można śmiało nazwać tegoroczną mistrzynią dbałości o zieleń w osiedlach spółdzielczych. Wyrażamy w tym miejscu podziw dla p. Małgorzaty. Utrzymanie zieleni i kwiatów na balkonach i przy blokach wymaga systematycznej pracy, cierpliwości, sporej wiedzy o potrzebach roślin i niestety także pieniędzy. Rośliny same nie rosną, trzeba je pielęgnować. Nie wszystkich lokatorów na to stać, szczególnie na zakup często drogich i efektownych roślin i różnych specjalnych odżywek, dobrej ziemi czy korytek. Dlatego też wyrażamy uznanie tym wszystkim mieszkańcom, którzy na powyższej liście się nie znaleźli (są ich setki), a mimo wszystko na miarę swoich możliwości zadbali o swoje balkony i ogródki. Nawet jeden żywy kwiatek wychylający się z balkonu to już świadectwo czyjejś dobrej woli.
Nie wyrażamy natomiast uznania tym, którzy przeszkadzają, nie mają szacunku dla wysiłku innych. Nadal zadeptywane są ogródki, wpuszcza się na nie czworonogi bez opieki, wyrzuca cichcem z okien nieczystości, łamie pielęgnowane cały rok rośliny, zalewa się je z wyższych kondygnacji mydlinami z rozwieszanego prania. Bywają wypadki, że ludzie nad balkonami umieszczają specjalne daszki dla ochronienia swoich roślin w korytkach przed sąsiadami. Są jeszcze osobnicy, którzy na zwracaną im uwagę, by szanowali cudzą pracę, odpowiadają złością, traktując jako natrętów czy wręcz nieprzyjaciół tych, co chcą, żeby było ładniej. Opowiadała nam znajoma lokatorka, że kiedy prosiła sąsiadów o zachowanie czystości przed domem (pluli słonecznikiem), spotkała się z radą, że powinna się z bloku wyprowadzić, bo jest marudna, a od sprzątnięcia śmieci jest "baba" (sprzątaczka znaczy). RED.
Jaka praca - takie wyniki
Wakacje za nami, pozostały wspomnienia. I może dlatego, że pogoda nie była taka, jaką sobie wymarzyliśmy, przez wielu uczniów, a szczególnie pierwszoklasistów, dzień 1 września br. był chwilą oczekiwaną.
Dla nauczycieli ferie skończyły się wcześniej, bo już w sierpniu uczestniczyli w konferencjach metodycznych, w radzie pedagogicznej, przygotowywali rozkłady materiału, dokonywali spisów inwentaryzacyjnych. Wielu z nich przychodziło do szkoły z wychowankami, by po remoncie przygotować gabinety do zajęć. No właśnie....remont. W budynku liceum w czasie wakacji wyremontowaliśmy 6 toalet, odświeżyliśmy korytarze i część pomieszczeń dydaktycznych. W piwnicy, po rozebraniu ściany i założeniu podciągów, powstaje bardzo ładny kompleks pomieszczeń do zajęć sportowych. Woźna, sprzątaczki i konserwator wiele serca włożyli w przygotowanie budynku do zajęć dydaktycznych. Rezygnowali z części urlopu, by na czas zdążyć z porządkami.
W internacie wymalowaliśmy korytarz i kuchnię. Było to możliwe dzięki temu, że właściciel Prywatnej Szkoły Tańca Towarzyskiego ze Szczecina kupił nam farbę. Młodzież tej firmy była u nas na 2-tgodniowym zgrupowaniu i tak bardzo spodobało się jej nasze miasto, że zapowiedziała kolejną wizytę w czasie ferii zimowych.
Budynek ZSZ też był przygotowywany do przyjęcia uczniów. Powiększyliśmy korytarz na parterze, by młodzież miała więcej miejsca na odpoczynek w czasie przerw, zaadaptowaliśmy pomieszczenia na salkę do zajęć z wych. fizycznego.
Piszę tyle o tych remontach, bo jest to też widoczny efekt zaangażowania środowiska w poprawę warunków pracy uczniów i nauczycieli: rodziców, przyjaciół szkoły i łobeskich zakładów pracy, sprzyjających nam władz miasta.
Podkreślam jednak to, że najważniejszym zadaniem szkoły jest dydaktyka i wychowanie. Wielu naszych absolwentów zdawało w czasie wakacji egzaminy do szkół wyższych. I w większości świetnie sobie radzili. Nasza prymuska (średnia 5,5), o której w jednym z numerów "Łobeziaka" (przypuszczam, że wskutek niedopatrzenia korekty) nie było wzmianki - Agnieszk Szulc, znakomicie zdała egzamin na filologię polską w Poznaniu. Podobnie Ewa Chruściel i Ewelina Dzieżak. Dodać warto, że wymienione absolwentki, do których dołączyła Kasi Kołodziej, dostały się też nas Uniwersytet Szczeciński. Monika Post, Dawid Szawiel, Piotr Mazuro będą studiować prawo, Paweł Janiak i Anna Kamińska - medycynę. Dużo naszych uczniów dostało się na kierunki politechniczne, politologię, historię, do WSM. Nie wymienię wszystkich, bo nie starczyłoby miejsca na łamach "Łobeziaka". Nie wszystko o naszych byłych uczniach wiemy. Każdego roku otrzymujemy od rektora Politechniki Szczecińskiej list z podziękowaniem dla nauczycieli za doskonałe przygotowanie uczniów do egzaminów. W tym roku rektor PS szczególnie podkreślił nazwisko Marcina Fabisiaka, który znalazł się w gronie najlepszych przyszłych studentów przyjętych na politechnikę (oceanografia i wytypowano go do uroczystej immatrykulacji. Cieszy nas to niezmiernie, bo sprawdza się po raz kolejny, że wysoko oceniani przez nas uczniowie znajdują uznanie w oczach egzaminatorów na wyższych uczelniach.
Nasi tegoroczni absolwenci bywali w czasie wakacji w szkole często. Obserwowali dokonujące się zmiany w czasie remontu, odpowiedzieli na nasz apel, aby otoczyć opieką rówieśników - obcokrajowców, którzy dwa tygodnie pracowali i odpoczywali w Łobzie. Razem z młodzieżą z Japonii, Francji, Hiszpanii i Rosji byli i obecni uczniowie LO pracowali przy porządkowaniu szkoły, grali w piłkę w sali gimnastycznej, a wieczorem...miło spędzali czas na pogawędkach, przy bigosie lub narodowych potrawach gości. Były to doskonałe lekcje języka angielskiego. Wiem, że pozostały przyjaźnie. Młodzież pisze do siebie listy, wymienia się zdjęciami.
Już w czasie wakacji rozpoczęły się przygotowania do wrześniowej imprezy poświęconej Sydonii, z inicjatywy wójta Radowa Małego R.Ciechańskiego i redaktora "Łabuzia" L.Zdanowicza. A.Chrostowska napisała piękną muzykę do widowiska plenerowego przygotowanego przez sympatycznego człowieka i znakomitego aktora S.Woronieckiego. Agnieszka Szulc i Daniel Grala już w sierpniu ćwiczyli swoje obszerne role. Dwa tygodnie wytężonej pracy naszych uczniów i pana Sylwestra przyniosły piękny efekt. I nawet strugi deszczu nie zniechęciły ponad 50-osobowego zespołu do około godzinnego występu. Myślę, że taka forma przypomnienia losów Sydonii, wpisanych w bardzo emocjonalne tło, dające i współczesnemu człowiekowi możliwość refleksji nad sobą i czasami, w których żyje, mogła się podobać. A świadczyć może liczna widownia, przemoknięta do suchej nitki, która poddała się nastrojowi i żywo uczestniczyła w procesie nieszczęsnej "czarownicy".
Po tak bogatym w wydarzenia czasie nie pozostaje nic innego, jak z podobnym zapałem wkroczyć w nowy rok szkolny. Nie będzie on łatwy. Dyrekcja jest "bombardowana" zadaniami, które związane są z reformą administracyjną, uczniowie klas pierwszych już zastanawiają się, jak będzie wyglądała NOWA MATURA, czwartoklasiści cieszą się, że będą zdawali egzaminu dojrzałości jeszcze "po staremu" , nauczyciele przyzwyczajają się do ogromu pracy związanej z wprowadzeniem od września "bloków przedmiotowych" w klasach III i IV (umownie nazywanych fakultetami). Na efekty funkcjonowania szkoły w nowych realiach i pierwsze podsumowania przyjdzie czekać... tylko rok.
Życzę wszystkim i sobie również dobrego końca jak był początek. Wszystkim sprzymierzeńcom naszej szkoły dziękuję za już okazaną pomoc i proszę o jeszcze.
Jolanta Manowiec - dyrektor LO
Co słychać u pielęgniarek środowiskowo-rodzinnych?
(opieka paliatywna)
Szanowny Panie! Zadał mi pan pytanie, co słychać u pielęgniarek środowiskowo-rodzinnych? Z przyjemnością informuję, że następne 3 pielęgniarki ukończyły w tym roku kurs kwalifikacyjny z zakresu pielęgniarstwa środowiskowo-rodzinnego. Obecnie wszystkie tzn. 8 mają wymagane kwalifikacje. W przeciągu 6 miesięcy br. sześć z nich (3 były na kursie) wykonało 7.346 odwiedzin, w tym 5.231 u obłożnie i przewlekle chorych i 4.082 na zabiegach. Dodatkowo 2 z nich obsługują autoklaw tzn. sterylizują materiały opatrunkowe dla przychodni w Łobzie, Węgorzynie, Radowie Małym i pogotowia, a jedna 2 razy w tygodniu pracuje w punkcie krwiodawstwa. Wszystkie one służą pomocą koleżance, która prowadzi poradnię paliatywną. Mają więc co robić.
Tu kilka słów o opiece paliatywnej. Paliatywny od łacińskiego słowa "palliatus" oznacza kogoś okrytego szrokim płaszczem otulającym, w przenośni otoczonego opieką. Medycyna paliatywna to nowy dział tej dyscypliny, jej zadaniem jest organizowanie opieki, łagodzenie i uśmierzanie cierpień oraz udzielanie ulgi ludziom przewlekle i nieuleczalnie chorym. Robią to nasze pielęgniarki w domach pacjentów. Opieka taka świadczona jest także w odpowiednich zakładach szpitalach - hospicjach (hospicjum od łacińskiego: dom gościnny, udzielanie opieki, ulga w cierpieniach, gościna serca).
Opieka paliatywn-hospicyjna to ten sam rodzaj opieki, a cechuje ją wszechstronność działań czyli opieka holistyczna, całościowa. Ma ona na celu zaspokojenie wszelkich potrzeb chorego: cielesnych, psychicznych, socjalnych i duchowych. Opieka paliatywna podkreśla wartość życia, a umieranie akceptuje jako naturalny proces, nie przyśpiesza ani nie odsuwa śmierci. Obejmuje rodzinę jako całość, a chorego uwalnia od bólu i innych przykrych objawów, przygotowuje go do pogodzenia się z własną śmiercią, gdy medycyna naukowa już jest bezradna. Bo mitem jest, że człowiekowi umierającemu nie można pomóc. "Nie ma w życiu beznadziejnych sytuacji, są tylko ludzie, którzy stali się bezradni wobec nich" - Clare Booth Luce. Zdrowy człowiek ma nadzieję, że wyjdzie z opresji, terminalnie chory - nie. Przeżywa on lęki, niepokoje, ból, cierpienia, osamotnienie i pytania, jaka będzie przyszłość jego i jego rodziny. I tu pomocną dłoń może podać lekarz, pielęgniarka, przyjaciele, którzy mają predyspozycje do nawiązania kontaktów z chorym i umiejętność słuchania, oceny bólu i akceptowania chorego takim, jaki on jest. Mając takie cechy można bardzo pomóc naszemu podopiecznemu i to są podstawy naszego działania. Śmierć to największa tajemnica naszego życia ziemskiego. Mimo że zdajemy sobie sprawę z tego, że prędzej czy później musimy odejść, staramy się oddalać i nie dopuszczać tej myśli w stosunku do własnej osoby. Czasami bywa to tak szybko, że człowiek nie przekaże swoich przeżyć i odczuć, czasami trwa nieraz wiele lat i jest wyjątkowo bolesne. I tu potrzebna jest pomoc ze strony drugich osób.
W Polsce medycyna paliatywna jest szczególne potrzebna, bo choroby układu krążenia (zawały, wylewy, udary, nadciśnienie, nadwaga i nadmiar cholesterolu) są u nas najczęstszą przyczyną zgonów i zajmują pierwsze miejsce wśród przyczyn inwalidztwa. Polska należy do krajów o średniej zachorowalności na nowotwory złośliwe, a zwłaszcza raka płuc. Osoby palące w porównaniu z niepalącymi dwukrotnie częściej zapadają na niedokrwienie mięśnia sercowego. Na 100 zawałów serca 37 przypada na osoby palące. Spośród osób w wieku 37lat , które intensywnie pal, przed 65 rokiem życia umrze 40%, podczas gdy tylko 15% osób niepalących (podają statystyki), ponieważ palenie przyśpiesza powstawanie miażdżycy w naczyniach krwionośnych, podnosi ciśnienie krwi, uszkadza ściany naczyń, ułatwia naciekanie ich przez odkładanie się cholesterolu. Nikotyna wywiera niekorzystny wpływ na mięsień sercowy uszkadzając jego włókna. Jednym słowem nie pal, nasz czytelniku, rzuć palenie, właściwie odżywiaj się.
Obserwując te zjawiska także w Łobzie w Przychodni Rejonowej utworzyliśmy w 1995 r. Poradnię Paliatywną. Pomoc finansową dostaliśmy z Wojewódzkiej Rady Opieki Paliatywnej dzięki ogromnemu zaangażowaniu pani dr J.Zwiegincew (prezes Pol.Tow.Opieki Paliatywnej w Szczecinie, wielkiej orędowniczce i osobie wielkiego serca w niesieniu pomocy ludziom w fazie terminalnej (końcowej).
Pięć naszych pielęgniarek środowiskowo-rodzinnych uczestniczyło w kilkudniowych sympozjach ogólnopolskich zorganizowanych przez Krajową Radę Opieki Paliatywnej i Hospicyjnej oraz Fundację im.Batorego. Były to bardzo owocne spotkania. Wykładowcami byli prof. dr J.Łuczak (przew. Krajowej Rady Opieki Paliatywnej i Hospicyjnej i jego współpracownicy z Poznania, prof.Gałuszko z Gdańska, księża profesorowie z KUL-u, ks. M.Kujawski ze Szczecińskiego Hospicjum Domowego im. Jana Ewangelisty i wolontariusze. Przekazywaliśmy sobie doświadczenia były też praktyczne warsztaty.
Na dzisiaj nasza poradnia wyposażona jest w walizkowy aparat Ekg, inhalator, glukometr, materac żelowy, rękaw i materac pneumatyczny, prześcieradła przeciwodleżynowe, , aparat telefoniczny nr 769-54 i inny drobny sprzęt potrzebny do leczenia i pielęgnacji naszych podopiecznych i niesienia im ulgi w cierpieniach. Poradnią opiekuje się dr Helena Leszczyk i pielęgniarka środowiskowo-rodzinna Krystyna Imperowicz. Pomagają jej pozostałe pielęgniarki, ponieważ w przypadkach ciężkich stanów jedna osoba nie jest w stanie sama sobie poradzić.
Oto kilka danych z naszej pracy od stycznia do 15 sierpnia br.: Objęto opieką paliatywną 51 osób, zmarło objętych opieką terminalną 15 osób, odwiedzin pielęgniarskich było 424, zabiegów leczniczych (injekcji, kroplówek, cewnikowania) 450, zabiegów pielęgnacyjnych (toalety jamy ustnej, całego ciała, przeciwodleżynowych, oklepywania, zmian pozycji itp.) 210, ekg - 3. Liczby te mówią same za siebie. Podopieczni to przede wszystkim osoby z chorobami nowotworowymi.
Zakończę słowami Matki Teresy":
"Nie trzeba wcale udawać się do slamsów,
aby zobaczyć brak miłości i nędzę,
w każdej rodzinie i w pobliżu każdego z nas
jest ktoś, kto cierpi.
Istnieją nieszczęścia, których nie da się
uleczyć pieniędzmi, a jedynie miłością.
Przełożona Pielęgniarek p.o.z. - Zofia Majchrowicz
Przy okazji informujemy, że z dniem 1 września br. został otwarty w naszej Przychodni Rejonowej Punkt Wczesnego Wykrywania Cukrzycy, pokój 126, w godzinach od 900 - 1200.
Kronika policyjna
W marcu br. w naszej gminie i mieście odnotowano jeden wypadek drogowy i 6 kolizji. Wypadek zdarzył się 6 sierpnia w godzinach popołudniowych na drodze Łobez - Bełczna. Kierujący mercedesem 190 Mieczysław T. znajdujący się w stanie nietrzeźwości , jadąc z dużą prędkością nie zapanował nad pojazdem na łuku drogi w lewo, w wyniku czego samochód dachował, a pasażerka Henryka S. poniosła śmierć.
Policjanci Referatu Ruch Drogowego sporządzili za wykroczenia drogowe w naszej gminie 29 wniosków o ukaranie przez kolegium i zatrzymali 8 praw jazdy.
Policjanci Wydz. Prewencji wzywani byli do 28 interwencji, w tym 21 dotyczyło awantur domowych.
Przestępstwa kryminalne
Policjanci Wydz. Kryminalnego w sierpniu br. wszczęli 46 postępowań przygotowawczych, a w tym 18 w sprawie włamań i kradzieży popełnionych w naszym mieście i gminie.
W tym czasie wykryto:
- włamanie do mieszkania w Poradzu zgłoszone 2 sierpnia, z którego skradziono wykładzinę dywanową, komodę, żyrandol i inne przedmioty wartości 1250 zł na szkodę Katarzyny Ł..; sprawcą okazał się 32-letni mieszkaniec Poradza Dariusz M.;
- usiłowanie włamania do pizzerii "Roma" przy ul. Bocznej w nocy 9/10 sierpnia; sprawcami ujętymi przez patrol policji w bezpośrednim pościgu byli 26-letni Roman G. i 27-letni Krzysztof S.;
- krótkotrwały zabór samochodu ford Orion wartości 20 tys. zł dokonany w nocy z 21/22 sierpnia w Wysiedlu na szkodę Zdzisława I.; sprawcą okazał się 22-letni mieszkaniec tej wsi Krzysztof Z.., który porzucił pojazd w stanie uszkodzonym przy drodze Łobez - Świdwin;
- na gorącym uczynku włamania do sklepu do sklepu spożywczego przy ul. Sawickiej na szkodę Kazimierza C. w dniu 28 sierpnia patrol policji zatrzymał 32-letniego mieszkańca gminy Płoty Eugeniusza S.;
Wykryto również dwa włamania do Hurtowni Odzieżowej "Sezam" przy ul. Bema dokonane w ubiegłym roku: z 12/13 sierpnia 1997 r., kiedy skradziono spodnie, dresy i koszule wartości 4877 zł i z 11/12 grudnia ub.roku, kiedy skradziono 25 par spodni dżinsowych wartości 900 zł. Sprawcami okazali się mieszkańcy Łobza - 22-letni Stanisław M. i 25-letni Roman G.
Dotychczas nie wykryto:
- włamania do fiata 126p z 5/6.08 przy ul. Orzeszkowej, z którego skradziono radioodtwarzacz "Osaka" wart.400 zł na szkodę Andrzeja G.;
- włamania do vw Passata z 05.08 przy ul. Bema, z którego skradziono prawa jazdy i dowody rejestracyjne trzech samochodów na szkodę Tadeusza B.;
- kradzieży z 5/6.08 roweru BMX koloru żółtego wartości 280 zł na z klatki schodowej przy ul. Bema na szkodę Marka P.;
- włamania z 18/19.09 do Szkoły Podstawowej nr 1, skąd skradziono czajnik bezprzewodowy, radio, i kalkulator wartości 600 zł na szkodę szkoły;
- kradzieży telefaxu "Profilo" z 19.08 wart. 1122 zł z Domu Handlowego "Nina" w czasie jego działalności na szkodę Grażyny S.;
- włamania do mieszkania w dniu 21.08 między godz. 9`30 - 18`00, z którego skradziono pieniądze, złoty łańcuszek i dwa złote kolczyki wart. 1050 zł na szkodę Longiny K.; sprawcy dostali się do mieszkania podczas nieobecności domowników przy użyciu dopasowanego klucza;
- włamania do piwnicy przy ul. Komuny Paryskiej, z której skradziono rower górski "Forester" wart. 700 zł na szkodę Zbigniewa M.;
- kradzieży rur aluminiowych od deszczowni z 21.08 wart. 2000 zł ze szkółki leśnej przy ul. Drawskiej na szkodę Nadleśnictwa Łobez.
W przypadku posiadania jakichkolwiek informacji mogących przyczynić się do ustalenia sprawców bądź odzyskania utraconych przedmiotów prosimy o kontakt z KR Policji w Łobzie - tel. 997 lub 740- 51.
Asp.szt. Tadeusz Rokosz
Zlot Przodowników Turystyki Pieszej
W dniach 33 - 25 października 1998 r. Łobez będzie gościł przodowników turystyki pieszej, którzy tu zjadą na kolejny regionalny zlot. Przewidziany jest przyjazd około 30 osób z województw koszalińskiego i szczecińskiego. Program przewiduje pieszą wycieczkę oraz obrady plenarne, na których podsumowana zostanie działalność przodowników w mijającym roku oraz podjęte zostaną plany na przyszły rok.
Turystyka piesza, mimo kłopotów, nadal istnieje. Ciągle jest wielu jej zwolenników uprawiających tę pożyteczną dyscyplinę bez względu na porę roku i pogodę. Działacze i członkowie Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego nadal propagują turystykę pieszą ze względu na to, że nie wymaga ona wysokiej sprawności fizycznej od jej uczestników i jest jedną z najtańszych form czynnego wypoczynku, poza tym pozwala poznać okolice własnego miejsca zamieszkania i w miarę możliwości także województwa i kraju. Uczestnicy wycieczek mają możliwość zdobywania odznak, zaświadczających ich kwalifikacje w zakresie turystyki.
Tytuł "Przodownik Turystyki Pieszej" stanowi o uzyskaniu uprawnień do organizacji i prowadzenia wycieczek.
Zbigniew Harbuz - Przodownik TP nr 551
Wiadomości wędkarskie
W dniu 23.08 br na jeziorze Karwowo przy udziale 105 wędkarzy i licznych kibiców odbyły się Zawody Rodzinne w dyscyplinie spławikowej. Czołowe lokaty zajęli w nich: I miejsce - Dubiccy ( 2050g w nawiasach waga złowionych ryb w gramach), II - Wróblewscy (1350g), III - Tujakowie (1250g), IV - Sulimowie 1145g), V - Grzyśki (1100g), VI - Antosiki (1000g).
Największą rybę - lina 450g złowili Antosiki, najwięcej ryb - 89 wyciągnęli Dubiccy, Najmłodszym uczestnikiem zawodów był Wojtuś Kotwicki - 5 lat, najsilniejsi w przeciaganiu liny okazali się Kowalewscy.
Zarząd Koła "Karaś" dziękuje życzliwym sponsorom, dzięki którym zawody miały piękną oprawę i nagrody. Pomogli nam: Jacek Sauk (senator), Porozumienie Centrum Łobez, Nina Szubina, Jarosław Górski, Józef Gromysz, Włodzimierz Wróblewski, Waldemar Winiarski, Jan Pobiarzyn, Jan Cyculak, Roman Tokarski, Adam Ilewicz, Krystyna Słaby, Elżbieta Kobiałka i Ewa Marszałek.
Ryszard Olchowik
Żniwa 1998
Bieżąca kampania żniwna (dane z 16 września br.) była bodaj najtrudniejsza w ostatnich latach w naszej gminie, podobnie jak w całym kraju. Spowodowane to było niesprzyjającym warunkami atmosferycznymi. ale głównie brakiem zainteresowania skupem zbóż od rolników przez firmy skupowe. Wcześniej takich trudności nie spodziewano się, na co wskazywały optymistyczne wypowiedzi przedstawicieli naszych jednostek skupowych, jakie padły w dniu 26 czerwca br. na naradzie przedżniwnej zorganizowanej przez burmistrza J.Szafrana z udziałem łobeskich rolników.
Przedstawiciel Agencji Rynku Rolnego powiedział wtedy, że będzie ona prowadzić skup żyta i pszenicy na poziomie roku ubiegłego (chociaż przyznał się też do tego, że plan ten nie jest jeszcze zatwierdzony). Później okazało się, że są to puste słowa czyli nieprawda, bowiem Agencja przydzieliła łobeskiej Central Soyi pieniądze na zakup 500 ton pszenicy i 700 ton żyta, podczas gdy w ubiegłorocznej kampanii firma ta mogła skupić za pieniądze Agencji ponad 5000 ton żyta i pszenicy. To więcej niż tragedia, gdy się weźmie pod uwagę fakt, że tegoroczne plony zbóż w naszej gminie wyniosły 18 tys. ton. Z resztą rolnicy musieli sobie radzić sami i dotąd sobie nie poradzili.
Blokada dróg i interwencje rolników u wojewody spowodowały, że pod koniec sierpnia Agencja dodatkowo przydzieliła łobeskiej Central Soyi fundusze na zakup 500 ton żyta i 2000 ton pszenicy. Kontyngent ten Central Soya skupiła w ciągu dwóch dni. To przecież stanowczo za mało. Według naszej oceny to z winy Agencji zakłócony został skup zbóż w kraju i w naszej gminie. Zboża łobeskie to przede wszystkim ziarno paszowe i skupowała je tylko zgodnie z obietnicami Central Soya. Inni kupcy zboża paszowego nie chcieli. Trudno też dziwić się niezadowoleniu rolników, graniczącemu z rozpaczą, bo za odstawione zboże zakład (Central Soya) płacił im 30% należności, zaś pozostałą kwotę rozłożył na późniejsze terminy w zależności od gatunku zboża - nawet do czerwca 1999 roku. Pod koniec kampanii żniwnej, to jest od pierwszych dni września, spółka prowadziła skup zbóż wyłącznie w rozliczeniu za pasze treściwe i koncentraty. Spółka "Bejt" skupowała wyłącznie zboże wcześniej zakontraktowane. Szczecińskie Przedsiębiorstwo Handlu Roślinami i Nasionami (dawna Centrala Nasienna) skupowała tylko zboża siewne. Trudno te instytucje winić - skupowały tyle i to, co było im potrzebne, kierowały się prawami rynku. Niemniej polityki rolnej państwa, którego ramieniem jest Agencja Rynku Rolnego, usprawiedliwić nie można.
Chyba jasno wynika z przedstawionej powyżej informacji, że rolnicy nasi, w większości i z musu nastawieni na produkcję zbożową, znaleźli się w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej i będą mieli trudności z wywiązaniem się ze zobowiązań podatkowych wobec gminy, nie mówiąc o warunkach ich życia i możliwościach podjęcia prac rolnych pod przyszłoroczne plony. Na dodatek, gdy pisałem tę informację, na polach naszej gminy pozostawało jeszcze do zbioru około 200 hektarów pszenicy i żyta.
Inż. Mieczysław Fojna - UMiG
Wyborco ! Czy chcesz być piękny, młody i bogaty?
Nie wiem jak państwo, ale ja chcę. Wybory tuż, tuż i rozpoczyna się kampania. Wiadomo już na pewno, że obowiązkiem radnych wszystkich szczebli samorządowych, wybieranych przez nas - wyborców będzie walka o powiat Łobeski. Ale oprócz powiatu pozostaje jeszcze gmina. To od jej rozwoju zależeć będą nasze atuty w staraniach o powiat, od jej rozwoju zależeć będzie poziom naszego życia. A to jak gmina będzie się rozwijała zależy od przyszłych radnych.. Jak wynika z moich obserwacji poczynionych w trakcie wykonywania przeze mnie funkcji radnego są dwie zasadnicze grupy radnych: pierwsza to ci, którzy orientują się we wszystkich zagadnieniach związanych z funkcjonowaniem gminy i druga, która traktuje swoją funkcję raczej towarzysko i nie do końca zdaje sobie sprawę o co chodzi. I jak to się dzieje, że ta druga grupa została wybrana? Ano kandydaci zgłosili swoje kandydatury, napisali programy i ich wybrano. Zapewne wszyscy chcieli, żeby było lepiej, żeby rozwijał się przemysł, żeby były piękne szkoły, sprawna służba zdrowia itp. Tyle, że w momencie, gdy znaleźli się w radzie okazało się, że nie mieli zielonego pojęcia jakie są realne możliwości działania. Jaki jest budżet, jak wielkie podstawowe potrzeby, o których w programach nie było mowy. A tylko taka wiedza, rzetelna, pomagająca trafnie ocenić sytuację, daje podstawy do budowania wizji rozwoju.
Cieszy mnie bardzo, jako wyborcę, gdy się mnie pyta, czy chcę żeby było lepiej, ale to mi nie wystarcza. Przyznaję, że mam dosyć duże wymagania w stosunku do kandydatów na radnych i nie chciałbym, żeby w radzie znaleźli się ludzie przypadkowi, którzy nie będą sobie umieli poradzić. Dlatego bardzo mnie interesuje, jakie mają rozeznanie w sprawach gminy i jak będą rozwiązywać problemy. Chcąc ułatwić im zadanie proponuję dyskusję nad kilkoma podstawowymi problemami.
* Bezrobocie - jest to jak mi się wydaje problem numer jeden, z jego likwidacją rozwiązuje się automatycznie mnóstwo problemów pochodnych. Jak konkretnie rozwiązać ten problem? Może przeznaczyć dużo większe pieniądze z budżetu na promocję pamiętając o tym, że z czegoś trzeba będzie zrezygnować?
* Szkolnictwo - wiadomo, że szkoły podstawowe są pod opieką gminy. Wiadomo, że subwencja państwowa nie wystarcza na podstawowe potrzeby szkół. Czy decydujemy się na dodatkowe wydatki na remonty i utrzymanie szkół? Czy inwestujemy w młodzież? Jeśli tak, to z czego rezygnujemy?
* Sport - wszyscy, którzy (jak to określają sportowcy) "czują sport", wiedzą, że kultura fizyczna młodzieży to warunek ich przyszłego zdrowego życia. Wszyscy byśmy chcieli, żeby nasze dzieci nie włóczyły się po ulicach, tylko bawiły się i ćwiczyły. Tylko jak to zrobić? Za co wybudować halę sportową? A może basen? A może na początek boiska przy szkołach? Z czego opłacić dodatkowe godziny dla trenerów?
* Ciepłownictwo - chodzi o ciepło z kotłowni miejskiej. Wiadomo, że ceny są uwalniane i niektórzy mogą tego nie wytrzymać. Co robimy? Przeprowadzamy modernizację, która pochłonie kolosalne pieniądze, po to by ograniczyć ceny energii, czy prywatyzujemy i sprzedajemy cały zakład? Jeżeli inwestujemy, to z czego zrezygnować? Z czegoś trzeba, przecież budżet nie jest z gumy.
* Rolnictwo - gmina praktycznie nie ma wpływu na politykę rolną, ale może np. obniżyć stawki podatku rolnego (lub całkowicie zwolnić z podatku) i w ten sposób starać się pomóc rolnikom. Tylko czym wtedy zatkać powstającą w ten sposób dziurę w budżecie?
* Służba zdrowia - gmina nie ma obowiązku finansowania służby zdrowia, jest to bowiem zadanie państwa. Wiadomo jednak, że jeżeli chcemy, aby lepiej u nas funkcjonowała, to musimy ją wspomóc. Tylko z czego należy wtedy zrezygnować?
* Woda i ścieki - podstawowy, żywotny nasz problem. Instalacja wodna stara, azbestowa, kruszejąca. Ujęcie przestarzałe. Oczyszczalnia musi być cały czas modernizowana, po to aby spełniała coraz to ostrzejsze normy. Ścieki nie mogą w nieskończoność drożeć. Żeby zahamować wzrost cen trzeba rozbudowywać sieć kanalizacyjną i zwiększać podaż ścieków do oczyszczalni. Wszystkie te inwestycje to kolosalne pieniądze. Skąd je wziąć?
* Opieka społeczna - wielu mieszkańców naszej gminy znajduje się w bardzo trudnej sytuacji materialnej, gmina musi im pomagać z własnych funduszy, poza środkami z budżetu państwa. Jak wysoka ma być ta pomoc?
* Mieszkania - te komunalne, które istnieją, są w opłakanym stanie, trzeba dofinansowywać remonty. Bardzo trudna sytuacja młodych rodzin, dramatyczne warunki socjalne nie mogą być przez gminę niezauważane. Budować nowe lokale? Tylko jak to zmieścić w budżecie?
* Prywatyzacja - ale czego? Czy mieszkań komunalnych, które od kilku lat są sprzedawane po preferencyjnych cenach? Czy lokali handlowych i użytkowych przynoszących spore zyski dla gminy? A może prywatyzacja zakładu budżetowego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej? Bo wszystko inne jest już sprywatyzowane.
* Przedszkola - czy dofinansowujemy je tak jak dotychczas? Czy w większym stopniu obciążamy rodziców?
* Inwestycje - czy modernizujemy drogi, chodniki, czy rozbudowujemy sieć gazową?
* Podatki - jaką politykę podatkową powinna gmina prowadzić? Czy podatki mają rosnąc w nieskończoność? Czy zmniejszać je, a zarazem ograniczać środki budżetowe?
Na te kilka pierwszych z brzegu problemów chciałbym otrzymać odpowiedź od kandydatów i dowiedzieć się, czy mają pomysł, jak je razem pogodzić, jak konstruować budżet w sytuacji niedoboru, gdy starcza go na około 60% zgłaszanych potrzeb bieżących, jak mimo tych ograniczeń rozwijać się.
Wyborca Mariusz Wijatyk
Czy radny niezależny jest bezradny?
Temat ten wybrałem dlatego, że pojawia się on bardzo często w dyskusjach dotyczących wyborów i wart jest moim zdaniem odrobiny zastanowienia. Mówiąc o radnym niezależnym mam na myśli radnego, który sam kandyduje do wyborów samorządowych. Oczywiście w obecnej sytuacji odnosi się to tylko do wyborów do rady gminy, ponieważ ze względu na ordynację wyborczą w wyborach do rady powiatowej kandydat niezależny nie ma żadnych szans, gdyż w tak dużym powiecie sam nie zbierze ponad 5% wszystkich głosów by móc ubiegać się o mandat. Ale w gminie takiej jak nasza, liczącej do 20 tysięcy mieszkańców jest zupełnie inaczej. Praktycznie każdy z mieszkańców może ubiegać się o mandat radnego. A jeżeli kandydować to jak?
Panuje dosyć powszechne przekonanie, że samemu to się nic nie zdziała, że radny bez zaplecza partii, stowarzyszenia, grupy, akcji, inicjatywy, rady, komitetu nic nie znaczy. Że tylko w grupie można "coś" zrobić. Jest w tym stwierdzeniu dużo racji. Założenia są racjonalne. Zakłada się, że nasza grupa zdobędzie większość, obsadzi stanowiska (szczególnie te płatne) i będzie bez kontroli rządzić. W takim układzie nie trzeba się szczególnie starać i mimo dobrych chęci spoczywa się na laurach. Tyle, że po pierwsze jest to mało realne, a po drugie - obawiam się, że dominacja jednej grupy jest wbrew interesom wyborców. Mało realne - ponieważ z góry można stwierdzić, że żaden komitet wyborczy nie osiągnie większości. Wbrew interesom wyborców - ponieważ (jak wynika z moich czteroletnich doświadczeń członka zarządu) działania partii czy ugrupowań mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc w rozwiązywaniu codziennych problemów gminy. Mając poparcie kilku kolegów łatwiej jest starać się o stołek i tu grupa jest przydatna, ale po rozdaniu stanowisk zaczyna się praca. Okazuje się, ze program do realizacji dyktują bieżące potrzeby gminy i bez względu na orientacje wszyscy odpowiedzialni radni muszą go realizować. I nie może tu być mowy o rozgrywkach między ugrupowaniami, o utrącaniu najlepszych pomysłów tylko dlatego, że padły ze strony ugrupowania przeciwnego. O załatwianiu spraw personalnych, o tuszowaniu wybryków kolegów z własnej grupy. Nie może też być forsowania interesów jednej grupy kosztem innych dlatego, że ma ona dużo reprezentantów.
Myślę, że w takiej gminie jak nasza nie potrzebna jest nam Władza partii, czy ugrupowań. Że nie jest dobrze, gdy pod szyldem partii lub ugrupowania trafiają do rady ludzie przypadkowi, którzy nie biorą aktywnego udziału w pracach rady i czekają tylko na odgórne dyrektywy. Sądzę, że to "coś", które w grupie ponoć łatwiej zrobić, często kończy się na walce o stołki. Że to prawdziwe "coś" to nic innego jak problemy socjalne nas wszystkich, które rada musi rozwiązywać. Że działania partyjne mogą tylko szkodzić gminie i wprowadzać tematy zastępcze, których mamy aż za dużo w wielkiej polityce. Że w pracy gminy liczą się tak naprawdę tylko poszczególni ludzie, którzy potrafią rozpoznawać problemy i je rozwiązywać, przekonywać do swoich racji i słuchać argumentów innych. Ludzie, którzy są niezależni i nie boją się mówić głośno o tym, o czym inni tylko szepczą za plecami. Tacy na pewno nie są bezradni.
M. Wijatyk
W Urzędzie Stanu Cywilnego
W sierpniu na ślubnym kobiercu stanęli:
15.08
- Rafał Sebastian Michniewicz i Joanna Maria Syjczak
- Andrij Bukatiuk i Elżbieta Małgorzata Topolska.
Pary te przepraszamy za przestawienie nazwisk w poprzednim numerze z winy korekty (red).
29.08
- Marcin Kamiński i Marzena Rokosz
- Jacek Norbert Przystupa i Mirosława Elżbieta Krenca.
We wrześniu śluby małżeńskie złożyli sobie:
05.09
- Tomasz Długołęcki i Wioletta Kozłowska
12.09
- Roman Jacek Nowicki i Anna Urszula Tymoszyńska.
Bożena Krysińska
Z żałobnej karty
1. Paweł Tuczyński 01.01.1912 - 10.08.1998
2. Władysław Bas 03.03.1920 - 24.08 - " -
3. Anna Śliwińska 02.05.1926 - 28.08 - " -
4. Maria Agnieszka Post 02.02.1945 - 29.08 - " -
5. Eugenia Kamińska 29.11.1932 - 30.08 - " -
6. Kazimiera Abramczuk 16.03.1930 - 01.09 - " -
7. Kazimierz Mision 11.02.1958 - 02.09 - " -
8. Kazimierz Klukowski 07.02.1950 - 04.09 - " -
9. Bronisław Ostrych 15.02.1928 - 07.09 - " -
10. Kazimiera Kaźmierczak 03.10.1930 - 05.09 - " -
11. Leszek Szkudlarek 15.01.1931 - 07.09 - " -
12. Adam Dziemitko 05.05.1970 - 05.09 - " -
13. Adela Jadwiga Trynks 17.05.1924 - 09.09 - " -
14. Antoni Rymko 02.08.1928 - 14.09 - " -
Do Łobeziaka można pisać tutaj: