Czerwiec 2000(numer 102)

 


Spis treści: 
Od redakcji
Byłoby śmieszne .... Gadka Dziadka
Międzynarodowe granie
Na Jubileusz Szkoły
Niemieccy goście w Łobzie
Biała sobota
Co z bezpieczeństwem w Łobzie?
Co z melioracjami?
Kolejny bieg uliczny
Kronika policyjna
Lasy ciągle zagrożone
Obradowali działkowcy
Odpukać
Okrutna wiadomość
Łobeziak w Internecie
Materiały budowlane - czynnik zdrowotny
Ładna pogoda i same kłopoty
Pomogli rodakom z Rosji
Smutna rocznica
Spotkanie z posłem
Wiadomości wędkarskie
Wybieramy senatora
Tu 'Łobeziak' nr 74296. Słucham....?
Wyjątkowo gorące lato. Z daleka od Łobza
XVII sesja
Zabezpiecz się przed kradzieżą
Ze starej książki dochodzeń
Z żałobnej karty


Od redakcji


Serdecznie witamy absolwentów roczników 1945 - 1990 i nauczycieli, którzy wezmą udział w kolejnym dwudniowym (23 - 24 czerwca) Zjeździe Absolwentów i Nauczycieli Liceum Ogólnokształcącego, Liceum Ekonomicznego i technikum Ekonomicznego, bo i takie szkoły istniały w Łobzie pod jednym dachem i jedną dyrekcją z liceum, zanim powstał działający dzisiaj Zespół Szkół imienia Tadeusza Kościuszki. Aż nie do wiary, że to już 55 lat minęło od chwili powstania w Łobzie Liceum, szkoły, a raczej uczelni, którą ponad 3000 absolwentów, maturzystów, i która była i jest, to wcale nie za doniosłe słowo - kuźnią inteligencji w tym zakątku naszego kraju.
Szkoła ta odegrała w Łobzie rolę nie do przecenienia. Skupiała i jednoczyła w ciężkim powojennym czasie młodzież i dorosłych (tak, tacy też do niej przecież chodzili) pochodzących z różnych stron Polski, dawała im możliwość kulturalnego i cywilizacyjnego awansu, odrobienia strat, jakie w zakresie oświaty wyrządzili jej zaborcy z zachodu i wschodu. I robiła to z nawiązką - nie były to lata stracone, czego świadectwem jest to, że praktycznie każdy łobzianin sam albo przez swoje dzieci czy wnuki, a może już nawet przez prawnuki otarł się o nią i jakąś tam cząstkę wiedzy i życiowych doświadczeń z niej wyniósł, które mu się potem w życiu przydały. Można bez przesady powiedzieć, że Łobez stał i stoi absolwentami liceum. Gdzie ich nie ma - pełnią przecież ważne role w naszym małym społeczeństwie, stanowią jego czołówkę.
Czas spędzony w liceum to przejście od dzieciństwa do dorosłości. Tu, w tej szkole zaczynało się samodzielnie oceniać rzeczywistość i ludzi, tu pojawiło się pierwsze, najważniejsze pytanie - co dalej i dokąd. Tu trzeba było naprawdę zacząć decydować o sobie. Stąd wielu absolwentów wychodziło w szeroki świat, żeby do Łobza wracać już tylko w gościnę. Jak się to udało, co z tego wyszło - można zobaczyć właśnie na takich zjazdach jak ten tegoroczny. O tym, że najczęściej były to odloty udane, które w jakiejś tam mierze zawdzięczało się szkole - świadczy to, że do starej budy ciągnie ludzi sentyment, że i w tym roku kilkuset z nich znowu z różnych stron kraju i pewnie, jak zwykle z zagranicy, nadciągnie, żeby się policzyć, powspominać i doznać tego wzruszającego uczucia, że w końcu były to lata najlepsze, bo pełne nadziei.
Litościwy czas zaciera przecież pamięć tamtych uczniowskich trosk, obaw, klasówek, stopni, wagarów, lepszych czy gorszych nauczycieli - wszystko to staje się jak dobrotliwa bajka wobec tego wszystkiego, co potem przyniosło dorosłe, często trudne życie. Mówi poeta, Adam Mickiewicz:
Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty jak pierwsze kochanie,
Nie zaburzony błędów przypomnieniem,
Nie podkopany nadziei złudzeniem
Ani zmieniony wypadków strumieniem.
Gdziem rzadko płakał, a nigdy nie zgrzytał,
Te kraje radbym myślami powitał,
Kraje dzieciństwa - gdzie człowiek po świecie
Biegł jak po łące, a znał tylko kwiecie
Miłe i piękne, jadowite rzucił....

Tak, wszystko było wtedy ładniejsze, były pierwsze miłości, bezinteresowne przyjaźnie, wielkie marzenia. Dlaczego zatem do tego nie wrócić i chociaż na te dwa dni zapomnieć o tym, że czas jest wprawdzie litościwy, ale i także nieubłagany. Przecież byliśmy (jesteśmy) kiedyś tacy młodzi.....
Mamy prawo powiedzieć wszystkim sympatycznym uczestnikom zjazdu - witajcie w domu! Bo także nasze pisemko powstawało w liceum, a jego założyciele z tej uczelni się wywodzą. RED.

Byłoby śmieszne .... Gadka Dziadka


To, co się ostatnio wyprawia w tak zwanych sferach, pożal się Boże, rządowych, byłoby nawet śmieszne, gdyby nie było takie małe, a równocześnie tragiczne. Jeszcze raz warto zauważyć, że żadna literatura nie potrafi wymyślić takich fabuł, jakie niesie życie. Bo któż mógł przewidzieć, że ludzie obiecujący nam nowy, wspaniały świat, okażą się tak przeciętni, tak zwyczajni, jak my tutaj gdzieś w dalekim Łobzie, a nawet jeszcze dalej, na przykład w Zajezierzu, z całym szacunkiem dla tego ostatniego. Bo przecież bez względu na to, jak się te karczemne przepychanki między Unią Wolności a AWS-em zakończą, jesteśmy świadkami scen, które mogłyby się zdarzyć na pierwszej lepszej klatce schodowej w bloku, na osiedlowym czy wiejskim podwórku. Co jest w tym wszystkim, niestety, wstrętne - to właśnie to, że wszyscy ci adwersarze wycierają sobie gęby co słowo Polską i naszym dobrem. A przecież widać jak na dłoni, że zaciekle walczą o swoje i swoich kumpli interesy. Zwróćmy uwagę na to, że nie idzie w tym wszystkim o załatwienie tego, co dla nas, zwykłych obywateli jest najważniejsze - o poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, o pewność, że chociażby jutro będzie lepiej - ale o to, kto kogo przelicytuje, kto będzie premierem, kto ministrem, kogo gdzie i w czym będzie więcej, komu się należy to, komu tamto, kto więcej załapie.

W czasach, kiedy trzeba by robić wszystko, żeby jednoczyć ludzi do wspólnego wysiłku - ci skaczą sobie do oczu jak Pawlak z Kargulem z tą różnicą, że ci filmowi poczciwcy byli w końcu naprawdę poczciwi czyli najzwyczajniej po ludzku dobrzy i ich konflikty miały wymiar wiejskiego podwórka i sąsiadom nie zagrażały, poza tym czuliśmy, oglądając ich, że reżyser mruży do nas oko, że tragedii to z tego nie będzie.

A tu naprawdę biedy przybywa, bezrobocie nie maleje, wisi nad krajem kryzys gospodarczy, wiszą kolejne konflikty społeczne, inflacja nie spada, ceny paliw rosną, co ani chybi spowoduje wzrost innych cen, susza nie ustępuje, a jej skutki będą na pewno dotkliwsze niż powodzi sprzed dwóch lat - a ci się kłócą jak w komedii tyle że naprawdę. I to jest niby śmieszne, ale jeszcze bardziej jest żałosne, a nawet groźne. Oto jak wyglądają ludzie, którzy mają pretensje do rządzenia narodem i poprawiania jego losu! Przecież oni są w tych swoich zachowaniach zupełnie przeciętni w tej swojej małości, jacy byliby pierwsi gorsi ludzie z tłumu, których by jakiś przypadek postawił na narodu czele! Czy to nie jest tajemnica tego, że tak właśnie marnie idą w tej chwili sprawy gospodarcze i społeczne kraju, że dostał się on w takie akurat niedołężne, ale równocześnie gorliwie garnące do siebie łapczywe ręce? Oto co się porobiło z ideałami, z ludźmi, którzy tak płomiennie wiedli lud na barykady i milicyjne kordony, kiedy poczuli oni zapach pieniędzy i rozkosze władzy. Oto jak chytrze wykorzystana została kolejna utopia o czasach wiecznej szczęśliwości i równości dla wszystkich ludzi. Czy trzeba być zaraz jakimś jasnowidzem, czy nie wystarczy być zwyczajnym naiwnym łobeskim Dziadkiem, żeby nie zauważyć przy okazji, że politycy jednej z tych partii czyli Unii Wolności, widząc walący się interes, szybko na naszych oczach pakują walizki i wycofują się z niego i oświadczają, że to oni nie są za ten bałagan odpowiedzialni, że oni chcieli dobrze, tylko że tamci psują. Nieładnie, panie, nieładnie tak opuszczać dryfujący statek.

Pół biedy jeszcze, gdyby to majstrowanie odbywało się na koszt samych harcowników - ale gdzie tam! Przecież każdy, chyba najbardziej zagorzały ich stronnik może zauważyć, że idzie w tym wszystkim o szmal, który nie bierze się przecież z niczego - składają się na niego także najmizerniejsze złotówki zabierane nawet najdrobniejszym podatnikom. A to już nie jest śmieszne.
Dziadek

Międzynarodowe granie


Tradycyjnie już, jak co roku, 14 maja po raz szósty w Łobzie zaprezentowały się na Majowych Spotkaniach Orkiestr Dętych i Big Bandów orkiestry dęte ze Sławna, Recza, Kóz (powiat Bielsko-Biała), Dolnej Odry, Wolina, Świdwina, Malechowa, Drnisza (Chorwacja) i oczywiście gościnny Łobez oraz poza konkursem włoska orkiestra wojskowa stacjonująca w tej chwili na poligonie w Drawsku Pomorskim przy ćwiczących tam oddziałach włoskich, a także orkiestra dęta marynarki wojennej ze Świnoujścia. Obok nich wystąpiły big bandy ze Stargardu Szczecińskiego, Myśliborza i Polic oraz klasyczny zespół jazzowy "Dixiland" z Koszalina. Pobity został kolejny rekord uczestnictwa w tych Spotkaniach (w roku ubiegłym było 11 zespołów). Tym samym Łobez staje się zwolna za sprawą tej pięknej i pożytecznej imprezy stolicą plenerowego muzykowania. A wygląda na to, że będzie tak i w latach następnych, bo na przykładzie tegorocznym można było zauważyć, że ten rodzaj działalności muzycznej przeżywa prawdziwy renesans i cieszy się rosnącą popularnością wśród młodzieży, nie mówiąc o tym, że budzi wspomnienia i podziw wśród dorosłych i tych już najbardziej leciwych słuchaczach. Trudno się zresztą temu dziwić - bo kiedy na przykład na energiczny znak kapelmistrza uderzy w niebo triumfalny dźwięk kilkudziesięciu instrumentów pod dziarski rytm bębnów i werbli, to same nogi chcą maszerować za orkiestrą. Bowiem jest w orkiestrach dętych jakaś siła! Tak też było w tę majową niedzielę, kiedy przy wspaniałej słonecznej pogodzie, kiedy po imponującym przemarszu gwiaździstym i pysznym zbiorowym popisie wszystkich zespołów przed pomnikiem uśmiechnięta publiczność pomaszerowała całą szerokością ulicy Niepodległości na stary stadion za zamykającymi pochód znakomicie grającym Włochami. Tego przeżycia się nie zapomina, idzie ono za nami od dzieciństwa. Bo kto niby nie przechowuje w pamięci tego, jak sam kiedyś biegał za orkiestrami dętymi urzeczony ich niecodziennym, odświętnym kunsztem, blaskiem instrumentów, teatralnością kostiumów i gestów, w ogóle całym tym przedstawieniem, jakim jest każdy taki występ.

O tym, kogo wyróżnić w tym dniu - zadecydowała fachowa komisja (wynik podajemy poniżej). Nam podobały się wszystkie zespoły - zarówno te małe, najskromniejsze, wiejskie, prawdziwe orkiestry strażackie (np. ta z Malechowa), które grały i maszerowały jak umiały i nie stać ich było na efektowne, nowe czy choćby jednolite kostiumy, jak i te potężne, widać zamożne, paradnie ubrane i świetnie brzmiące prawdziwe maszyny do grania, jak wielka orkiestra młodzieżowa z Kóz, oryginalnie na ludowo ubrana orkiestra chorwacka z Drnisza, zespół Marynarki Wojennej ze Świnoujścia, prawdziwa ozdoba Spotkań - Włosi oraz oczywiście nasi eleganccy łobzianie.

Co nam się podobało najbardziej? Powaga i dyscyplina wykonawców, chęć, żeby wypaść jak najlepiej, wzruszająca pasja, z jaką grali, krótko mówiąc - wielkie serce do gry. Nastrój ten udzielił się i publiczności, która równie gorąco i serdecznie oklaskiwała wszystkich muzyków za przyjemność, jaką jej sprawili, przyjeżdżając i koncertując właśnie w Łobzie.
Oczywiście impreza nie doszłaby do skutku i nie wypadłaby tak okazale, gdyby nie zabiegi i wysiłki jej nieocenionego corocznego konsekwentnego i pracowitego organizatora - dyrektora Łobeskiego Domu Kultury Dariusza Ledziona. Nie da się ukryć, że jednak ładnych parę groszy trzeba mieć, żeby gościnnie przyjąć w Łobzie kilkuset wykonawców i nie dać im np. napojów czy skromnego posiłku. A wszystko wisiało na włosku, bo przyszła w lutym wiadomość, że coroczna dotacja z FARE została wstrzymana (z tego powodu nie mogły np. przyjechać dobre orkiestry z Niemiec). Jednak energiczne zabiegi i prośby dyr. Ledziona dały skutek i impreza, co mieliśmy przyjemność słyszeć i widzieć - odbyła się bez zakłóceń. Pomogli: wicemarszałek sejmiku zachodniopomorskiego Durka, starostwo powiatowe, browar Bosman, bank PKO S.A., UMiG Łobez, Krochmalnia, Central Soyia, prywatni dobrodzieje i handlowcy z Łobza: M. i D. Piszewscy, E. Fiksek, p. Maliccy, A. Skokowski.

A oto oficjalne wyniki przeglądu:
· prezentacja w marszu: I Chorwacja, II - Kozy, III - Łobez,
· pokaz musztry: I - Kozy i wyróżnienie dla tambourmajora ze Sławna St. Popławskiego,
· orkiestry dorosłe: I - Nowe Czarnowo (Dolna Odra), II - Świdwin,
· orkiestry młodzieżowe: II miejsce ex aequo Drnisz (Chorwacja) i Łobez (Polska), III - Kozy,
· wyróżnienie dla najmłodszego instumentalisty, trębacza Radosława Zgudy z Kóz,
· I miejsce dla zespołu "Septet band" z Myśliborza pod kierownictwem A. Wachowicza, byłego łobzianina.
Obowiązkowo trzeba wspomnieć o tym, że młodzieżowa orkiestra naszego Domu Kultury kierowana od lat przez zasłużonego kapelmistrza Bogumiła Winiarskiego pod każdym względem prezentowała się znakomicie, nie ustępując najlepszym zespołom, nawet tym zawodowym i plasowała się pod każdym względem w czołówce. Jej brzmienie, a szczególnie coraz bogatszy repertuar, lokują ją wśród najlepszych orkiestr dętych naszego województwa, co jest tym bardziej godne podkreślenia, że jest ona zespołem w całym tego słowa znaczeniu amatorskim. Fundusze na jej utrzymanie są naprawdę skromne, a działa ona tak znakomicie, bo młodzi instrumentaliści grający w niej po prostu lubią muzykę, widać, że granie sprawia im przyjemność i to jest godne podziwu i publicznej pochwały. Dlatego też poniżej zamieszczamy imienny wykaz jej członków. Oto kto tak melodyjnie i z powodzeniem reprezentuje Łobez : Alina Chudyk, Magdalena Witczak, Natalia Mikułko, Kinga Roszak, Patrycja Kluczka, Krzysztof Molenda, Alicja Gierszewska, Monika Serweta, Marta Nawrocka, Agata Dadan, Ewelina Gurjew, Anna Hrycaj, Magdalena Horba, Arkadiusz Miciukiewicz, Gabriela Brzózka, Małgorzata Szulc, Bartłomiej Kędzierski, Leszek Kluczka, Kazimierz Malicki, Stefan Jahnz, Dagmara Menard, Arkadiusz Głogowski, Paweł Łuczkowski, Krzysztof Malicki, Anna Malicka, Wojciech Brzózka, Marcin Bas, Dariusz Kosiński, Jakub Jóźwik, Tomasz Śliwa, Tomasz Adamowicz, Dawid Głogowski, Mateusz Sarnowski, Wiktor Rogacz, Łukasz Wierudzki, Krzysztof Matysiak, Grzegorz Miciukiewicz, Mariusz Molenda, Dariusz Ledzion, Robert Uss, Tomasz Nawrocki, Robert Nawrocki, Robert Osiński, Dariusz Róg, Mateusz Pośpieszyński, Maciej Hnatów i Martyna Gębala. Także i z tego miejsca duże brawa dla nich. RED.

Na Jubileusz Szkoły


Nasz łobeski Ogólniak zorganizowany został już od września 1945 roku i, jak wiadomo, obchodzi w tym roku 55 rocznicę swojej działalności. W latach 1949 - 51 byłem uczniem klasy 8 i 9 tej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Licealnego (zwanej potocznie jedenastolatką). Notowałem sobie wtedy niektóre wydarzenia z ówczesnego szkolnego życia. Sądzę, że ich przypomnienie zainteresuję Czytelników i wprowadzi ich w charakterystyczną atmosferę tamtych lat. 1949
· 17.08. Piszę podanie o przyjęcie do gimnazjum.
· 20.08.Egzamin pisemny. Po tygodniu egzamin ustny.
· 01.09. Akademia związana z rozpoczęciem roku szkolnego.
· 23.11.Podano do wiadomości stopnie za pierwszy okres.
· 01.12. Ogłoszono wyniki współzawodnictwa w nauce. Najlepsi okazali się: Romuald Puzyrewski, Wincenty Alenowicz, Bogdan Cyunel i Sokorski. Otrzymali wyniki w granicach 95 - 85 punktów.
· 20.12. Akademia szkolna z okazji 70-lecia urodzin Stalina. 1950
· 10.02. Podano do wiadomości stopnie za drugi okres.
· 01.05. Z okazji święta 1 Maja odbyły się mecze sportowe młodzieży licealnej Łobez - Resko.
· 11.05. Wyjazd na Międzynarodowe Targi Poznańskie.
· 16.05. Plenarne posiedzenie Powiatowej i Miejskiej Rady Narodowej z odczytem dotyczącym walki o pokój. W dyskusji zabrali głos uczniowie Pioterek, Kałłaur i Okrój.
· 22.05. Rozpoczęcie matury.
· 08.06. W Polsce pojawiła się stonka. Młodzież całej szkoły zbiera ją na ziemniakach PGR Poradz.
· 21.06. Piesza wycieczka do Węgorzyna.
· 23.06. Na akademii szkolnej rozdano świadectwa. Z klasy 8 nie otrzymało promocji 5 osób.
· 29.08. Zapisałem się do klasy 9.
· 01.09. Rozpoczęcie roku szkolnego.
· 03.09. Część młodzieży pojechała na dożynki do Rogowa.
· 18.09. Podano stały plan lekcji. Tygodniowo mamy 34 godziny.
· 19.09. Wprowadzono popołudniowe lekcje prowadzone przez wybijających się uczniów.
· 03.10. Na zebraniu usunięto z ZMP jednego z uczniów z klasy 10, drugiego z klasy 11 zawieszono w prawach członkowskich na okres 3 miesięcy.
· 12.10. Rocznica bitwy pod Lenino. Po czterech lekcjach odbyła się pogadanka na temat bitwy.
· 14.10. Młodzież grupami wyjeżdżała na wykopki ziemniaków w PGR. Dziś na zebraniu wręczono upominki w postaci książek i wiecznych piór.
· 19.10. Otrzymałem do opracowania na zebranie klasowe temat "Naprzód do walki o zbudowanie socjalizmu i ostateczna pokonanie wrogów ludu".
· 08.11. Na masówce związanej z II Kongresem Pokoju gimnazjum postanowiło w dniach 13 - 19 listopada zaciągnąć Warty Pokoju. Chłopcy z klasy 9 zgłosili, że wraz z profesor Stanisławą Koronowską założą ogródek botaniczny.
· 10.11. Prelegent ze Szczecina miał w szkole pogadankę o bombie atomowej.
· 20.11. Odczytano stopnie za I okres. Jeden z kolegów zostaje cofnięty z klasy 9 do 8. Uczniowie mają wiele ocen niedostatecznych. W klasie 11 dwóję stanowią 20% ocen, w 8 - 30%, w 9 - 35% i w klasie 1 - 50%. Wielu uczniom zmniejszono stopnie za palenie papierosów i za ucieczki z prac społecznych.
· 25.11. Nauczyciele, za wyjątkiem dyrektora, pojechali do Szczecina na zebranie. W zastępstwie w klasie 9 cztery lekcje prowadził uczeń z klasy 11 - Kazimierz Panasiuk. Po drugiej lekcji dotarła do nas wiadomość, że profesor S. Koronowska została zaaresztowana.
· 05.12. Dotarła do nas wiadomość, że prof. Koronowska jest już w domu, ale uczyć w szkole nie będzie.
· 13.12. Prelegent w szkole na zebraniu ogólnym omówił udział Polaków w Rewolucji Październikowej.

1951
· 24.01. Ogólne zebranie szkolne z referatem i dyskusją na temat wydarzeń w Wolbromiu, które szeroko opisywane są w prasie.
· 03.02. Na zebraniu zarządu szkolnego ZMP ogłoszono wyniki współzawodnictwa międzyklasowego. W kinie klasy będą zajmowały rzędy w zależności od ogólnej oceny.
· 15.02. Nauka w godzinach popołudniowych nie cieszy się powodzeniem. Coraz mniej uczniów przychodzi na te zajęcia.
· 23.02. Odbyła się akademia w rocznicę powstania Armii Radzieckiej.
· 04.03. Rozpoczęły się rekolekcje. Jutro nauki nie będzie z tego powodu.
· 21.03. Rozdano świadectwa za okres.
· 30.03. Kilka osób z klasy zaangażowano w nauczanie analfabetów. Dziś odwiedziłem przydzieloną mi analfabetkę. Nauczania na razie nie zacząłem, bo starsza kobieta nie ma okularów.
· 31.03. Na zebraniu klasowym wygłosiłem pogadankę o Powszechnej Organizacji Służba Polsce.
· 06.04. Sędzia Sądu Powiatowego na zebraniu ogólnym omówił organizację sądownictwa w Polsce.
· 12.04. Na imieniny profesor Wiktor Kutkiewicz otrzymał od klasy 9 kwiaty.
· 16.04. Podano do wiadomości stopnie za III okres.
· 17.04. Popołudniu młodzież porządkuje teren przy ulicy Bieruta, naprzeciwko sądu.
· 23.04. Na zebraniu szkolnym omawiano sprawy pracy w brygadach Służby Polsce. Do współzawodnictwa wezwano Liceum w Resku.
· 26. 04. Uczniowie klasy 9 poszli na wycieczkę do spalonego młyna za Stadnikami.
· 27.04. Dotarła do nas wiadomość, że nauczycielka S. Koronowska ma siedzieć w więzieniu 2 lata.
· 11.05. Z wypracowania z języka polskiego o obradach Światowej Rady Pokoju otrzymałem ocenę dobrą.
· 16.05. Przed kilku dniami na lekcji wybrano w klasie zarząd Obrońców Pokoju. Dziś podpisywano karty pod apelem berlińskim. Wczoraj klasa zbierała złom - zebrano ponad tonę.
· 21.05. Klasa 11 miała maturę.
· 25.05. Z powodu matury przez dwa dni do szkoły nie idziemy.
· 28.05. Wszyscy maturzyści zdali egzamin. Tylko 2 osoby zdały na dostateczny, reszta powyżej.
· 15.06. Klasa pieszo udała się na wycieczkę nad jezioro za Strzmielami.
· 21.06. Dwie koleżanki z klasy otrzymały z zarządu szkolnego ZMP nagany. Na przerwie płakały.
· 23.06. Zakończenie roku szkolnego.
· 25.06. Duża grupa młodzieży wyjechała na wycieczkę do Krakowa i Wieliczki. Zbigniew Harbuz

Pan Zbigniew Harbuz prowadzi od zawsze, od kilkudziesięciu lat, rodzaj pamiętnika na temat tego, co mu akurat na bieżąco wydaje się ważne w jego życiu i w otoczeniu. Powyższy tekst jest fragmentem tych notatek dotyczącym jego wrażeń z pobytu w łobeskim liceum. Naszym zdaniem tekst ten mimo swojej fragmentaryczności jest dokumentem chwilami dramatycznym, chociaż pewnie dzisiejszego młodego czytelnika zupełnie niezrozumiałym. A przecież jest to niekłamany obraz tamtego życia widziany oczami naiwnego wtedy chłopca, przyjmującego to życie jako swoje i normalne. Gdyby dodać do tego tekstu pełny komentarz wyjaśniający poszczególne niedomówienia - byłby to materiał na dobrą powieść czy film o czasach, które na szczęście należą już do przeszłości. Wydaje się nam, że warto, przy okazji takich jubileuszy, jakim jest tegoroczny czerwcowy Zjazd Absolwentów Łobeskiego Liceum, uchylić i takie okienko od przeszłości, za którym kryją się wspomnienia, o których się już zapomniało lub chce się zapomnieć, bo Kraj Lat Dziecinnych wydaję się najczęściej idealny, a każdy chce mieć w końcu jakieś ideały. RED.

Niemieccy goście w Łobzie


Tradycyjnie już 4 maja odwiedziła nasze miasto delegacja jego dawnych mieszkańców zrzeszonych w Heimatgemeischaft der Labeser. Celem ich wizyty było złożenie wieńców na cmentarzu pod pomnikiem polsko-niemieckiego pojednania i dokonanie aktu ponownego wmurowania tablicy pamiątkowej ku czci F. L. Jahna. Ks. Dziekan Wacław Pławski i niemiecki pastor wspólnie z zebranymi odmówili "Ojcze nasz", a niemieccy goście zaintonowali okolicznościowy psalm. W imieniu gości przemówiła Hildegard Müller - przewodnicząca związku niemieckich łobzian, a w imieniu Polaków sybirak Tadeusz Barański. Złożono także wieńce i kwiaty pod pomnikami sybiraków i Polaków poszkodowanych przez III rzeszę. Tu przemówiła do zebranych przewodnicząca Związku Sybiraków w Łobzie Ludwika Guriew.

Następnie zebrani poszli na polanę parkową, gdzie przywitała ich pięknym koncertem nasza młodzieżowa orkiestra z ŁDK . Po koncercie nastąpiło symboliczne ponowne odsłonięcie (ale tym razem z tekstem polskim i niemieckim) zniszczonej po wojnie tablicy pamiątkowej ku czci propagatora tężyzny fizycznej i ruchu, twórcy powszechnego (ludowego) ruchu sportowego i gimnastyki przyrządowej w Niemczech Friedricha Ludwiga Jahna (1778-1852) - mówił o tym jeden z gości, wiceprzewodniczący Heimatgemeinschaft Dieter Fröbel. Dzięki uporczywym staraniom Jahn przekonał społeczeństwo niemieckie do konieczności uprawiania ruchu i sportu, a jego postępowe idee wywarły wpływ na ludzi na całym świecie. Tu dodajmy - także w Polsce te idee znalazły szeroko oddźwięk, bo za przykładem niemieckich towarzystw sportowych powstało w naszym kraj pod zaborami masowe towarzystwo gimnastyczne "Sokół", które odegrało dużą rolę w budzeniu polskości i przygotowywania dla przyszłości sprawnych powstańców i żołnierzy. Jahn zyskał sobie z czasem powszechny szacunek i przydomek: "ojciec gimnastyki Jahn", chociaż w początkach swojej działalności był prześladowany, a nawet kilka lat więziony, bo władzom pruskim wydawało się, że tworzony przez niego masowy ruch budzi niezdrowe ambicje w prostych ludziach i przez to jest niebezpieczny dla państwa. W połowie ubiegłego stulecia powstał w Łobzie z inspiracji Jahna, który zresztą pochodził z Pomorza, jeden z pierwszych placów sportowych (bo w programie Jahna była też budowa boisk sportowych) w parku za cmentarzem. Później mieszkańcy Łobza ufundowali swojemu sportowemu "ojcu" tablicę pamiątkową, która była umieszczona na kamieniu nadal stojącym w parku.
Z pomysłem odnowienia tablicy wystąpił w ubiegłym roku nauczyciel naszego liceum Kazimierz Chojnacki ze swoimi uczniami. Dawni mieszkańcy Łobza podchwycili ten pomysł i nową tablicę, tym razem w języku polskim i niemieckim - zafundowali.
W. Bajerowicz

Biała sobota


Wszyscy wiemy jak bardzo drogie są leki. Wielu z nas narzekało na ich kolosalne ceny, a wielu musiało w aptece po prostu zrezygnować z kupna. Takie są niestety prawa gospodarki rynkowej. Na szczęście prawa rynku działają także i w drugą stronę i firmy muszą dbać o swoich klientów. Na zachodzie powszechna jest praktyka sponsorowania przez firmy farmaceutyczne różnych przedsięwzięć medycznych. Praktyka ta dotarła i do Łobza. Dzięki uprzejmości firm LECIVA i ROCHE (gigantów farmaceutycznego rynku) będziemy w Łobzie gościć wybitnych lekarzy specjalistów ze Szczecina. Przyjadą do nas: kardiolog, endokrynolog, psychiatra i neurolog. Ich porady będą bezpłatne. Także za darmo można będzie wykonać test na Helicobacter (bakteria ta jest odpowiedzialna za powstawanie choroby wrzodowej żołądka). Pan doktor Żuk, przedstawiciel firmy LECIVA, zapowiedział, że jeżeli impreza będzie miała powodzenie, zorganizuje następne. Zapraszamy zatem do przychodni w Łobzie 17 czerwca w sobotę od godziny 10. Być może do niektórych z lekarzy trzeba będzie się zapisać i ilość przyjętych pacjentów będzie ograniczona. Informacje o tym zostaną rozpowszechnione w mieście. Informacji będzie można także zasięgnąć w rejestracji przychodni.
G. Bajerowicz

Co z bezpieczeństwem w Łobzie?


Panie Komendancie - zwracam się do komendanta naszego łobeskiego Komisariatu Policji nadkomisarza Roberta Rzeźnika - dzięki życzliwości i cierpliwej współpracy łobeskich policjantów nadkomisarza Leszka Olizarczyka i komisarza Wiktora Mazana czytelnicy "Łobeziaka" mają możliwość śledzenia na bieżąco i od strony historycznej przejawów przestępczości występującej w naszej gminie w takich stałych pozycjach jak "Kronika policyjna: czy "Ze starej książki dochodzeń". Materiały te, chociaż szczegółowe, nie stanowią jednak syntezy, nie mówią o rozmiarach przestępczości w naszej gminie, o rozmiarach tej patologii, o jej przyczynach i skuteczności policji w jej ograniczaniu. Czy nie zechciałby się pan podzielić z naszymi czytelnikami swoją wiedzą na ten temat?
- Proszę bardzo. Posłużę się jednak danymi za rok 1999 i wcześniejszymi, bo materiały syntetyczne i statystyczne muszą mieć jakieś czasowe odniesienie. Otóż w roku 1999 przestępczość w naszej gminie wzrosła w porównaniu z rokiem 1998 zarówno we wszczętych przez nas dochodzeniach jak i stwierdzonych czynach. Wszczęliśmy 563 dochodzenia (98r. - 538), stwierdziliśmy 690 czynów (98r. - 513), ale wzrosła też ich wykrywalność, która wynosi w Łobzie 64,3% i jest wyższa od średniej powiatowej o 19%. Ustaliśmy w gminie 304 podejrzanych. Duży wzrost czynów przestępczych (o 174 więcej) wynika przede wszystkim z tego, że w 1999r. wykryliśmy 111 przestępstw ściganych na mocy ustawy o zapobieganiu narkomanii, natomiast w 1998r. był tylko jeden taki przypadek. W roku bieżącym mamy sygnały, że zjawisko to uległo ograniczeniu, bo sprawcy (dealerzy) zostali ustaleni, poddani dozorowi, a główny oskarżony aresztowany. Działania przygotowawcze w tej sprawie trwały kilka miesięcy i zakończyły się sukcesem naszych policjantów. Mamy nadzieję, że chociaż jakiś czas łobeska młodzież będzie żyć bezpiecznie.

Jakie kategorie przestępstw dominują w naszej gminie?
- Są to przede wszystkim przestępstwa przeciwko mieniu o niskich stratach jednostkowych. Zamieszczając "Kronikę policyjną" notujecie głównie takie przestępstwa jak: włamania do samochodów, kiosków, sklepów, garaży, altanek itp. I tak: kradzieży z włamaniem mieliśmy 224 (15 więcej niż w 99r., wykryto 41%), kradzieży mienia 114 (22 więcej, wykryto 37%). Z innych przestępstw odnotowaliśmy: 12 rozbojów (8 więcej, 66% wykrytych), 1 zgwałcenie (co nie oznacza, że w naszej gminie nie występują inne takie przypadki; problem polega tu na tym, że trudno niekiedy uzyskać wnioski o ściganie od osób pokrzywdzonych), 32 przestępstwa o charakterze gospodarczym (więcej o 9) oraz 15 przestępstw drogowych, w wyniku których 3 osoby poniosły śmierć, a 18 zostało rannych. Osobny problem to przestępstwa przeciwko rodzinie (znęcanie się nad rodziną, niepłacenie alimentów). Tu wszczęliśmy 44 dochodzenia i stwierdziliśmy 35 przestępstw. Przestępstwa przeciwko rodzinie od lat utrzymują się na podobnym poziomie. Podane przeze mnie liczby nie odzwierciedlają rzeczywistej sytuacji panującej w rodzinach patologicznych zamieszkujących nasze miasto i gminę. Postępowania karne to wynik skrajnych sytuacji panujących w tych rodzinach. Większość ofiar przemocy w rodzinie ze względu na wstyd przed otoczeniem, sąsiadami - nie zgłasza tych faktów policji. Czyni to dopiero w przypadkach ostatecznych doprowadzona do całkowitego wyczerpania fizycznego i psychicznego, kiedy najczęściej mąż pijak znęca się nad żoną i całą zamieszkującą z nim rodziną. Trudności w udowodnieniu winy sprawcy znęcania się nad rodziną spowodowane są też niechęcią "wtrącania się" w cudze sprawy sąsiadów, którzy zasłaniają się brakiem informacji na temat niedoli ofiar przemocy, mimo że bywają świadkami tych wydarzeń. Pozostaje nadzieja, że takie podejście do życia ulegnie szybkiej zmianie.

Jak wygląda przestępczość nieletnich. Panuję przekonanie, że narasta ona lawinowo.
- Aż tak źle nie jest, niemniej 56 nieletnich popełniło w 1999r. 67 przestępstw (15% ogółu podejrzanych, 9,7% ogółu stwierdzonych przestępstw). Najczęściej dokonywali oni kradzieży z włamaniem do samochodów, skąd zabierali radioodtwarzacze, dopuścili się też oni kilku wymuszeń rozbójniczych, zabierając młodszym kolegom pieniądze i nie tylko. Przyczyny? Przede wszystkim chęć uzyskania pieniędzy na zaspokojenie nadmiernie rozbudzonych potrzeb lub chęć posiadania określonych rzeczy. Coraz częściej spotykaliśmy się z faktem, że pieniądze były im potrzebne na kupno środków odurzających. Część przestępstw była popełniana "dla zabawy", z chęci popisania się przed kolegami czy okazania swego lekceważenia dla cudzej własności i norm obowiązujących w społeczeństwie. Utrzymywało się nadal zjawisko popełniania przestępstw przez tych samych nieletnich. Np. 1 szesnastolatek popełnił 28 czynów, drugi 21, jeden piętnastolatek 15. Ustaliliśmy ich. Są trudności z umieszczeniem ich w zakładach poprawczych, gdzie brakuje miejsc.

Co robiła policja dla przeciwdziałania tej przestępczości?
- Przekonanie o tym, że sama policja chociaż w części ten problem rozwiąże dawno już nie funkcjonuje, dlatego staramy się o szeroką współpracę ze wszystkimi, którzy także, a może przede wszystkim odpowiadają za wychowanie młodzieży. Dlatego, podobnie jak w latach ubiegłych, aktywnie współpracowaliśmy z pedagogami szkolnymi. Przeprowadziliśmy 51 spotkań z dziećmi i młodzieżą, na których poruszaliśmy problematykę przestępczości wśród nieletnich i zagrożeń ze strony narkomanii i alkoholizmu. Przeprowadziliśmy na ten temat 6 spotkań z rodzicami. W ramach akcji "Bezpieczne wakacje" przeprowadziliśmy szereg spotkań z kadrą wychowawczą i młodzieżą wypoczywającą na obozach i koloniach. Dzięki działaniom, a szczególnie pracy profilaktycznej naszego specjalisty do spraw nieletnich oraz dzielnicowych wobec 41 osób skierowano wnioski o leczenie odwykowe, umieszczono 22 nieletnich w różnych placówkach wychowawczych i opiekuńczych, przeprowadzono wiele rozmów profilaktycznych z osobami dorosłymi i rodzinami, w których występuje zagrożenie przemocą lub niewłaściwie sprawowana jest władza rodzicielska. Utrzymujemy stałą i owocną współpracę z Sądem Rodzinnym i dla Nieletnich w Łobzie oraz kuratorami dla nieletnich, dzięki której możliwe było podejmowanie natychmiastowych działań w przypadku nieletnich potrzebujących pomocy, a także odpowiednich środków wychowawczych i poprawczych w przypadku nieletnich popełniających czyny karalne i wykazujących oznaki zdemoralizowania.
Nawiązaliśmy też współpracę z samorządem mieszkańców w celu organizowania dla dzieci i młodzieży czasu wolnego na podwórkach oraz reagowania mieszkańców na niewłaściwe zachowania nieletnich.

Jakie są główne przyczyny występowania przestępczości wśród nieletnich?
- Wymienię najważniejsze: brak opieki rodzicielskiej, alkoholizm jednego lub obojga rodziców, demoralizujący wpływ członków rodziny dopuszczających się przestępstw, podatność młodzieży na wpływ zdemoralizowanych kolegów, brak instytucji przygotowanych do pracy z dziećmi i młodzieżą sprawiającą problemy wychowawcze, a także udzielających pomocy rodzicom w przypadku kłopotów z dziećmi i w dalszym ciągu zbyt mała ilość zorganizowanych form spędzania wolnego czasu dla młodzieży.
Dziękujemy za tę obszerną wypowiedź. Zapobieganie przestępczości to tylko część ciężkiej roboty, jaką wykonuje na co dzień łobeska policja stojąc na straży naszego bezpieczeństwa. W następnym numerze komendant R. Rzeźnik obiecał nas zapoznać z problematyką zagrożeń wykroczeniami oraz innymi zjawiskami patologii społecznej na naszym terenie, a jest o czym mówić, bo w 1999r. policjanci ujawnili u nas 7.409 wykroczeń (na szczęście mniej niż w roku 1998). Będzie też mowa o uwarunkowaniach pracy policji oraz odpowiedź na pytanie postawione w tytule niniejszego artykułu.
Rozmawiał W. Bajerowicz

Co z melioracjami?


Upadek tego wszystkiego, co ogólnie nazywa się kulturą rolną, jest w tej chwili widoczny na naszym terenie właściwie na każdym kroku. Jednak sygnalizują nam czytelnicy, że bodaj największe spustoszenie dokonuje się na naszych oczach w dziedzinie utrzymania w sprawności urządzeń melioracyjnych czyli tej ogromnej sieci cieków wodnych, rowów, przepustów, urządzeń drenarskich budowanych setki lat przez Niemców, a potem uzupełnianych i utrzymywanych w sprawności przez Polaków w ciągu kilkudziesięciu ostatnich powojennych lat. Przecież od prawidłowego działania tych urządzeń w dużej mierze zależy stan tak zwanych użytków zielonych, przede wszystkim łąk, najtańszego i najmniej zawodnego w naszym suchym klimacie źródła paszy dla bydła i w ogóle dla rozwoju hodowli zwierzęcej, która stanowiła kiedyś jedną z najważniejszych i intratnych dziedzin miejscowego rolnictwa. Czyżby to wszystko miało ulec zniszczeniu i się kończyło? Z tym pytaniem zwracam się do prezesa Stanisława Przybylaka kierującego od kilkudziesięciu lat łobeskim PEKUM-em, znanym u nas przedsiębiorstwem o wielkich tradycjach, zajmującym się właśnie budową, eksploatacją i konserwacją urządzeń melioracyjnych.
Jeszcze się nie kończy - mówi prezes Przybylak - bo jak widać (a rozmawiamy w biurze PEKUM-u -red.) firma nasza istnieje i działa nadal pod tradycyjną nazwą, mimo że nie jest już instytucją państwową. Dawny PEKUM został sprywatyzowany, jego łobeski oddział też się usamodzielnił i jest w tej chwili spółką z jednoosobowym zarządem, działającą w holdingu ze szczecińskim PEKUM-em. Niemniej obecna kondycja łobeskiego PEKUM-u i zakres jego działania są uzależnione od tego, co się akurat z rolnictwem dzieje, od jego zleceń i jego finansowych możliwości. Firma w obecnych warunkach gospodarczych aby istnieć musi sama na siebie zarobić, a to już mówi samo za siebie, skoro głównie dla rolnictwa pracuje. Jest po prostu bardzo trudne, bo prywatni rolnicy pieniędzy nie mają na żadne inwestycje, a jeśli już biorą kredyty to na opędzenie bieżących potrzeb, na przetrwanie, na wegetację od jednego sezonu do drugiego.

Jaka wobec tego jest ta dzisiejsza kondycja PEKUM-u?
Najlepiej to pokazać na przykładach - mówi prezes - W latach osiemdziesiątych jako oddział przedsiębiorstwa państwowego firma łobeska w zależności od zakresu prac zatrudniała od 45 do 80 ludzi na czas nieokreślony, miała wieloletnie plany inwestycyjne i zapewniony budżet. Dysponowała na miejscu 4 koparkami, 3 detami (ciężkimi ciągnikami gąsienicowymi), 4 ciągnikami kołowymi, 8 przyczepami, pługami melioracyjnymi. Umożliwiało to wykonanie wszystkich prac melioracyjnych w byłym powiecie nie mówiąc o gminie łącznie z melioracją Regi w mieście i urządzaniem promenady. Ostatnią większą pracę wykonała firma w latach 1993 - 95 regulując i pogłębiając rzekę na odcinku od ul. Segala do mostu przy drodze do Unimia. Zabudowano wtedy na tym odcinku wszystkie wyrwy, zrobiono 2 bystrotoki (narzuty kamienne przy ul. Segala i Waryńskiego wytracające szybkość biegu wody).
Obecnie PEKUM w Łobzie zatrudnia 8 ludzi na czas nieokreślony (w tym 1 operatora sprzętu i 1 mechanika), a w sezonie, jeśli są zlecenia, 20 - 25 ludzi.

Co w tych warunkach w ogóle wasza firma robi?
Przede wszystkim różnego rodzaju prace konserwatorskie. Przystępujemy do różnych przetargów, staramy się je wygrywać oferując konkurencyjne warunki, bo współzawodnictwo jest w naszej branży duże, a roboty mało. Przedsiębiorstwa mają coraz mniej środków na melioracje, coraz mniej dostają zleceń. My na przykład w tej chwili rozpoczynamy regulację rzeczki Łożnicy na odcinku od Zagórzyc w górę do jej źródeł na zlecenie Woj. Zarządu Urządzeń i Melioracji Wodnych w Szczecinie w wyniku wygrania przetargu na te prace. Udrażniamy w tym dorzeczu dopływy i ujścia ciągów drenarskich. Mamy też zlecenia z terenowych oddziałów PEKUM-u z Nowogardu i Stargardu na najważniejsze prace konserwacyjne na kanałach i małych rzeczkach. Głównym naszym zleceniodawcą i jak mówimy "chlebodawcą" jest jednak w tej chwili nadleśniczy łobeski inż. W. Rymszewicz" na którego zlecenie konserwujemy drogi leśne, urządzenia melioracyjne w lasach (rowy, przepusty itp.). Łączymy pewne nadzieje z niektórymi dzierżawcami, którzy zaczynają się interesować stanem swoich urządzeń drenarskich i Agencją Własności Rolnej Skarbu Państwa, która stara się dbać przynajmniej o te urządzenia, w które sama inwestowała - mamy zlecenia od niej na prace w okolicach Ińska i Chociwla. Ale widoczne są w tych działaniach braki koordynacji między poszczególnymi właścicielami. Dla przykładu: nadleśnictwo chciałoby zlecić nam prace "powyżej" prywatnych terenów, ale ich właściciel nie jest tym zainteresowany. Tymczasem woda nie popłynie pod górę! Ogólnie nasza działalność to w tej chwili to nieustanna walka o pracę, o środki, o zlecenia. Jak na razie, odpukać, istniejemy, nie tracąc nadziei na to, że znowu staniemy się potrzebni na większą skalę. Właściwie nie powiem tu nic nowego, kiedy stwierdzę, że miarą tego, że coś się w naszym rolnictwie poprawia, będzie wzrost zainteresowania naszymi usługami. Na razie jest to balansowanie na krawędzi między być i nie być. Szkoda byłaby nieodwracalna, gdyby to, co jeszcze jest sprawne w dziedzinie miejscowych melioracji przestało funkcjonować.

Czy mają rację ci nasi korespondenci, którzy tak ubolewają na dewastacją łąk w dolinie Regi? Przecież łąkom niczego nie potrzeba, żeby sobie rosły?
Mają rację. Wielkie połacie tych łąk zmeliorowaliśmy swego czasu po potrzeby suszarni przy Dalnie. Zbudowana tam została nawet droga tzw. betonka, która miała służyć do transportu trawy do tej suszarni. Łąki te ulegają rzeczywiście dewastacji, a suszarnia nie jest w pełni wykorzystana. W ogóle łąki w dolinie Regi nadają się już w tej chwili tylko do ponownego zagospodarowania od podstaw, mówiąc krótko - one już przepadły. Ich renowacja to już kosztowna praca znowu na pokolenia. Łąki muszą być tak samo pielęgnowane jak inne uprawy, same nie rosną, trzeba je zakładać, obsiewać szlachetnymi gatunkami traw, nawozić, regularnie kosić, nie dopuścić do zdziczenia. Można powiedzieć, że w tej dziedzinie melioracji pogłębiają się na razie bardzo szybko opóźnienia cywilizacyjne. Jeśli to jest jakaś pociecha - to komu jak komu, ale meliorantom w przyszłości roboty nie zabraknie. Na razie obserwujemy u nas powrót do "natury", z czego mają uciechę ekolodzy i zwierzęta. Powróciły na nasze tereny gatunki np. ptactwa, których tu od dwana nie było.

Z życzeniami na doczekanie lepszych czasów dla firmy, a na razie na więcej zleceń - dziękuję za rozmowę.
Wojciech Bajerowicz

Kolejny bieg uliczny


13 maja br. odbył się kolejny bieg uliczny o puchar Burmistrza Gminy i Miasta w Łobzie. Przy temperaturze 180 C i słabym wietrze północno-wschodnim na trudnej trasie o charakterze górskim na dystansie 10 kilometrów (Unimie - Łobez) najszybszym zawodnikiem był Dariusz Kozak, drugi finiszował Karol Radzimski, a trzeci Krzysztof Kozak - wszyscy ze Szczecina. Wśród kobiet bieg ukończyła Elżbieta Wiśniewska z Łobza. Najmłodszym zawodnikiem był Michał Wawrzkiewicz z Łobza, najstarszym Stanisław Zięba ze Szczecina.

W imieniu organizatorów serdecznie dziękuję tym wszystkim, a szczególnie p. Marianowi Szyjce, którzy pomogli nam w zorganizowaniu biegu. Między czerwcem 2000 a marcem 2001 planujemy zorganizowanie w Łobzie jeszcze siedmiu biegów przełajowych. Następny bieg odbędzie się 16 czerwca br. Start o godzinie 11`00 ze stadionu miejskiego. Aby zdobyć Grand Prix Łobza w tych biegach, trzeba uczestniczyć w co najmniej pięciu z nich i zdobyć oczywiście największą ilość punktów, bo każdy bieg jest odpowiednio punktowany. Biegać mogą osoby w wieku od 18 i więcej mające zaświadczenie lekarskie zezwalające na start w biegach długodystansowych. Serdecznie zapraszamy.
Informacje, regulaminy i zapisy: Ewa Wiśniewska, tel. 0923 731-48 (po godz. 19`00) lub UGiM w Łobzie tel. 0923 740-01.
/Ewa Wiśniewska

Kronika policyjna


Kronika policyjna
- 12.04.2000. W Klępnicy w nocy nieznany sprawca włamał się do domku letniskowego Andrzeja Z. ze Szczecina i ukradł przedmioty wart. 350 zł, następnie usiłował się włamać do domku letniskowego Krystyny P., ale spłoszył go alarm.
- 16.04. W Łobzie na ul. Mickiewicza nieznany sprawca odkręcił i ukradł 4 koła od opla Astry włas. Huberta W. Szkoda - 1500 zł.
- 14/15.04. Włamanie do piwnicy w bloku na ul. Szkolnej i kradzież roweru marki Sterna wart . 250 zł na szkodę Stanisława G.
- 13/14.04. Nieznany sprawca po odgięciu kraty zabezpieczającej włamał się w Zajezierzu do sklepu spożywczego Krystyny W., ale z nieustalonych powodów nic nie ukradł.
- 15/16.04. W Łobzie na ul. Bema ustalony nieletni sprawca Marcin R. włamał się po wybiciu szyby do sklepu Pasage i ukradł towary wart. 4620 zł na szkodę Mariusza B.
- 14.04. Na drodze Węgorzyno - Łobez kierujący fiatem z nieustalonych przyczyn zjechał na prawe pobocze i uderzył w drzewo, jadący za nim skodą w wyniku nagłego hamowania zjechał także na pobocze i uderzył w to samo drzewo. Obrażeń ciała doznali obaj kierowcy - Leszek S. z Dalna i Andrzej K. z Łobza. Trwa dochodzenie ustalające przyczyny wypadku.
- 19/20.04. Nieznany sprawca po odpiłowaniu kraty do w sklepie spożywczym w Dalnie włamał się do niego i ukradł artykuły spożywcze wart. 1700 zł na szkodę Ireny K.
- 14/15.04. W Łobzie na ul. H. Sawickiej nieznany wandal umyślnie zniszczył drzewa owocowe i krzewy ozdobne wart. 254 zł na terenie elektrowni wodnej na szkodę Elżbiety T.
- 20.04. W nocy (1`15) na ul. Obr. Stalingradu nieletni Marcin R. usiłował włamać się do sklepu Alf po wyłamaniu skrzydła drzwi wejściowych, ale został spłoszony przez alarm antywłamaniowy.
- W godz. 20 - 23.04. Na ul. Bocznej przy pizzerii Roma nieznany sprawca wybił szybę w oplu Astra i ukradł radioodtwarzacz Sony wart. 500 zł na szkodę Zofii R.
- 22/23.04. W Łobzie na ul. Bocznej nieznany sprawca wybił szybę wart. 500 zł w sklepie własn. Krystyny S.
- 25/26.04. Nieznany złodziej otworzył drzwi tzw. łamakiem w samochodzie własn. Henryka Ch. i ukradł z niego radioodtwarzacz Skald, opryskiwacz do drzewek Kwazar i akumulator. Straty - 360 zł.
- 01.05. Pożar w Boninie w budynku gospodarczym własn. Janusza A. Spłonął budynek i nowy samochód osobowy. Straty 100 tys. zł.
- 3-4.05. W Łobzie na ul. Browarnej nieznany sprawca w nieustalony sposób otwarł drzwi do volkswagena Golfa własn. Marcina G. z Polic, przejechał pojazdem na ul. Drawską i tam przy szkółce leśnej porzucił go; samochód był bez maski i tylnych drzwi.
- 02.05. Po wypchnięciu okna złodziej ukradł ze sklepu "To i owo" własn. Barbary J. na ul. Krótkiej bieliznę damską, odzież dziecięcą i zabawki wart. 2400 zł.
- 3-4.05. Nieletni niezwykle zuchwały złodziej nieletni Marcin R. po wybiciu szyby włamał się do sklepu "To i owo" kradnąc towary wart. 7548 zł. Okazał się on także sprawcą włamania do tego sklepu w dniu poprzednim. Trwa postępowanie w celu odzyskania ukradzionego mienia.
- 4/5.05. W Łobzie na ul. Komuny Paryskiej nieznany sprawca włamał się do piwnicy Krystyny H. i ukradła z niej 2 rowery górskie wart. 1300 zł.
- 09.05. W Świętoborcu 2 złodzieje pochodzący z Białogardu usiłowali, przecinając kłódkę, włamać się do piwnicy Krystyny W., ale zostali zauważeni przez mieszkańców budynku, którzy jednego z nich zatrzymali, a drugi zdążył uciec, lecz został ujęty przez policję na stacji PKP.
- 04.05. W Klępnicy nieznani sprawcy wycięli linkę aluminiową długości 4200 m i wart. 4580 zł na szkodę Zakładu Elektroenergetyki z Białogardu.
- 04/05.05. W Łobzie na ul. Budowlanej 16 nieznany sprawca włamał się do piwnicy Remigiusza W. i ukradł 2 opony wart. 200 zł.
Komisarz Wiktor Mazan

Lasy ciągle zagrożone


Lasy polskie, te państwowe, są ciągle zagrożone. I to wcale nie przez, jakby się mogło wydawać, przysłowiową suszę i towarzyszące jej pożary. One są zagrożone przede wszystkim przez furiatów nie zaprzestających działań mających na celu ich prywatyzację. W czasach, kiedy praktyka gospodarcza i ekologiczna na całym świecie dowiodła, że lasy w rękach prywatnych stają się przedmiotem niepohamowanej i rabunkowej eksploatacji prowadzącej do ich szybkiego zniszczenia, podczas gdy w krajach Europy Zachodniej i w Skandynawii państwo stara się wykupywać lasy i to, co z nich jeszcze pozostało z rąk prywatnych, aby je odbudować i ochraniać dla dobra całego społeczeństwa - w Polsce ciągle odżywają pomysły na to, żeby lasy sprywatyzować, oddać w ręce bliżej nie określonych spółek i reprywatyzować, bo to rzekomo pozwoli na lepsze gospodarowanie nimi i zaspokoi historyczne niesprawiedliwości. I to się dzieje w czasach, gdy ta dziedzina naszej gospodarki radzi sobie dobrze i nie naraża skarbu państwa na straty, gdy stan lasów polskich budzi zazdrość zagranicznych leśników i ekonomistów. Pamiętamy, że w roku ubiegłym rząd premiera Buzka zapowiedział wniesieni do sejmu projektu uchwały zakładającej prywatyzację lasów państwowych, a także zwrot ich w naturze byłym właścicielom.

W roku ubiegłym udało się te zakusy na razie powstrzymać w wyniku oburzenia społecznego oraz ogólnopolskiej inicjatywy uświadamiającej i protestacyjnej, jaką podjęli leśnicy i praktycznie przedstawiciele całego rozumnego społeczeństwa, w wyniku czego, jak pamiętamy, zebrano 400 tysięcy podpisów (100 tys. wystarczało), by Komitet Obrony Lasów Państwowych mógł wystąpić do Sejmu RP z inicjatywą ustawodawczą w sprawie utrzymania lasów w rękach państwa. Było to swoiste referendum na rzecz ocalenia wspólnego dobra dla całego społeczeństwa. Sejm musiał ten wniosek przyjąć pod obrady i pamiętamy, że skierował go do komisji sejmowej w celu przygotowania projektu ustawy respektującej wolę wnioskodawców, a równocześnie nie przyjął fatalnego projektu rządowego. Było to zwycięstwo rozsądku nad ciasno pojętym partykularyzmem i na szczęście połączyło we wspólnym działaniu ludzi o różnych poglądach politycznych. Dodajmy, że była to pierwsza tego typu społeczna inicjatywa ustawodawcza w dziejach III Rzeczypospolitej. I w dodatku zakończona zwycięstwem. Na razie integralność lasów ocalała. Okazało się, że można liczyć na mądrość społeczeństwa. Ostatnio dowiadujemy się, że projekt nowej, chroniącej całość lasów ustawy jest już gotowy. Według niej lasy nie zostaną sprywatyzowane, a byli właściciele lasów, którzy je utracili w wyniku nacjonalizacji i reformy rolnej dostaną za nie rekompensatę w gotówce wypłacaną im w ratach przez 10 lat, co pochłonie około 1 miliarda złotych. Tym sposobem naprawiona zostanie po części (naszym kosztem niestety) historyczna niesprawiedliwość, a lasy nie zostaną z dnia na dzień wycięte i będą racjonalnie zarządzane, pielęgnowane, chronione i ciągle sadzone w skali całego kraju. Będziemy sobie też mogli do nich swobodnie wchodzić, cieszyć się ich pięknem, nadal pośrednio czuć się ich właścicielami.

Niestety, licho nie śpi. Oto dowiadujemy się, że różne oszołomy, a może raczej cwaniacy prywatyzacji za wszelką, wynikającą z doktryny, cenę, nie zaprzestają myśli o rozwaleniu lasów, a przy okazji pewnie zrobienia na tym prywatnego interesu. Podobno w naszych najwyższych organach przedstawicielskich znowu tworzą się tzw. opcje mające na celu storpedowanie społecznego projektu ustawy o lasach. Czyżby ciągle było u nas aktualne rozumowanie i działanie potwierdzające, że Polak na ogół jest mądry po szkodzie? Jan Kochanowski zauważył swego czasu, że niektórzy Polacy bywają głupi przed szkodą i po szkodzie również pozostają tacy sami. Jako bodaj największą przestrogę dla tych posłów i senatorów oraz ministrów obecnego rządu, którym tak się do tej prywatyzacji lasów spieszy, warto przypomnieć, że w momencie wstąpienia Polski do Unii Europejskiej ewentualnie sprywatyzowane lasy (niech nas przed tą prywatyzacją łaska Boska broni, jeśli ludziom nie starczy wyobraźni) staną się łatwym kąskiem dla ludzi z zachodnim kapitałem i nikt nie potrafi obronić ich integralności, gdy nasi ludzie zechcą się ich pozbyć łasi na szybki zysk. A wtedy już na łaskę pił i toporów nie będzie można liczyć. Warto też zauważyć, że tę prostą zależność zauważył ponad sto lat temu prosty chłop, niejaki Boryna, który broniąc społecznych praw do lasu -poświęcił życie.
W. Bajerowicz

Obradowali działkowcy


28 kwietnia obradowali delegaci-członkowie łobeskiego oddziału Polskiego Związku Działkowców. Obszerne sprawozdanie z ubiegłorocznej (1999r.) działalności Zarządu złożył na nim prezes Władysław Mołda. W okresie sprawozdawczym zgodnie z przyjętym planem pracy i możliwościami finansowymi wykonano w ogrodach sporo prac remontowych i konserwacyjnych. Na przykład wymieniono 958 mb. siatki w ogrodzeniach zewnętrznych za 5784 zł, przeprowadzono remont budynku biurowego, naprawiono trzy bramy wjazdowe, usunięto 4 awarie wodociągu w ogrodzie przy ul. Wojska Polskiego, uzupełniono sieć wodociągową w ogrodzie przy Krochmalni. Komisja lustracyjna dobrze oceniła zagospodarowanie ogrodów przez działkowców, mimo że nie sprzyjała im w ubiegłym roku pogoda (w tym roku jest z pogoda jeszcze gorzej). Niemniej daje się zauważyć znaczny i rosnący spadek zainteresowania społeczeństwa uprawą działek, szczególnie ze strony młodych ludzi. Obecnie większość działkowców to emeryci i ludzie w podeszłym wieku. Zniechęca ludzi do uprawy działek duża odległość ogrodów od miejsc zamieszkania, a także z roku na rok nasilające się włamania do altanek, kradzieże plonów i sprzętu ogrodniczego i co tu dużo mówić - wygoda. Trzeba naprawdę dużo pracy, aby porządnie uprawić działkę. Na 1123 działki w poszczególnych ogrodach w Łobzie wolnych jest w tej chwili aż 129; najwięcej na Dalnie II - 83, Dalnie I - 20, przy Krochmalni 12 i Dalnie III - 11.
Zarząd łobeskiego POD zamknął rok 1999 bez żadnych zaległości finansowych, mimo że składki członkowskie i inne opłaty nie wpływały regularnie do jego kasy. Niestety, w roku bieżącym (2000) rosną opłaty dla działkowców - np. wpisowe wynosi 60 zł (było 40), składka członkowska 9 groszy za m/2 (było 8), rosną także ceny wody, która jest tańsza dla Dalna (6gr/m/2), bo tam działa własna hydrofornia i droższa dla pozostałych ogrodów (14gr/m/2) podłączonych do sieci miejskiej.
W planie pracy na rok 2000 są między innym dalsze (w miarę potrzeb) remonty ogrodzeń, podłączenie drugiej studni głębinowej i nowej pompy do hydroforni na Dalnie III, uwłaszczenie ogrodów Dalno III, Okopowej, Segala i Kościuszki, nawożenie żużla na drogi wymagające naprawy. Wobec tego, że Komisja Rewizyjna oceniła pozytywnie ubiegłoroczną pracę Zarządu - otrzymał on absolutorium i życzenia dalszej dobrej pracy w roku bieżącym. Warto też dodać, że Komisja Rozjemcza ani razu nie musiała interweniować w spory między działkowcami, bo jest to wyjątkowo zgodna i życzliwa dla siebie grupa naszego społeczeństwa.
Miłym akcentem zebrania było wręczenie działkowcom odznaczeń związkowych. I tak:
- Złotą Odznakę "Zasłużony dla PZD" otrzymali: Stanisław Przepiórka i Kazimierz Truchlewski;
- Srebrną: Stanisław Michalski, Andrzej Kotwicki, Józef Felich, Kazimierz Sitański, Henryk Czekaj, Helena Wieśko, Zenon Milewicz, Wiesław Pawlusiński, Lesław Maćkowiak, Wiesław Rokosz, Krystyna Hilger;
- Brązową: Edward Kruk, Krystyna Hajkowicz, Władysław Musiał, Jerzy Hrycaj, Teresa Miłuch, Jan Gawryluk, Halina Gawryluk, Stanisława Maciejewska, Zygmunt Jabłoński, Roman Galczak, Henryk Dulko, Ryszard Żywicki i Kazimierz Turek.

Odpukać


Panie komendancie - pytanie to zadaję Tadeuszowi Sawiczowi, komendantowi naszej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej - każdy dziennik radiowy czy telewizyjny (pytam w połowie maja br.) przynosi zatrważające wiadomości o rosnącej liczbie pożarów lasów w kraju, co spowodowane jest katastrofalną suszą i przede wszystkim towarzyszącej jej niefrasobliwości, głupocie, a często wręcz działaniom przestępczym ludzi, którzy wchodzą w tym czasie do lasu. Pali się majątek narodowy, straty rosną. Mówi się, że nigdy jeszcze w Polsce nie było tylu pożarów w lasach, co w tym roku. Na przykład 15 maja dzienniki doniosły, że wybuchło ich tej wiosny już 3500. Tego żadne statystyki dotąd nie notowały. Jak się to zagrożenie przedstawia u nas? Trochę was jakby mniej było słychać niż w marcu, kiedy zaczęło się nieszczęsne "tradycyjne" wypalanie łąk i nieużytków?

Odpukać - mówi komendant - kilka razy solidnie odpukać, ale aż trudno w to uwierzyć, że praktycznie do tej pory do pożarów naszych pięknych okolicznych lasów nie musieliśmy wyjeżdżać. W poprzednich latach, w bardziej korzystnych warunkach pogodowych (przy większej wilgotności ściółki leśnej) zdarzało się nam to częściej. W tej chwili jesteśmy w centrum suszy, zagrożenie jest u nas większe niż gdziekolwiek indziej w kraju. Ściółka ma u nas wilgotność 3 - 4 % czyli praktycznie wystarczy iskra, żeby pojawił się pożar. Trudno zgadnąć, jakie są przyczyny tej nadzwyczaj pomyślnej sytuacji, że nic się na razie nie pali. Może jest to zwykły i szczęśliwy zbieg okoliczności, może wzrost świadomości społeczeństwa, które nie lekceważy sobie troski o wspólne dobro, jakim jest las i przestrzega przepisów, może też uporczywa, wieloletnia praca uświadamiająca i propagandowa naszych łobeskich leśników i ich nadzwyczajna czujność w tych gorących chwilach, może, bez samochwalstwa, operatywność łobeskich strażaków. Na pewno wszystko razem. Byle tylko było tak dalej, to można być optymistą. Odpukać!

Przy okazji chcę zwrócić uwagę na to, że ciągle nie wszystko w naszej gminie jest przed ogniem odpowiednio zabezpieczone. Przykładem niech będzie pożar budynku gospodarczego, który gasiliśmy ostatnio w Boninie. Od kilkunastu lat mówi się o konieczności budowy w tej miejscowości wodociągu i do tej pory sprawa ta nie została, mimo różnych obietnic, załatwiona. Nie mieliśmy po prostu wody na miejscu, żeby ten pożar szybko ugasić. Spłonął budynek gospodarczy i znajdujący się w nim nowy samochód osobowy.
Rozmawiał - W. Bajerowicz

Okrutna wiadomość


W dniu 17 maja w dzienniku telewizyjnym o godzinie 19`30 nadano krótkie sprawozdanie ze spotkania premiera Buzka z samorządowcami w Kielcach, w trakcie którego tenże oświadczył triumfalnie (każdy, kto w tym czasie oglądał i słuchał dziennika może to potwierdzić), że reforma samorządowa udała się nadzwyczajnie i że nie ma w ogóle mowy o jakichkolwiek zmianach na mapie administracyjnej kraju. Jest to wiadomość okrutna, przekreślająca nadzieje właściwie wszystkich mieszkańców naszego miasta i ich powiatowe aspiracje, jest to wiadomość wstrząsająca, bo o dalekosiężnych negatywnych skutkach dla naszego środowiska, dla jego rozwoju i gospodarczej pomyślności źle rokująca, spychająca Łobez o co najmniej 150 lat do tyłu, kiedy powiatem jeszcze nie był. Praktycznie Łobez w przeszłości zaczął się rozwijać dopiero wtedy, kiedy uzyskał powiatowy status. Powstrzymamy się na razie od komentowania tej hiobowej wiadomości, chociaż brzydkie wyrazy, wręcz przekleństwa, aż się proszą tu o użycie. W tych warunkach można już liczyć chyba tylko na cud albo polityczne wsparcie ze strony tych, co tak dużo niektórym łobzianom obiecywali. Redakcja

Łobeziak w Internecie


1. Witam. Na stronie internetowej "Łobeziaka" znajduje się tez wzmianka o spotkaniu absolwentów łobeskiego liceum. Niestety brakuje informacji, że zaproszonymi są tylko absolwenci z rocznika 90 i starszych (o czym poinformowała mnie osoba odbierająca telefon w sekretariacie LO). Nasze LO skończyłem w 1991 wiec niestety na spotkaniu byłbym persona non grata. Szkoda, bo zdążyłem się ucieszyć, ze będzie okazja spotkać się ze znajomymi ze szkoły (odległość dzieląca mnie na co dzień od Łobza nie wpływa korzystnie na utrzymywanie stałych kontaktów). Cóż - może będzie inna okazja. A tak przy okazji: skąd te restrykcje?
Pozdrawiam
Waldemar Sadkowski Rodan System o/Sopot .
tel. 058 5502024, 5503900, 5504666, 5503587.
fax. 058 550 12 02
W.Sadkowski@sopot.rodan.pl

2. Pytanie o Honoratę Kaławak
Znalazłem informację o ślubie tej pani z panem Sikorskim. Nazywam się Kaławak. Interesuje mnie pochodzenie (z jakich okolic i jakiej linii) wszystkich Kałwaków. Czy może wiecie coś o tej familii?
Za ewentualnego maila z informacją - dziękuję.
Jerzy Kałwak - Gniezno
aribo_kalwak@poczta.onet.pl

Dziękujemy za te korespondencje. Odpowiedzi wysłaliśmy mailem, ale pytania Państwa zamieszczamy, bo mamy nadzieję, że zainteresowani nawiążą z Państwem osobiste kontakty. RED.

Materiały budowlane - czynnik zdrowotny


Mamy obecnie duży wybór materiałów budowlanych. Decydując się na ich wybór kierujemy się różnymi kryteriami m. in. szybkością budowania, kosztami, modą. Warto uwzględnić również taki czynnik jak wpływ danego materiału budowlanego na zdrowie człowieka. Zwłaszcza jeśli budujemy lub remontujemy dom dla siebie. Dla firm developerskich, budujących domy na sprzedaż, głównym kryterium będzie na pewno czas realizacji obiektu, gdyż ten czynnik przy wysokim koszcie kredytu wpływa na koszt budowy obiektu.
Materiały dopuszczone do stosowania są różne: nietoksyczne lub takie, które emitują czynniki szkodliwe w stopniu dopuszczającym do ich stosowania. Na etapie budowani ścian bardzo powszechnym materiałem stosowanym w Polsce jest siporeks, zwany również gazobetonem lub betonem komórkowym. Polska jest drugim po Niemczech producentem siporeksu na świecie. Podstawowym surowcem do jego produkcji są: piasek, wapno, cement oraz proszek glinowy. Zamiast piasku stosuje się też popioły lotne. Elementy zawierające popioły lotne są szare. Siporeksu ma wiele niekwestionowanych zalet. Czynnikiem szkodliwym jest w nim jednak promieniotwórczy składnik cementu oraz popioły lotne. Popularne są w Polsce, zwłaszcza centralnej, cegły i pustaki ceramiczne, które powstają z wypalonej w wysokiej temperaturze gliny. W trakcie wypalania mogą one ulec napromieniowaniu, zmniejszającym się jednak z upływem czasu. Mało docenianym materiałem są cegły wapienno-piaskowe, zwane również silikatami. Ma na to wpływ dłuższy cykl murowania ścian oraz większy współczynnik przenikania ciepła np. w stosunku do siporeksu. Cegły wapienno-piaskowe produkuje się z piasku, wapna i wody. W produkcji nie stosuje się szkodliwych domieszek, a poszczególne składniki podczas całego procesu produkcji nie mają kontaktu z żadnymi niebezpiecznymi substancjami. Poza tym dzięki odkażającym właściwościom wapna wyroby silikatowe są odporne na grzyby i pleśnie. Mają też wysoką odporność ogniową, a podczas pożaru nie wydzielają szkodliwych substancji.
Elementem ścian są także zaprawy murarskie. "Zdrowsze" są takie zaprawy, w których zwiększymy zawartość wapna, a zmniejszymy udział cementu. Cement przyśpiesza co prawda proces wiązania i twardnienia zaprawy, a co za tym idzie mur szybko osiąga swoją projektowaną wytrzymałość, ale zwiększając udział wapna, a zmniejszając cementu uzyskujemy "cieplejszą" zaprawę.
Co możemy zrobić, aby wyeliminować czynniki szkodliwe w drewnianych elementach konstrukcyjnych budynku? Dobrą metodą konserwującą drewniane elementy budynku jest ich suszenie w suszarni. W wysokiej temperaturze w suszarni następuje zabicie większości zarodników grzybów, larw owadów i samych owadów. Szybkie suszenie zabezpiecza również przed sinizną i w sumie eliminuje się potrzebę impregnowania całej konstrukcji. Techniczna konserwacja drewna była stosowana przed 1945 r. na terenie Pomorza i polegała na kąpieli elementów konstrukcyjnych w gorącej żywicy. Wysoka temperatura niszczyła szkodniki. Dodatkowym czynnikiem konserwującym była żywica wchłaniana przez drewno. Tak zakonserwowane krokwie dachowe mimo upływu 60 lat i więcej często są w dobrym stanie technicznym. Uważam, że w czasach, kiedy ważnym elementem przy podejmowaniu decyzji jest również wygoda - suszone w suszarniach drewno powinno być w ofercie większości tartaków i firm handlujących drewnem.
Jeśli chodzi o elementy wykończeniowe, wiele osób decyduje się na stosowanie tworzyw sztucznych. Jeśli już podjęliśmy taką decyzję, to warto upewnić się, jakich stabilizatorów do produkcji tworzyw sztucznych użył producent. Szkodliwymi stabilizatorami są sole baru i kadmu oraz ołów.
Malowanie - tutaj głównym czynnikiem wpływającym na nasze decyzje jest dobre samopoczucie psychiczne. Każdy ma swój ulubiony kolor, rodzaj farby, tapety. Coraz mniej docenianym materiałem jest tu wapno. Polska jest krajem, w którym występują złoża wapienne i do malowania wapno było stosowane od wieków, Wapno, oprócz tego, że jest nietoksyczne, posiada jeszcze inne zalety. W starych budynkach, gdzie występują bardzo słabe tynki malowanie wapienne wzmacnia je bez konieczności stosowania środków chemicznych. Po zeskrobaniu starych powłok pierwsze malowanie powinno być przy użyciu rzadkiego wapna bez stosowania domieszek. Wapno ma również właściwości odkażające, co jest jego cenną zaletą.
Reasumując - decydując się na wybór danego rodzaju materiału budowlanego warto uwzględnić również czynnik zdrowotny, zwłaszcza, że jest to często inwestycja na całe życie.
Mgr inż. Wiesława Bogunia

Ładna pogoda i same kłopoty


To, co się zdarzyło z pogodą w kwietniu w maju tego roku w Łobzie i w ogóle w Polsce notujemy pilnie i dla pamięci, bo przeżywamy pewnie wiosnę tysiąclecia. Opieramy się nie tylko na potocznych stwierdzeniach czy wspomnieniach, że "najstarsi ludzie" czegoś takiego nie pamiętają, ale na opiniach meteorologów, którzy notują, że od czasu, kiedy prowadzone są przez nich systematyczne obserwacje i pomiary klimatu oraz dzienniki, w których zapisuje się te dane czyli od 200 bodaj lat takiej wczesnej, ciepłej, długiej i suchej wiosny jeszcze na Pomorzu nie było. Jeśli dodać do tego dwie ostatnie zimy nie zimy, a raczej długotrwałe, wielomiesięczne jesienie, to można sobie wyrobić przekonanie, że coś się w klimacie zmienia i to niekoniecznie na korzyść. Po prostu jest inaczej niż sięga nasza pamięć. A ta jest, niestety, zawodna. Wysnuwa ona na ogół wnioski z tego, co jest w tej chwili. To prawda, że w tej chwili mamy prawie dwa miesiące trwające upały z temperaturą sięgającą 300 C i suszę, która przekreśliła już nadzieje na dobre plony w rolnictwie, że od początku kwietnia nie było u nas typowych dla naszych okolic wiosennych i nękających działkowiczów przymrozków wiosennych. Właściwie wegetacja roślin jest u nas przyśpieszona o miesiąc. Ale warto też wspomnieć przy okazji o tym, że w roku ubiegłym, który też wspominamy jako ciepły - przymrozki trwały do końca maja i pojawiły się pod koniec sierpnia. Wiosną, w maju, były one wtedy tak silne, że wymarzły kwiaty na drzewach owocowych; a w ostatnich dniach sierpnia przymarzły niektóre ciepłolubne rośliny nad Regą w ogrodach przy Wojska Polskiego. Praktycznie to właściwie tylko trzy miesiące są u nas wolne od ryzyka przymrozków, bo zdarzały się one u nas także w pierwszych dniach czerwca.

Susza jest w tej chwili w Łobzie (notuję to 12 maja br.) obecnie straszna, afrykańska, ale warto też pamiętać o tym, że średnia wieloletnia suma opadów na Pomorzu nie przekracza 550 milimetrów w ciągu roku i duża część tego "limitu" została już wyczerpana w ciągu zimy, kiedy to lał deszcz właściwie bez przerwy. Już pewnie tego nie pamiętamy! Kto w to nie wierzy albo już to zdążył zapomnieć, niech sobie to przypomni, że w ostatnich latach było u nas na ogół bardzo sucho, do tego stopnia, że poziom wód gruntowych obniżał się w niektórych okresach prawie o metr, a w ciągu ubiegłej zimy wrócił do normy czyli stanu sprzed kilku lat. We wszystkich okolicznych zbiornikach wodnych poziom wody podniósł się w sposób widoczny. Nawet Rega mimo dwóch miesięcy suszy ma w tej chwili ciągle jeszcze wyższy poziom wody niż w niektórych latach poprzednich, kiedy to ledwo ciekła w swoim korycie. Gdyby te masy wody, które u nas spadły od jesieni do tegorocznej wiosny zamieniły się w śnieg, to mielibyśmy pewnie kolejną zimę stulecia, jak ta z roku 1970, a tak mamy wiosnę tysiąclecia. Można chyba powiedzieć, że obecna susza to klimatyczna rekompensata za mokrą zimę i pewnie, kiedy klimatolodzy podsumują cały bieżący rok, to okaże się, że wszystko jest mniej więcej w normie i tych 550 mm wody jednak u nas spadło, nie mówiąc o średniej wieloletniej, która potwierdzi, że właściwie nic się takiego nie zdarzyło, co mogłoby świadczyć o tym, że zbliżamy się do jakiegoś końca świata, czy że rozpoczyna się właśnie jakaś nowa era klimatyczna w dziejach naszej planety. Tegoroczną wiosnę można sobie nazwać wiosną tysiąclecia z naszego prywatnego łobeskiego punktu widzenia i bieżących doświadczeń z kwietnia i maja, niemniej o tym, czy naprawdę zachodzą jakieś poważne zmiany w naszym klimacie, można by się przekonać, mając wiarygodny materiał statystyczny gromadzony na przestrzeni... powiedzmy kilkudziesięciu tysięcy lat. I lepiej żeby takie zmiany szybko nie nadchodziły - ostrzegają klimatolodzy. Już lepsza jest równowaga, jaką sobie stworzyła przyroda przez miliony lat niż jej naruszanie prowadzące do nieznanych zagrożeń. Nagłe ocieplenie klimatu, to stopienie się czap lodowych na biegunach i podniesienie się poziomu mórz... Brr... nie chce się myśleć o takiej perspektywie. Znowu trzeba by się pchać do jakiejś arki Noego. Są zwolennicy tej teorii, że niby idzie ku ciepłemu, ale my tu w Łobzie wiemy, że z tym ciepłem to znowu tak szybko nie idzie, bo raczej większość naszych mieszkańców nauczona doświadczeniem spodziewa się, że zimy i zimno jednak będą i wszelkimi sposobami stara się ocieplić swoje domy. A tak nawiasem - czym może się skończyć nagłe podniesienie się poziomu wód, co wprawdzie nie było zależne od jakichś zasadniczych zmian klimatycznych, pokazała nie tylko Biblia, ale nasza śląska powódź sprzed dwóch lat. W skali większej, historycznej, o czym właściwie wspominają już tylko encyklopedie i wiedzą Holendrzy, bo coś takiego zdarzyło się u nich na przełomie XIII i XIV wieku, kiedy to morze wdzierało się do ich kraju i zatopiło im jedną czwartą ich terytorium. Do dzisiaj nie mogą się po tym kataklizmie pozbierać i próbują część tego lądu odzyskać. Ich lepiej nie pytać o to, czy są zwolennikami ocieplania się klimatu!
I niby wszystko jest w porządku, kiedy się to bilansuje, uśrednia na przestrzeni jednej ludzkiej pamięci czy kilkudziesięciu lat. A przecież, kiedy się przejdzie do szczegółów, to wychodzi wszystko inaczej niż w statystyce. Ta wiosna tysiąclecia to praktycznie więcej kłopotów i strat niż pociechy z ładnej słonecznej pogody na kolejne jutra, którą przez ostatnie dwa miesiące zapowiadały nieprzyzwoicie uśmiechnięte panienki z telewizji. Ta wczesna wiosna to właściwie i towarzysząca jej straszna susza i wyraźny już spadek urodzajów tego, co stało się u nas podstawą i ratunkiem i tak kulawej gospodarki rolnej czyli zbóż, to złe perspektywy dla upraw ziemniaków, to także wymarznięcie wielu upraw i kwitnących sadów na wschodzie kraju. W perspektywie zapowiadany spadek inflacji może nie nastąpić, ponieważ jej wysokość w dużej mierze zależy od cen żywności, a te na pewno wzrosną; to także sygnalizowane z całego kraju nieszczęścia w postaci coraz liczniejszych pożarów lasów. A tu jeszcze czekają nas pewnie tzw. rekompensaty ze strony przyrody. W ramach wyrównywania zaległości i potwierdzenia statystyki mogą teraz przyjść ulewne deszcze, burze z gradobiciem (już zaczęły się w Niemczech) i chłody; są już tego sygnały - w Moskwie temperatura spadła w połowie maja poniżej minus 10 C, zamarzają tam ludzie, zaczęto ponownie sezon grzewczy.

W tych warunkach jedno jest pewne na pewno - nie wolno się zawczasu radować z takiej wiosny, jaka się nam zdarzyła w tym roku, bo przyroda każe sobie za nią zapłacić. I drugie jest pewne - przeżyjemy i ten kaprys przyrody, bo różne takie anomalie się już zdarzały i mimo to żyjemy. Następne wiosny potwierdzą na pewno prawidłowość tego, że tegoroczne sierpniowe lato nie powinno nas cieszyć w kwietniu i maju - i do tej myśli trzeba się przyzwyczaić, żeby za bardzo się nie podniecać taką "wspaniałą" pogodą, ale także nie narzekać i cierpliwie czekać na powrót do naszej klimatycznej normalności. Broń nas, Boże, przed tym, żeby ustalił się u nas afrykański klimat - tam są tereny, gdzie deszcz nie padał od 20 lat, a w tym roku w Etiopii umrze z powodu suszy około miliona ludzi, przeważnie dzieci. Już w tym naszym klimacie niech raczej wszystko będzie sobie po staremu - ani Syberia, ani Afryka ale zwyczajny umiarkowany Łobez. (W.I.)

Pomogli rodakom z Rosji


(Z wędrówek kuratora społecznego)
Od znajomych ze Związku Sybiraków kurator społeczny Jan Kobzdej dowiedział się, że w Rekowie, w byłym przedszkolu pegeerowskim zamieszkała dzięki życzliwości wójta z Radowa R. Ciechańskiego rodzina Piotrowskich, Polaków z Rosji, z obwodu kaliningradzkiego. Znajomi p. Jana mówili mu, że repatriantom nie wiedzie się dobrze, że po prostu cierpią oni biedę. Przy okazji swoich kuratorskich wędrówek zajrzał on do nich do Rekowa. Rzeczywiście rodzina składająca się z ojca (46 lat), matki, babci i pięciorga dzieci w wieku 7 - 20 lat znalazła się w trudnych warunkach. Jednak w okolicy, dzięki między innymi starym znajomościom i osobistym zabiegom kuratora, znaleźli się ludzie, którzy bezinteresownie pomagają mającym trudności rodakom. Np. swojej wody użyczył im sąsiad Horbacz, dzierżawca H. Kmieć wydzielił im i zaorał działkę pod ziemniaki oraz zapłacił rachunki za prąd, ziemniaki na pierwsze potrzeby i do sadzenia dostali od rolnika W. Lorenta, właściciele sklepu "To i owo" C. i B. Jędrzejczykowie z Łobza dali pościel i firanki, St. Dec ze Smorawiny zawiózł im tapczan, sam kurator kilkakrotnie zjawiał się w gościach z chlebem, kiełbasą i smalcem. Trójkę młodszych dzieci przyjęto do szkoły w Siedlicach. Obecnie dużym problemem dla tych ludzi jest zdobycie pracy, o co w tutejszych warunkach jest wyjątkowo trudno. Od czasu do czasu udaje im się znaleźć dorywcze zajęcia i jest nadzieja, że zadomowią się oni szczęśliwie w nowych okolicznościach. Ale pomagać im trzeba.
(W. I.)

Smutna rocznica


Zamieszczamy drugą część wspomnień p. Czesławy Raińczuk w 60 rocznicę jej zesłania do Kazachstanu.
Rosyjskie dziewczyny Szura i Rufina - pisze p. Czesława - umożliwiły mi pracę przy wyrębie lasu. Poszłyśmy razem do Żambaku odległego o 15 kilometrów od Bajanu i tam, na bardzo stromej górze, na zboczu skierowanym ku południowi, przy 40 stopniowym upale, z brygadą drwali Kazachów wyrąbywaliśmy sosny, cięliśmy je na stemple do kopalni złota w Majakainie. Stemple miały dwie długości - 3,20 m i 2,20 m. Na takie dała zamówienie kopalnia. Mężczyźni ścinali drzewa, a my, dziewczyny, odrąbywałyśmy gałęzie, piłowałyśmy kloce na odpowiednie stemple i układałyśmy je i gałęzie w stosy. Ciężka to była praca dla mnie 15-letniej, wychudzonej, wygłodzonej i drobnej dziewczyny, ale przydział chleba, talerz gorącej zupy, raz na miesiąc przydział 40 dkg cukru i 40 dkg oleju - to nie lada ratunek. Oszczędzałam chleb, czekałam na przydział cukru i oleju i szłam 15 kilometrów do Bajanu, żeby podzielić się z rodziną, bo oni głodowali a mały brat też ciężko pracował.
W pracy koleżanki Rosjanki były dla mnie bardzo dobre. Starały się przy noszeniu kloców brać za ich grubsze końce, żeby mi było lżej. Ale i tak poderwałam się przy tej ciężkiej pracy i bardzo bolał mnie brzuch i krzyż. Kiedy w czasie odrąbywania gałęzi jeden z oczyszczonych z nich kloców zaczął się zsuwać po innych zwalonych pniach i nabierał rozpędu na stromym zboczu, grożąc mi przygnieceniem, wtedy doskoczył do niego jeden z Kazachów i udało mu się go zatrzymać. Widziałam jak trysnęła mu krew z ramienia. Kazachowie podarli koszulę, mocno zawiązali mu rękę i udało im się zatamować krew. Poczucie wdzięczności dla tego nieznanego człowieka przechowuję w pamięci do dzisiaj - sam się ciężko zranił i bodaj ocalił mi życie. W ogóle tubylcy byli dla nas bardo dobrzy, życzliwi i starali się nam pomóc, choć wszystkiego, przede wszystkim jedzenia i im brakowało. Ale władze NKWD trzymały nas pod stałą kontrolą, ciągle przeprowadzały u Polaków rewizje, ciągle kogoś aresztowały, ciągnęły na komendę, aż wreszcie uczepiły się mojej mamy. Namawiano ją, żeby przyjęła obywatelstwo radzieckie. Wzywano ją na komendę przez wiele tygodni i miesięcy, a że mama kategorycznie odmawiała, aresztowano ją i wywieziono ją łagru w Pietropawłowsku na dwa lata. Stało się. Mamę powieziono daleko, a my zostaliśmy sami i nie wiedzieliśmy, czy się jeszcze kiedykolwiek zobaczymy. A żyć było trzeba. Tułaliśmy się po różnych mieszkaniach, broniliśmy się przed głodem. Jedliśmy gotowaną kalinę, jarzębinę, czeremchę, głóg z pestkami bez żadnych otrąb, bez łyżki mąki. Wreszcie dostaliśmy pracę w Promkominacie i jakoś ratowaliśmy się przed głodem, wciąż jednak chleb spożywając od wielkiego święta. Brat pracował jako woźnica. Ja pracowałam w różnych cechach przemysłu terenowego - robiłam łyżki drewniane, grzebienie z drewna i z rogów, plotłam koszyki z wikliny, robiłam pimy (walonki) w pimakatni, ale najtrudniej było mi piłować drewno na podwórki z Kazachami przez 8 godzin w upale. Byłam jeszcze za słaba, zbyt młoda do takiej ciężkiej pracy, miałam przecież 16 lat, a brat 14. Wyrośliśmy z odzieży, obdarliśmy się i nie było w co się ubrać. Do Bajanu przybyli nowi zesłańcy z Kaukazu - Czeczeni i Niemcy. Zaprzyjaźniliśmy się z nimi i pomagaliśmy sobie wzajemnie w trudnym życiu. Koleżanka, Czeczenka poprosiła ojca, który garbował skóry, żeby dawał nam już mu niepotrzebną wełnę owczą, a my przędłyśmy ją i robiłyśmy sobie swetry. Brat też się tego nauczył. Niemka - pani Ida Kajzer zatrudniona w tym samym Promkombinacie co my, założyła w górach ogród przy strumyku. Dyrekcja Promkombinatu ulitowała się nad nami i przeniosła nas do tego ogrodu. Pracowaliśmy przy karczowaniu polany pod ogród, raniąc się boleśnie dzikimi różami, ale było mimo wszystko lżej. Pani Kajzer też nam pomogła, dając nam kilka grządek i wiadro drobnych ziemniaków sadzeniaków, które dały ładny plon i ratowały nas przed głodem.

Minęły dwa lata. Wróciła mama, wychudzona, wyniszczona, z wpadniętymi oczami, z rękami bezwładnie zwisającymi, z czarnymi, odmrożonymi nogami, wystraszona, zrezygnowana, całkiem odmieniona i obdarta. Ile ona musiała przeżyć! Jednak nic nam o swoim więziennym życiu nie opowiadała prócz jednego zdarzenia. Więźniowie zbierali kłosy, nad nimi stał uzbrojony konwojent. Jedna z kobiet wyjęła ziarnko z kłosa i włożyła je do ust. Konwojent natychmiast do niej strzelił i zabił ją. Osunęła się po mamy ramieniu. Mama strasznie to przeżyła. Odtąd zbierała kłosy, trzymając ręce jak najdalej od ust. Teraz pracowaliśmy wszyscy - my w Prokombinacie, mama w magazynach zbożowych. Mama dostała z pomocy zagranicznej męskie sznurowane buty i dobrze się stało, bo były one za duże i można było do nich wsypywać trochę ziarna; nigdy za dużo, bo przy wychodzeniu z pracy była przy drzwiach kontrola, więc trochę tego ziarna w butach wyglądało na "przypadek", a nie na kradzież, za co mama mogła stracić tak "intratną" pracę. Był to dla nas ratunek. Zrobiliśmy mamie odzież z wełny; gorzej, że z tej wełny trzeba było zrobić też pod spód bieliznę. Drapało to strasznie, ale najgorsze było to, że lęgły się w tym bezkarnie wszy i nie można było tego wygotować. Żelazka nie mieliśmy. Co gorsza - zdarła się nam ostatnia pościel. Kołdra bez powleczenia wyglądała okropnie: brudna, wyświechtana, wata zbiła się w grudki, a miejsca pikowane były cieńkie, zupełnie bez waty i właśnie tam gromadziły się wszy. W zakamarkach legowiska i w szparach izby było pełno pluskiew. Noce były okropne! W zimie, w nocy podczas snu nasz trzyczęściowy materac rozsuwał się odsłaniając nasze zziębnięte ciała, gryzły wszy z kołdry i wełnianej bielizny, a pluskwy atakowały spadając z sufitu. Ponadto reumatyzm już tak nam przeżarł kości przez wilgoć i mroźne zimy, że kiedy wyciągnęliśmy nogi, to nie mogliśmy ich skurczyć, a gdy próbowaliśmy to robić, to łapały nas skurcze i nie mogliśmy ich ponownie wyprostować. Ból był okropny, do płaczu!

Dowiedzieliśmy się w końcu, że szykuje się dla nas powrót do kraju. Modliliśmy się o koniec naszej gehenny. Nadeszła Wielkanoc. Jedzenia niewiele, trochę produktów z pomocy zagranicznej. Posprzątaliśmy, ja wycięłam z gazety firaneczki na okna, a tu wchodzi predsiedatiel - przewodniczący rady gminnej. Spojrzał na firaneczki i krzyknął ze złością - "Kto to zrobił?" - Powiedziałam, że ja. Kazał natychmiast to zdjąć. Okazało się, że nie zauważywszy pocięłam twarze ich dostojników państwowych, w tym oczywiście Stalina. Zlękłam się, przepraszałam, bo rzeczywiście zrobiłam to bezwiednie. I to teraz, kiedy mamy wracać do kraju. Płakałam po nocach, bardzo się bałam, że mnie nie puszczą, zaaresztują i na zawsze zostanę w tym "raju". Modliłam się gorąco, żeby przewodniczący o tym zapomniał. I oto maj! Wracamy do Polski po sześcioletniej tułaczce. Wozy prawie puste, idziemy obok nich, bo odprowadza nas prawie cała wieś. Część tych ludzi towarzyszy nam pewnie ze sześć kilometrów w step. Płaczą na pożegnanie. Wzruszają nas ci serdeczni i dobrzy ludzie, ale czujemy wewnętrzne wielkie i nieopisane szczęście, że wyrywamy się z piekła. Oto już CES, Majkain, prom po Irtyszu, Pawłodar, stacja, pociąg (też towarowy - ale drzwi otwarte). Szczęśliwi, radośni śpiewamy "My uszli od prokliatoj dorogi" - uciekliśmy z przeklętej drogi. Potem Ural, Smoleńsk - tu krzyż wysoki, brzozowy przy kolei. Stajemy na baczność - to ofiary Katynia. W Baranowiczach biegniemy do kościoła. Śpiewają "Boże coś Polskę", a nam po twarzach leją się łzy. Niech płyną, niech zmyją z oczu choć trochę tkwiących w nich obrazów z sześcioletniej tułaczki i nędzy. Przyjeżdżamy do Łobza. Jest 9 czerwca 1946 roku. I zdawałoby się, że to koniec nieszczęść. Tak, to koniec z wszami, z głodem. Ale nasze głodzone przez sześć lat żołądki nigdy nie wróciły już do normy ani zmrożone kości, ani spracowane, zniekształcone kręgosłupy, ani nerwy, ani cały wyniszczony organizm

Oby nasze dzieci, wnuki i dalsze pokolenia nie zaznały takich nieszczęść, z których chyba najgorsze ze wszystkich były w tych rodzinach, w których ktoś umierał z głodu, a najbliżsi patrzyli na to i nie mogli mu pomóc. Taka to smutna rocznica. Czesława Raińczuk W poprzednim odcinku pisząc o dawanych nam w Kazachstanie racjach chleba podałam cyfrę 250 dkg. Oczywiście dostawaliśmy tylko 25 dkg i to nie zawsze. (Cz. R.)

Spotkanie z posłem


Jedynym posłem z naszego okręgu wyborczego, a w ogóle z województwa zachodniopomorskiego, który stara się bardzo systematycznie utrzymywać kontakty ze środowiskiem łobeskim, jest poseł na Sejm RP reprezentujący Sojusz Lewicy Demokratycznej Stanisław Kopeć. Kilku osobom się to nie podoba, bo ich faworyci albo przegrywali z kretesem z posłem SLD w wyborach, albo jeśli już weszli do sejmu, to nie mają obecnie po zaledwie dwóch latach kadencji nic do powiedzenia i pewnie dlatego boją się zaglądać w "teren" i zdawać sprawę wyborcom ze swoich niespełnionych obietnic oraz stawić czoła coraz bardziej zniecierpliwionym ludziom. Ostatnio poseł Kopeć w towarzystwie starosty powiatu stargardzkiego Krzysztofa Ciacha bawił w Łobzie w dniu 4 maja br. Celem jego pobytu u nas było spotkanie z licealistami i zapoznanie przyszłych wyborców z rolą, jaką spełnia sejm w demokratycznym państwie, z jego organizacją, układami politycznymi w parlamencie, sposobem zgłaszania i uchwalania ustaw, które obowiązują potem całe społeczeństwo oraz jego osobistym udziałem w pracach sejmu i w jego komisjach. Dla młodych ludzi, którzy licznie zapełnili salę gimnastyczną w liceum, była to bodaj pierwsza konfrontacja z wiarygodnym politykiem, który posłuje już drugą kadencję i wybrany został nie z jakiejś partyjnej listy krajowej, ale w autentycznych twardych wyborach, co chyba jest dostateczną legitymacją jego popularności i zaufania ze strony wyborców, ale i źródłem wręcz patologicznej nienawiści, a może raczej niskiej zawiści ze strony kilku zawiedzionych i z tego powodu nieszczęśliwych outsiderów politycznych. Tu natychmiast przychodzi na myśl stara anegdota o karawanie.

Po części "szkoleniowej" pytano posła i przekonywano (naucz. Z. Bogdanowicz, burmistrz H. Szymańska, dyr. liceum J. Manowiec) o konieczności budowy hali sportowej przy liceum w Łobzie i o konieczności wsparcia tej niezbędnej dla Łobza inwestycji przez starostwo stargardzkie, a także o to, kiedy się poprawi tzw. algorytm, według którego przyznaje się szkołom subwencje "na głowę" ucznia . Odpowiadał na te pytania starosta K. Ciach. Otóż starostwo - mówił - które zarządza szkołami średnimi w powiecie, nie dostało na rok bieżący ani grosza na inwestycje szkolne w czasie, kiedy 3 szkoły są w trakcie remontów rozgrzebane, kiedy wiele szkół w ogóle nie ma nawet prymitywnych sal gimnastycznych. To samo dotyczy sum, które obowiązkowo powinny według algorytmu dostać szkoły. Tu zabrakło 800 tys. zł, Łobez do tej pory nie dostał np. 200 tys. zł., co stawia pod znakiem zapytania funkcjonowanie szkół w ogóle, bo nawet pełne subwencje wystarczają im zaledwie na wegetację, na utrzymanie się w "ruchu" bez możliwości zakupu pomocy naukowych czy mebli, bez marzenia o jakichkolwiek remontach, nawet bieżących. Budżet oświaty w ogóle jest niedoszacowany o 15%, rząd nie wywiązuje się ze swoich ustawowych zobowiązań ani wobec szkół, ani wobec nauczycieli. Ministerstwo podejmując reformę oświaty nie zrobiło analizy kosztów i z tego powodu panuje bałagan; ono nie bardzo w tej chwili wie, jakie są potrzeby szkół. Dlatego - mówił starosta - zabieranie się do budowy hali gimnastycznej o wymiarach 60 x 40 metrów bez pieniędzy jest w tej chwili wyjątkowo trudne, poza tym utrzymanie i ogrzanie takiej hali byłoby kosztowniejsze niż np. utrzymanie obecnego liceum. Czy miasto byłoby w stanie ponieść takie dodatkowe koszty? Na dodatek szkoły się wyludniają, nadchodzi niż demograficzny. Już wiadomo, że za kilka lat o 20% spadnie ilość dzieci w szkołach, bo te dzieci już żyją. Starosta Ciach zwrócił też uwagę na to, że musi on działać w warunkach takich, jakie mu dyktuje głodowy budżet, a nie marzenia i pobożne, mimo że skądinąd słuszne - życzenia. Rzeczywistość do marzeń raczej nie skłania. Na razie finanse oświaty są fatalne, a perspektywy też złe. Uczeń P. Potoczek pytał posła, dlaczego musi być tak dużo uczniów w klasach (w jego jest 42), skoro według założeń reformy miało być nie tylko pod tym względem lepiej. Odpowiadając - poseł przeprosił zebranych, że mimo wszystko, chociaż takiego zamiaru nie miał, został zmuszony tym pytaniem do zajęcia stanowiska politycznego. Otóż - stwierdził - on tej reformy nie uchwalał, był jej w tej formie, w jakiej się ją przeprowadza, przeciwny. Dlatego nie do niego powinno się takie pytania kierować. Przy okazji zauważył też, że jest przecież posłem opozycji, że obecna koalicja nie przyjmuje do wiadomości żadnych uwag i wniosków SLD, odrzuca dla zasady nawet te, które mogłyby niejedno poprawić.

Dyr. J. Manowiec pytała, czy lewica coś zmieni w oświacie, kiedy dojdzie do władzy. Tak - odpowiedział poseł - zaproponuje, żeby dzieci zaczynały naukę o rok wcześniej. Nie będzie już mogła nic zmienić w organizacji szkoły podstawowej i gimnazjum, ale zmieni organizację szkolnictwa średniego powyżej gimnazjum, co zaś do finansów, to będzie mogła i musiała na razie dysponować tylko tymi, jakie dostanie w spadku po obecnie rządzących. A te, jakie są mizerne, każdy widzi. W. Bajerowicz

Wiadomości wędkarskie


Zawody, zawody, zawody...
Sezon zawodów wędkarskich rozpoczął się nam jak co roku, z początkiem wiosny. Pierwsza impreza odbyła się 16.04. na Brzeżniaku. Były to tradycyjne już zawody drużynowe, o Puchar Prezesa koła. Jak co roku cieszyły się one bardzo dużym zainteresowaniem wędkarzy. Po zimowym odpoczynku od wędek, kto żyw ruszył po wędkarskie emocje. Na starcie stanęło 29 drużyn seniorów i 9 zespołów młodzieżowych. Ogółem startowało 114 zawodników. Oprócz reprezentantów prawie wszystkich łobeskich zakładów pracy, oraz zespołów towarzyskich, licznie przybyli goście z okolicznych, zaprzyjaźnionych kół. Mimo tak dużej obsady, a może właśnie dzięki niej, nie można uznać tej imprezy za specjalnie udaną. Po pierwsze, z racji dość skromnej ilości miejsca, organizatorzy byli zmuszeni do maksymalnego skrócenia stanowisk wędkarskich. Odbiło to się bardzo niekorzystnie na komforcie wędkowania. Częste były przypadki, kiedy wędkarze przeszkadzali sobie nawzajem, plącząc zestawy i łowiąc na polu przeciwnika. Sporym zgrzytem była też fatalna pomyłka jednego z sędziów sektorowych, który przy przepisywaniu wyników juniorów, na ogólną listę podsumowującą źle odczytał ilość punktów Marcina Polnego, efektem czego cała jego drużyna zamiast otrzymać wywalczone drugie miejsce, została zdeklasowana na przedostatnią pozycję. W całej tej sytuacji cieszyć może bardzo odpowiedzialna postawa sędziego głównego zawodów, Adama Ilewicza. Pan Adam po zorientowaniu się o pomyłce, całą winę za nią wziął na siebie i napisał specjalne oświadczenie skierowane do wszystkich zainteresowanych, w którym wyjaśnił wszelkie okoliczności zdarzenia oraz przeprosił za nie. Wspólnie z prezesem Rakocym ustalili że oficjalne odplątanie tej nieprzyjemnej sytuacji nastąpi przy najbliższej okazji, czyli w czasie trwania Mistrzostw Koła. Poszkodowani chłopcy otrzymają należny im puchar i dyplom. Koło zakupi im też utracone nagrody rzeczowe. O ile dwie poprzednie sprawy można potraktować jako wypadek przy pracy, to ostatniej o której chcę kilka słów napisać, nie powinniśmy tolerować. Chodzi mi o obecność na zawodach, alkoholu. Niektórzy z uczestników imprezy potraktowali ją jako świetny pretekst do wypicia. Dzięki Bogu byli oni w znakomitej mniejszości, nie mniej jednak dość widocznej. Żenującym jest fakt że jeden ze skądinąd szanowanych pracodawców, zorganizował swoim ludziom "wypoczynek", przywożąc im na zawody, kilkanaście butelek wódki. Myślę że spore pole do popisu może mieć w takiej sytuacji komisja sędziowska która powinna takich "sportowców" wykluczać z zawodów. Regulamin wypowiada się na ten temat bardzo jasno, a jeżeli nie zamierzamy się do niego stosować, to na litość boską nie zapraszajmy na takie imprezy gości bo nam ten wstyd rozniosą na całe województwo. No ale dość tego biadolenia, zarząd koła wszystkie te sprawy przemyśli i następnym razem na pewno będzie lepiej. Pora na wyniki.

Kategoria Seniorów
1. BIG FISH Szczecin - Sławomir Rogiński, Marek Uciechowski, Zdzisław Rogiński
2. OCHOTKA - Jan Wolanicki, Stanisław Trapszo, Krzysztof Wolanicki
3. REGA Świdwin - Marek Frączak, Michał Terepeńko, Andrzej Mikułko

Kategoria Juniorów
1. LESZCZE - Piotr Kulczyński, Wojciech Buksa, Grzegorz Wróblewski
2. PODKOWA - Marcin Polny, Łukasz Kowalewski, Daniel Rycharski
3. REGA Świdwin - Zbigniew Sekura, Tomasz Bertosz, Marcin Ławrynowicz
Największą rybę zawodów, 29-cio centymetrowego krąpia, złowił reprezentant policjantów - Andrzej Kozioł. Puchar za największą ilość złowionych ryb zdobył Big Fish-owiec, Marek Uciechowski. Nadłubał ich aż 605szt.
To oni zdobyli II miejsce w kat. Juniorów: Marcin Polny, Daniel Rycharski Łukasz Kowalewski.

Inauguracja "Ligi Okręgowej" miała w tym roku miejsce 30.04. w Kamieniu Pomorskim. Niestety nie wypadła ona dla naszej drużyny najlepiej. Seniorzy nie zdołali zakwalifikować się na punktowane miejsce, a i juniorzy też nie błyszczeli. "Wywalczyli" końcowe miejsca w klasyfikacji. Jedynie drużyna pań w składzie: Krystyna Rakocy, Beata Płoszańska i Ewa Marszałek uratowała honor "Karasi", zajmując trzecią lokatę w swojej kategorii, choć prawdę mówiąc po cichu liczyliśmy na więcej. Niewątpliwie największą niespodziankę, na tych zawodach, sprawili juniorzy z Radowa Małego. Pokonali wszystkich przeciwników i odjechali do domu ze wspaniałym pucharem i dyplomem za pierwsze miejsce. Szkoda tylko że był to dla nich tylko jeden epizodyczny wyjazd. Podziwiając ich ambicję i wolę walki, myślę że gdyby w Radowie znalazł się ktoś kto by się nimi zaopiekował i zawiózł ich na wszystkie zawody z całej kolejki, to takich niespodzianek niewątpliwie byłoby więcej. Widzę w nich doskonały materiał na zawodników, dlatego też rozmawiając z jednym z chłopców po zawodach, zaproponowałem mu żeby "przykleili" się do naszej drużyny i z naszą pomocą rozpoczęli starty "na własną rękę". Oni być może mieliby na to ochotę ale jeden z "Bardzo Ważnych Działaczy" radowskiego koła, zabronił im jakichkolwiek kontaktów z nami pod karą wyrzucenia z koła. Z tego samego powodu nie mogli przyjechać na organizowane przez nas zawody na Brzeźniaku. Tak więc panowie z "Sumika", jak ten pies ogrodnika co to sam nie zeżre i innemu nie da, realizują swoje drobne ambicyjki kosztem tych biednych dzieci. Czas już chyba wielki na opamiętanie, bo to nie tędy droga.
Po raz pierwszy zorganizowano u nas spiningowe Mistrzostwa Koła. Pierwsza tura tych zawodów miała miejsce 3 maja, nad jeziorem Karwowo. Wzięło w nich udział 28 wędkarzy. Pierwsze miejsce zajął Eugeniusz Pilecki, wynikiem 1205pkt. Następni byli w kolejności: Tadeusz Karkuszewski, Jerzy Rakocy, Antoni Karluk, Edward Reksa i Czesław Andrzejczak. Drugą turę która wyłoni Mistrza zaplanowano rozegrać na jesieni. Zarząd koła zamierza wpisać tę imprezę na stałe do kalendarza rozgrywek. W przyszłym roku będzie ona skoordynowana z preliminarzem okręgowym co da możliwość startu Mistrza Koła w Mistrzostwach Okręgu.

Kolejne zawody to pierwsza tura Pucharu Prezesa Zarządu Okręgu, na Odrze w Szczecinie. Odbyły się one 14 maja. Ten start też nie był pocieszający. Seniorzy wypadli "tak jak zwykle", najlepszy z juniorów - Łukasz Kowalewski był dopiero ósmy a Ewa Marszałek, piąta. Z pośród piętnastu drużyn zajęliśmy dziewiątą lokatę. Pocieszający może być tylko fakt że wszystkie stargardzkie drużyny były daleko w tyle za nami. W ubiegłych sezonach przywykliśmy już do znacznie lepszych wyników. Jedynym jasnym promykiem nadziei było drugie miejsce w sektorze Beaty Płoszańskiej. Pani Beata w tym roku rozpoczęła starty i przebojem prze do przodu. Drugie miejsce w sektorze, w Kamieniu Pomorskim, drugie miejsce teraz, to bardzo dobrze rokuje na przyszłość. Oby tak dalej, a jest nadzieja że dochowamy się jeszcze jednej znakomitej wędkarki.
Andrzej Marszałek

Wybieramy senatora


25 czerwca odbędą się wybory uzupełniające do senatu Rzeczypospolitej Polskiej z tego powodu, że senator M. Jurczyk został pozbawiony swojego mandatu z powszechnie znanych przyczyn. Z naszego okręgu wyborczego (w Łobzie) z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej będzie kandydował na to stanowisko Dr Zbigniew Zychowicz. Dr Zb. Zychowicz ma 47 lat. Jest bardzo znanym i szanowany w naszym województwie człowiekiem i działaczem samorządowym. Jest on socjologiem i wykładowcą Akademii Rolniczej w Szczecinie, do niedawna pełnił funkcję marszałka Sejmiku Wojewódzkiego, a obecnie pełni funkcję doradcy prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego do spraw samorządu terytorialnego. Odwiedzał on wielokrotnie Łobez, chętnie występował w obronie jego interesów, co dało się szczególnie zauważyć w jego zabiegach (także finansowych) o utrzymania szpitala w Resku oraz w przeciwstawianiu się likwidacji Łobza jako siedziby powiatu. Warto pójść na te wybory i poprzeć kandydaturę Zbigniewa Zychowicza, który w całym swoim dotychczasowym działaniu dał się poznać jako człowiek godny społecznego zaufania. RED

Tu 'Łobeziak' nr 74296. Słucham....?


1. "Część naszych łobeskich sklepów jest już zmodernizowana i dba się w nich o wygodę klienta. Niektóre jednak są jeszcze "uzbrojone" w potężne i trudne do sforsowania żelazne i ciężkie drzwi. Nie będę wymieniał, w których sklepach trzeba się z takimi wierzejami szamotać, zanim się do wejdzie do wnętrza, ale powiem, że odstręczają one klientów, mnie na pewno, nie mówiąc o dzieciach. Skoro już jestem przy drzwiach, to wspomnę o drzwiach wejściowych do naszego Ośrodka Zdrowia, które mają tak zamontowaną malutką i przylegającą do nich klamkę, że trzeba się mocno silić, żeby ją w ogóle uchwycić. Są to niby drobiazgi, ale chwilami dokuczliwe."
Klient

2. "Do tej pory było sucho, jednak w końcu chyba spadnie deszcz i wtedy pojawi się tradycyjna kałuża na zakręcie ulicy Bema i Kościelnej. Kilka razy w przeszłości byłem w tym miejscu paskudnie ochlapany, ale spotkało to także wielu innych przechodniów złorzeczących kierowcom, którzy nie zawsze w porę zwalniają na tym odcinku. Jeśli to nie jest droga gminna, to mimo wszystko nasze władze powinny interweniować w powiecie czy gdzie indziej, żeby ten stan zmienić.
Przechodzień

3. "Wprawdzie wspominaliście już kilka razy o tym, że w imponujący i godny pozytywnej zazdrości sposób Spółdzielnia Mieszkaniowa "Jutrzenka" prowadzi systematyczne ocieplanie swoich kolejnych bloków mieszkalnych, to jednak niemniejszy podziw budzi praca firmy, która te prace wykonuje między innymi obecnie na Bema. Nie ma tam typowego dla polskich budów bałaganu, walającego się sprzętu i materiałów, śmieci, wałęsających się ludzi z rękami w kieszeniach i papierosami w zębach. Robota idzie szybko, a jej kolorowe efekty może sobie każdy obejrzeć i podobno odczuć, na co czekam z niecierpliwością jako mieszkaniec jednego z tych bloków, bo od tych lokatorów, którym ocieplenie zrobiono wcześniej dowiaduję się, że efekty w zimie są rewelacyjne. Podziwiam tę robotę. Okazuje się, że "nasi" też potrafią dobrze i wydajnie pracować. Szare, klocowate bloki wyglądają teraz ozdobnie i nawet są na oko ładne."
J. K. - mieszkaniec bloku na Bema

4. "Było w maju kilka świąt państwowych i gdzie niegdzie wywieszono z tej okazji kilka flag (a raczej mizernych chorągiewek) na instytucjach urzędowych i wzdłuż ul. Niepodległości. Nie da się ukryć tego, że część tych symboli narodowych była, delikatnie rzecz nazywając, dosyć już nieświeża i sfatygowana. Niestety, "prywatni" obywatele nie dali poznać po sobie, że coś ich z majowymi świętami wiąże i niczym nie zamanifestowali tych rocznic w ogóle. Jest tak, jakby ludzie wstydzili się tego, że są Polakami. Wprawdzie wywieszenie jakiejś tam flagi nie świadczy zaraz i z góry o tym, że ktoś jest lepszym patriotą, bo nie tym mierzy się w końcu ów patriotyzm, jednak jakoś tak smutno się robi człowiekowi, który podróżując np. po Danii czy Szwecji widzi, że z okazji ich świąt praktycznie każdy dom jest ozdobiony flagami, nie mówiąc o prywatnych posesjach, przy których ustawione są na stałe wysokie maszty, na których powiewają duże i czyste flagi narodowe. Czyżby zjawisko to miało jakiś związek z tym, że oni tam identyfikują się ze swoim państwem od setek lat i są z niego dumni bez względu na to, kto akurat rządzi, a u nas historia, także ta najnowsza może najbardziej, nauczyła ludzi, że z władzami nigdy nic nie wiadomo, co wywiną i co sknocą i zbytnia ich afirmacja i manifestowanie zarządzanych przez nie obchodów dzisiaj, może za chwilę, jutro, narazić człowieka na śmieszność i posądzenie o polityczną naiwność? Jeśli tak jest, to nie świadczy to o dobrym samopoczuciu społeczeństwa. Także naszego, łobeskiego. Ludzie zdają się sygnalizować w ten sposób, że mają dość wielkich słów, gestów i obiecanek." (W. I.)

5. Kolejny raz dzwonią do nas czytelnicy, że są pytani przez wjeżdżających na rondo kierowców z dalszych stron Polski, którędy się jedzie na Szczecin, Stargard, Resko czy Nowogard, bo myli ich wielki drogowskaz "Recz". Muszą stawać, brać do ręki mapę i kombinować lub pytać ludzi, co zrobić z tym ważnym Reczem, jak z niego wybrnąć. W końcu okazuje się, że jest on w bok, nawet nie po drodze do tamtych miejscowości. Poruszaliśmy już ten temat w tym miejscu, zgłaszaliśmy tę wątpliwość drogowcom - twierdzą, że tak jest w porządku. Naszym zdaniem szkoda, że niektórzy zamiejscowi kierowcy będą wspominać Łobez jako miejscowość, w której musieli błądzić jadąc np. nad morze. RED.

6. "Czy zwróciliście uwagę na to, co najlepiej w kalendarzu przyrody daje znać o tym, że w tym roku coś się w niej rozregulowało? W połowie maja pojawiły się kwiaty na lipach! Aż się nie chce wierzyć, ale tak jest. To jest fenomen przyrodniczy. Przecież lipy u nas, jak sama nazwa wskazuje, powinny kwitnąć w lipcu, a nawet robiły to w jego połowie, kiedy trafiły się chłodniejsze lata. Jan K." Telefon z tym spostrzeżeniem odebraliśmy 20 maja 2000 roku. Rzeczywiście - każdy może to sprawdzić - na lipach w tym dniu były już kwiaty. RED.

7. "Jestem rolnikiem. Z powodu tegorocznej suszy wniwecz idą moje plony, a moja przyszłość zapowiada się tragicznie, bo do tej pory była i tak zła. W telewizji oglądam przede wszystkim prognozy pogody - od pogody zależy przecież mój byt. Dzień w dzień uśmiechnięte i zawodowo szczerzące ładne uzębienie panienki zapowiadają na jutro wspaniałą słoneczną pogodę, a mnie dosłownie trafia... Oglądam też różne zagraniczne programy. Nigdzie tam prezenterzy (to jest chyba u nich zasada), mówiący o pogodzie, nie zachowują się tak swawolnie i co tu dużo gadać, głupio, jak nasi - są rzeczowi i poważni. Bo przecież ładna pogoda to pojęcie względne. Dla kogoś, kto sobie siedzi wygodnie pod dachem, kto wybiera się na wczasy, kto ma dużo pieniędzy, żeby pojechać do Tunezji, na Baleary czy Wyspy Kanaryjskie słońce i susza przez cały rok to uciecha, dla mnie w tym wymiarze jak w tym roku to marny los mój i mojej rodziny. A takich nieszczęśliwych Polaków jak ja są przecież miliony. Źle się czuję słuchając naszych prognoz pogody, mówią o nich nieczuli ludzie. Jedynym obiektywnym człowiekiem pod tym względem jest Andrzej Zalewski w radio. Ten sobie nie pozwala na taki optymizm dla bogaczy".
Rolnik łobeski

Wyjątkowo gorące lato. Z daleka od Łobza


Maj to z pewnością najpiękniejszy z polskich miesięcy, ale tegoroczny był zapewne najcieplejszy ze wszystkich mi znanych. Jedna z najpiękniejszych piosenek Kory, obchodzącej właśnie 25-lecie występów, nosi tytuł "wyjątkowo zimny maj". Tegoroczny maj przyniósł letnie upały, które znosiłem znakomicie w różnych zresztą miejscach. Najpierw najdłuższy weekend nowoczesnej Europy" (tak pisano) spędziłem w "magicznej" Pradze - jednym z najpiękniejszych miast, jakie poznałem. W Pradze bez trudu odnajduję ślady Kafki, Haszka, Hrabala i...legendarnego Golema. Ale o tym, zdaje się, już niegdyś pisałem z okazji wcześniejszych podróży nad Wełtawę. Tym razem byłem na obiedzie "U Golema" (i, jak zwykle "U Kalicha), gdzie chadzał Szwejk), na ciemnym piwie "U Felka" i "U Kocoura", dokąd prezydent Havel zapraszał Rolling Stonesów. 55 rocznica zakończenia II wojny światowej zbiegła się z 30 (!) rocznicą mego ślubu. W dzień później brałem udział w uroczystej sesji z okazji 70-lecia urodzin (i 50-lecia pracy naukowej) Profesora Piaseckiego - jednego z mych mistrzów i przyjaciół, który odegrał bardzo ważną rolę w mym życiu. Profesor kierował moją pracą magisterską i rozprawą doktorską i ...był świadkiem na moim ślubie. Kolejny dzień spędziłem na obozie moich studentów w Orzyszu na Mazurach. Tam, 24 lata temu miałem wykład na "panowskiej" szkole inżynierii systemów, dzień po tym, jak urodził się mój młodszy syn, Jacek.

Ledwie minęło kilka upalnych dni, a ja podziwiałem Tatry "od słowackiej strony" (piękny Krywań). Znalazłem się tam z okazji krótkiego pobytu w słowackiej Akademii Wojskowej w Liptowskim Mikulaszu na konferencji poświęconej matematycznym modelom walki. W drodze powrotnej burza i oczekiwany deszcz (ulewa utrudniająca jazdę samochodem). Dzień odpoczynku (?), podczas którego spisuję niniejsze zapiski, a już jutro wylatuję do Lizbony, o czym mam nadzieję napisać za miesiąc. Ale za miesiąc zapewne najważniejszym wydarzeniem będzie III Zjazd Absolwentów (1945 - 1990) łobeskiego liceum, w którym, rzecz jasna chciałbym wziąć udział. Jako człowiek z natury sentymentalny bardzo lubię takie spotkania, mimo że uświadamiają bezlitosny upływ czasu. Na to akurat nie ma rady, więc może należy to znosić z tymi, którzy zaświadczyć mogą o tym, że kiedyś byliśmy młodzi.
Piotr Sienkiewicz

XVII sesja


XVII sesja Rady Miejskiej trwała wyjątkowo krótko. Zasadniczym jej tematem było sprawozdanie Zarządu Miasta z wykonania budżetu w roku 1999 i ubieganie się o absolutorium. Radni wysłuchali w związku z tym opinii komisji rewizyjnej, która pozytywnie oceniła rozdysponowanie gminnych pieniędzy w roku ubiegłym i zaproponowała udzielenie Zarządowi absolutorium za ten okres. Ponieważ opinia Rejonowej Izby Obrachunkowej w Szczecinie także była pozytywna - przystąpiono do głosowania wniosku komisji rewizyjnej. Radni jednogłośni przyjęli sprawozdanie; "za" głosowali nawet ci, którzy w ubiegłym roku mieli wiele wątpliwości, co do szczegółów realizowania przez Zarząd budżetu. Wynikało to ze zrozumienia przez wszystkich faktu, że pieniędzy z kasy gminnej można było wydać tylko tyle, ile ich było i z przekonania, że i tak wszystkich życzeń i marzeń mieszkańców nie da się spełnić, choćby nawet budżet gminny był kilkakrotnie wyższy, na co się w tej chwili zupełnie nie zanosi. Ludzie nie dyskutowali na ten temat, bo po prostu nie było o czym.

Następnie Rada wysłuchała informacji o stanie opieki społecznej w gminie. Pisaliśmy na ten temat w poprzednim numerze "Łobeziaka" w artykule pt. "Łobeska bieda". Nasz ośrodek opieki społecznej, przypominamy, dostaje już trzeci rok z rzędu, coraz mniej środków na pomoc społeczną, np. w roku 1998 miał do dyspozycji 1551 tys. zł, w 1999 - 1455 tys. zł, a w prognozie na rok 2000 ma już tylko 1080 tys. zł. Tymczasem liczba ludzi, którzy bez opieki nie przeżyją, rośnie. Biedy przybywa. Wypłaca się zasiłki wynoszące niekiedy 20 zł !! Nie poprawiły samopoczucia zebranych także informacje o stanie bezrobocia w gminie i sposobach zapobiegania tej społecznej klęsce. W Łobzie bezrobocie wprawdzie nie rośnie, bo ratuje sytuację to, że nieoceniona w naszym mieście firma Bode zatrudniła ostatnio dodatkowo 50 kobiet, to jednak perspektywy zapobieżenia mu są złe. Nie powstają w naszym mieście nowe inwestycje. Na dodatek obecny na sesji dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy ze Stargardu powiadomił zebranych, że do tej pory (26 kwietnia br.) dostał 15% sumy pieniędzy, jaką miał do dyspozycji w roku ubiegły na aktywizację bezrobotnych. W powiecie stargardzkim stopa bezrobocia wynosi 23% w stosunku do ludności zawodowo czynnej, a województwo zachodniopomorskie należy do trzech najbardziej zagrożonych regionów Polski.
Zarząd przedstawił na sesji także projekt poprawek do rozdysponowania rezerwy budżetowej. Między innymi zaproponował on zakup mikrobusu osobowego dla potrzeb Urzędu. Przy trzech głosach wstrzymujących się Rada zaaprobowała ten zakup. Także na wniosek przewodniczącego Rady Miejskiej M. Płóciennika przy trzech głosach wstrzymujących się Rada zatwierdziła podwyżkę poborów dla burmistrz H. Szymańskiej o 10% w stosunku do roku poprzedniego. Wynoszą one obecnie 7600 zł miesięcznie, oczywiście brutto.
W. Bajerowicz

Zabezpiecz się przed kradzieżą


Zbliżający się okres letni będzie jak co roku będzie jak co roku zagrożony przestępczością związaną z kradzieżami rowerów oraz włamaniami do piwnic. Ponownie apelujemy do ich właścicieli o właściwe zabezpieczenie swojego mienia. Szczególną uwagę pragniemy zwrócić osobom pozostawiającym rowery na terenie posesji lub przed sklepami, aby w miarę dostępnych środków (zamknięcia typu "linka" czy nawet zwykłe kłódki) pozostawiały je w ten sposób zabezpieczone. Naprawdę sprawcy wystarczy tylko kilka sekund, aby wsiąść na rower i odjechać w nieznanym kierunku.
Również nasze piwnice muszą być zabezpieczone w sposób bardziej skuteczny, to znaczy należy do ich zamknięcia zastosować kłódki antywłamaniowe, wzmocnione skoble oraz zawiasy. Należy również pamiętać, że sprawca, zanim dokona włamania, robi rozpoznanie, to znaczy sprawdza poprzez szpary w drzwiach piwnicy czy znajduje się tam interesujący go sprzęt, ponadto zwraca uwagę na osoby poruszające się na rowerach. Dlatego prosimy, aby o każdej takiej osobie, której zachowanie może wskazać, iż zamierza ona dokonać tego typu przestępstwa, informować tutejszą Komendę Policji, a na pewno zostaną podjęte działania zmierzające do ustalenia, co to była za osoba oraz co w danym momencie robiła w tym miejscu.
Wychodząc naprzeciw tego typu negatywnym zjawiskom, wzorem lat ubiegłych Komisariat Policji w Łobzie proponuje Państwu możliwość oznakowania swoich rowerów, sprzętu RTV i komputerowego. Prowadzenie tego typu działań dało już wymierne korzyści w postaci spadku ilości kradzieży rowerów i włamań do piwnic. Akcja znakowania wspomnianego sprzętu była prowadzona w maju br. i prowadzona jest w KP stale w każdy wtorek w godzinach od 16 - 18.
Jeżeli chodzi o znakowanie, to będzie o nim wiedział jedynie właściciel i Policja. Sprzęt zostanie oznakowany w sposób fachowy, techniką niewidoczną, wymagającą do odczytu użycia odpowiedniego sprzętu. Prosimy również, aby właściciel posiadał przy sobie dokumenty potwierdzające jego prawa do danego sprzętu. W przypadku, gdy będzie to sprzęt większej wartości czy wielkości, którego dostarczenie na miejsce znakowania może sprawić trudność, prosimy o kontakt np. telefoniczny, a wówczas dotrze do Państwa funkcjonariusz, który znakowanie przeprowadzi na miejscu.
Dodatkowe informacje na temat znakowania można uzyskać pod numerem telefonu 740-51 wew. 235. nadkom. mgr Robert Rzeźnik - komendant KP Policji w Łobzie.

Ze starej książki dochodzeń


Zamieszczamy następne zapisy ze starej milicyjnej książki dochodzeń przechowywanej w łobeskim Komisariacie Policji z przełomu lat 1945/46. Nadkomisarz Leszek Olizarczyk przedstawiając mi ten jej fragment nazwał go "czarną kartą". Rzeczywiście bije z niego groza, bo tyle w nim bezprawia i śmierci. Gdyby nie to, że w tym czasie próbowali w powiecie łobeskim rozpocząć życie po wojennej zawierusze normalni ludzie i że była ich tu większość, że były już, próbujące utrzymać porządek lokalne władze, to można by sobie wyrobić na podstawie tych notatek zdanie o tym, że oto znaleźliśmy się na jakimś Dzikim Zachodzie, gdzie właściwie wszystko wolno. A nie są to przecież opisy jakichś fikcyjnych zdarzeń, a samo życie, fakty, lakoniczne dokumentalne zapisy, za którymi kryje się kawał historii powiatu łobeskiego, dramatów, jakie tu miały miejsce, obyczajów, jakie tu panowały, powojennego zdziczenia. Tak było! Oczywiście trzeba tu wziąć poprawkę na to, że była to w końcu patologia, że dane pochodzą z całego ówczesnego powiatu, do którego należała także wymieniana tu gmina Płoty czy Wicimice, niemniej oddychamy z ulgą, uświadamiając sobie, że to na szczęście już tylko historia. Mamy prośbę do tych starszych Czytelników, którzy może jeszcze pamiętają niektóre z tych zdarzeń lub do tych, którzy coś o nich słyszeli - o kontakt z nami i podzielenie się swoimi wiadomościami na ten temat. Ciekawostka cywilizacyjna - częste były wtedy kradzieże koni. Porównajmy to z dzisiejszą "Kroniką policyjną" - teraz kradzione są samochody. Nadal nie zostało ustalone polskie nazewnictwo miejscowości.
Oto kolejne notatki:
· 23.12.1945. Kradzież maszyny do pisania marki Olimpia z Powiatowego Biura Rolnego w Łobzie. Maszyna została odnaleziona.
· 29 - 30.12. Kradzież krowy w Budenwald w gminie Wicimice na szkodę Władysława Z. Podejrzani polscy żołnierze.
· 06.01.1946. Wydanie przez Urząd Klein Radow (Radowo) zaświadczenia stwierdzającego narodowość polską(? - red.) Niemki Marii H.
· 07.01.46. Zabranie koni i sanek na drodze Łobez - Benedorf na szkodę Władysław P. przez czterech nieznanych sprawców.
· 07.01.46. Zastrzelony przez żołnierza Armii Czerwonej Jan R. z Płotów.
· 11.01.46. Spowodowanie śmierci dwóch Niemców przez pobicie i ucieczka sprawcy z posterunku MO w Wicimicach. Sprawca Józef J.
· 14.01.46. Postrzelenie obywatela Witolda S. przez komendanta MO w Płotach. Wysłano sprawę do Komendy Wojewódzkiej w Koszalinie (ciągle władze wojewódzkie w Koszalinie - red.).
· 15.01.46. Karol K. podejrzany o folksdojczostwo i służbę w S.A. Dowód rzeczowy karabin (? red.). Zameldował posterunek w Schonwalde.
· 16.01.46. Niemka Maria B. podejrzana o uprawianie sabotażu (? - red.)
· 17.01.46. Kradzież konia dokonana przez Tadeusza G. na szkodę rolnika B. w miejscowości Henkenheide.
· 19.01.46. Zastrzelenie milicjanta Franciszka M. przez milicjanta Kazimierza S. przez nieostrożne obchodzenie się z bronią. Zameldował oskarżony.
· 24.01.46. Zastrzelenie obywatela Konstantego A., rolnika z miejscowości Zachow, gmina Klein Radow (Radowo Małe). Sprawcy nie wykryci.
· 30.01.46. Rabunek dokonany na mieszkańcu wsi Priznow przez żołnierza WP Gabriela P.
· 30.01.46. Bójka powstała w czasie zabawy w Wicimicach. Rozbrojenie posterunku MO. Osoby poszkodowane - Władysław P, gajowy, ojciec leśniczego oraz milicjant posterunku MO. Sprawcy zatrzymani.
· 31.01.46. Najście na dom Kazimierza S. przez trzech polskich żołnierzy i Franciszka S.
· 04.02.46. Postrzelenie Ludwika R. przez strażnika SOK (Straż Ochrony Kolei - red.).
· 05.02.46. Przebicie nożem milicjanta Władysława O. przez braci Kazimierza i Wacława O. Obaj byli zatrzymani. Uciekli z aresztu.
· 03.02.46. Znalezienie pięciu trupów zastrzelonych przez nieznanych sprawców 2500 metrów od Łobza. Tożsamości osób poszkodowanych nie ustalono z braku jakichkolwiek dowodów tożsamości.
· 06.02.46. Znalezienie ośmiu trupów - Niemców. Dwie kobiety, jeden mężczyzna, pięcioro dzieci. Podejrzani o zastrzelenie funkcjonariusze PUBP (urząd bezpieczeństwa) w Łobzie.
Notował: W. Bajerowicz

Z żałobnej karty


1. Maria Balicka 02.04.1914 - 15.04.2000
2. Krystyna Walasik 27.11.1929 - 16.04 - " -
3.Maria Juszczak 09.03.1925 - 17.04 -" -
4. Eugeniusz Strzelecki 11.02.1947 - 18.04 - " -
5. Klara Bielaj 17.11.1925 - 21.04 - " -
6. Wojciech Marszałek 04.02.1933 - 20.04 - " -
7. Dymitr Romaniuk 28.10.1924 - 23.04 - " -
8. Leon Iwaniak 17.04.1904 - 22.04 - " -
9. Alina Soska 10.02.1926 - 27.04 - " -
10. Antoni Rodziewicz 19.03.1951 - 27.04 - " -
11. Stanisław Moszyk 10.12.1952 - 05.05 - " -
12. Janina Staszewska 19.05.1943 - 14.05 - " -
13. Olga Kurek 12.06.1920 - 14.05 - " -
14. Bartosz Pałęga 02.06.1984 - 14.05 - " - (W. B.)
Do Łobeziaka można pisać tutaj: