menu
Od redakcji
O tym, że komisja powołana przez Sejmik Samorządowy i Wojewodę Szczecińskiego przyznała Łobzowi zupełnie przyzwoitą nagrodę pieniężną za poprawianie ogólnych warunków życia ludzi (czyli ekologii) w mieście i jego otoczeniu - piszemy wewnątrz numeru. Konkurentów było dużo. Za nami znalazły się np. bogaty Goleniów i duży Stargard Szczeciński. Ale już pojawili się u nas "życzliwi" komentatorzy, którym to się nie podoba. Jakim prawem - pytają z przekąsem, zresztą robią to samo od kilku lat - dali im nagrodę, przecież ONI nic nie robią. Gdyby nagrody nie było, oskarżenie też by było i brzmiałoby tak: inni to dostali nagrody, a NASI to nic nie robią. Wstrętne i małostkowe jest to, że głosiciele takich poglądów usprawiedliwiają swoją żółć troską o promocję Łobza. Ładna mi to promocja - obrzydzanie wizerunku własnego miasta!
Zostaliśmy zaproszeni na uroczystość, na której podsumowano trwający dwa lata konkurs. Byli senatorowie, posłowie, wojewoda, przedstawiciele gmin z całego województwa, kompetentne, fachowe komisje, które incognito kilka razy objeżdżały teren, drobiazgowo sprawdzały dokumenty. Do naszych miejscowych nienawistników to nie dotrze, jeśli w ogóle coś życzliwego do nich dociera, ale na tej uroczystości udowodniono nam, że mimo trudnych, niezawinionych warunków gospodarczych, bez dodatkowych środków z zewnątrz wiele w Łobzie zrobiono i zmodernizowano, zachodzą ciągle korzystne zmiany w jego infrastrukturze. Jest to miasto czyste - stwierdzono - wysprzątane, poprawia się w nim drogi i chodniki, rozbudowuje sieć gazową i ciepłowniczą, zlikwidowano większość lokalnych kotłowni, energicznie uruchomiono oczyszczalnię ścieków i przepompownie (wielki plus), oczyszczono Regę, założono wiele nowych trawników, sadzi się wiele drzew i krzewów, w szkołach zwraca się wielką uwagę na kształtowanie w dzieciach szacunku do środowiska i jego ochrony. Zauważono, że w budżecie miasta w bieżącym roku przeznaczono odpowiednie sumy na przygotowanie dokumentacji na kolejne zadania o zasadniczym znaczeniu dla prawidłowego funkcjonowania miasta jak np.: modernizacja kotłowni miejskiej, rozbudowa i modernizacja wodociągów i kanalizacji, gazyfikacja kolejnych osiedli, poprawa nawierzchni dróg i mostów. Podkreślono, że także sami mieszkańcy wykazują widoczną i dużą dbałość o estetykę swoich posesji, że udało się pozyskać dla tych wszystkich działań miejscowe przedsiębiorstwa i instytucje np. nasze Nadleśnictwo i szkoły.
Słuchając tych pochwał, byliśmy trochę skrępowani, bo wiemy na co dzień lepiej, ile jest w mieście ciągle rzeczy do zrobienia, ile ludzie mają problemów, marzeń, życzeń, a także często uzasadnionych pretensji. Ale było nam też trochę "dziwnie", że musieliśmy pojechać aż do Międzyzdrojów, żeby się dowiedzieć, że jednak w naszym mieście sporo się robi. No i było nam też trochę wstyd. Nie za siebie, ale za tych, co starają się jego wizerunek, stosunki w nim panujące, ludzi i ich pracę opluć i ubrudzić. Ale to chyba tylko dlatego, że nic więcej nie umieli i nie potrafią prócz zawiści. Swoją drogą to chyba bardzo ciężko i niezdrowo im się żyje z taką żółcią.
Od siebie składamy podziękowania tym wszystkim, co zobowiązani do tego służbowo - zrobili dla miasta znacznie więcej niż się zwykle robi za pieniądze, dziękujemy też serdecznie wszystkim tym mieszkańcom Łobza, którzy troszcząc się o swoje prywatne otoczenie stworzyli równocześnie korzystny wizerunek całego miasta.
Redakcja
'Łobeziak' w Internecie
W Internecie można sprawdzić ile internautów odwiedziło daną stronę. Otóż ku naszemu przyjemnemu zaskoczeniu po miesiącu naszego zaistnienia w Internecie dowiadujemy się, że do "Łobeziaka" zajrzało już i czytało go 600 ludzi. Jest to dużo. Nie wiemy, kim oni są, skąd pochodzą, co ich zainteresowało w naszym piśmie. Bardzo jesteśmy tego ciekawi. Pozdrawiamy ich serdecznie i prosimy o bliższy kontakt. Przypominamy nasz internetowy adres:
http://www.lobez.pl/Lobeziak.html lub
http://www.inet.com.pl/dens-plj/s5.html
e-mail można wysyłać na adres : dens@lobez.pl
(RED).
Jeszcze o stanie bezpieczeństwa w gminie
W poprzednim numerze zamieściliśmy obszerny materiał statystyczny dotyczący przestępczości w naszej gminie udostępniony nam przez komendanta łobeskiej KRP podinspektora Zenona Atrasa. Dzisiaj drukujemy jego ciąg dalszy mówiący o skuteczności działań policji. RED
Na ocenę bezpieczeństwa, a co za tym idzie i pracy policjantów, wystawianą im przez każdą społeczność (także łobeską) wpływa taki czynnik jak: zatrzymania na gorącym uczynku przestępstwa czy w bezpośrednim pościgu. W naszej gminie policjanci w trakcie pełnienia służby patrolowej dokonali w ub. roku w taki sposób 51 zatrzymań i ujęli 77 sprawców. Także ilość i struktura ujawnianych w trakcie prac operacyjnych wykroczeń rzutuje na opinię o policji. Na terenie działania łobeskiej KRP ujawniono w ub. roku 10.964 wykroczenia (o 73 więcej niż w 1996r.), z tego 3.236 represjonowano, skierowano 844 (z Łobza 504) wniosków o ukaranie do Kolegium do Spraw Wykroczeń, mandatami karnymi ukarano 2352 sprawców, zatrzymano 75 praw jazdy, i 610 dowodów rejestracyjnych. Z naszej gminy np. do Kolegium skierowano 64 wnioski za wykroczenia przeciw porządkowi publicznemu, 10 za wykroczenia przeciw obyczajności publicznej, 60 za wykroczenia przeciwko mieniu, 330 za wykroczenia przeciw bezpieczeństwu na drogach, 6 za wykroczenia przeciwko przepisom ustawy o broni i amunicji. Funkcjonariusze łobeskiej KRP przeprowadzili w swoim rejonie (Łobez i sąsiednie gminy) 1765 interwencji, z tego w miejscach publicznych 706 i w miejscach zamieszkania 1057 (w naszej gminie 1013). W pomieszczeniach dla zatrzymanych w Komendzie zatrzymano 368 osób, z tego za popełnienie przestępstwa 215, za popełnienie wykroczeń 4, na polecenie sądu lub prokuratury 26 i do wytrzeźwienia 123 osoby. Policjanci doprowadzili w 1997 roku 774 osoby do swoich jednostek, zaś do prokuratury, sądów i zakładów karnych 284 osoby, wykonali 336 konwoi. Funkcjonariusze pionu prewencji skierowali 52 osoby na leczenie odwykowe i przeprowadzili 92 spotkania środowiskowe w szkołach, zakładach pracy, sołectwach, poruszając na nich problemy dotyczące narkomanii, zabezpieczenia mienia, udzielając wskazówek, jak ustrzec się przed przestępstwem. Oceńcie Państwo sami, czy dużo tego, czy mało.
Nie udało się wprawdzie w roku 1997 zahamować wzrostu przestępczości, bo we wszczętych sprawach nastąpił ich wzrost o 21,8% i w stwierdzonych o 14,6% i pomimo prowadzonych działań prewencyjnych dotyczących nieletnich nie zmniejszyła się ilość przestępstw popełnianych przez tychże nieletnich w stosunku do ogółu stwierdzonych przestępstw i wyniosła ona w Łobzie 9,4%.
Natomiast na poziomie zadowalającym (o 1,4%) pomimo wzrostu zagrożeń wzrósł wskaźnik wykrywalności, podniesiono efektywność działania służb prewencyjnych wyrażający się między innymi zwiększeniem się ilości zatrzymań na gorącym uczynku przestępstwa, zahamowano kradzież samochodów w całym Łobzie i w rejonie, zahamowano też tendencje wzrostową w zakresie stanu bezpieczeństwa na ulicach i drogach miasta i gminy.
Zarząd Miasta i Gminy wykonał większość postawionych przed nim sugestii i zadań dotyczących poprawy bezpieczeństwa. Ukończono np. rondo przy ul. Obr. Stalingradu, wyremontowano nawierzchnie przyległych ulic, naprawiono nawierzchnię i chodniki na ul. Segala, wymieniono część chodników na ul. Bema i w innych częściach miasta. Zamontowano też nowe punkty świetlne w miejscach dotychczas nieoświetlonych, a stwarzających zagrożenia.
Pozostało jednak sporo spraw do załatwienia, takich, które mają lub mogą mieć znaczny wpływ na poczucie bezpieczeństwa naszego społeczeństwa. I tak na przykład w zakresie zapobiegania alkoholizmowi i wynikającym z niego patologiom społecznym potrzebna jest uchwała zakazująca spożywania alkoholu w parkach, na promenadzie i ulicach miasta, trzeba promować politykę cofania zezwoleń na sprzedaż alkoholu podmiotom, które dopuściły się naruszenia ustawy o wychowaniu w trzeźwości, powinno się w Urzędzie miasta powołać pełnomocnika do spraw walki z alkoholizmem. Dla poprawy bezpieczeństwa publicznego trzeba przebudować skrzyżowanie na ul. Bema (wyjazd z miasta), ułożyć nawierzchnie na ul. Krzywoustego, Chrobrego, i Mieszka I; kontynuować budowę miasteczka drogowego , umożliwiającego edukację większej liczby dzieci i młodzieży w zakresie przepisów prawa o ruchu drogowym; wybudować chodnik i drogę rowerową do Dalna; inspirować Zarząd Budynków Mieszkalnych, Spółdzielnie Mieszkaniowe oraz samych mieszkańców do zakładania przy drzwiach wejściowych do budynków domofonów ze względu na ciągle dużą ilość włamań do piwnic; namawiać dyrekcje szkół, aby dla właściwego zabezpieczenia się przed kradzieżami i pożarami zatrudniły na czas poza godzinami funkcjonowania placówek - dozorców lub zamontowały odpowiednie urządzenia alarmowe (postulat ten dotyczy także wiele innych placówek).
W tych warunkach o sukcesach policji w roku bieżącym będzie można mówić wtedy, jeśli uda się jej zahamować dalszy wzrost przestępczości.
podinsp. Zenon Atras - komendant KRP w Łobzie
Nominacje w Straży Pożarnej
To nie był prima aprilis, a "służbowa uroczystość", kiedy zaproszono nas akurat 1 kwietnia br. do łobeskiej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej na pożegnania odchodzącego na emeryturę jej dotychczasowego komendanta młodszego brygadiera Marka Młynarczyka. Zasłużonego komendanta żegnali w obecności zebranych na apelu strażaków - jego szefowie ze Szczecina i Nowogardu oraz przedstawiciele władz samorządowych z Łobza, Wegorzyna, Reska i Radowa. Były kwiaty, okolicznościowe upominki, dobre życzenia i podziękowania za wieloletnią służbę.
Równocześnie komendant Wojewódzkiej Straży Pożarnej bryg. Wojciech Brodniewicz odczytał rozkaz mianujący aspiranta sztabowego Tadeusza Sawicza nowym komendantem naszej Jednostki, a aspiranta sztabowego Marka Felsztukiera jego zastępcą. Przy okazji dowiedzieliśmy się - zapewnił nas o tym komendant Brodniewicz - że wprawdzie jeszcze nie w tym roku, ale w przyszłym na pewno - łobescy strażacy dostaną pieniądze na remont swojej nowej siedziby na ul. Przemysłowej.
My również dziękujemy p. Markowi Młynarczykowi za jego wieloletnie czuwanie nad bezpieczeństwem naszych mieszkańców i okolic, a jego następcom gratulujemy awansów i życzymy jak najmniej alarmów (szczególnie tych fałszywych) i wyjazdów do akcji gaśniczych i ratowniczych.
RED.
Ciekawa wystawa
W Szkole Podstawowej w Bełcznie raz po raz pojawiają się i trwają ciekawe inicjatywy. Na przykład kilka razy już pisaliśmy o osiągnięciach sportowych uczniów z tej zasłużonej dla miejscowego środowiska placówki. Ostatnio, w marcu br. zorganizowano w szkole bardzo udaną wystawę starych narzędzi, sprzętów i dokumentów. Zwiedzaliśmy ją nie bez osobistych wspomnień i wzruszeń, jako że zgromadzone na niej liczne eksponaty przypomniały nam czasy dzieciństwa i młodości, kiedy były one w powszechnym użytku i sami z nich także korzystaliśmy lub musieliśmy z nich korzystać i je obsługiwać. Przy tej okazji nie trudno było nie zauważyć jak wiele w ciągu ostatnich lat zmieniło się w takim np. wiejskim gospodarstwie domowym. Młodym ludziom oglądającym tę wystawę trzeba bodaj już dzisiaj objaśniać, do czego poszczególne sprzęty kiedyś służyły, mimo że stanowiły onegdaj wyposażenie każdego gospodarstwa. Bo kto z nich, kupując gotowe towary w sklepie wie na przykład, co to takiego drewniana maselnica albo kierzynka z bijakiem, maselnica na korbę, centryfuga inaczej wirówka, pięknie wyrobione nosidła ( koromysła, szońdy) z łańcuchami, międlica do lnu, zębate gręple, drewniana dzieża do zarabiania chleba, łopata do wsadzania i wysadzania tegoż chleba, prasa do sera, kołowrotek, blaszana tara do prania, drewniana maglownica, prymus na okowitę, żelazko na duszę, dmuchane żelazko na węgiel drzewny, szczypce do węgla, przykręcane kluczykiem łyżwy, kołatka wielkopostna; kto je dzisiaj drewnianymi sztućcami? A ileż to kiedyś trzeba było się naubijać śmietany w maselnicy, żeby masło "wyszło", ileż to wiader trzeba było się nadźwigać tymi nosidłami ze studni, żeby napoić krowy albo zrobić pranie. A jaka to była mitręga z tymi łyżwami, ile to się obcasów i podeszew naurywało, butów nakaleczyło, jakich trzeba było wymyślnych pasków, żeby się te łyżwy w ogóle nóg trzymały! Już nigdy żaden chleb tak nie smakował i nie pachniał jak ten wielki bochen, który się samemu wyciągało z rozpalonego pieca chlebowego na tej drewnianej łopacie. Wiele z tych przedmiotów przywędrowało z naszymi przesiedleńcami z dawnej wschodniej Polski, niektóre wyrabiali jeszcze tutaj za naszej pamięci zręczni bednarze. Wykonanie z kilkudziesięciu klepek drewnianej wanny - to była sztuka! Takie maselnice na przykład można było kupić na łobeskim targu jeszcze w latach pięćdziesiątych. A żadne ogórki nie mogły się równać z tymi, które kwasiły się w porządnej dębowej beczce. Ech, łza się kręci. Oto jak może człowieka "rozkrochmalić" taka szkolna wystawa. Ale tak naprawdę, to jednak lepiej, że możemy sobie wodę puszczać z kranu (byle bez żelaza i azotanów), pranie zrobić w pralce, codziennie kupić świeży chleb, bo dawniej piekło się ten chleb na cały tydzień. "Technicznie" lepiej i łatwiej się dzisiaj żyje. Czy szczęśliwiej?
(W.I.)
Piąty rozbiór Polski i lemingi
Jedną z klasyfikacji funkcjonujących w nauce jest ta, która dzieli dyscypliny wiedzy na: 1) przyrodnicze (np. biologia, matematyka, fizyka, medycyna itp.) czyli opierające się na eksperymencie i jego powtarzalności, na pomiarze, obserwacji, sprawdzalności, jednoznaczności wniosków i 2) humanistyczne albo ideologiczne ( np. historia, polityka, literatura, filozofia itp.) opierające się na swobodnej analizie źródeł historycznych, takim czy innym rozumieniu cudzych wypowiedzi czy zachowań ludzkich, indywidualnej ocenie zjawisk społecznych. Ci, którzy uprawiają jedną z tych pierwszych dyscyplin, niekiedy mówią o tych drugich, że są to pseudonauki, bo ten sam fakt bywa w nich oceniany zupełnie inaczej i są z niego wyciągane wnioski takie, jakie akurat odpowiadają określonemu badaczowi i jego wyznawcom. Obracając problem w żart, w tej drugiej konwencji można dyskutować bez końca na temat tego, co było pierwsze - jajko czy kura. Gorzej, kiedy kilka czy kilkadziesiąt milionów ludzi uwierzy w takie "naukowe fakty" jak wyjątkowe walory swojej rasy, religii, systemu politycznego czy gospodarki jako w czynniki uprawniające do panowania nad drugimi i zacznie je wykorzystywać w praktycznym działaniu do ich na przykład eksterminacji.
Ostatnio jesteśmy świadkami dość powszechnego stosowania takiej wygodnej i wybiórczej metody oceniania naszej powojennej historii. Mianowicie, a powtarza to także kilka osób w naszym Łobzie, twierdzą one, że całej naszej powojennej biedzie, opóźnieniom gospodarczym, ludzkim tragediom i martyrologii, Sybirowi, utracie ojcowizny, przymusowemu osiedleniu się na Ziemiach Zachodnich, represjom stalinowskim i ubowskim, w ogóle znalezieniu się w systemie komunistycznym - winni są ci, co dokonali czwartego rozbioru Polski. Z upływem czasu coraz mniej winni są jedni z jego sprawców - Niemcy, a coraz bardziej właściwie już tylko ci drudzy - Sowieci i ich polskojęzyczni poplecznicy. O Niemcach to już nawet nie wypada mówić, bo teraz to można ich obrazić, zrobić im przykrość, naszym kochanym przewodnikom do Europy. Zresztą to jakiś Hitler był winien, cały naród - w życiu! Ba, już zupełnie się nie mówi o tym, że, bagatela, pozbawili oni życia plus minus cztery miliony naszych obywateli, zrujnowali doszczętnie naszą przedwojenną gospodarkę, zniszczyli bezpowrotnie 80% polskiego dorobku kulturalnego, spalili do fundamentów Warszawę, programowo planowali po Żydach i Cyganach tak samo radykalnie rozwiązać "problem polski". Po wybiciu polskiej inteligencji i zniszczeniu naszej kultury pozostała ciemna masa narodu miała dożywotnio pracować jako niewolnicy, a po podbiciu Rosji miała być przesiedlona właśnie na Syberię, w tundrę. Ba, coraz częściej słyszymy swoistą licytację - ten pierwszy okupant zaczyna być jakby "lepszy", godny podziwu, elegancki, zadbany, w skarpetkach, umyty, zachodni, zdyscyplinowany, wyposażony w nowoczesną technikę (my pieszo i na koniach, oni w samochodach i na czołgach), umieranie z jego rąk jeśli nie jest przyjemne, to da się tą wyższością jakoś usprawiedliwić; Ten drugi, "ruski" sołdat, ma często "azjatycką" gębę, nieobrąbiony szynel, bury, niewiadomego koloru mundur, onuce, worek zamiast porządnego plecaka, do którego przytroczony jest osmolony kociołek, pcha się ten sołdat jak baran pod kule, nie dziw, że go 20 milionów zginęło. Taki to jest winien, taki to musi być winien!
Tymczasem nikt się jakoś nawet nie zająknie, że przyczyną najważniejszą naszych dramatycznych losów był po prostu piąty rozbiór Polski. Nie? A czymże innym były kolejne, coraz ściślejsze ustalenia w Teheranie, Jałcie i w Poczdamie co do podziału Europy na strefy wpływów poszczególnych zwycięzców po drugiej wojnie światowej. Polacy w tych targach nie uczestniczyli i nikt ich o zdanie w tej sprawie nie pytał. Musieli potem brać kraj, jaki im dawano i słuchać pana, do którego ich przydzielono. Nikt o powojenną Polskę nie chciał na Zachodzie walczyć, z politycznego wyrachowania aliantów dostała się ona Stalinowi. I to w czasie kiedy armia polska na Wschodzie i na Zachodzie (500 tysięcy żołnierzy) była czwartą siłą w koalicji antyhitlerowskiej po ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii! Wyjątkowa ironia losu - potworowi Stalinowi jednak zawdzięczamy, że nie siedzimy dzisiaj jako naród i państwo w kraiku, którego granice na wschodzie są na Bugu, a na zachodzie te, które miała z Niemcami Polska przed 1939 rokiem! To on zmusił aliantów do zgody na granicę na Odrze, bo co do linii Bugu byli z nim wyjątkowo zgodni. Już po pierwszej wojnie światowej (linia Curzona) tam ją wyznaczyli i potwierdzili to praktycznie po drugiej wojnie.
I to, że dostaliśmy Ziemie Zachodnie, nie było i nie jest powodem do tłumaczenia i spowiadania się z tego, co dzisiaj niektórzy nasi, obdarzeni krótką pamięcią i skłonni do łaszenia się, rodacy próbują robić. Dostaliśmy je nie dlatego, by Stalin nas kochał. On chciał zachapać jak najwięcej. Ale, psiakrew, dobrze, że je w ogóle mamy. Gorzka to prawda - wtedy, po wojnie, zostaliśmy przehandlowani i skazani na Polskę Ludową. I trzeba było w niej żyć albo wybrać los lemingów. Ale o tym za chwilę. Inna gorzka prawda - gdyby nie to, że ZSRR zaczął się rozłazić i przegrywać - tkwilibyśmy pokornie w tym systemie do dziś.
Historia jest wiedzą "potem", opisuje i według "uważania" interpretuje zdarzenia , które miały miejsce wcześniej. W niemieckiej historiografii krzyżacy są pionierami postępu na dzikim pogańskim wschodzie. Nie jest ona też żadną "nauczycielką życia", bo życie przybiera obroty, jakie "nie śniły się filozofom". Tymczasem dookoła jest coraz więcej mądrych, zwłaszcza tych, co mądrzy się zrobili teraz, kiedy już wolno być "mądrym". Owi mądrzy oceniają naszą powojenną przeszłość do 1989 roku jako okres, jaki zawdzięczamy tylko sowietom i polskim zdrajcom. A to tylko ćwierć prawdy, bo była na to międzynarodowa zgoda.
I tu lemingi. Lemingi to nieduże gryzonie żyjące w tundrze. Od czasu do czasu zbierają się one w wielkie gromady, idące w setki tysięcy osobników i ruszają przed siebie z niepohamowaną pasją samobójczą. Jeśli po drodze trafi się im jakaś przepaść, rzeka, brzeg morski - to nie zmieniają kierunku i rzucają się w śmierć jakby z przyjemnością. Jednak nie wszystkie giną. Niewielka część, których nie ogarnie fala samobójców przeżywa gdzieś na peryferiach i daje początek nowym pokoleniom.
Co zatem miało zrobić społeczeństwo polskie 50 lat temu, kiedy znalazło się w okolicznościach, z których były tylko dwa wyjścia - albo się do nich przystosować, albo podjąć walkę równającą się samozagładzie. Ludzi cechuje znacznie większy niż inne istoty żywe instynkt samozachowawczy z perspektywy czasu często obrzydliwy, ale powodujący to, że opanowują oni coraz skuteczniej naszą planetę. Większość wybrała, niestety, to pierwsze, bo było to wygodne. To wielka, dotychczas ukrywana wstydliwie nieprawda, że ludzie tej nowej powojennej rzeczywistości nie akceptowali. Wielomilionowe rzesze chłopskie z radością brały parcelowaną ziemię "pańską" i "kułacką", robotnicze brygady usuwały właścicieli z fabryk, ludzie z przedmieść i slumsów wyciągali ręce po przydziały mieszkań po "kamienicznikach", milicja i urzędy bezpieczeństwa nie narzekały na brak funkcjonariuszy, natychmiast znalazły się ogromne rzesze urzędników "z awansu", którzy bynajmniej nie z przymusu, a nawet gorliwie wcielili w życie wszystko "nowe" tak skutecznie, że jeszcze dzisiaj odbija się nam to czkawką raz po raz. Jeszcze w marcu 1968 roku robotnicze brygady bodaj z "Ursusa" rozpędzały pałami manifestacje studenckie. Niektórzy dzisiejsi młodzi, pożal się Boże, "historycy", także tu w Łobzie urodzeni, wyszydzają tak zwane wyzwolenie Pomorza i innych tzw. Ziem Odzyskanych, że to niby z woli sowietów. Ale Dziadek to widział na własne oczy, że dla zdecydowanej większości Polaków, którzy tutaj w tamtych latach przyjeżdżali była to ziemia niemal obiecana (a przyjechało ich tu do 1950 roku około 5 milionów!). Naprzód dla setek tysięcy szabrowników, którzy plądrowali te tereny z zaciekłością Hunów, potem dla biednych rzesz małorolnych chłopów z centralnej Polski, potem dla nieszczęsnych wypędzonych ze wschodu, potem dla tych wszystkich przedsiębiorczych, którzy czuli tu swoją szansę na awans i to na awans, o jakim nigdy wcześniej nawet nie mogli marzyć. Jeśli nie analfabeci, to przynajmniej półanalfabeci zostawali kierownikami przedsiębiorstw, urzędów, pegeerów. Dla większości z nich i z nas było to wejście w świat wprawdzie mocno spustoszony, ale w świat o europejskiej infrastrukturze, gdzie wszystko było murowane, solidne, jeśli nie wszędzie wyasfaltowane to przynajmniej brukowane, gdzie elektryczność docierała do najdalszych zakątków, gdzie nie wypadało już boso chodzić do kościoła. I nikt tu, przyznajmy się w końcu do tego (choć to dzisiaj wydaje się wstrętne), nie żałował Niemców, których stąd wypędzano, bo ich los wydawał się zasłużony, po tym co nam zgotowali, bo po raz pierwszy bodaj w dziejach można było zobaczyć, że z nami przegrali. Ludzie wchodzili do niemieckich domów i w niemieckie jeszcze ciepłe bety z poczuciem satysfakcji i zadośćuczynienia za tysiąc lat porażek. Ujawniały się wtedy także najgorsze instynkty ludzkie, nie wszystko się działo w imię zasady miłości bliźniego.
Wielu dzisiejszych "mądrych" wie na pewno, co by było, jak byśmy żyli, gdybyśmy się byli nie znaleźli w Polsce Ludowej. I być może by tak było, żylibyśmy jak nie przymierzając dzisiejsi Niemcy. Nie byłoby Bieruta, UB, martyrologii tysięcy patriotów, którzy się na powojenny układ nie godzili. Niestety, stało się tak, jak się stało - i tylko to jest prawdą. Tyle, że Polaków o zdanie na ten temat nie pytano. A przecież moglibyśmy dzisiaj w ogóle nie żyć - taki wariant też był możliwy. Dziadek prosi, by nie potraktować tego jako cynizm czy pochwałę konformizmu - ale to wcale nie jest paradoks dzieje ludzkości potwierdzają to jako prawidłowość - podbite, zniewolone narody przeżywają nie dzięki temu, że zginęły, ale dlatego, że próbują żyć nawet w takich warunkach, jakie im zwycięzcy dali. Finowie uzyskali niepodległość po raz pierwszy w 1917 roku, Słowacy kilka lat temu, Baskowie nigdy jeszcze jej nie mieli.
Dziadek
Wojenne zakupy Jak dawniej bywało w domach
W każdej rodzinie codziennie robi się jakieś zakupy żywności w sklepach. Kupuje się chleb i coś do jego posmarowania, mięso i jego przetwory, mąki i kasze, ziemniaki i marchewkę, mleko i dziesiątki różnych produktów. Sklepów mamy dostatek zarówno w mieście jak i na wsi.
Inaczej było podczas okupacji, kiedy to normalny handel został zachwiany poprzez likwidację przez Rosjan przedwojennych prywatnych sklepów i następnie przez wprowadzenie przez Niemców obowiązkowych dostaw zwanych kontyngentami. Zaopatrzenie miast opierało się wtedy prawie wyłącznie o cotygodniowe targi. Kwitł też handel nielegalny (w pojęciu okupantów), bo ludzie ratowali się jak mogli. W tym okresie mieszkałem na Podolu i pamiętam plac przy ratuszu w Brzeżanach zastawiony furmankami chłopskimi i rzędy wiejskich kobiet sprzedających z koszyków wszystko, co można było na wsi wytworzyć. Oferowano między innymi nabiał, mąkę i kasze, bieliznę i odzież lnianą albo z konopi, najróżniejsze wyroby z wikliny, olej, cukierki własnego wyrobu, zabawki, wyroby ceramiczne, wiadra i bańki blaszane, a także drobne zwierzęta domowe. Przed wojną funkcjonowało w mieście drugie targowisko nazywane rynkiem zbożowym albo końskim, bo sprzedawano na nim duże zwierzęta i produkty rolne w większych ilościach. Podczas okupacji targowisko to przestało istnieć.
Poszczególne wsie, jeszcze przed wojną, na miejscu przerabiały część produktów i dostarczały do miasta gotowe wyroby. Mleko i śmietanę niesiono lub wieziono do miasta w bańkach lub słoikach. Masło i sery wyrabiano ręcznie prymitywnymi sposobami i tylko więksi gospodarze mieli proste urządzenia ułatwiające wyrób. Mąka i kasza wytwarzane były w okolicznych młynach wodnych. Nie przypominam sobie, by gdzieś w pobliżu były jakieś wiatraki. Olej wytłaczano z ziaren lnu lub konopi (nikt nie wiedział, że liście konopi są narkotykiem). Olej konopny nie zawierał narkotyku, włókna tej rośliny też nie były trujące. Nad rzeką rosło dużo wikliny. Wiejscy specjaliści-koszykarze wyrabiali z niej ładne, lekkie koszyki używane powszechni w gospodarstwie domowym i umożliwiające doniesienie towarów do miasta bez uszkodzeń i zniekształceń. Z wikliny wyrabiano też biczyska do batów, kosze do sadzenia i zbierania ziemniaków, kołyski dla dzieci i duże kosze do wozów, które wkładano pomiędzy drabiny. Z grubszych świeżych gałązek wierzbowych starsi chłopcy robili nawet prymitywne fujarki. W tym celu trzeba było umiejętnie ściągnąć w całości korę z kijka, zrobić na nim kilka odpowiednich nacięć i z powrotem naciągnąć tulejkę kory na kijek. Taki instrument muzyczny wydawał nawet dźwięki i od biedy można było na nim wygwizdać melodię. Po kilku dniach drewno wysychało i fujarka nadawała się do wyrzucenia.
Ważną pozycję w gospodarstwie domowym stanowiły wyroby ceramiczne (z gliny). Je też wyrabiali okoliczni garncarze. Wytwarzano wiele odmian glinianych naczyń o różnym przeznaczeniu, wielkości, kształcie i kolorze. Każda rodzina dysponowała całym ich arsenałem. Popularne były gliniane zabawki wypalane kogutki - gwizdawki. Na Boże Narodzenie nie można było inaczej utrzeć maku na obowiązkową wigilijną potrawę - kutię, jak tylko w glinianej misce zwanej makutrą.
Na targu sprzedawano kury i gęsi. Kaczki były mniej powszechne niż dzisiaj. Zasadnicze znaczenie miały jednak gęsi, ponieważ dostarczały pierza na niezastąpione pierzyny i poduszki. Na Kresach zimy były ostrzejsze, a budynki słabo izolowane. Po wygaśnięciu ognia w piecu pomieszczenia stawały się zimne. Najcieplej było pod pierzyną. Dlatego dobra, gruba i puszysta pierzyna była na wagę złota. Panny dostawały pierzyny jako jeden z najważniejszych elementów posagu, zaś zamożność domu mierzyło się ilością pierzyn piętrzących się na łóżkach. Owocami przeważnie nie handlowano, ponieważ na wsi u każdego rolnika przy domu rosły drzewa owocowe. W mieście przy domach też je sadzono. Właściciele takich sadów nie przejadali wszystkich owoców i odstępowali je sąsiadom. W czasie wojny część ludzi zaopatrywała się też w owoce w sadach niektórych opuszczonych gospodarstw, których właścicieli wywieziono na Sybir, zamordowano lub też uciekli oni z życiem do miasta lub w inne okolice.
Niemcy urozmaicali sobie wojskowy jadłospis sposobem stosowanym od wieków przez wszystkich zaborców. Grupy ich niespodziewanie podjeżdżały samochodami do wsi rekwirowały czyli kradły wszystko to, co było żołnierzom akurat do smaku. Szczególnie poszukiwali oni masła, sera, śmietany, jajek, rzadziej owoców. Czasem natrafiali na wyroby wędliniarskie czy smalec. Obchodzili tym sposobem co większe i zamożniejsze gospodarstwa i z zapasami, na ogół weseli, odjeżdżali. Do takich wizyt mieszkańcy z czasem się "przyzwyczaili" i jak mogli tak swoje skromne zapasy chowali.
Nie zawsze było to skuteczne, bo Niemcy potrafili zmusić ludzi do oddawania zapasów.
Zbigniew Harbuz
Światowy Dzień Inwalidy
16.04 br. w Domu Kultury odbyło się z okazji Światowego Dnia Inwalidy pod hasłem: "Człowiek sprawny jest przyjacielem ludzi niepełnosprawnych" uroczyste spotkanie łobeskich inwalidów i emerytów zorganizowane przez panie z naszego Związku Emerytów. Miły nastrój stworzyli zebranym nasi artyści: kapela i zespół wokalny "Łobuziacy" oraz znany już z wielu oklaskiwanych występów zespół dziewcząt ze Szkoły nr 2 przygotowany przez panie Henrykę Lach i Barbarę Druch, wykonujący program składający się z piosenek, tańców i ćwiczeń gimnastycznych. Po występach zapanowała na sali rodzinna atmosfera i gwar: zbiorowym śpiewom, rozmowom nie było końca. Pomogli organizatorom także życzliwi sponsorzy: Dom Kultury, ZOZ, UMiG, ks. proboszcz W. Pławski i sklep "Grażka".
RED.
Gratulujemy awansu
Jak się dowiadujemy - wieloletni dyrektor popularnej łobeskiej Krochmalni, radny miejski bieżącej kadencji, pan mgr inż. Leszek Kaczmarek został wybrany prezesem Zarządu Szczecińskich Zakładów Ziemniaczanych "Nowamyl" czyli szefem krochmalni w Łobzie, Nowogardzie i Drawsku. Z tego miejsca gratulujemy p. Kaczmarkowi awansu i życzymy kolejnych sukcesów zawodowych. Jest nam tym przyjemniej to zrobić, że nasze pismo zawsze spotykało się z jego życzliwości. Jak pamiętają nasi czytelnicy - dostawaliśmy od niego ciekawe materiały na temat pracy tak ważnego i zasłużonego dla miejscowej gospodarki zakładu, jakim jest łobeska Krochmalnia. Mamy też nadzieję, że mimo zwiększonych obowiązków dyr. Kaczmarek znajdzie dla nas trochę czasu i nie odmówi nam kolejnych wywiadów. RED.
Konkursy rozstrzygnięte - Łobez wśród laureatów
Zakończyła się II edycja konkursów dla gmin województwa Szczecińskiego w czterech kategoriach: "Najlepszej gminy turystycznej", "Gminnych inicjatyw gospodarczych", "Najbardziej ekologicznej gminy województwa" i " Gminy przyjaznej szkole". Konkurs ogłoszono w 1997 roku, a jego organizatorami byli: Wojewoda Szczeciński, Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska oraz Kurator Oświaty. W imieniu Sejmiku Samorządowego działał Komitet Organizacyjny konkursu. W zmaganiach konkursowych uczestniczyły ogółem 62 gminy.
Za najlepsze gminy turystyczne jury uznało (z 10 zgłoszonych): 1.Gryfino; 2.Międzyzdroje; 3.Goleniów.
W konkursie "Gmina przyjazna szkole" rywalizowały 23 gminy. Najlepszą gminą okazał się Goleniów, drugie miejsce zajęły Police, trzecie - Pyrzyce. Specjalne wyróżnienie otrzymała gmina Kozielice, która okazała się najlepsza wśród gmin wiejskich i w ogólnej punktacji zajęła czwarte miejsce.
Konkurs "Gminne Inicjatywy Gospodarcze" rozgrywany był w dwóch kategoriach - gmin wiejskich i miejskich. W pierwszej kategorii wygrała Osina, drugie miejsce zajął Rewal; wśród gmin miejskich najlepsze były Pyrzyce, drugi był Goleniów, trzecie - Ińsko.
Do konkursu "Na najbardziej ekologiczną gminę w województwie" zgłosiło się 14 gmin. Wśród gmin wiejskich najlepsze okazały się Przelewice, drugi był Rewal, trzecia - Osina. Spośród gmin miejskich jury oceniło jako najlepszy ŁOBEZ, drugi był Goleniów, a trzeci - Stargard Szczeciński.
Za zajęcie pierwszego miejsca w swojej kategorii Łobez otrzymał 200 tysięcy złotych. Jest to sukces duży i przyjemny. Złożył się na niego wysiłek wielu naszych instytucji i pojedynczy obywateli, ich dbałość o otoczenie prywatnych posesji. W oczach członków jury Łobez (co wielokrotnie podkreślali jego członkowie) jawił się jako miasto, w którym w zakresie ochrony środowiska w ostatnich latach zrobiono bardzo wiele. Za uzyskane pieniądze można będzie w mieście jeszcze w bieżącym roku podjąć dodatkowe inwestycje ekologiczne. Wygrać nie było łatwo, ponieważ kryteria konkursu były bardzo wysokie. Jury brało pod uwagę takie czynniki jak między innymi: czystość miasta, stan dróg, chodników, działania gminy wobec obiektów uciążliwych, kontrole ochrony środowiska, gospodarkę wodną, gospodarkę ściekową, inwestycje usprawniające gospodarkę odpadami komunalnymi, oczyszczanie ścieków w gminie, likwidację dzikich wysypisk, wyposażenie mieszkańców w pojemniki na odpadki, gazyfikację gospodarstw domowych, wyposażenie zakładów pracy w instalacje ochrony atmosfery, podnoszenie świadomości ekologicznej społeczeństwa, aktywność społeczeństwa w ochronie środowiska, wykorzystanie gminnego funduszu ochrony środowiska, troskę o zieleń miejską, budowę parkingów i miejsc do wypoczynku na terenach leśnych. Szczególnie podkreślano znaczenie likwidacji lokalnych kotłowni centralnego ogrzewania, gazyfikacji gospodarstw domowych ( w roku 1996 podłączonych było do sieci 1200, w 1997 już 1800), zakończenie budowy oczyszczalni ścieków i budowę kolejnych przepompowni ścieków, dzięki czemu znacznie poprawiła się czystość Regi. Jury podobała się też bardzo różnorodna działalność wychowawcza prowadzona w łobeskich szkołach na rzecz ochrony środowiska oraz inicjatywy naszego nadleśnictwa w tym kierunku.
Przy tej okazji można powiedzieć na marginesie pozytywnej opinii (i bardzo wysokiej nagrody) o naszym mieście i gminie wyrażonej przez bardzo kompetentne wojewódzkie jury, że sami często nie wiemy, co posiadamy i jacy jesteśmy, a to dlatego, że na co dzień raz po raz słyszymy od niektórych naszych mieszkańców dużo utyskiwań na temat wyglądu naszego miasta i funkcjonowania służb i urządzeń komunalnych. Czy można im to mieć za złe? Raczej nie, bo trzeba przyjąć, że u podłoża ich niezadowolenia leży właśnie marzenie o tym, żeby było w naszym mieście jeszcze ładniej, czyściej, zdrowiej i wygodniej.
Nie sposób wymienić tu i podziękować tym wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że Łobez wyróżniono na tle innych gmin naszego województwa, bo jest ich wielu i chyba nie o to chodzi w tej działalności, której przecież celem jest ulepszanie naszego codziennego życia.
W. Bajerowicz
Krwiodawcy jednoczą się
Krew chyba zawsze będzie niezastąpionym lekarstwem i darem życia. Ostatnio jej znaczenie zaczyna rosnąć, a honorowe krwiodawstwo nabiera rangi i zasięgu światowego. Krwiodawcy jednoczą się. Właśnie w dniu 23 maja będzie na całym świecie będą obchodzić I Światowy Dzień Honorowego Dawcy Krwi. I z tej okazji składam wszystkim naszym łobeskim kolegom serdeczne życzenia wszelkiej pomyślności i zdrowia oraz dziękuję za to, co najczęściej bezimiennie dają ludziom. My, polscy krwiodawcy, mamy co do tego naszego znaczenia ciągle sporo wątpliwości, bo nasza sytuacja nie jest ze względu na ogólny stan służby zdrowia - najlepsza. Niemniej nie musimy się wstydzić naszych osiągnięć, a szczególnie ofiarności naszych honorowych dawców. Łobescy członkowie HDK należą przecież do najlepszych w województwie szczecińskim. Swoje miejscowe święto będziemy obchodzić jak zwykle w listopadzie.
17 maja organizujemy dla członków naszego koła z okazji Dnia Światowego doroczne okręgowe zawody wędkarskie, na które zapraszam wszystkich chętnych kolegów z rodzinami i sympatykami.
Roman Miksza - prezes HDK w Łobzie
Tu 'Łobeziak' nr 74296. Słucham .....?
1. "Piękna wizytówka" naszego miasta - ubikacja przedcmentarna ileż lat ma nas straszyć i zawstydzać przechodniów otwartymi na oścież drzwiami i antysanitarnym obrzydliwym wnętrzem, a ostatnio wymalowaną niebieską farbą na ścianie, tuż nad kloaką, wielką gwiazdą Dawida? Czy instytucje i osoby kompetentne w sprawach higieny i estetyki naszego miasta tego nie widzą? Przecież to wstyd przed samym sobą i przed obcymi, także zza granicy (a tacy też tu przecież przyjeżdżają.
I następna sprawa: Tragicznie zmarłych umieszcza się w kaplicy cmentarnej do momentu zakończenia dochodzenia śledczego. 13.03.1998 r. ciało zmarłej tragicznie Beaty M. umieszczono w kaplicy, tj. w pomieszczeniu znajdującym się w tylnej części budynku (od strony cmentarza). Byliśmy zbulwersowani tym, co zobaczyliśmy. To komórka - rupieciarnia! Wokół brud, składowisko chwilowo niepotrzebnych rzeczy typu: brudne taczki, jakieś beczki, kije, stary katafalk przyrzucony stertą brudnych desek, brak wody, brak jakiegokolwiek wieszaka czy gwoździa w ścianie, na którym możnaby powiesić ubranie dla zmarłego, brak stołu lub czegoś, na czym można by położyć zwłoki, umyć je i ubrać. Ciasno, brudno, żałośnie.
Jak można rzucić - zostawić zmarłego w tak niedostosowanym pomieszczeniu? Jak można zadawać dodatkowy ból rodzinie, a zmarłego potraktować jak śmiecia? To trzeba zmienić!
H.R. z domu Ilewicz
2. Codziennie przechodzę, idąc do pracy, przez mostek na Redze koło sali gimnastycznej "trójki". Korzysta zresztą z niego wiele osób idących do pociągu i autobusu. Kiedy jest sucho, to pół biedy, chociaż i wtedy trzeba uważać, bo na mostku porobiły się straszne wyboje. Gdy jednak popada deszcz, wtedy przejście przez niego nastręcza wiele kłopotów, bo robią się na nim kałuże, których nie sposób obejść, bo niby jak? Ludzie się denerwują, brodzą w wodzie jak bociany. Gospodarze obiektu - poprawcie mostek, będziemy was chwalić!
Roman Galczak
3. W poprzednim numerze cytowaliśmy pytanie czytelnika zatroskanego o wygląd "parku" naprzeciwko byłej stacji benzynowej. Jak obecnie widać, zrobiono w nim porządek, usunięto suche krzewy, śmieci, zagrabiono go i wyrównano. Wygląda teraz przyzwoicie i może się stać ładnym zakątkiem naszego miasta, kiedy się zazieleni. Byle tylko nie znaleźli się w przyszłości ludzie, którym zaczną zawadzać w nim stare drzewa i którzy zaczną się w związku z tym domagać prowadzenia w nim "cięć sanitarnych" czy cywilizowania go jakimiś alejkami czy trotuarami. Prosimy obejrzeć sobie, jak wspaniale wygląda teraz wiosną niecywilizowany park przy cmentarzu, kiedy zakwitł w nim dywan szafirków. Czegoś tak ładnego nie znajdzie się nigdzie poza Łobzem. I to mimo tego, że stada wandali bez przerwy garściami drą z niego kwiaty i tratują go. RED.
4. " Pochwalcie grupy przeważnie młodych bezrobotnych wykonujących prace interwencyjne. Obserwowałem, jak pracowali oni w parku obok byłej stacji benzynowej, a szczególnie przy zakładaniu trawników na ulicy Bocznej. Zupełnie bez dozoru, bez pokazywania palcem szybko i solidnie skopali całe pobocze i posiali na nim trawę dosłownie w ciągu dwóch dni. W roku ubiegłym wyglądało to trochę gorzej, a teraz okazuje się, że można inaczej. Czyżby coś się zmieniło w podejściu ludzi do pracy?
Przechodzień
Potwierdzamy spostrzeżenia naszego czytelnika. Na pewno stosunek ludzi do pracy bardzo się ostatnio zmienia. Do prac interwencyjnych zgłosiło się w tym roku znacznie więcej chętnych, niż było na ich wynagrodzenia pieniędzy w naszym Urzędzie Pracy. Może dlatego ludzie bardziej szanują nawet taki rodzaj działalności. RED.
Roczne rozliczenie w POD
Doroczne statutowe zebranie Zarządu Pracowniczych Ogrodów Działkowych odbyło się w sali Urzędu Miasta w dniu 03.04 br. Poprowadził je wybrany przez obecnych działkowicz Roman Muszyński. Na zebraniu przeprowadzono zmiany w składzie Zarządu, do którego wprowadzono Jadwigę Lewicką na wakującą od kilka miesięcy funkcję skarbnika. Z uwagi na odejście z funkcji gospodarz ogólnego łobeskich ogrodów działkowych Antoniego Korzeniewskiego po prawie 50-letnim wzorowym jej pełnieniu, zadanie to powierzono Janowi Kobzdejowi, dotychczasowemu wiceprezesowi Zarządu.
Następnie prezes ZO POD ze Szczecina Kazimierz Hołubek udekorował odznaczeniami związkowymi naszych wyróżniających się w uprawie i zagospodarowaniu działek kolegów i koleżanki. Srebrną Odznakę "Zasłużony Działkowicz" otrzymała Cecylia Piórko, Odznakę Brązową dostali: Stanisław Wiatyk, Stanisław Ledzion, Jan Żaczek, Janusz Rzeszutek, Zdzisław Matysiak, Roman Gut, Katarzyna Kołodyńska, Mirosław Małogowski, Teresa Drzewiecka, Teresa Kałkowska, Wanda Kaniecka i Henryk Malcer. Natomiast koledze Antoniemu Korzeniewskiemu serdecznie dziękowano za jego długoletnią działalność i wręczono mu cenny upominek, dyplom uznania i kwiaty. Przy okazji prezes Hołubek dzielący się z zebranym uwagami na temat ruchu związkowego POD w Polsce bardzo wysoko ocenił pracę Zarządu łobeskiego.
Sprawozdanie z rocznej działalności Zarządu złożył jego prezes Władysława Mołda, równocześnie przedstawił on plan pracy na rok 1998. Sprawozdanie finansowe i plan wydatków przedstawiła księgowa Zarządu Jadwiga Krzywańska. Przewodniczący Komisji Rewizyjnej Krzysztof Galczak nie wniósł uwag do pracy Zarządu. Przewodniczący Komisji Rozjemczej stwierdził że w roku 1997 nie musiała ona rozpatrywać żadnych spraw spornych ani dyscyplinarnych - działkowicze łobescy są wyjątkowo zgodną społecznością.
W dyskusji mówiono o "odwiecznych" kłopotach nękających działkowiczów - mianowicie o nasilających się kradzieżach żeliwnych wanien, zbiorników aluminiowych, sprzętu ogrodniczego, o włamaniach do altanek. Prezes Mołda wyjaśnił też zebranym, że w ogrodach nie mogą być wyznaczone miejsca na składowanie odpadków, byłoby to sprzeczne z regulaminem. Odpady powinny być kompostowane.
Wniosek przewodniczącego obrad o udzielenie Zarządowi absolutorium przyjęto jednogłośnie.
RED
Wycinane wierszyki babci Moniki
Pani Monika Nosewicz-Żaboklicka (rocznik 1932) jest znana w naszym mieście ze swoich artystycznych zainteresowań i osiągnięć. Podziwialiśmy wielokrotnie wystawiane w Domu Kultury jej artystycznie wykonane hafty. Ostatnio p. Monika przyjemnie zaskoczyła nas wydaniem własnym sumptem tomiku wierszy pod tytułem: "Wycinane wierszyki babci Moniki" ozdobionym reprodukcjami także jej własnych pięknych wycinanek. Graficznie jest to książeczka oryginalna, wykonana z dużym smakiem, na pięknym kolorowym papierze. Powstała w łobeskiej pracowni komputerowej Bogdana Idzikowskiego w bardzo skromnym nakładzie 50 egzemplarzy. Okazało się przy tej okazji, że i w Łobzie można w zakresie małej poligrafii robić rzeczy na wysokim poziomie.
Zaś wiersze p. Moniki mówią o jej codziennych życiowych spostrzeżeniach, doświadczeniach i wzruszeniach, których jej życie - zarówno tych przykrych, jak i pogodnych - nie szczędziło. Jest w nich wiele refleksji smutnych ale także sporo optymizmu. Młodość przeżyła autorka na wygnaniu na Syberii. Została odznaczona Krzyżem Więźnia Politycznego. I obecnie, mimo kłopotów ze wzrokiem, nie zaprzestaje działalności artystycznej, czego dowodem jest wspomniany zbiorek.
(WB)
Łobeskie piekło
Pytają mnie znajomi ludzi, dlaczego nie wdaję się w polemikę z niejakim Wiesławem Małyszkiem, który daje mi pośrednio (niby dowiadując się od innych o moich przestępstwach) do zrozumienia, że jestem łobuzem, złodziejem grosza publicznego oraz wrogiem odpowiedzialnym za to np. że kilka nieodpowiedzialnych osób sterroryzowawszy załogę rozwaliło firmę DBSPOL. pozbawiając pracy 200 kobiet. O podobne przestępstwa posądza się także innych ludzi. Otóż nie robię tego, ponieważ wiem, że byłaby to zgoda na wejście do piekła, jakim w relacjach Małyszka rysuje się Łobez, byłoby to uczestnictwo w tym piekle. Piekło jest dziełem ludzi z kompleksami z nienawiści, z zawiścią , a ja nie mam kompleksów i taka dyskusja byłaby zniżeniem się do ich mizernego poziomu. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że sporo ludzi bierze do rąk "Gminę" i niektórzy z nich brak odpowiedzi na zawarte w niej pytania.
Wydawca gazety
Skuteczne rozporządzenie
W związku ze znacznym wzrostem liczby zdarzeń drogowych w 1997 roku na terenie województwa szczecińskiego (wypadków i kolizji drogowych) z udziałem kierujących, znajdujących się pod działaniem alkoholu. wojewoda szczeciński na wniosek policji wprowadził w naszym województwie postępowanie przyśpieszone przed kolegiami do spraw wykroczeń w sprawach o wykroczenie z art. 87, paragraf 1 Kodeksu Wykroczeń, a więc w stosunku do kierujących pojazdami mechanicznymi po spożyciu alkoholu. Rozporządzenie obowiązywało w okresie od 16.12.1997r. do 28.02.1998 r. Wnioskujący, jak również wydający rozporządzenie o postępowaniu przyśpieszonym uznali, że im krótszy jest upływ czasu od popełnienia wykroczenia do ukarania jego sprawcy, tym większy jest efekt oddziaływania prewencyjnego na sprawcę. Liczono również na to, że wprowadzenie tego rodzaju obostrzenia w stosunku do kierowców spowoduje spadek zdarzeń drogowych z ich udziałem. I faktycznie tak się stało między innymi na terenie działania naszej łobeskiej Komendy Rejonowej. W okresie obowiązywania wspomnianego rozporządzenia zanotowaliśmy 3 wypadki drogowe wobec 6 , które miały miejsce w analogicznym okresie na przełomie lat 1996/97. Także w czasie obowiązywania rozporządzenia nie zanotowaliśmy żadnego zdarzenia drogowego, którego sprawcą był nietrzeźwy kierowca. Duży wpływ na tak pomyślną statystykę mieli policjanci z naszej Komendy, którzy w tym okresie zatrzymali 28 nietrzeźwych kierowców, a więc potencjalnych sprawców wypadków i kolizji drogowych. Wobec wszystkich zatrzymanych kolegium zaraz po ich wytrzeźwieniu orzekało bardzo wysokie kary grzywny, jak również kary zakazu kierowania pojazdami mechanicznymi. Można żywić nadzieję, że ci ludzie już nigdy nie usiądą za kierownicą jakiegokolwiek pojazdu po wypiciu alkoholu.
asp.sztab. Henryk Michalski
RUP informuje
Rejonowy Urząd Pracy w Łobzie (obejmujący gminy Łobez, Węgorzyno i Ińsko) informuje, że według stanu na dzień 31.03.1998 roku zarejestrowanych było w nim ogółem 2629 osób, w tym 1507 kobiet. Z ogółu zarejestrowanych 1453 osoby, w tym 789 kobiet - to mieszkańcy naszego miast i gminy. Z tego prawo do zasiłków posiadało 460 osób, w tym 233 kobiety.
W roku 1997 aktywnymi formami pomocy objęto 310 bezrobotnych. W tym 82 osoby skierowano do prac interwencyjnych, 69 do robót publicznych, 5 udzielono pożyczek, 151 skierowano na szkolenia, 1 skierowano na staż, z 2 absolwentami zawarto umowy. Ponadto pozyskano i zrealizowano ponad 400 ofert pracy.
W roku bieżącym oprócz wymienionych sposobów aktywizacji bezrobotnych planuje się dla nich także prace interwencyjne w rolnictwie, przetwórstwie i leśnictwie (przy pracach sezonowych).
T. Szulc - kierownik RUP w Łobzie
Sławna szkółka łobeska
Mało kto o tym wie, że lasy w naszej gminie zajmują już 30% jej powierzchni czyli o 2% więcej niż wynosi średnia krajowa w tym zakresie i ich obszar z roku na rok systematycznie się zwiększa, co jest zjawiskiem bardzo pozytywnym. Są one nie tylko magazynem ciągle przyrastającego bogactwa, jakim jest drewno, ale także warsztatem pracy dla ludzi odchodzących z rolnictwa.
"Wylęgarnią" naszych lasów jest szkółka leśna łobeskiego Nadleśnictwa przy ul. Drawskiej. Jest to nowoczesny, w całym tego słowa znaczeniu, zakład produkcyjny, którym można zaimponować nie tylko przygodnym zwiedzającym ją gościom, ale także (tak było już wielokrotnie) specjalistom-leśnikom z najbardziej rozwiniętych krajów europejskich.
Kierownik szkółki mgr inż. Andrzej Sądecki, pokazując mi swoje gospodarstwo, skromnie przemilcza jak wysokie oceny uzyskuje ten zakład (jak zresztą całe Nadleśnictwo Łobez) w Okręgowej Dyrekcji Lasów Państwowych. Niemniej to, co oglądam i słyszę od niego, budzi podziw.
Od 1 marca, jak tylko ziemia odmarzła, zaczął się w Nadleśnictwie sezon zalesień i będzie trwał do końca kwietnia. Zalesionych zostanie w tym czasie 540 ha, w tym 120 ha gruntów porolnych. O tę drugą powierzchnię powiększy się obszar lasów łobeskich, bo pozostałych 420 to zalesienia zrębów. W ubiegłym roku zalesiono u nas150 ha gruntów porolnych. Dla sprostania temu zadaniu w roku bieżącym "wyjdzie" ze szkółki łobeskiej 5 milionów sadzonek, w tym 3,5 mil. sadzonek drzew liściastych, których się obecnie u nas, jako bardziej szlachetne i wartościowe, więcej sadzi, także z tego powodu, że wbrew pozorom leśne siedliska łobeskie są dobre i szkoda ich dla takich gatunków jak tradycyjna sosna i świerk. Łobeska szkółka zajmuje obszar 32 ha i pracuje w niej w sezonie 40 osób. Jej podstawowa produkcja (95%) to sadzonki do zalesień, 5% to produkcja drzew i krzewów ozdobnych. Prowadzi się w niej także hodowlę poszukiwanych choinek szlachetnych (świerk biały i srebrny, jodła).
Wieloletnie doświadczenia, często dramatyczne, dowiodły, że nowoczesny las nie może być monokulturowy (np. sama sosna czy świerk), a musi być naturalny, różnorodny, bo taki jest mniej podatny na wszelkie zagrożenia, a tych są w jego istnieniu setki. Dlatego w szkółce hoduje się aż 24 gatunki tzw. główne (dąb, buk, klon, brzoza, jesion, sosna, świerk itp.) i biocenotyczne - uzupełniające (jarzębina, jabłoń, grusza itp.), których owoce i nasiona stanowią pokarm dla tak pożądanych sojuszników leśników, jakimi są ptaki. Obok tego hoduje się w zakładzie 170! gatunków drzew i krzewów ozdobnych, nieraz bardzo egzotycznych (np. sławne drzewo mamutowe - sekwoję amerykańską). Jest to galanteria szkółkarska. Większość tych roślin rozmnażać trzeba wegetatywnie, z ciętych sadzonek, do czego potrzebne są specjalne urządzenia, zabiegi, mieszanki glebowe i przede wszystkim wiedza. Zaczęto tę działalność dla potrzeb własnych, aby upiększać tymi roślinami otoczenie własnych obiektów, ale zaczęli się pojawiać klienci z zewnątrz (nadchodzi moda na szlachetną zieleń) - i, jak żartuje inż. Sędecki, robi teraz trochę za sklepikarza, co nie jest bynajmniej uwłaczające, bo cieszą go coraz liczniejsi miłośnicy pięknych roślin. W każdy piątek można sobie teraz w szkółce coś interesującego kupić.
Zanim sadzonka stanie się drzewem, musi być chroniona przede wszystkim przed zwierzyną płową. Można to robić, smarując jej wierzchołek wzrostu odstraszającą mazią, której działanie jest jednak krótkotrwałe i czynność trzeba powtarzać, można całą uprawę ogrodzić wysokim płotem z rzadkiej siatki lub też pojedyncze sadzonki zabezpieczać zielonymi foliowymi osłonami, można też, szczególnie modrzewie, chronić przed jeleniami wbijając obok nich paliki. Drzewo samo nie urośnie. Całe szczęście, że w ostatnich latach pogłowie saren i jeleni spadło do rozsądnych rozmiarów, bo było trzykrotnie za duże. Wszystkie te sposób są bardzo drogie. Np. ochrona jednego hektara osłonkami foliowymi kosztuje 2 tysiące złotych, a osłania się zaledwie co dziesiąte drzewko, to, które ma osiągnąć w przyszłości wiek rębny, pozostałe traktuję się jako rośliny zagęszczające i skazane później na wycięcie. Każdy, kto zagląda do lasu i interesuje się jego istnieniem, może te wszystkie formy jego ochrony zaobserwować także u nas, w lasach łobeskich, bo stosuje się je powszechnie. Czy nie można by się bez tego wszystkiego obejść - przecież dawniej las też sadzono i jakoś tam wyrastał? Owszem, ale ryzyko i straty były bardzo duże. Dzisiaj się ono po prostu nie opłaca - za droga jest robocizna, za drogie są sadzonki, koszty uprawy, uzupełnianie szkód. Opłaca się zadbać o las zawczasu. Dzisiejszy las to także coraz bardziej racjonalna produkcja. Bardzo się w ostatnich latach poprawiła organizacja i jakość pracy w lasach państwowych. 90% wszystkich prac w lesie wykonują obecnie prywatne zakłady usług leśnych, które są wynajmowane przez leśniczych. Praca w lesie jest ceniona i jest wykonywana solidnie, bo stała się w naszych łobeskich warunkach jedynym ratunkiem dla ludzi z byłych pegeerów. Inż. Sędecki bardzo chwali przy okazji pracowników zatrudnionych w jego szkółce.
Las jest na razie w Polsce dobrem powszechnym. Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do jego zapowiadanej parcelacji. Dlatego warto zawsze, wchodząc do niego pamiętać o tym, ile pracy się w niego wkłada, zanim urośnie, począwszy od jego narodzin w szkółce, i po prostu go szanować.
W.Bajerowicz
Z daleka od Łobza
Wiosenne zapiski
/1/ Golem jest jednym z najsłynniejszych bohaterów legend starej Pragi. Z Pragi przywiozłem niedawno jakieś pamiątki: pocztówki, kubek, koszulki itp., na których widnieje mroczny kształt człekopodobnego Golema. Najbardziej znanego Golema stworzył w XVI wieku kabalista, astronom i alchemik rabin Loewe dla obrony prześladowanej społeczności żydowskiej w Pradze. Natomiast według greckiego filozofa Lukiana wiele wieków wcześniej żył w Egipcie pewien uczony kapłan, który stworzył sobie sztucznego sługę, ten zaś przysporzył mu potem wiele kłopotów. Praski Golem jest bohaterem opowiadania noblisty I.B.Singera, opatrzonego następującą dedykacją: "Dedykuję tę książkę wszystkim prześladowanym i ciemiężonym, starym i młodym, Żydom i nie-Żydom. Ufając wbrew nadziei, że przyjdzie czas, kiedy fałszywe oskarżenia i niesprawiedliwe prawa przestaną istnieć. Superinteligentny (może nawet cokolwiek przemądrzały) komputer z XXI wieku - bohater jednego z najlepszych opowiadań Stanisława Lema - nosi imię Golem XIV. A dokładnie 10 lat temu ukazała się skromna książeczka poświęcona cybernetyce i cybernetykom. Nosiła tytuł "Poszukiwanie Golema" i zadedykowana była po prostu Alicji - mojej żonie.
/2/ W święta Wielkanocne w "Naszej TV" pokazano świetny film dokumentalny pt. "Odwieczne tajemnice świata". Przedstawiono w nim tajemnicę Trójkąta Bermudzkiego i Turyńskiego Całunu, przy czym nie silono się na jakieś naukowe analizy tak, jak nie starano się, aby widzowie bez reszty zawierzyli relacjom tych, których fascynuje to, co cudowne i tajemnicze wokół nas. Ze swej strony niewiele mam do powiedzenia w tych kwestiach, choć nie kryję sceptycyzmu i racjonalizmu bliskiego postawie np. słynnego popularyzatora nauki I. Asimova. Ale we wspomnianym filmie pojawiły się także tajemnicze przepowiednie Nostradamusa. Nie są mi znane jego bulwersujące teksty, zaś ich autora poznałem w dzieciństwie tylko dzięki jeden z powieści Dumasa (bodajże "Józef Balsamo"). Ale, jeśli prawdą jest, że teksty Nostradamusa miały sens prognoz, to być może "coś w tym jest". Ale co? A może tylko nadinterpretacje ludzi, pragnących uwierzyć w to, że przyszłość można poznać, zanim jeszcze się spełni. A jeśli zawierały jakąś prawdę, to pojawić się musi pytanie o źródło owych przeczuć i wizji. A czy przyszłość jest przewidywalna? Bez względu na naszą odpowiedź na tak postawione pytanie, to i tak odbiorców zarówno naukowych prognoz, jak i klientów wróżek , czy po prostu ufających przeróżnym proroctwom i przepowiedniom nigdy nie zabraknie. Inną sprawą jest konieczność posługiwania się prognozami podczas podejmowania decyzji w warunkach niepewności i ryzyka. Pod wpływem obejrzanego w wielkanocny poranek filmu sięgnąłem po książkę D.Ovasona zatytułowaną "Nostradamus. Sekrety przepowiedni" i zabrałem się, co prawda bez większego przekonania, do jej lektury.
/3/ Zauważono kiedyś trafnie, że Kasandra była złym prorokiem, to wiemy. Jej przepowiednie miały trzy zasadnicze wady, zupełnie je dyskwalifikujące: po pierwsze - były pesymistyczne; po drugie - ludzie nie dawali im wiary; a po trzecie - nie sprawdzały się. Z kolei, Woody Allen w swej mowie do absolwentów stwierdził: "Wyraźniej niż kiedykolwiek dotąd w swych dziejach ludzkość stoi na rozdrożu. Jedna droga prowadzi w rozpacz i skrajną beznadziejność, druga w totalne unicestwienie. Módlmy się o mądrość właściwego wyboru". Ten sąd przypadł mi szczególnie do gustu.
/4/ W końcu 1948 roku w powstającym wówczas Państwowym Instytucie Matematycznym (późniejszym Instytucie Matematycznym PAN) powołano Grupę Aparatów Matematycznych. To symboliczne wydarzenie przyjęto uznawać za początek informatyki w Polsce - dziedziny, która spowodowała w świecie zmiany cywilizacyjne porównywane często do tych przypisywanych rewolucji przemysłowej XIX wieku. A należy pamiętać, że działo się to w dwa lata po uruchomieniu ENIACA - wydarzeniu, które, z kolei, przyjęto za początek ery komputerów. Informatyka w Polsce liczy sobie zatem pół wieku. A do jej początków powrócimy jeszcze za miesiąc.
/5/ Na początku wiosny w Hannowerze panował nieprawdopodobny tłok i zgiełk. Zauważono, że chociaż rosnące co roku rozmiary targów CeBIT powodują, że nowości informatyczne giną wśród innych produktów, to światowi producenci sprzętu i oprogramowania wciąż wykorzystują je do prezentacji swoich największych osiągnięć. Tegoroczne targi zgromadziły 7250 wystawców, którzy zajęli powierzchnię 371 tys. m/2. Trudno wyróżnić którąś z fantastycznych ofert. Na pewno zwracały uwagę nowe modele notebooków wyposażone w Pentium 266 MHz. oraz płaskie monitory plazmowe. Zaprezentowano komputer wyposażony w procesor pracujący z częstotliwością 77 MHz (!). Na każdym niemal kroku widoczne były nowe systemy telekomunikacyjne i nowe typy telefonów komórkowych. No i wszędzie widoczny był wszechpanujący Internet. To akurat łatwo było przewidzieć. Świat bowiem, czy to się komuś podoba czy nie, wkroczył w erę społeczeństwa informacyjnego i podąża globalną infostradą ku przyszłości, która, jak zawsze, otoczona jest mgłą tajemnic. Bo jest ona, jak zawsze, nieprzewidywalna.
/6/ Umberto Eco: "Według najbardziej pesymistycznych przewidywań ukształtuje się społeczeństwo podzielone na trzy klasy: na najniższym poziomie klasa proletariuszy nie mających dostępu do komputerów (a tym samym do książek) i uzależnionych całkowicie od przekazu audiowizualnego, czyli telewizji; na poziome średnim drobnomieszczaństwo, które umie korzystać z komputera biernie (typowym przykładem jest urzędnik linii lotniczych, sprawdzający na komputerze rozkład lotów i listy rezerwacji); a wreszcie "nomenklatura" (w sowieckim znaczeniu terminu), która wie, jak wykorzystać komputer do wykonywania analiz, jak funkcjonują programy, jak odróżniać informacje wartościowe od takich, co niczego nie wnoszą".
PIOTR SIENKIEWICZ
Ach, co to był za ślub....
Tradycyjnie już, rok rocznie w naszym Urzędzie Stanu Cywilnego odbywa się jubileusz 50-lecia pożycia małżeńskiego par, które właśnie tyle lat temu ślubowały sobie w Łobzie, że będą sobie wierne i wszystko inne, co najlepsze. W piątek 17 kwietnia br. miała miejsce kolejna taka sympatyczna uroczystość, której głównymi bohaterami były dwa małżeństwa - Anna i Józef Sobańscy orazTeodozja i Henryk Świątczakowie. Zawarli oni związek małżeński w 1947 r. Z tej okazji wojewoda szczeciński odznaczył jubilatów medalami "Za długoletnie pożycie małżeńskie", które wręczył im obecny na uroczystości wicewojewoda Grzegorz Jankowski. Warto tu zauważyć, że władze wojewódzkie traktują takie uroczystości bardzo poważnie, wojewodowie osobiście w nich uczestniczą , co jest zrozumiałe, ponieważ każdorazowi jubilaci to przecież pionierzy polskości na Pomorzu. Uroczystość początkowo bardzo podniosła - po okolicznościowych przemówieniach i toastach zamieniła się w wesołe święto rodzinne i zabawę. Jubilaci obrośli bowiem z latami w duże rodziny, nie tylko w dzieci, ale wnuki i prawnuki, które licznie, bodaj w komplecie przyszły składać im gratulację. RED.
Coraz więcej zieleni w mieście
W sobotę 18 kwietnia prezes Rady Osiedla Jerzy Sola zaprosił mieszkańców miasta na trzecią już coroczną wiosenną akcję sadzenia drzew i krzewów w mieście pod nazwą "700 drzew na 700-lecie". Mimo padającego w tym dniu uporczywego deszczu ponad setka mieszkańców naszego miasta, w tym uczniowie z niezawodnej Szkoły Podstawowej nr 2 pod opieką nauczycielki Danuty Ledzion, odpowiedziała na ten zew. Zawsze uczynne przy takich okazjach Nadleśnictwo dostarczyło kilka tysięcy sadzonek szlachetnych dębów, iglaków i krzewów ozdobnych. Pracami kierowała wiceburmistrz Elżbieta Kobiałka, pracownicy Urzędu i doświadczeni leśniczowie - Ryszard Sola, Grzegorz Miłek, Sławomir Pers i Stanisław Pizoń. Sadzono rośliny na Placu 3 Marca, na Obrońców Stalingradu, przy kościele, w parku przy Mickiewicza, przy dworcu PKS-u. Humor, mimo deszczu dopisywał - nie można było zamówić lepszej pogody - mówiono - tak solidnie podlane drzewka jak nic się przyjmą.
To była bardzo potrzebna akcja. Niepokojąco bowiem ubywa w naszym mieści dużych drzew. Ostatnio nasiliły się żądania mieszkańców, by karczować szczególnie topole, co do których ludzie mają wiele pretensji ze względu na to, że wyrosły za szybko i że są za duże, że cieniują otoczenie, że pylą, że zaśmiecają nasionami miasto, że niszczą kanalizację itd. Teraz, kiedy sadzi się dużo nowych, mniej agresywnych drzew i krzewów, jest nadzieja, że miasto nie zostanie któregoś dnia zupełnie bez zieleni.
Tu trudno nie pokusić się o dygresję. Rzecz w tym, by równolegle z nowymi nasadzeniami rosła również odpowiedzialność i troska ludzi o to, co wokół ich posesji posadzono. Z tym niestety nie jest nadal najlepiej. Część roślin nadal jest wykradana, część bezmyślnie łamana i niszczona. Chodząc po mieście i oglądając to, co dla jego upiększenia teraz wiosną zrobiono, można mieć wiele wątpliwości. Ludzie nadal tratują z takim wysiłkiem i kosztami przygotowane takie np. nowe trawniki bez szacunku nie tyle dla samych trawników, co dla tych, którzy je bezinteresownie zakładali i obsadzali.
Właściwie to można w naszym mieście obserwować trwającą od lat nieustającą cichą walkę między wandalami, a tymi cywilizowanymi obywatelami, którzy próbują ciągle od nowa upiększyć swoje miasto. Pesymiści twierdzą, że ciemnotę nie ma rady i jesteśmy skazani w Łobzie na żywot w ekologicznej pustyni. Optymiści z kolei zauważają, że jednak coraz więcej nowych roślin trwa, przyjmuje się, że otoczenie wielu posesji zaczyna być po prostu ładne. Nawet, mówią optymiści , jeśli jeden z drugim złodziej ukradnie drzewko czy krzewinę i ją tam gdzieś powtórnie zasadzi, to nie jest aż tak źle. Trzeba cierpliwie, rok rocznie, dosadzać nowe drzewka. W końcu nawet złodzieje się nasycą i przestaną kraść. Pozytywnym objawem w tym wszystkim jest to, że obecnie istnieje swoisty "głód" posiadania ładnych roślin.
A dobre przykłady mają to do siebie, że się upowszechniają. Oto na przykład na Osiedlu B. Chrobrego mieszkańcy z inicjatywy J. Adamowa w dniu 20 kwietnia br. sami obsadzili otoczenie swoich posesji krzewami i drzewami. Nic, tylko się cieszyć i gratulować!
Tym wszystkim, co w tym roku w dokuczliwym deszczu upiększali Łobez, bardzo dziękujemy i w przyszłym roku prosimy o więcej.
(W.I.)
Komputery w SP 3?
Koniec roku szkolnego za pasem. Za nami 8 miesięcy ciężkiej pracy nauczycieli, wytężonej nauki dzieci, a dla nas, rodziców - codziennych zmagań z trudną rzeczywistością, ale też wspieranie naszych pociech w ich "zdobywaniu świata".
Wychodząc naprzeciw wymogom czekającej nas reformy oświaty, a przede wszystkim w dobie szeroko pojętej komputeryzacji, postanowiliśmy wesprzeć działania dyrekcji, grona pedagogicznego i dzieci w zorganizowaniu SALI KOMPUTEROWEJ na potrzeby Szkoły Podstawowej nr 3 w Łobzie. Nowo powołana w bieżącym roku szkolnym Rada Rodziców w składzie: Bożena Zarecka - przewodnicząca, Ryszard Sola - zast. przewodniczącego, Zenon Iskra - sekretarz, Teresa Gęsikiewicz - skarbnik i Mirosław Winiarski - członek, działając z upoważnienia i za zgodą trójek klasowych rodziców, przystąpiła do realizacji tego ambitnego celu, tj. zbierania potrzebnych funduszy.
Na ogólnoszkolnym zebraniu ustaliliśmy odpłatność na konto Rady Rodziców w wysokości 15 zł od każdego dziecka. Biorąc pod uwagę ilość dzieci w szkole oraz faktyczne możliwości zebrania tych wpłat przewidujemy zgromadzenie do końca roku kwoty około 10 tys. złotych. Z tego na dzień 1 marca udało nam się zebrać 6 tys. zł. Na pochwałę zasługują klasy, które najszybciej wpłaciły ustaloną składkę (VIa, VIIIa, VIIa, Id, IIIa i IVa)
W styczniu br. działając wspólnie z Samorządem Uczniowskim przeprowadziliśmy kwestę wśród rodziców. Gorącym i szczerym prośbom dzieci o wsparcie finansowe w celu zakupu wymarzonych komputerów uległo wielu z nas i puszki zapełniła niemała suma ok. 1000 zł. Słowa szczególnego podziękowania należą się takim indywidualnym sponsorom jak: J. Kołodziej, firma "Margum" czy Central Soya (1500 zł). Planujemy przeprowadzenie różnych innych akcji wzbogacających nasz "komputerowy fundusz". Liczymy też bardzo na pomoc od kolejnych dobroczyńców, od osób fizycznych i prawnych, które mogłyby wzbogacić nasz skromny budżet. Podajemy numer konta Rady Rodziców": 11001425 - 55680 - 2101 - 111 - 0.
Nieodzowna będzie też pomoc rzeczowa przy urządzaniu nowej sali komputerowej. Za przychylność z góry dziękujemy. Wierzę, że wspólnymi siłami uda nam się stworzyć zaczątek gabinetu informatycznego z prawdziwego zdarzenia.
Przewodnicząca Rady Rodziców przy SP 3 - Bożena Zarecka
Wiadomości wędkarskie
Od rana w niedzielę 19 kwietnia w Łobzie lało bez przerwy cały dzień. Tymczasem w tym dniu wypadła inauguracja sezonu wędkarskiego na rok 1998 w łobeskim kole "Karaś", która miała się odbyć na Kanale Brzeźniackim. Pojechaliśmy na te zawody z obawą, że pogoda je zepsuje, że wystraszy ludzi. Ale nie takie numery straszne dla wędkarzy! Na miejscu zastaliśmy już 24 trzyosobowe drużyny (w tym 3 juniorów), które miały rozegrać drużynowe zawody o puchar przechodni prezesa koła "Karaś". Większość wędkarzy przyjechała do Brzeźniaka całymi rodzinami w sile ponad 200 osób. Było rojno, gwarno i wesoło. I co ciekawe - nie padało. Deszcz nie docierał do Brzeźniaka! To prawdziwy dziw natury - nawet szosa przed wsią była miejscami sucha. O godz. 10`oo rozpoczęły się pełne emocji zawody, trwające do 13`oo. Każdy chciał wygrać. Na brzegu podziwialiśmy prawdziwą wystawę wędkarskiego sprzętu i technik połowowych oraz całe wiadra najróżniejszych i najsmaczniejszych zanęt, którymi próbowano namówić ukleje, płotki i krąpiki do znajomości z haczykami. Na jednym ze stanowisk zastaliśmy i przywitaliśmy rodowitego łobzianina, Edwarda Daszkiewicza, dzisiaj posła na sejm RP z Nowej Soli i przyjaciela naszego miasta, który wystąpił gościnnie w drużynie UMiG-u.
O 13`oo sędzia główny zawodów, społecznik i sponsor Roman Wawrzyniak przystąpił ze swoim zespołem do ważenia i liczenia połowu oraz ustalania wyników zawodów. Oto one:
- I miejsce i puchar przechodni prezesa koła zdobyła drużyna Regi I w składzie: Krzysztof Turek, Mariusz Sulima, Krzysztof Murawski;
- II miejsce przypadło drużynie GS-u Łobez w składzie: Wiesław Kwak, Zbigniew Pietrzyk, Grzegorz Domański;
- III trzecia była drużyna Stodoły I w składzie: Włodzimierz Wróblewski, Czesław Buksa, Roman Rak.
Nagrodę i puchar za złowienie największej ilości ryb (380 sztuk) otrzymał Krzysztof Turek i ten wynik bardzo nam zaimponował.
Nagrodę i puchar za złowienie największej ryby dostał Tomasz Knysz.
Najlepszą drużyną wśród juniorów okazali się (też nagroda i puchar) Paweł Okoński, Marek Wierudzki i Sławomir Pietrzyk z GS-u I. Poseł Daszkiewicz złowił bez treningu 250 ryb i był to jeden z lepszych wyników tego dnia, a jego drużyna zajęła V miejsce. Posła oklaskiwano także za jego działania na rzecz utrzymania powiatu w Łobzie.
Fundatorami pucharów byli: UMiG w Łobzie, Stanisław Kwak (Berlin), Roman Miksza (HDK); zaś fundatorami nagród rzeczowych - Ewa i Andrzej Marszałkowie (sklep "Ara"), Jarosław Górski (sklep myśliwski na Rapackiego), Nina Szuba (pawilon wielobranżowy na Kościelnej), Jan Cyculak ( Zepter), Józef Paszkowski (Zepter Szczecin), Józef Gromysz ( CPN na Bema), Włodzimierz Wróblewski (Stodoła) i Zygmunt Tokarski (sklep motoryzacyjny na Bocznej). W imieniu wędkarzy wszystkim tym wypróbowanym przyjaciołom "Karasia" prezes Jerzy Rakocy serdecznie tą drogą dziękuje. A grochówka była jak zwykle wspaniała.
Ryszard Olchowik
Zdrowie drożeje
Coraz częściej zdenerwowani ludzie zadają nam w różnych okolicznościach pytania dotyczące działania społecznej służby zdrowia. Na przykład zdarza się to raz po raz na kolejnych sesjach Rady Miejskiej. Skoro służba zdrowia jest publiczna i ustawowo od zawsze bezpłatna - mówią ludzie - to dlaczego coraz częściej żąda się od pacjentów opłat na przykład w naszym ośrodku zdrowia?
O wyjaśnienie tej drażniącej ludzi, szczególnie tych, dla których każdy dosłownie grosz ma dużą wartość, a takich ubogich w Łobzie nie brakuję, pytam dyrektora naszego ZOZ-u dr Włodzimierza Ciukę.
Powód jest jeden - mówi dr Ciuka - brak pieniędzy. Sytuacja łobeskiego ZOZ-u jest wyjątkowo trudna (taka sama jest zresztą w innych w innych ośrodkach). Jego zadłużenia jeszcze z ubiegłego roku sięgają 180 tysięcy złotych, a wzięły się nie z jakiejś niegospodarności, a z tego, że w tym ubiegłym 1997 roku nasz ZOZ dostał budżet o 37% mniejszy niż w roku 1996 i to bez poprawki na inflację. Tymczasem zadania ZOZ-u nie zmniejszyły się , ludzie nadal chorują i potrzebują pomocy, pacjentów nie ubywa. Spłacanie tego długu następuje z tegorocznego budżetu i całkowicie paraliżuje bieżącą działalność. W tej chwili na przykład brakuje dr Ciuce pieniędzy nawet na bieżące opłaty za energię elektryczną, telefony. Zakład Energetyczny i Telekomunikacja traktują ZOZ jak każdego klienta i nie ma tu mowy o jakiejś litości z ich strony. Brak też pieniędzy na funkcjonowanie samej otwartej służby zdrowia, na jej podstawową działalność, to znaczy na odczynniki do laboratorium, na materiały stomatologiczne, papier do elektrokardiografów i drukarek.
W związku z tym dr Ciuka prosi wszystkich pacjentów o wyrozumiałość z tego powodu, że był zmuszony, zgodnie zresztą z zezwalającą na to ustawą z grudnia 1997 roku, wprowadzić odpłatność na przykład za badania diagnostyczne, do których próbki pobiera się w Łobzie, a badania zleca się w ośrodkach pozamiejscowych. W Łobzie nie ma możliwości ich przeprowadzenia i ZOZ łobeski musi za nie płacić. Koszty dojazdów pacjentów byłyby dla nich znacznie wyższe. Prosi też dyrektor o zrozumienie tego, że wprowadził symboliczną dobrowolną odpłatność za badania diagnostyczne przeprowadzane na miejscu w sumie od 1 - 5 zł. Bez tego trzeba by zawiesić działanie łobeskiego laboratorium.
Co będzie dalej - trudno prorokować. W bieżącym roku na pewno nie będzie lepiej, ponieważ planowane w budżecie państwa środki na działanie służby zdrowia zwiększone zostaną z 7% do 7,5%, a podwyżka przeznaczona ma być głównie, jak słyszymy, na zakup sprzętu diagnostycznego do ośrodków specjalistycznych. Czy coś z tego skapnie dla Łobza - wątpliwe. Łobescy pacjenci w tych warunkach muszą się, niestety, sami, zanim zachorują, zaszczepić w takie lekarstwo pierwszej pomocy, jakim jest cierpliwość.
Wojciech Bajerowicz
Warto wierzyć w uczciwość
Zrobiłem zakupy w sklepie ogrodniczym przy ul. J.Bema. Miałem do zapakowania do samochodu kilka przedmiotów, dlatego zaprzątającą mi ręce saszetkę z rachunkami, cennymi okularami i pieniędzmi położyłem na dachu pojazdu. Po czym zapomniawszy o niej - pojechałem. Po kilku minutach zauważyłem brak saszetki. Wróciłem na Bema, ale tam oczywiście szukaj wiatru w polu. Wtedy, kiedy pogodziłem się z bardzo przykrą stratą (mitręga w odtwarzaniu dokumentów, starania o nowe okulary), podjechała do mnie samochodem nieznajoma pani i oddała mi moją zgubę! Otóż zauważyła ona, że kiedy odjeżdżałem sprzed sklepu, to pęd zdmuchnął mi torebkę z dachu. Pojechała za mną, ale straciła mnie z oczu. Wróciła więc pod sklep i zaczekała, przypuszczając, że będę szukał zguby. Szukałem. O czym tu więcej mówić - chyba tylko o tym, że w tamtej chwili poczułem się mocno zakłopotany i zawstydzony. Bo przestałem wierzyć, że mi ją nawet, jeśli znajdzie - ktoś odda. A ta miła pani, którą miałem zaszczyt wtedy poznać, nazywa się Elżbieta Tymoszczuk i to był ładny dzień. Tą drogą składam jej serdeczne podziękowanie.
Wojciech Bajerowicz
Dzień Ziemi w Szkole nr 3
22 kwietnia jest Dniem Ziemi, poprzedza go "Tydzień Czystości Wód" (z tej okazji gazetka ekologiczna), a cały kwiecień to "Dni Lasów i Zadrzewień". W związku z tymi dniami zorganizowano w naszej szkole:
- quiz eko-alarm, konkurs na eko-fraszkę, plakaty na Dzień Ziemi, ulotki z hasłami ekologicznymi, uczniowie przygotowali też mapy, plansze, informacje, albumy i referaty na wystawę ekologiczną, a uczniowie klas IV - VIII wykonali prace plastyczne z materiałów ekologicznych;
- wystawę ekologiczną z ekspozycją wymienionych powyżej materiałów, wystawką warzyw i owoców z informacją o ich zdrowotnych zaletach, wystawką roślin ozdobnych z informacją o ich trujących właściwościach, ekspozycją czasopism ekologicznych, ekspozycją literatury ekologicznej, szeroką informacją o Ińskim Parku Krajobrazowym, pracami na temat alternatywnych źródeł energii, wystawą albumów fotograficznych pt. " Hej! Łobeskie jakie cudne", "Hej! Łobeskie jakie brudne", pracą na temat ochrony środowiska w Łobzie, ekspozycją diagramów komputerowych na temat: "Ochrona środowiska w Polsce i na świecie",
- Zielony Marsz młodzieży w strojach ekologicznych ulicami miasta z wręczaniem ulotek mieszkańcom, odczytaniem odezwy-protestu przeciwko niszczeniu otaczającego nas środowiska, odczytaniem postulatów ekologicznych skierowanych do społeczności łobeskiej, do mieszkańców całego kraju, instytucji naukowych, mediów i wszystkich uczniów, z prezentacją wierszy o tematyce ekologicznej, spotkaniem delegacji uczniów z władzami miasta (wręczono gazetę "Źródełko" p. Burmistrzowi i ulotki p. Burmistrzyni), spotkaniem w Nadleśnictwie Łobez z p. Zawiałowem i przekazaniem mu deklaracji uczniów o niesieniu pomocy w ochronie lasów, informacją p. Zawiałowa o zagrożeniach o ochronie lasów w Nadleśnictwie, zwiedzeniem wystawy przyrodniczej przy Nadleśnictwie, odwiedzeniem miejscowych szkół i przedszkoli i wręczenie dzieciom ulotek związanych z Dniem Ziemi. Na zakończenie sadziliśmy drzewka iglaste wzdłuż boiska szkolnego.
Ekolodzy z "trójki"
Z żałobnej karty
1. Beata Mazurkiewicz 24.05.1913 - 13.03.1998
2. Janina Pykała 10.07.1950 - 15.03 - " -
3. Zenobia Romana Szemis 23.11.1930 - 20.03 - " -
4. Maria Antonina Wąsik 23.10.1923 - 22.03 - " -
5. Janina Pancerz 27.07.1949 - 26.03 - " -
6. Tadeusz Stanisław Gruza 18.09.1930 - 01.04 - " -
7. Janusz Artur Saj 21.12.1969 - 05.04 - " -
8. Bronisław Werbowicz 02.01.1939 - 08.04 - " -
9. Zofia Chowańska 10.01.1940 - 11.04 - " -
10. Michał Piróg 11.05.1933 - 14.04 - " -
11. Wiesław Porada 02.12.1950 - 15.04 - " -
(WB)
Do Łobeziaka można pisać tutaj:
Numery archiwalne:
ARCHIWUM
menu
Miesięcznik "Łobeziak" znajduje się na internetowej stronie gabinetu stomatologicznego "DENS".
Oto spis treści moich stron:
Strona główna
Gabinet Stomatologiczny "DENS"
Łobez - moje miasto
Moje ulubione miejsca
Miesięcznik "Łobeziak"
English version
In Deutsch